Reklama

LUTEK - Żołnierz od Gór Świętokrzyskich (VIII). Walka i śmierć Robota. Zimowa partyzantka

Ważne miejsce we wspomnieniach Lucjana Krogulca zajmuje ppor. "Robot" Waldemar Szwiec i jego podkomendni. Dziś, zanim przejdziemy do codziennej służby Lutka, przeczytajmy jak Autor wspomina "Robotowców", ich spektakularne akcje i śmierć dowódcy.


31.08/1.09.1943 r. Czwartą rocznicę napaści Niemiec na Polskę ppor. "Robot" dowódca 2 Zgrupowania uczcił zajęciem m. Końskie.

W tym dniu wg wywiadu Obwodu "Dalia" w mieście kwaterowało około trzystu Niemców i około 1500 żołnierzy Ostlegionu, których część kwaterowała w Końskich, a reszta w odległym o 4 km obozie w Baryczy. Po ubezpieczeniu wjazdów do miasta, przy pomocy miejscowej dywersji, "Robotowi" pozostało do bezpośredniej akcji około 80 partyzantów. Pomimo tej różnicy sił, 31 sierpnia 1943 r. przed północą partyzanci 2-go Zgrupowania weszli do miasta, zniszczyli stację transformatorową, wtedy w ciemnościach zablokowali budynki zajęte przez Niemców i granatową policję, i przystąpili do rekwizycji w magazynach niemieckich, odzieży, butów, żywności i rzeczy niezbędnych, przydatnych dla partyzantów, wszystko ładując na wcześniej przygotowane wozy konne. 

Niemcy sądzili, że miasto zostało opanowane przez tak silne oddziały, że oni w walce z nimi nie mają szans, a zatem ograniczyli się do chaotycznego ostrzału prowadzonego z własnych kwater i do oświetlenia rakietami własnego przedpola. Próba natarcia podjęta przez Niemców wnet się załamała. Ruszyła odsiecz Ostlegionu z Baryczy, ale zbytnio się nie spieszyli tak, że o godz. 2.00 Zgrupowanie "Robota" po zabiciu w walkach czterech Niemców, wykonaniu wyroków śmierci na pięciu niemieckich agentach, wycofało się bez strat własnych, z dużą zdobyczą w lasy koneckie.

To uderzenie "Robota" na garnizony niemieckie w Końskich miało duże oddziaływanie psychologiczne zarówno na Niemców, jak i na społeczeństwo polskie.

4.09.1943 r.

Zgrupowanie nr 2 ppor. "Robota" w biały dzień pod Wólką Plebańską w walce z niemiecką obsadą zatrzymanego pociągu zlikwidowało 16. Niemców, raniąc 6. innych - zdobyto broń. Nasze straty - dwóch zabitych ppor. C.C. "Rafał", "Mocny" Rafał Andrzej Niedzielski i b. żołnierz sowiecki "Arkadij" Arkadij Wołkow oraz dwóch rannych. Ppor. "Rafał" skoczył do kraju w nocy z 27/28 marca 1942 r., ur. w 1924 r. "dopisał" sobie dwa lata, aby dostać się do Ośrodka Cichociemnych.

13.09.1943 r.

Karna ekspedycja niemiecka w Smarkowie dokonała aresztowań i zastrzeliła komendanta placówki Armii Krajowej "Huragana" Franciszka Solatę. W odwecie wydzielony oddział ze Zgrupowania nr 2 "Robota", uderzył na tę ekspedycję Niemców z Końskich w Smarkowie. W wyniku walki zabito 29 Niemców, a kilku raniono. Zdobyto broń. Straty własne trzech partyzantów: "Szczerba" - Bogusław Modzerowski, "Adaś" Adam Wolf i "Gryf" Jerzy Ciszek, będący jeden dzień w oddziale, dwóch partyzantów zostało rannych.

14.10.1943 r.

W lasach samsonowskich, w oczekiwaniu na zapowiadane zrzuty, otrzymaliśmy niespodziewanie tragiczną wiadomość, że w Wielkiej Wsi,  gospodarza, członka AK, Franciszka Rurarza kwaterował chory "Robot" z kilkoma partyzantami, stanowiącymi jego osłonę. Kwatera została otoczona przez policję niemiecką i żołnierzy Wehrmachtu.

 Gdy ubezpieczenie zauważyło Niemców, "Robot" wydał rozkaz wycofania się do lasu, ale już pierścień obławy był tak zamknięty, że partyzantom nie udało się wyjść cało i prawie wszyscy polegli w walce z Niemcami. Polegli wówczas: "Robot", plut. pchor. "Staszek" Stanisław Wolf, strz. "Azor" Piotr Downar, strz. "Jasiek" Janusz Rychter, st. strz. "Grażyna" Grażyna Śniadecka, ciężko ranna zmarła w czasie przesłuchiwania przez Niemców. Ujęty przez nieprzyjaciół ppor. "Dobosz" Karol Niedzielski został rozstrzelany 13 grudnia 1943 r. w Łopusznie. Uratowali się tylko dwaj gońcy wysłani przez "Robota" z meldunkiem do "Dalskiego" rowerem, w sprawie przysłania z lasu osłony, strz. "Lis" Marian Pietras i strz. "Teklinowski" Władysław Pisarski.

Wydarzenia te mocno nas poruszyły, bo straciliśmy bardzo dzielnego oficera i wybitnego dowódcę, oddanego sprawie Polaka. Był to największy, jak do tego czasu, cios wymierzony w Zgrupowania Partyzancki AK "Ponury".

Na dowódcę Zgrupowania nr 2, "Ponury" mianował por. "Kmicica" Mariana Janikowskiego. "Robot" w krótkim czasie swej działalności w Zgrupowaniach "Ponurego" w Górach Świętokrzyskich wybił się ponad innych dowódców aktywnością i ilością przeprowadzonych akcji zbrojnych z Niemcami i osobistą odwagą.

 ***

Po obławie, Zgrupowania zakładają obóz w Czarnym Lesie, po południowej stronie drogi Kleszczyny - Bronkowice, na wysokości uroczyska Żarnowiec, na południowy-zachód, kilka kilometrów od Wykusu. Obóz zostaje ubezpieczony przez nasze placówki i czujki. 

1.11.1943 r

Mam wolne od zajęć, dziś Wszystkich Świętych, w sercu jestem na grobach mojego Ojca w Tarczku, w Michniowie pomordowanej przez Niemców Rodziny 12 i 13.07.43 r. siostry Janiny w Starachowicach i na tych mogiłach rozsianych w lasach świętokrzyskich, gdzie na grobach członkowie rodziny lub znajomi, zapalili świece i złożyli jesienne kwiaty. Oddział nasz na zbiórce odmówił modlitwy za zmarłych. Po kolacji i modlitwie wieczornej udajemy się na odpoczynek - wybieramy z "Jastrzębiem" dość rozgałęzioną jodłę, pod którą jest w miarę sucho, układamy na ziemi gałęzie jedliny i suchą paproć, i na takie legowisko układamy się spać, okrywając się kocami.

2.11.1943 r.

Pobudka godz. 5.00, otrzymujemy porcje żywnościowe na 12 godzin, gorącą kawę w menażki, chleb i wędzony boczek - całą drużyną maszerujemy na ubezpieczenia, zmieniając drużynę "Filipa" na placówce przy drodze Kleszczyny - Bronkowice przed gajówką Opal. "Janusz" wysyła czujki ubezpieczające drogę leśną od Michniowa i drogę od Kleszczyn - Suchedniów i przy tej drodze zajmujemy stanowiska "Stryjek" i ja, jakieś 300 m od placówki, jest już bardzo zimno.  Uważnie oglądamy teren, aż do gajówki Kleszczyny, na której pełni służbę gajowy p. Kowalewski, dobry znajomy, a dom otwarty dla partyzantów, gdzie gospodarstwo prowadziły córki: Wacława, Tonia i Marysia oraz syn Ryszard. 

Do gajówki, co pewien czas przybywają interesanci. "Stryjek" opowiada mi o tradycjach i obrzędach obchodzonych w jego okolicy (pochodził z Krajna Parcele) w Zaduszki, który to dzień jest bardziej uroczyście obchodzony niż uroczystość Wszystkich Świętych. Resztę dnia pełniliśmy służbę na placówce. 

Po śniadaniu, na które składał się chleb ze słoniną i surową cebulą oraz kawa zbożowa bez cukru, na deser przyniosłem kolegom ziarna buczyny, które zebrałem spod buka, a po zdjęciu łupiny smakowały jak orzechy, tylko trochę inny smak, teraz uwierzyli, że ją można jeść i od tego czasu zaczęli zbierać i jeść te ziarnka, aż do zasypania ich śniegiem.

W obliczu zbliżającej się zimy, "Ponury" podjął decyzję o częściowej demobilizacji Zgrupowań. W tym czasie, wszystkie trzy Zgrupowania liczyły około 400 partyzantów. Wielogodzinne marsze leśne, nieterminowe zaopatrzenie w żywność i odzież, przykre czynniki atmosferyczne, brak odpoczynku, zimne noce, przeważnie bezsenne - wszystko to rzutowało na osłabienie naszej sprawności bojowej. Najbardziej dokuczliwe stało się kwaterowanie w lesie. W tej sytuacji Zgrupowanie nr 2 "Kmicica" skierował w lasy koło Końskich, nie sprzeciwiał się tym partyzantom, którzy chcieli we własnym zakresie udać się do domu lub na kwatery zimowe. Zgrupowania pierwsze i trzecie kieruje we wschodnie rejony Gór Świętokrzyskich do Pasma Jeleniowskiego. Uprzednio wydaje zarządzenie do wszystkich podległych mu Zgrupowań, w sprawie zachowania się partyzantów, kwaterowania w wioskach, a także zakonserwowania i przechowania posiadanej broni w bezpiecznych miejscach.

2.11.1943 r.

Członkowie AK z koła Śniadka i Sieradowice dostarczyli: chleb, sery twarogowe, wędzoną słoninę, komplety ciepłej bielizny, swetry - golfy i owies dla koni oraz mydło. Były to wioski podleśne a ich mieszkańcy byli oddani bez reszty sprawie odzyskania niepodległości. Rannych z obławy rozmieszczono na kwaterach u czł. AK; w Siekiernie u Rozalii Szafraniec ps. "Róża", we Wzdole, w Śniadce I u p. Władysława Nawrota i innych, zabezpieczając im pomoc i opiekę lekarską poprzez łącznika z podobwodu "Sarna", "Górala".

 

2 - 3.11.1943 r.

Zarządzono odpoczynek tych wszystkich partyzantów, którzy nie mieli służby, aby spali do godzin południowych, po tym pobudka, następnie obiad partyzancki, dostarczony w ośmiu bańkach 30 l przez grupę AK ze Wzdołu, tj. zalewajkę z 15 dekagramami kiełbasy, zaprawianą śmietaną i po pół kg chleba na osobę. Każdy się najadł i rozgrzał, gdyż zupa była gorąca. Następnie zbiórka Zgrupowań pierwszego i trzeciego. "Ponury" zarządza w dniu dzisiejszym wymarsz Zgrupowań w rejon wschodni Gór Świętokrzyskich, w Pasmo Jeleniowskie. Zapowiada, aby przygotować się do wymarszu, załadować na juczne konie zapasową broń, amunicję, środki opatrunkowe i sprzęt gospodarczy. Trasa około 38 km, w czasie marszu nie wolno palić i głośno rozmawiać, trasa została już rozpoznana. Na godz. 15.00 "Ponury" zarządza gotowość Zgrupowań do wymarszu, w szyku ubezpieczonym. 

Nasz oddział stanowi ubezpieczenie przednie pod dowództwem "Dzika". Szperacze i przewodnicy to "Mietek" i "Boguś", drużyna bojowa to drużyna "Wacława", który idzie na jej czele razem z "Dzikiem", ubezpieczenie boczne to drużyna nasza "Janusza", prawe "Lutek", "Jastrząb", "Tadek", "Karolek", lewe: "Janusz", "Stryjek", "Wieczorek", "Żbik", "Bryła", "Urban". Dalej ustawione w zwartych szeregach oddziały, drużyna ochronna "Ponurego", konie juczne i ubezpieczenia tylne. Oficer służbowy złożył meldunek "Ponuremu" o gotowości Zgrupowań do wymarszu. 

Komendant zarządził odśpiewanie modlitwy partyzanckiej i hymnu oraz wymarsz Zgrupowań w zapowiedzianym kierunku. Żegnamy się dziś z Wykusem i lasami siekierzyńskimi, które dla nas były domem przez 167 dni. Koledzy żegnali Wykus z mieszanymi uczuciami, raczej bez żalu. Dla mnie Wykus był naprawdę moim domem i ostoją mojego młodego życia. Pozostał mi głęboko w sercu i wspominam go do dziś.

O zmroku dochodzimy od strony zachodniej do wsi Siekierno Podmielowiec, tu wiejską drogą, koło Nadleśnictwa Siekierno na południe i zachodnim brzegiem lasu Sieradowskiej Góry, koło gospodarstwa Dąbek wchodzimy w dolinę, która biegnie na południowy-wschód. Maszerując tą doliną, (użytkowana jako łąki), zostawiamy z lewej strony wsie i majątek Sieradowice, Śniadka, a po prawej Leśną, Bodzentyn i Tarczek, dochodzimy do drogi Radkowice - Tarczek, którą przechodzimy przez łąki w górę rzeki Psarki, dochodzimy do mostu i szosy Bodzentyn – Starachowice. Szosę ubezpieczamy od zachodu i wschodu, przechodzimy przez most i szosę i od północnej strony cmentarza dochodzimy do Brzezia omijając po prawej Świętomarz, a z lewej Szerzawy i Brzezie. Polnymi drogami maszerujemy do szosy Starachowice - Nowa Słupia, którą po ubezpieczeniu przechodzimy między Chybicami a Sosnówką. 

Tu, już na Ziemi Opatowskiej, ziemia była na podłożu gliniastym, oblepiała obuwie, przez co opadaliśmy z sił. Cały czas maszerujemy w pełnej gotowości bojowej, oporządzenie i zapasowa amunicja również nam ciąży na ramionach, w dodatku ciemność ogranicza widoczność i utrudnia utrzymanie łączności z łącznikami, ubezpieczeniem bocznym i drużyną bojową, a zgrupowaniem. Teraz przez dłuższy czas przemarsz odbywał się w odkrytym terenie. Wreszcie polami, docieramy do rzeki Pokrzywianki. Tu wyszukano przejścia przez rzekę, do czego wykorzystano mostek, którym rolnicy przewozili siano. "Ponury" zarządził odpoczynek, zmieniono przewodników i szperaczy na doświadczonych partyzantów pochodzących z tych terenów, to znaczy kpr. "Sierpnia" Zbigniewa Dusia, strz. "Topolę" Józefa Piwnika i strz. "Edka" z oddziału ppor. "Jurka" . Po tych zmianach prosi w dalszym marszu o zachowanie zimnej krwi, spokoju i sprawnego wykonywania rozkazów, gdyż będziemy przechodzić przez szosę Słupia Nowa. - Ostrowiec Świętokrzyski w pobliżu osiedli i wiosek. 

Maszerujemy terenem odkrytym, pozostawiając po prawej stronie Słupię Nową i Starą, Cząstków i Święty Krzyż z Łysą Górą 593 m i klasztorem opactwa benedyktyńskiego, założonego w początkach XII wieku w stylu romańskim. Z lewej mijamy Pokrzywiankę Górną, Grzegorzowice. Po ubezpieczeniu i przejściu szosy Słupia - Nowa, docieramy o świcie do m. Jeleniów i tu zostajemy rozlokowani w gospodarstwach, które graniczą z lasami bukowo-jodłowymi i Górą Jeleniowską. 

Nasza drużyna została zakwaterowana w czwartym gospodarstwie od lasu, ulokowaliśmy się w stodole, gdzie w zapolu było złożone siano, izby wykorzystywane były tylko do spożywania posiłków, golenia się i mycia, do golenia używałem brzytwy i mydełka, a do mycia zębów szczoteczki i proszku, tu było też mycie całego ciała ciepłą wodą i mydłem. Po dokonaniu osobistej higieny udajemy się do stodoły, gdzie zasypiamy w sianie ze zmęczenia.

W tym czasie "Ponury" zarządza, aby każde gospodarstwo za odpłatnością, przygotowało gorące wyżywienie dla żołnierzy w nim zakwaterowanych. Zadanie to do wykonania otrzymali "Topola" i "Sierpień", pochodzący z tych okolic i znający lokalne warunki rolników. 

Po południu pobudka, obiad wiejski. Z obiadu wszyscy zadowoleni. Następnie zbiórka całego oddziału, gdzie były podane przez "Dzika" meldunki i rozkazy. 

"Ponury" ze swoim sztabem czyni przygotowania, aby jak najlepiej przygotować partyzantów do zimy. Źle przedstawia się sytuacja finansowa. Okręg nie przekazał dotacji dla Zgrupowania, mimo złożonego preliminarza przez Komendanta, który nie chce wysłać partyzantów na kwatery bez pieniędzy. Komenda Okręgu nie utrzymuje z "Ponurym" kontaktu. Zgrupowanie mogło się jednak utrzymać przez dłuższy czas w Paśmie Jeleniowskim, dzięki pomocy miejscowej ludności, członków AK, majątków ziemskich, którzy zaopatrywali nas w odzież i żywność, a pieniądze drogą rekwizycji od Niemców. 

Miejsca postoju Zgrupowań są silnie ubezpieczone, na zmianę przez oddziały służbowe, wystawiające obserwatorów i patrole. Nasza drużyna skorzystała z okazji i wszyscy się wykąpali w ciepłej wodzie, zmienili bieliznę. Ja miałem bieliznę na zmianę, ale niestety nie wszyscy mogli po kąpieli przebrać się w czyste ubrania. Wieczorem przy palącym się na kominie ogniu, wspominaliśmy dni naszego innego życia i śpiewaliśmy półgłosem pieśni partyzanckie i wojskowe budzące wspomnienia. Wyżywienie jest dobre, rolnik, u którego jesteśmy na kwaterze za odpłatnością, stara się byśmy nie narzekali. Popijamy ciepłą kawę i po cichu opowiadam "Jastrzębiowi", jak w czasie Powstania Styczniowego powstańcy atakowali 25.11.1863 r. Opatów, a następnie 21.02.1864 r. ponowili atak na to miasteczko. Opowiadałem także o bitwie powstańców z Moskalami pod Św. Krzyżem.

 

Po służbie przydzielono nam kwatery u gospodarza Chrapka, następna czujka dla nas od godz. 4.00 do 7.00. Po kolacji rozmawialiśmy z gospodarzem, chciałem się dowiedzieć historii powstania tej osady, gdyż jako leśnika interesowało mnie to, tym bardziej, że rodzina ta znała mojego dziadka Ludwika Kołbuca z Belna, gm. Bieliny i na moje pytania udzielał chętnie wyczerpujących odpowiedzi. 

 Gospodarze na Szczytniaku mieli zorganizowane magazyny na broń, żywność, schrony i ziemianki, do czego przyznali się "Januszowi" w czasie wywiadu. Wiosną 1943 r. na Szczytniaku kwaterowały dwa partyzanckie oddziały GL "Andrzeja" i "Szaszki", liczące około 60 ludzi. Już w IV kwartale 1942 r. ukrywali się na Szczytniaku i przezimowali w dobrze zamaskowanych ziemiankach, a na wiosnę 1943 r. zaczęli ściągać sowieckich żołnierzy, którzy uciekli z niewoli ze Świętego Krzyża, a ukrywali się w okolicznych wsiach u gospodarzy. Do grupy tej dołączyli miejscowi komuniści, najwięcej z Denkowa i Starachowic. Dołączyło do nich także kilku Żydów. Oddział ten nosił imię Bartosza Głowackiego. W okolicznych majątkach dokonywał gwałtów i rabunku mienia oraz pieniędzy. To oni dokonali gwałtu na właścicielce majątku we Wronowie, i grabieży pieniędzy. Przyczynił się do tego niejaki "Roch", na którego wydano wyrok śmierci. Na koncie miał także gwałt w majątku Kunin i rabunek żywności. Oddział "Andrzeja" spalił leśniczówkę w Nieskurzowie i zabił szefa wywiadu z Baćkowic. Niemcy dwukrotnie urządzali obławy na tych bandziorów. 8.06.1943 r., zniszczyli im magazyny i ziemianki, i rozbili ten "oddział". Po przybyciu na Szczytniak Zgrupowań AK "Ponury", oddziały "Andrzeja" i "Szaszki" wyniosły się z tego rejonu.

25.11.43 r.

Niepełny oddział "Dzika" kwaterował w podleśnych wioskach Szczytniaka i Jeleniowskiej Góry, u gospodarzy spaliśmy po dwóch, trzech żołnierzy, w m. Kunin, Jeleniów, Skoszyn. Staliśmy się oddziałem ruchomym, bo prawie każdą noc spędzaliśmy w innej wiosce. Jeden dzień podobny jest teraz do drugiego. Pobudki bardzo wczesne, zaraz potem wymarsz do lasu i cały dzień w obozie w lesie. Tu czujki, patrole, warty, służba obozowa. Jedzenie trochę lepsze niż uprzednio. Poprawa higieny. Dochodzą nas wiadomości wojenne ze świata i tak z dnia na dzień wegetujemy. O zmroku wymarsz na kwatery we wsi. Krótkie sny i tak płynie nam dzień po dniu.

Czwarty kwartał 1943 r. był trudnym okresem dla Zgrupowań "Ponurego", wstrzymanej pomocy przez Okręg Kielecki, nieporozumień naszego Komendanta z dowództwem Okręgu, ciężkich warunków zimowych w rejonie Gór Świętokrzyskich i braku perspektyw na przetrwanie zimy w lesie. W tym czasie Komendant "Ponury" kontynuował akcje wysyłania oddziałów na okres zimy na kwatery. Ppor. "Dzik" złożył wniosek do "Ponurego" o przesunięcie naszego oddziału na kwatery zimowe do wiosek w rejonie Bodzentyna, z mniejszą grupą ludzi, łatwiej będzie przezimować w znanym terenie, na co "Ponury" wyraził zgodę. Ostatnie dni przed wymarszem w rejon Bodzentyna kwaterowaliśmy w szałasach leśnych na Szczytniaku, zbudowanych z gałęzi jodłowych wiązanych u góry sznurkiem, na co najmniej sześciu żołnierzy, po jednej i drugiej stronie po trzech spało nogami do ogniska, nad którym czuwał dyżurny żołnierz. Szałasy te nie zabezpieczały nas przed deszczem.

8.12.1943 r.

W Starym Skoszynie, pow. Opatów, oddział Gwardii Ludowej pod dowództwem "Tanka" Zenona Kołodziejskiego zatrzymał, pobił i uwięził grupę rannych i chorych żołnierzy "Ponurego" przewożonych na kwatery po częściowym rozformowaniu Zgrupowań, oraz usiłował zarekwirować dwa wozy z bronią odsyłaną do schronu miejscowej placówki AK w celu jej przechowania. Dowódcą tego konwoju był plut. "Listek" Jan Dąbrowski, ordynans "Ponurego". Na odgłos serii, którą "Tank" oddał z pepeszy w kierunku przewożących broń, Komendant "Ponury", który usłyszał strzały, natychmiast wysłał na miejsce zdarzenia por. "Mariańskiego" z grupą partyzantów. Prowodyrowi tej grupy, "Tankowi" udało się zbiec wraz z sześcioma gwardzistami. Pozostałych "Mariański" ujął i postawił przed powołanym w trybie natychmiastowym przez "Ponurego" sądem oficerskim, który pięciu z nich najbardziej agresywnych i znęcających się nad żołnierzami AK kazał rozstrzelać, pozostali zostali uwolnieni. Wyrok śmierci został wykonany. W uzasadnieniu kary śmierci jako bezpośrednią przyczynę takiego wyroku podano zbrojną napaść na żołnierzy Armii Krajowej i chęć zagarnięcia broni należącej do polskich partyzantów AK. Taki czyn w warunkach wojennych karany jest śmiercią.

18.12.1943 r.

Wstaję o godz. 4.30, mam od 5-tej do 7-mej wartę. Noc jeszcze zupełnie ciemna, księżyc i gwiazdy, przenikliwe zimno, po prostu marznę w uszy, nos i ręce, rozgrzewam się chodząc i czekam świtu. Nareszcie zmiana – "Tadek". Wracam do szałasu, trochę się rozgrzewam nad tlącym się ogniem. 

Apel o godz. 8.00, na którym "Dzik" zapowiada pogotowie marszowe o zapadającym zmroku, do tego czasu zdać do magazynu broń długą i do niej amunicję, a także oporządzenie doprowadzić do jego sprawności. W czasie marszu zachowujemy absolutną ostrożność i ciszę, nie palimy papierosów. Marsz będzie wyczerpujący i ciężki. O zmroku zbiórka na placu apelowym, zaopatrzyć się w gorącą kawę. Skromne śniadanie o godz. 9-tej, obiad trochę lepszy o godz. 14-tej, resztę czasu na uporządkowanie umundurowania. Zabieram wszystko, zapasową bieliznę, sweter, skarpety, koc, ręczniki i pakuję do plecaka, resztę na siebie, a także do chlebaka rzeczy osobiste, granaty i pistolet kal. 9 mm, P-38 i amunicję.

Spod góry Szczytniak w rejon Bodzentyna - Siekierna - Bronkowic jest około 35 km, zaraz o zmroku wyruszamy, ustawieni w kolumnę marszową. Zaplanowano, aby trasę tę przebyć w ciągu nocy, a nad ranem zakwaterować przy pomocy członków AK we wsiach, na północ od Bodzentyna. 

Oddział wyrusza w kierunku zachodnim - prawie metrowe zaspy śnieżne, mróz szczypie w policzki, pod nogami słychać skrzypienie zmarzniętego śniegu, po którym idziemy, a na dodatek zaczyna się zawieja i wzmaga silna wichura, która utrudnia nam marsz, gdyż wiatr i śnieg wieją z zachodu prosto na nasz oddział, prosto w twarz, którą musimy zasłaniać. Marsz gęsiego o tyle jest korzystny, że idący pierwsi, którym najtrudniej, torują drogę w śniegu kolegom. Idziemy tak sznurem, brzegiem lasu, aby chronić się przed śniegiem i wichurą, i trzymać się kierunku marszu aby nie zabłądzić w polu.  Z tkliwością patrzę na każdą mijaną wiejską chałupę, w której tak błogo można w cieple wypocząć, tym bardziej, że mamy za sobą już kilka nieprzespanych nocy. Po tak forsownym i uciążliwym marszu zatrzymujemy się około godz. 22.00 przy szosie Słupia-Łagów. Tu od strony zachodniej ubezpieczamy ją razem z "Jastrzębiem". Oddział przechodzi szosą i mija Słupię od południa, brzegiem lasu.

Wyszliśmy na otwartą przestrzeń, walcząc uparcie z żywiołem. Tak oddział dotarł do Miejskiej Góry, gdzie opadnięci z sił, zmarznięci, rozdzieleni, udaliśmy się do kół AK. Nasza grupa "Wacław", "Janusz", "Mietek`, "Śniady", "Tadek" i ja udaliśmy się do Śniadki III, gdzie prezes koła AK Antoni Świderski poprzez łącznika przydzielił nam kwatery. Otrzymałem kwaterę w Śniadce II u Wojciecha Pokrzywki, "Wacław", "Janusz", "Śniady" w Bronkowicach - Młyn Klimka, "Mietek" Śniadka III u Jana Gwardysia, "Tadek" - Bronkowice Górki u Stefana Matyska. Z uwagi na bezpieczeństwo, w kolejności zmieniałem kwatery. Najpierw u Pawła Pożogi i Władysława Gwardysia - Śniadka III, Zofii i Józefa Jaroszów - Śniadka II, Józefa Graby Sieradowice I, u którego spędziłem Święta Bożego Narodzenia, były one dla mnie smutne bez najbliższych

Przy pomocy kół AK, wystawialiśmy dla bezpieczeństwa straże wiejskie. Łączność z "Dzikiem" mieliśmy przez łącznika "Górala" i "Janusza". W zakwaterowanych gospodarstwach przebrany w cywilne ubranie, pomagałem w pracach w zagrodzie, choć tego nie wymagał gospodarz, w zamian za pracę otrzymywałem całodzienne wyżywienie i nocleg. Józef Graba kategorycznie zabronił mi pracować u siebie a za wyżywienie nie brał pieniędzy.

W trzeciej dekadzie grudnia 1943 r. "Dzik" otrzymał wiadomość o działalności konfidenta niemieckiego na terenie Bodzentyna, na którego wydano wyrok śmierci. Mając do dyspozycji obstawę z "Janusza", "Jastrzębia" i "Lutka", "Dzik" wykonał na nim wyrok przed jego domem.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do