Reklama

Lucjan Kotowski – życie hartowane pracą, wiarą i harcerstwem

Lucjan Kotowski, 88-letni mieszkaniec Starachowic, pochodzący z okolic Radomia, który okupację przeżył na Lubelszczyźnie. Do Starachowic trafił mając niespełna 18 lat. Pracował w zlokalizowanych niegdyś na naszym terenie Kopalniach Rudy Żelaza "Sztolnia" i "Szyb". Nigdy nie bał się prądu, choć go nie widać a harcerstwo dało mu drugie życie.

- Urodził się Pan jeszcze przed wojną, czy pamięta Pan lata okupacji? Co pozostało w pamięci z tego okresu?

- To był bardzo ciężkie przeżycia. W 1940 roku w Radomiu, ojciec razem z grupą innych osób został wystawiony na rozstrzelanie. Podczas pierwszego rozstrzelania przez Niemców, ojciec nie został zabity na miejscu. Raniony był w ramię i padł razem ze wszystkimi. Potem go dobili. Zabrali dokumenty. Dla mamy, która miała pod opieką dwoje małych dzieci zaczął się trudny, tułaczy czas. Było bardzo ciężko, bywało, że spaliśmy w oborze, albo stodole, bo bez dowodu ludzie bali się nas brać do domu. To był bardzo niewdzięczny czas, aż trafiliśmy na Lubelszczyznę. Wyzwolenie spotkało nas w Lipsku. Tam mieszkaliśmy parę lat, tam rozpocząłem szkołę, gdzie chodziłem do czwartej klasy. Potem mama wyszła za mąż, zaczęła pracę jako sprzątaczka. Do szkoły miałem siedem kilometrów w jedną stronę a opuścić można było maksymalnie 20 dni w roku. Niezależnie od pogody, czy deszcz czy śnieg człowiek musiał iść, żeby nie powtarzać roku.

- W wieku 18 lat trafił do Starachowic? Jak do tego doszło?

- Chciałem uczyć się w Technikum, ale była bieda. Ówczesny dyrektor Winnicki ze względu na brak finansów uznał, że nie mogę tu zostać, zaproponował Elbląg, Zamość lub Strzelce Opolskie, dał nawet prowiant na drogę. Wybrałem to ostatnie miasto. Po skończeniu szkoły, nie mając jeszcze 18 lat podjąłem pracę na kopalni, bo kształciłem się na kierunku elektromonter.

- Jak zapamiętał Pan Starachowice z okresu lat 50.?

- Nie było bloków, raczej domy. Tam gdzie przez lata było wesołe miasteczko, były pola, łąki, ludzie mieli krowy i siane były zboża. Z czasem zaczęto budować bloki dla pracowników, powstała Spółdzielnia Mieszkaniowa, której jestem członkiem i czynnym działaczem. Poza tym zakłady pracy i tak miasto się rozwijało.

- Pracował Pan w Kopalni Rudy Żelaza Sztolnia i Szyb, gdzie one były zlokalizowane?

- Sztolnia była tam, gdzie dziś tory kolejki wąskotorowej przecinają drogę ze Starachowic w kierunku Lipia. Tam, gdzie w latach 70-tych było wysypisko śmieci, było wejście do kopalni. Pod ziemią był urobek a na powierzchni biura i warsztaty. Tam znajdowała się również rampa, gdzie dochodziło do sortowania urobku (na rudę i ziemię).

Kopalnia "Szyb" była dalej, za skrzyżowaniem do Lipia. Tam gdzie dziś znajduje się Dom Weselny "Rosochacz". Były tam domy mieszkalne dla pracowników tzw. baraki. A także maszyny wyciągowe i hałdy, na które szły odpady z urobku. Na kopalniach pracowałem od 1954 d0 1962 roku.

- Czym się Pan tam zajmował?

- Jako elektryk nie pracowałem bezpośrednio przy wydobyciu, moim zadaniem było doprowadzanie prądu do stanowisk górniczych. Odpowiadałem za utrzymanie ruchu. To była praca w ruchu ciągłym, na zmiany, świątek piątek i niedziela. Miałem dbać o urządzenia, by były sprawne, by nie było awarii, bo wszelkie problemy były odbierane jako sabotaż.

W obu kopalniach wydobywano rudę żelaza, która szła do Wielkiego Pieca. To była głównie praca dla mężczyzn. Kobiety pracowały na tzw. rampie.

Górnik, to co urobił, sortował na rudę i na ziemię. Ten odpad wrzucał za siebie, tak powstawały hałdy. Ruda szła do magazynów, a dalej wagonami wąskotorówki na hutę z przeznaczeniem na żeliwo. Mała lokomotywa ciągnęła ok. 10 wózków - to ważyło ok. 1,2 tony. Do dziś za torami został zsyp po Sztolni. Przez lata było tam wysypisko, teraz rosną dzikie krzaki.

To była bardzo ciężka praca - ręczna robota, kilof i łopata. Warunki trudne - pod ziemią, doskwierał brak powietrza, były wentylatory na powierzchni, ale nie dawały tyle powietrza, co trzeba. Zatrudnienie miało tam ok. 150 ludzi, głównie mężczyzn. Zawsze mówiło się, że górnikom dobrze było, ale zarobek w stosunku do tej pracy, jaką wykonywali nie był wcale duży.

- W 1961 roku został Pan powołany do Szkoły Podoficerów Specjalistów Łączności w Nowym Dworze Mazowieckim a potem przeniesiony do Sztabu Generalnego Dowództwa Wojsk Lotniczych, gdzie przytrafił mu się nieszczęśliwy wypadek. Co się wydarzyło?

- Siadłem w samolocie, a wylądowałem w szpitalu... na pół roku. Za sterami siedział kto inny. Zginął pilot i mechanik a ja miałem złamane dwie kości prawego podudzia i dwa żebra. Wylądowałem na Wiejskiej w Warszawie w szpitalu. Leżałem trzy miesiące, jako manekina mnie wozili, stamtąd do Przemyśla i przez rok byłem na rencie.

- Potem rozpoczął Pan pracę w Powiatowej Spółdzielni Usług Wielobranżowych, trzy lata pracował w pralni chemicznej przy ul. Żeromskiego, jako dyżurny podstacji wysokiego napięcia w Zębcu, miał też krótki epizod pracy na siarce w Tarnobrzegu oraz jako elektromonter dyżurny w tartaku w Wąchocku. Doświadczył też pracy w kopalni piasków żelazistych, które koleją szły do Kunowa, a stamtąd do Huty Ostrowiec Św. W Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach, gdzie przepracował do emerytury, był na podstacji zasilania fabryki PG4. Które miejsce pracy wspomina Pan najlepiej?

- Chyba Fabrykę, to ostatnie lata pracy. Kiedy obalili komunę, nastała Solidarność, przez 1,5 roku byłem na zasiłku przedemerytalnym, bo do pracy poszedłem jako młodociany, miałem lata pracy, ale wieku nie było.

- Całe życie zajmował się Pan energią elektryczną. Ale nigdy nie bał się prądu - choć go nie widać...

- Jest takie powiedzenie "prądu się nie dotyka, bo po prądzie się znika, ale elektryka prąd nie tyka". To prawda - nie bałem się prądu, ani pracy, do której byłem zmuszony od wczesnych lat młodości. Na szczęście ani na kopalni ani w żadnym innym miejscu pracy do wypadku nie doszło.

- Wielu starachowiczan zna Lucjana Kotowskiego z harcerstwa. Był instruktorem, wychowawcą wielu młodych ludzi w harcerskich mundurkach. To dzięki niemu i jego żonie dzieci na obozach nie były głodne. Jak ta przygoda się zaczęła?

- Harcerstwo zrodziło się w powodu ciężkich warunków życia, których doświadczyłem. Do harcerstwa należę od 1948 roku, najpierw jako zuch. Pracując na kopalni zapoznałem żonę. Za czasów tzw. komuny harcerstwo dało mi drugie życie. Przecież nie stać było nas na żadne wyjazdy czy wypoczynek. Dzięki harcerstwu mogłem pojechać do Złocka, Krynicy Morskiej czy Górskiej, zobaczyć kochane Ciekoty, Janów Lubelski, Zamość, Tarnobrzeg. 

Kiedy założyłem rodzinę, z żoną i synami jeździliśmy całą rodziną na obozy pod namioty. To był czynny wypoczynek z młodzieżą. Żona pracowała na kuchni, ja zajmowałem się zaopatrzeniem. Co się trzeba było czasem nakombinować! Były problemy ze zdobyciem zwykłej butli z gazem. Żywność na kartki, nie tak jak teraz, gdzie wszystko jest w sklepach. Ale dla chcącego zawsze znajdzie się sposób. Głodu dzieci nie cierpiały. Miały tam szkołę życia: nocne warty, służba w kuchni obozowej... Przynajmniej umiały sobie kanapkę zrobić albo coś ugotować. Dziś mało kto to potrafi.

- Czego uczy harcerstwo?

- Po prostu życia, nie tylko o sobie trzeba myśleć, ale też o innych.

- Mało kto wie, że to m.in. Panu Lucjanowi zawdzięczamy powstanie miasteczka ruchu drogowego przy Szkole Podstawowej nr 9. Skąd ta inicjatywa?

- To miało związek z harcerstwem. Za komuny, by młodzież jeździła nad morze, musiała posiadać kartę rowerową. Ratując młodzież, harcerzy, złożyliśmy wniosek z dh Stefanem Derlatką, który był wieloletnim harcerzem do Komendy Powiatowej. Przy SP nr 9 wydzielili nam działkę, pod miasteczko, gdzie stanęły znaki drogowe. Gdy udało się przeforsować ten pomysł, sędziowałem zawody z udziałem gokartów czy minikarów.

- Oddany przez lata młodzieży, jaką miałby Pan dziś złotą myślą dla młodego pokolenia?

- Życzę, by tu mieli warunki do mieszkania, pracy i życia...

Rozmawiała Ewelina Jamka

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do