Reklama

Drugie życie pani Marii

Bohater z dzieciństwa wciąż pozostaje we wdzięcznej pamięci dorosłej kobiety. Choć od mrożących krew w żyłach wydarzeń upłynęło już 55 lat, Maria Dorota Mazur, jak żywo ma przed oczami obraz mężczyzny, który wyciągnął ją z lodowanej wody na Kamiennej. Jego odwaga i Boża Opatrzność pozwoliły jej narodzić się na nowo...


Był 4 lutego 1964 rok. Mroźna zima dawała się we znaki. Pół roku wcześniej rodzeństwo straciło mamę. Przed południem wracali ze sklepu do domu. Po drodze mieli do pokonania drewnianą kładkę na rzece Kamiennej. Obecny most przy ul. Radoszewskiego w Starachowicach był w budowie. 13-letni wówczas Paweł Sokołowski szedł pierwszy, za nim trzy lata młodsza siostra Maria Dorota.
- Pamiętam, że bałam się iść tamtędy, ale innej drogi nie było. Chodziły po niej dzieci do szkoły, choć bezpieczne to na pewno nie było - wspomina wydarzenia sprzed ponad pół wieku Maria Dorota Mazur. - Nie wiem nawet kiedy i jak to się stało, kiedy spadłam z tego mostu i wpadłam do wody.
Był śnieg, minusowe temperatury, woda lodowata. Rwący nurt rzeki zabrał 10-letnią wówczas dziewczynkę ze sobą.
- Pamiętam to jak dziś, tamte obrazki jak żywo stoją mi przed oczami. Byłam przerażona, leżałam na plecach i tylko usta wychlałam ponad wodę, żeby nie iść na dno - wspomina dramatyczne chwile sprzed 55 laty.
- Nagle się to stało, oglądam się za siebie a jej nie ma. Patrzę jest na wodzie a rzeka płynie - mówi Paweł Sokołowski, brat pani Marii.
Wokół zbiegło się nagle mnóstwo osób z okolicznych domów. Krzyczeli, że dziecko tonie. Liczyła się każda sekunda. Na ratunek tonącej dziewczynce ruszył 34-letni wówczas Józef Kiełbasa, ojciec trójki dzieci, który wraz z małżonką oczekiwał na narodziny czwartej pociechy.
- Ten obecny most był w budowie, ja prowadziłem te prace, ale nie było mnie na miejscu, jak to się stało. Z Urzędu Miasta miałem wtedy podjechać autobusem do domu. Pamiętam, że miałem jechać "jedynką", dlaczego wsiadłem w "trójkę", nie wiem. Coś mnie tchnęło. Trójka jechała właśnie koło mostu. Na przystanku słyszę ktoś krzyczy: "dziecko tonie". Stało parę osób. Wyleciałem z autobusu, zrzuciłem tylko kurtkę i do wody. Pobiegłem trochę dalej, by złapać dziecko po drodze. Chwyciła mnie za rękę i udało mi się ją wciągnąć - mówi pan Józef. - Pamiętam to miejsce. Tam dalej było rozlewisko, tzw. koński dołek. Jak wychodziłem z wody mróz mnie ścisnął i wiem, że stałem w wodzie po kolona a krzyczałem, że tonę.
Zaraz po cudownym ocaleniu, dziewczynką i mężczyzną zaopiekowali się mieszkańcy okolicznych domów. Pod swój dach wzięła ich wspaniała rodzina państwa Skorzyńskich, którzy przebrali dziewczynkę w suchą odzież a mężczyźnie dali do picia spirytus, by się rozgrzał od środka.
- To mnie uratowało - mówi pan Józef. - Pamiętam, jak przyjechało pogotowie, to panią Skorzyńską po rękach lekarz całował, że tak właściwie postąpiła. Przebadali mnie a dziecko wzięli do szpitala. Ale zaraz wyszła do domu.
- Nawet się nie przeziębiłam - dodaje pani Maria, która jest ogromnie wdzięczna panu Józefowi za uratowanie życia. - Za każdym razem kiedy przechodzą przez ten most to czynię znak krzyża, dziękując Bogu i opatrzności za uratowanie życia. Modlę się za człowieka, który nie bał się mi przyjść z pomocą. Proszę o zdrowie i błogosławieństwo dla niego i całej rodziny.  A przecież ryzykował własne życie a miał żonę i dzieci, które mógł osierocić.
- Ja się nad tym nie zastanawiałem. Jakbym się zastanawiał, to bym nie wszedł, stałbym, jak inni stali. Miałem dobrą energię, kierowałem się tylko tym, żeby złapać dziecko - dodaje nasz bohater.
- Nie ma przypadków w życiu. Tylko Opatrzność Boża pozwoliła mi przeżyć i odwaga tego człowieka - mówi pani Maria.
Wdzięczna za drugie życie, każdego roku pamięta o swoim wybawcy. W tym roku zamówiła w jego intencji Mszę św. Mija bowiem dokładnie 55 lat od tego wydarzenia, które można a nawet trzeba rozpatrywać w kategoriach cudu. Pan Józef bohaterem się nie czuje, dziwi się nawet czasem, że pani Maria, z która pozostają w ciągłym kontakcie po tylu latach wciąż o tym pamięta i tak mu jest wdzięczna za uratowanie życia. Czyn mężczyzny doceniły ówczesne władze państwowe honorując pana Józefa odznaczeniem za bohaterstwo i odwagę z narażeniem życia.












Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do