
Paweł Kołodziejski – poeta, historyk i muzealnik – opowiada o swojej twórczej drodze, przemianach, jakie zachodziły w jego poezji, oraz o tym, jak współczesny świat wpływa na sztukę i duchowość.
- Debiutował Pan w 1997 roku w „Radostowej”. Jak wspomina Pan ten moment?
- To było ogromne przeżycie. Myślę, że każdy twórca, niezależnie od dziedziny, doświadcza czegoś wyjątkowego, kiedy po raz pierwszy widzi swoje dzieło w druku. Można to porównać do momentu, w którym widzi się własne dziecko po raz pierwszy. Kiedy moje wiersze zostały opublikowane, poczułem, że ktoś, kogo nie znam, może je przeczytać – to było dla mnie coś naprawdę wielkiego. Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie wydanie pierwszego tomiku – trzymać w rękach własną książkę, to zupełnie inny poziom satysfakcji.
- Pana drugi tomik, „Szklana Dłoń”, ukazał się osiem lat po debiucie. Czym różnił się proces jego tworzenia?
- Ktoś kiedyś powiedział, że pierwsze wiersze powinno się wyrzucić do kosza i zacząć od nowa. Oczywiście są twórcy, którzy od razu tworzą coś wyjątkowego, ale większość debiutów bywa niedoskonała. Nie wstydzę się swojego pierwszego tomiku, ale patrzę na niego krytycznie. W przypadku „Szklanej Dłoni” starałem się podejść do procesu twórczego bardziej świadomie. Nie chciałem, żeby to był przypadkowy zbiór wierszy, lecz przemyślana, spójna całość. Zrozumiałem, że warto dać tekstom „poleżeć”, nabrać do nich dystansu, zanim uznam, że są gotowe do publikacji.
- Czy przez te lata dojrzewał Pan poetycko?
- Mam taką nadzieję. Po pierwszym tomiku nauczyłem się cierpliwości i krytycznego spojrzenia na własne teksty. Dzisiaj wielu z tych pierwszych wierszy nie umieściłbym już w książce. Ale uważam, że książka poetycka powinna być czymś więcej niż tylko zbiorem tekstów – to musi być pewna narracja, spójna całość.
- Czy poezja może zmieniać rzeczywistość, czy raczej służy jej uchwyceniu?
- Myślę, że poezja może zmieniać sposób postrzegania rzeczywistości, a to już pierwszy krok do zmiany człowieka. Jeśli człowiek potrafi dostrzec świat inaczej, to wpływa to na jego wybory i zachowania. Kiedyś poezja miała ogromne znaczenie, ale dzisiaj nie przypisuje się jej takiej mocy. Co więcej, sami poeci często nie wierzą w siłę swojego oddziaływania. Współczesna poezja stała się często hermetyczna, niezrozumiała dla przeciętnego odbiorcy, przez co traci dawny rezonans.
- Czy widzi Pan poezję w innych formach, na przykład w muzyce?
- Zdecydowanie tak. Hip-hop i rap mają w sobie wiele z dawnej improwizacji poetyckiej. Rytm, rym, koncept – to wszystko jest poezją. Można to porównać do dawnych pojedynków poetów-improwizatorów. Oczywiście język bywa brutalny, ale trzeba pamiętać, że i w tradycyjnej poezji pojawiały się mocne, dosadne treści. Skoro tekst ma opisać rzeczywistość a ta bywa brutalna, być może konieczne jest użycie mocnych słów aby się z nią zmierzyć.
- Czy według Pana, młodzi ludzie tracą zainteresowanie historią i kulturą?
- To jedno z największych wyzwań współczesnych instytucji kultury. Dzieci i seniorzy chętnie uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych, ale młodzież jest trudna do przyciągnięcia. To nie znaczy, że nie są zainteresowani – problemem jest znalezienie odpowiedniej formy przekazu. Konkurowanie z TikTokiem czy mediami społecznościowymi nie ma sensu, trzeba szukać innych sposobów dotarcia do nich.
Staramy się eksperymentować. Organizowaliśmy np. wydarzenia związane z komputerowymi grami retro – przyszło mnóstwo dorosłych, którzy chcieli pokazać swoje młodzieńcze pasje własnym dzieciom. Ale dla nastolatków nie było to aż tak atrakcyjne. To pokazuje, że nie każda nowa forma angażuje młodych ludzi.
Pojawia się też pytanie, czy muzea powinny konkurować z mediami społecznościowymi, takimi jak wspomniany TikTok. Moim zdaniem nie – nie wygramy tej rywalizacji. Kluczowe jest znalezienie balansu: muzeum nie powinno być surową, „świętą” przestrzenią, gdzie mówi się tylko szeptem, ale nie może też zamienić się w czystą rozrywkę oderwaną od wartości nieprzemijających jak wrażliwość, poczucie piękna, czy chęć poznawania, edukacji.
Naszą rolą, jako starachowickich muzealników jest tworzenie przystępnej narracji o historii lokalnej, o jej uniwersalności ale też unikatowości, podkreślanie, że przemysłowa przeszłość jest wyróżnikiem naszej lokalnej tożsamości. Chcemy, by młodzi ludzie poczuli, że miejsce, w którym przyszło im żyć nie tylko ma bogatą przeszłość ale może też mieć równie ciekawą przyszłość. Trzeba tylko dać mu szansę i pracować dla niego a nie koniecznie lgnąć do wielkiego świata, który okazuje się wcale nie tak wielkim. Jeśli uda się wzbudzić w nich to poczucie, sami zaczną szukać wiedzy o historii i kulturze.
- Czy to oznacza, że tempo współczesnego świata powoduje, że ludzie gubią duchowość?
- Moim zdaniem problemem jest brak autorytetów. Kiedyś mistrzowie przekazywali wiedzę uczniom, dziś młodzi ludzie są pozostawieni sami sobie. Mają ogromny dostęp do informacji, ale nie wiedzą, którą drogą iść. Żyjemy w chaosie informacyjnym, gdzie każdy mówi coś innego. Młodzież często nie ma narzędzi do odróżnienia tego, co wartościowe, od tego, co jest tylko szumem. Słowa tracą swoją wartość, przestają być odbiciem rzeczywistości a stają się narzędziem manipulacji. Zawsze tak było ale dzisiaj wobec wielości informacji mamy problem z odróżnieniem prawdy od fałszu. Zagubienie dotyczy nie tylko ludzi młodych ale każdego z nas. Powinniśmy pamiętać, że informacja to jeszcze nie wiedza, a wiedza to jeszcze nie mądrość.
- Witkacy mówił o „zaniku uczuć metafizycznych” i kryzysie sztuki. Czy Pan również to dostrzega?
- Witkacy był wizjonerem i wiele jego spostrzeżeń okazało się proroczych. Mówił o tym, że sztuka staje się pustą formą, a ludzie przestają odczuwać potrzebę metafizyki. I rzeczywiście, dziś często traktujemy sztukę jako produkt – coś, co można skonsumować, a potem zapomnieć. Jednak nie oznacza to, że prawdziwa sztuka zniknęła. Myślę, że wciąż istnieją twórcy, którzy próbują dotrzeć do głębszych warstw ludzkiej wrażliwości.
- Czy uważa Pan, że powinniśmy bać się przyszłości, zwłaszcza w kontekście sztucznej inteligencji i rewolucji technologicznej?
- Każda epoka miała swoje wielkie rewolucje – druk Gutenberga, teoria Kopernika – i każda budziła lęk. Nie sądzę, by technologia nas zniszczyła, ale na pewno nas zmieni. Kluczowe jest, byśmy potrafili zachować w tym wszystkim człowieczeństwo, czyli czułość do istnienia.
- Jakie przyjemności lub zwyczaje pielęgnuje Pan w ciszy, które są zupełnie niezwiązane z Pana publicznymi rolami?
- Bardzo wiele rzeczy, które robię w ciszy, zazębia się to z moją pracą i twórczością. Ale jeśli miałbym wskazać coś wyjątkowego – jestem uzależniony od książek. To jedyny przedmiot materialny, który rzeczywiście pożądam. Nie przywiązuję wagi do rzeczy materialnych, ale książki są dla mnie czymś więcej. Uwielbiam ich zapach. Mam taki zwyczaj, że kiedy kupuję nową książkę, najpierw ją wącham. To jedna z przyjemności, której nie daje mi żadna forma czytania cyfrowego – książka musi pachnieć. Czytam głównie literaturę historyczną, ale także literatura piękna: uwielbiam Hessego, Kunderę, Dostojewskiego, czy Iwaszkiewicza. Staram się też być na bieżąco z literaturą współczesną.
- Jeśli mógłby Pan na jeden dzień wcielić się w dowolną postać z książki, filmu lub historii, kto by to był i dlaczego?
- Chciałbym być wspomnianym Witkacym. Fascynuje mnie jego sposób postrzegania świata – na ile był autentyczny, a na ile ukrywał się za maskami. To postać wyprzedzająca swoją epokę, prekursor teatru absurdu, genialny pisarz i myśliciel. Ciekawi mnie, jak wyglądałby świat jego oczami, choć pewnie po takim dniu miałbym niezłego kaca…
Paweł Kołodziejski urodził się 8 marca 1976 w Starachowicach. Ukończył administrację na Uniwersytecie Łódzkim i historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest dyrektorem Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. Debiutował w 1997 roku w miesięczniku „Radostowa”. Laureat kilku konkursów literackich. Swoje wiersze zamieszczał m.in. w „Wyrazach”, „Okolicy poetów” i „Poezji dzisiaj”.
Arcydzieło
jesteś obok
na wyciągnięcie ręki
a jednak
oddzielona setkami lat
tysiącem i jedną nocą
jakbym oglądał obraz
zawieszony na ścianie
muzeum
na którym dawny mistrz
wypisał swoją drwinę
04.01.2009, z tomiku "Koniec sezonu"
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.