
Sportowe plany, zamierzenia i ambicje w jednej chwili zeszły na dalszy plan. W obliczu otwartego konfliktu zbrojnego, trzeba było praktycznie wszystko przewartościować. Startująca w barwach Ludowego Klubu Biegacza Rudnik Lilia Fiskowicz wraz z trojgiem małych dzieci nie miała innego wyjścia jak tylko spakować się i opuszczać Ukrainę. W gminie Brody znalazła swój tymczasowy dom.
- Jeszcze kilka tygodni temu, dla Polaków i pewnie Ukraińców również sytuacja z jaką mamy obecnie do czynienia wydawała się czystą abstrakcją. Nikt bowiem, nawet w najczarniejszych scenariuszach nie dopuszczał do siebie myśli, iż wojna może stać się faktem. Tymczasem historia świata i Europy pisze się na naszych oczach – powiedział w rozmowie z TYGODNIK-iem i portalem starachowicki.eu Sylwester Dudek, prezes Ludowego Klubu Biegacza Rudnik, który wraz z gronem swoich przyjaciół stanął na wysokości zadania. W barwach LKB jeszcze do niedawna startowali mieszkający na co dzień w kraju naszych wschodnich sąsiadów Lilia i Siergiej Fiskowiczowie. Ona Mołdawianka, on Ukrainiec.
- Kiedy tylko pojawiła się pierwsza nadarzająca okazja wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy w kierunku przejścia granicznego. Oczywiście wcześniej nawiązując kontakt telefoniczny z Lilią i jej trójka dzieci – tłumaczył sternik LKB Rudnik. Co stało się z natomiast mężem kobiety? - Sergiej z powodu wybuchu wojny musiał pozostać na Ukrainie. Nie mógł dotrzeć do Polski, bowiem mężczyźni w wieku do 60 lat, musieli tam pozostać. Była ogłoszona powszechna mobilizacja – stwierdził Sylwester Dudek.
Trener i szkoleniowiec klubu podkreśla, że w takiej sytuacji Lilia nie mogła zostać bez wsparcia. - Na granicy czekała 30 godzin. W drogę powrotną wyruszyliśmy w środku nocy. Doskonale wiedzieliśmy, że na nią i dzieci czekać będzie miejsce, w którym mogą czuć się bezpiecznie – zaznaczył nasz rozmówca.
Fiskowicz miała w zasadzie kwadrans na to by spakować się, zabrać walizki i ruszyć do drogę do Polski. Wraz z nią w kierunku przejścia granicznego podążali: 4-letni syn i dwie córki. Jak podkreślił prezes Dudek minione dni, sportsmenka spędziła w domu w Dziurowie (gm. Brody).
- Z pewnością może czuć się tu jak u siebie. To bardzo ciepła i życzliwa osoba. Lilia miała swoje plany nie tylko życiowe i prywatne. Dla niej sport jest czymś więcej niż tylko pasją. W marcu miała wystartować w maratonie, w czeskiej Pradze. Wybuch wojny na Ukrainie zmienił jednak jej plany o 180 stopni – mówił prezes Dudek. Jak dodał, lekkoatletka po tym jak pojawiła się w Polsce, powoli stara się układać życie na nowo. - Na pewno nie jest to łatwe, tym bardziej, iż na Ukrainie został jej mąż. By uciec myślami od wojny, Lilia rozpoczęła treningi – powiedział Dudek.
W pomoc dla niej mocno zaangażowali się nie tylko przedstawiciele klubu, ale również wolontariusze z fejsbukowej grupy "Widzialna ręka Starachowice". - Nasza rodzina jest już w pełni wyposażona. Mamy wszystko łącznie z ogarnięciem kwestii finansowych. Dla każdego kto dołożył chociaż malutka cegiełkę przesyłam same dobre wibracje. Szczególne podziękowania dla naszych małych darczyńców bo łzy się pojawiły jak zobaczyliśmy w paczce list z życzeniami po ukraińsku i 50 zł które dziewczynka uzbierała sama. Nie przestajemy pomagać - napisali w mediach społecznościowych wolontariusze.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie