Kiedy pięć lat temu Artur Łebek rejestrował się w bazie dawców szpiku, nie spodziewał się, że akurat teraz przyjdzie mu ratować życie drugiem człowiekowi. Ale - jak mówi - taka decyzja nie wymaga większych przemyśleń, zwłaszcza kiedy dla drugiego człowieka liczy się czas. - To nic wielkiego - mówi nasz bohater.
- To każdy z nas może i powinien zrobić - mówi starachowiczanin po oddaniu szpiku dla 69-letniego Holendra. Artur Łebek w bazie dawców Fundacji DKMS, która rejestruje osoby chętne do oddania szpiku dla chorych na białaczkę pojawił się pięć lat temu. Reklamę znalazł w internecie i postanowił przyłączyć się do wielomilionowego grona potencjalnych dawców komórek macierzystych. Nie oddawał krwi, jak robi to wiele osób, ale wysłał zgłoszenie o przesłanie mu pakietu z pałeczkami, które pozwalają na pobranie wymasu z jamy ustnej.
- Wystarczyło potrzeć trochę pałeczką w buzi, pobrać wymas, zapakować i odesłać do Fundacji. Wszystko to na ich koszt, bez żadnego problemu - mówi 32-latek.
Potem już tylko czekał. Pod koniec ub. roku miał nawet skontaktować się z Fundacją, gdyż zmienił numer telefonu (a aktualne dane są niezbędne). Nie zdążył jednak. Oni piersi się odezwali. Ponieważ stary numer nie działał, znalazł w skrzynce dwa listy z prośbą o pilny kontakt.
- Zadzwoniłem i machina ruszyła. Pilnie musiałem się zgłosić na badania do swojej przychodni, celem typizacji genów. DKMS przesłało swoje próbki kurierem. Pobrany materiał zabrali do badania w swoim laboratorium w Warszawie. Na wyniki czeka się od 2 tygodni do 3 miesięcy. Ja dostałem po miesiącu, gdyż liczył się czas. Wyniki potwierdziły zgodność genów - mówi A. Łebek. - W styczniu zostałem zaproszony do specjalistycznej kliniki w Warszawie (jedna z czterech w Polsce, która zajmuje się pobieranie szpiku). Tam wykonano kolejną serię badań. Pierwsze wyniki budziły wątpliwości. Bo muszą one być perfekcyjne. Fundacja bardzo dba zarówno o biorców, jak i o dawców, zdrowie i życie jednych i drugich jest dla nich najważniejsze, dlatego wyniki muszą być w 100 proc. satysfakcjonujące. Powtórzono mi badania. Kolejne wyniki były już w porządku.
Na 26 stycznia wyznaczono termin pobrania komórek macierzystych w Warszawie. Na cztery dni przed, pan Artur miał zastrzyki powodujące wzrost komórek macierzystych przez organizm.
- Na samo pobranie trzeba sobie zarezerwować dwa dni, bo czasem w jeden dzień może być pobrana niewystarczająca liczba komórek. W moim przypadku nie było to konieczne. Możliwości pobrania są dwa: z talerza kości biodrowej w znieczuleniu ogólnym (2-3 dnia w szpitalu) albo pobieranie komórek macierzystych z krwi obwodowej. To tzw. metoda aferezy. Wygląda niczym rutynowe pobieranie krwi z żyły, tyle, że zabieg jest dłuższy ok. 4-5 godzin. Nie jest to bolesne, obsługa jest bardzo profesjonalna, człowiek czuje się bardzo komfortowo. Po wszystkim jest obiad, przez 3-4 godziny dawca pozostaje na obserwacji. Potem do hotelu i na drugi dzień do domu. Tyle...
Tyle, albo aż tyle. Pan Artur ma świadomość, że to co zrobiło przyczyniło się do uratowania komuś życia, ale nie czuje, by zrobił coś wielkiego.
- Rodzina obawiała się o mnie, o moje zdrowie i życie, ale to nie rzutuje na zdrowie dawcy. Przez pierwsze dni może być lekkie osłabienie, ale organizm regeneruje się bardzo szybko - w ciągu miesiąca wraca do stanu wyjściowego. Czy się bałem? Nie, od początku była świadoma i przemyślana decyzja. Poza tym trzeba być o tym przekonanym, bo wycofanie się na etapie pobrania powoduje skazanie biorcy na pewną śmierć (jego odporność obniża się do zera).
Rodzina pan Artura, choć miała obawy, podtrzymywała go na duchu. Dzięki niemu ktoś mógł otrzymać drugie życie. A gdyby lekarze widzieli przeciwwskazania, nie dopuściliby do przeszczepu.
Po przeszczepie pan Artur otrzymał trzy informacje: wiek, płeć i pochodzenie biorcy. Dziś wie, że ofiarował szansę na życie 69-letniemu mężczyźnie z Holandii.
- Nowotwór krwi najczęściej dotyka osoby młode i dzieci, ale jak widać białaczka nie omija osób starszych. Cieszę się, że mogłem to zrobić. To mógł być czyjś ojciec, dziadek i mam nadzieję, że żyje - dodaje A. Łebek. - Nie czuję się z tego powodu żadnym bohaterem. Co robię tak naprawdę dotarło do mnie, kiedy otrzymałem komplet pozytywnych badań. To jest coś, co każdy z nas może i powinien zrobić. Nic nas to nie kosztuje a innym daje szanse na życie - podsumowuje zachęcając innych do rejestrowania się w bazie dawców.
***
Wystarczy wejść na stronę www.dkms.pl - tam znajduje się pełna informacja, kto i jak może się zarejestrować i kto może być dawcą i jak wygląda przeszczep.
Ewelina Jamka
Aplikacja starachowicki.eu
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!