Reklama

Lutek - Żołnierz od Gór Świętokrzyskich (VI) OBŁAWA

19 lipca 1943 roku, zaczęła się pierwsza obława niemiecka na Zgrupowania Partyzanckie AK "Ponury" w lasach siekierzyńskich.

Bez zaskoczenia

Niemcy po akcji w dniu 2 lipca 1943 roku i brawurowym ataku partyzantów na pociąg wiozący żołnierzy frontowych, docenili oddziały leśne, a także ich dowódców. 17 i 18 lipca w rejonie Skarżyska, Suchedniowa i Starachowic zaobserwowano wzmożony ruch Niemców.  Wywiad z podobwodu II "Wola" i "Słowik" przesłali "Ponuremu" meldunki z wiadomością, że Niemcy planują wielką obławę na Zgrupowania biwakujące w tym czasie na Wykusie w lasach siekierzyńskich. W Suchedniowie zatrzymała się pancerna kolumna samochodowa, a w obławie ma wziąć udział do 5 tys. Niemców oraz samoloty. Niemcy stacjonują również w Starachowicach. 

"Ponury" po otrzymaniu w przeddzień meldunków o obławie, postanowił nie czekać na Wykusie na Niemców, tylko opuścić miejsce obozowania i udać się w lasy starachowickie. Zarządzono w obozie ostre pogotowie i przygotowania do wymarszu z Wykusu, który zarządzono na godz. 15-stą 18 lipca 1943 roku. Mamy zabrać całe oporządzenie, jak najwięcej broni i amunicji, a nadmiar oporządzenia ładować na wozy taborowe, które zostały odpowiednio zabezpieczone przed skrzypieniem i kołataniem po leśnych kamieniach. O wyznaczonej godzinie, po spożyciu obiadu i otrzymaniu żelaznego prowiantu na drogę, zgrupowanie opuszcza Wykus, gdzie od maja kwaterowaliśmy. Musimy stąd odejść, gdyż pierścień nieprzyjaciela zacieśnia się wokół nas coraz bardziej.

Oddział "Grota" otrzymuje rozkaz ubezpieczenia przedniego trasy, przeskoku szosy Nowa Słupia-Starachowice i szosy Ostrowiec Św. – Starachowice, brodu na Kamiennej i toru kolejowego Ostrowiec-Starachowice w lasy starachowickie. Przednie ubezpieczenie stanowiła drużyna "Wacława", a oddział "Grota" wychodzi z wyprzedzeniem kolumny głównej o 10 minut. Idziemy na kierunek południowo - wschodni przez łąki rolników z Radkowic, Studzianki i dochodzimy do skraju lasu, drogi do leśniczówki Radkowice. Tu leśniczym był p. Syrkiewicz, od którego otrzymałem wiadomości, że w Radkowicach Niemców nie ma. Tu byłem wysłany z "Jastrzębiem" przez "Dzika". Leśniczy nadmienił jeszcze, że Niemcy są już w Rzepinie i po południu zajmowali stanowiska z kierunkiem na las graniczący z polami Rzepina. Złożyłem meldunek z rozpoznania "Dzikowi", który wyznaczył sekcje z drużyny "Janusza" w składzie: "Lutek", "Jastrząb", "Tomek", "Karolek" i "Wieczorek". Mieliśmy na brzegu lasu przy drodze leśnej biegnącej od Studzianek do Radkowic-leśniczówka ubezpieczać i wskazywać kierunek maszerującym oddziałom. 

Następnie wzdłuż trasy marszu rozstawił ubezpieczenia, aż do drogi Nowa Słupia-Michałów, przecinającej Rzepin, który łączył się od zachodu z Radkowicami, a od wschodu z Dąbrową. Odcinek ten miał długość 7 km. Naszym zadaniem jest obserwacja terenu i ruchów Niemców, a o wszystkim mamy meldować przez gońca "Dzikowi". 

O zmroku nasza placówka zaobserwowała ruch we wsi, szum samochodów z przygaszonymi światłami, które Niemcy ustawiali od południa, ujadanie psów oraz sylwetki ludzi, którzy zajmują stanowiska wysunięte w kierunku lasu. Oddziały maszerują po obu stronach leśnej drogi, środkiem zaś sunie kolumna taborów. Melduję, aby zachować bezwzględną ciszę. Broń Boże palić papierosy z uwagi na Niemców, którzy mają swoje stanowiska ogniowe broni maszynowej na zapleczu wsi Radkowice i Rzepin. "Wacław" przesłał meldunek do dowództwa Zgrupowania, które maszerowało za ubezpieczeniem. Po przejściu Zgrupowania i taborów, dołączamy do ubezpieczenia tylnego i przechodzimy do placówki sekcji "Janusza". 

Półbieg po 20 km marszu

Całą drużyną forsownym marszem mijamy kolumnę z kilkunastoma ciężkimi wozami i czterema rannymi partyzantami z ostatniej akcji na pociąg, przy których czuwał dr "Zan". Dochodzimy do placówki przy szosie przecinającej Rzepin, która ubezpieczała przeskok Nowa Słupia-Starachowice. Tu "Dzik" wzmacnia nas drużyną od "Szorta" z drużynowym "Gwerem" i partyzantami znającymi tereny na wschód od Starachowic. Mamy ubezpieczyć zgrupowanie przy wylocie drogi na pola na wysokości wsi Dąbrowa, zostawiając Kałków, a dalej wejść do lasu koło m. Krynki.  Nasza drużyna ubezpiecza wyjście z lasu i zajmuje się ustaleniem drogi polnej wzdłuż Kałkowa. W odległości około 2 km na wschód jest taka droga, na którą wchodzimy około godz. 2 w nocy. Do brzegu lasu dochodzą oddziały Zgrupowania, które wprowadzamy na polną drogę. Najpierw ubezpieczenie przednie tj. drużyna "Wacława", następnie "Ponury" z plutonem ochronnym, wóz z rannymi, sanitariuszki, kwatermistrzostwo, tabory z bronią, reszta oddziałów i ubezpieczenie tylne, do którego dołącza nasza drużyna. Tu dowódcy wydają polecenia półbiegu dla partyzantów i woźniców, którzy pokonują przestrzeń dzielącą ich od lasów koło Krynek mając ponad 20 km marszu leśnymi drogami w nogach.

 

 Osiągamy rejon lasów koło leśniczówki Krynki, gdzie na słonecznej polanie przez cały dzień 19 lipca 1943 roku biwakowaliśmy silnie ubezpieczając zgrupowanie przy obowiązującym ostrym pogotowiu.  Po całonocnym marszu zarządzono apel naszego oddziału, odmówiono modlitwę, którą prowadził "Janusz".  "Grot" wyznacza na cały dzień dla poszczególnych drużyn zadania. Nasza drużyna "Janusza" ma dzień wolny od służby. 

"Pik" z kucharzem z wozu taborowego wydają dla drużynowych chleb ze smalcem podzielony już na pajdy, dalej przekazują żołnierzom. Ja z "Jastrzębiem" mamy też zapas z żelaznej porcji oraz chleb i boczek otrzymane od leśniczego w Radakowicach, a także kawę w manierce , nie odczuwamy głodu. Ci partyzanci, których ominęła służba, kładą się pod drzewami i natychmiast zasypiają. Obaj z "Jastrzębiem" kładziemy się w cieniu pod rozłożystym świerkiem, z uwagi na gorący, pogodny dzień lipcowy. Wcześniej sprawdzamy, czy nie ma mrówek lub gryzoni i na rozłożonym kocu natychmiast zasypiamy. Po południu pobudka, obiad, gorąca kawa zbożowa i chleb, a następnie druga noc uciążliwego marszu do lasów iłżeckich. Oddział "Grota" maszeruje za ubezpieczeniem przednim, które prowadzą ludzie od "Robota" i z plutonu ochronnego "Ponurego".

 Idziemy przez las, który się kończy przy szosie Ostrowiec-Starachowice ubezpieczonej przez nasze placówki. Dalej przez bród na Kamiennej, który zbudowano dla rolników ze wsi Rudnik oraz tory kolejowe przez przejazd koło stacji Staw Kunowski, która była silnie ubezpieczona przez partyzantów od "Robota". 

 Idziemy i idziemy, jest już około 50 kilometrów w naszych nogach, zamieniają się już chyba w setki. Jest piękna, ciepła gwiaździsta noc. W ciemnościach dla nas teren nieznany. 

Klepacze - 20 lipca 1943 roku,

W godzinach porannych "Ponury" daje rozkaz do zatrzymania i założenia biwaku na polanie w rejonie leśniczówki Klepacze, w Nadleśnictwie Marcule. Nasz oddział zajmuje miejsce we wschodniej części polany, w cieniu, z uwagi na upalny lipcowy dzień. "Grot" sprawdza stany i wysyła patrole na ubezpieczenia. Nasza drużyna ma służbę wyznaczoną na godz. 18. "Janusz" otrzymuje hasła i odzew dla ludzi "Szarego" oraz wewnętrzne naszego Zgrupowania. Patrole wystawiono na dzień i na noc, zgodnie z zasadami bezpieczeństwa Zgrupowania. 

Partyzanci nie mający służby, zmęczeni marszem kładą się spać. Robi to również nasza drużyna szybko zasypiając kamiennym snem. Pobudka o godz. 15-stej, a następnie obiad. Żywność została przywieziona z Wykusu wozami razem z bańkami do gotowania. Potem jest przegląd i czyszczenie broni. Wymarsz drużyny około godz. 17-stej w kierunku wschodnim. Zatrzymujemy się przy drodze leśnej biegnącej z zachodu na wschód, na drodze biegnącej w stronę leśniczówki Klepacze. Tu za małym pagórkiem "Janusz" ustala miejsce na ubezpieczenie, wysyłając z tego miejsca głęboko w las czujki w kierunku leśniczówki.

 

 Zajęliśmy stanowiska i obserwowaliśmy teren. Trochę gawędziliśmy o tych lasach, partyzantce, naszej doli i niedoli, zbierając na zmianę czarne jagody. Około godz. 20 zauważyłem dwóch uzbrojonych ludzi w polskich mundurach, którzy wyszli z lasu od strony południowej na drogę do leśniczówki i szli w naszym kierunku. Gdy byli na naszej wysokości, daliśmy hasło "stój kto idzie?", odpowiedzieli, że partyzanci od "Szarego". Podali hasło, które było zgodne i poprosili o odzew, który otrzymali. Następnie poprosiliśmy ich o podejście do nas, wówczas zapytali czy jesteśmy od "Ponurego" i czy jego zgrupowanie jest w tych lasach. Otrzymali odpowiedź pozytywną. Powiedzieli nam, że "Szary" zgromadził dla Zgrupowania "Ponurego" chleb i żywność zarekwirowaną w dniach 17-18 lipca w majątku Pakosław, która jest zabezpieczona w rejonie lasów leśniczówki Klepacze. Zapytaliśmy ich czy chcą się skontaktować z dowódcą placówki, ale oświadczyli, że ta wiadomość im wystarczy. 

Biwak jest ubezpieczony, dzień ten mamy wolny od służby. Na śniadanie suchy chleb i kawa. Kładziemy się na mokrej ziemi od rosy, ale ciepłej. Po krótkich godzinach męczącego snu pobudka. Budzimy się na łonie natury leśnej, wypoczęci. Po obiedzie dowiedzieliśmy się od "Dzika" o przybyciu "Szarego" do "Ponurego". Jeszcze tego dnia zaopatrzył nasze zgromadzenie w przygotowaną i zgromadzoną dla nas żywność. Przed wieczorem wozy od "Szarego" dowiozły chleb, mąkę, kaszę, warzywa i ziemniaki świeże z pola, beczki załadowane słoniną, mięsem wołowym i wieprzowym już zakonserwowane, a także sól. Wszystko to przejął kwatermistrz "Szach" na wozy naszego Zgrupowania. 

W tym dniu "Szary" prowadził rozmowy z "Ponurym" i dowództwem Zgrupowania. Wstępnie też ustalili wspólną akcję na opanowanie Iłży w dniu 23 lipca 1943 roku (sobota). Grot" uzyskał informację, skąd należy zdobyć żywność i był to majątek niemiecki Liegenschaft w Prędocinie, w pobliżu Iłży.

Na Prędocin - 23 lipca 1943 roku

Po modlitwie, apelu i śniadaniu, oddział "Grota" przygotowuje się do wyprawy na majątek Prędocin. Czyścimy broń i sprawdzamy amunicję. Wyprawą ma dowodzić "Grot". Na godzinę 18 po obiedzie zarządzono zbiórkę. Wymarsz nastąpił o godz. 18:30. Maszerujemy w szyku bojowym z ubezpieczeniem przednim i skrzydłowym całym oddziałem "Grota". W obozie pozostała tylko drużyna gospodarcza. Marsz odbywał się jeszcze za dnia, parę godzin do zmierzchu lasami, a miejsca odkryte przeskoczymy już w nocy. Drużyna "Filipa" stanowi ubezpieczenie przednie, a drużyna "Brzozy" ubezpiecza szosę Iłża-Lipsko. Pozostali rekwirują żywność i ubezpieczają wjazd do majątku. Tu zostawia "Dzik" mnie, "Jastrzębia" i "Pilota". Akcja została zakończona około godz. 1 w nocy 24 lipca 1943 roku. 

Wozy wyładowane były żywnością tj. poćwiartowane mięso z dwóch krów i świń, marynowana słonina, świeży chleb, cały wóz worków z ziemniakami, mąka pszenna i żytnia, kasza jęczmienna, skrzynie z wekami, dwie bańki po 30 l śmietany i kilka skrzyń jaj kurzych. Do obozu wracamy nad ranem. Następnie fachowcy "Pik" i "Tudor" z pomocą kilku partyzantów wszystko porozbierali, ułożyli w beczki, nasolili, a część przeznaczyli na żelazne porcje dla żołnierzy. 

Przyrządzono smaczny obiad - ziemniaki z rosołem, mięso wołowe z gotowaną marchwią i kompot z jabłek. W czasie obiadu do miejsca postoju naszego Zgrupowania przybywa "Szary" i wspólnie z "Ponurym" ustalają zadania dla poszczególnych oddziałów: "Nurta", "Robota", "Mariańskiego", "Grota", "Szorta" i "Jurka". W obradach bierze udział zastępca "Ponurego", "Albiński". Ustalono akcję na Iłżę na dzień 25 lipca 1943 roku wieczorem.

"Jacek", dowódca radiostacji dalekiego zasięgu otrzymał meldunek, że w Nadleśnictwie Marcule pow. Iłża, urzęduje oberstumführer Antoni Krüger. Wyznaczono go na stanowisko łowczego i hodowcy zwierzyny, a jego głównym zadaniem było śledzenie polskich organizacji niepodległościowych oraz prowadzenie kontroli rabunkowej gospodarki leśnej na rzecz przemysłu wojennego Niemiec. Tu czuł się całkowicie swobodnie i na dobre się rozpanoszył. Dokonywał licznych kontroli i rewizji. Z pomocą gestapowców w mundurach i służby leśnej Forstschutz dokonywali aresztowań, obław, pacyfikacji i morderstw. Krwawo rozprawili się z ludnością we wsiach Bór Kunowski, Piotrowe Pole, Młodawa, Lubienia i Zawały. Dlatego zapadła decyzja o jego likwidacji bądź dostarczeniu żywcem do oddziału "Jacka". W pierwszej dekadzie lipca wydzielona drużyna w składzie: d-ca "Kruk", "Mariusz", "Wicek", "Mikołaj", "Rom", "Zygmunt", "Bogdan", "Krzych", "Zięba", "Zdzich" wykonała wyrok na miejscu na gestapowcu Krügerze w Nadleśnictwie Marcule, bez strat własnych. Przy tej okazji zdobyto nowe, służbowe dubeltówki szt. 8 i 4 szt. kb.

Obławy ciąg dalszy

 Niemcy 19 lipca 1943 roku po penetracji lasów od Starachowic do Suchedniowa nie napotkali partyzantów, dlatego część ich została skierowana w lasy iłżeckie. Nasz oddział w tym dniu nie miał służby i po obiedzie układamy się do snu w cieniu drzew. Dowództwo z "Szarym" kończy obiad, kiedy przybiega goniec z leśniczówki z meldunkiem do "Szarego", że zbliża się niemiecka obława w kierunku obozu "Ponurego". Natychmiast "Ponury" zarządza zbiórkę dowódców oddziału, również wysyła konnych zwiadowców na rozpoznanie terenu wokół obozu, a także zostaje ogłoszony alarm. 

W czasie tych poczynań odezwały się pojedyncze strzały od zachodniej strony Błazin. Partyzanci pobierają jak najwięcej amunicji, a jej nadmiar ładują na biedki do ckm, a broń na wozy taborowe. Te są kierowane na wschód w stronę przeciwnika do nacierającej obławy. Część wozów na polecenie Komendanta zamaskowano i pozostawiono. Po dyskusji "Ponurego" z "Szarym", ten mu zasugerował, aby wycofać się na tyły obławy, uderzając na lewe skrzydło Niemców, a tym samym uniknąć wciągnięcia w niemiecką zasadzkę. "Ponury" wydał rozkazy oficerom-dowódcom oddziału. Dla wsparcia walczących partyzantów od "Robota" i "Jurka", "Szary" wysłał swój pluton, który związał się w walce z Niemcami. Słychać już było wyraźnie serie broni maszynowej. 

Zgrupowanie gotowe do wymarszu wraz z taborami, kolumny stoją w kierunku na zachód od leśniczówki Klepacze. Kierunek marszu jest północno-zachodni, zostawiamy gajówkę Murowanka po prawej stronie marszu. Wozy taborowe załadowano żywnością i sprzętem gospodarczym. 

Niemcy nie nacierali zbyt ostro na nasze plutony, które ich chwilowo zatrzymały. Zgrupowania prowadzi "Nurt" i "Albiński" w lasy majdowskie koło Skarżyska. Grupa, w której jest nasz oddział dowodzona jest przez "Grota" jadącego na koniu i "Dzika". Mamy maszerować równolegle do pozostałych oddziałów w odległości około 200 m od strony południowej. Będziemy ubezpieczać szosę Starachowice-Iłża, mamy dojść wcześniej przed głównymi siłami. W razie napotkania Niemców mamy wiązać ich ogniem z broni maszynowej, aby główne siły bezpiecznie przeprawiły się na zachodnią stronę szosy. 

 Przy maksymalnym obciążeniu w miarę szybko dochodzimy do szosy Iłża-Starachowice. Szperacze przedni stwierdzają nieobecność Niemców. Robimy więc przeskok na zachodnią stronę drogi. Ubezpieczamy przejście głównych sił, z którymi nawiązał łączność "Wacław". "Grot" na koniu naprowadził na miejsce do przeskoku "Ponurego" z siłami głównymi.  Łączymy się z siłami głównymi około 1 km od szosy. 

W następnym dużym kompleksie jest również "Szary" i jego oddział, który maszerował z "Ponurym". Plutony "Kmicica" i "Jurka" szczęśliwie bez własnych strat oderwały się od Niemców i nie spotykając w drodze powrotnej nieprzyjaciela dołączyły do Zgrupowania. Pluton "Szarego" również po oderwaniu się od nieprzyjaciela dołączył do naszych sił. Strzałów już nie było słychać.

Powrót po żywność

 "Grot" po przemyśleniu doszedł do wniosku, że nieroztropnym było pozostawianie żywności zdobytej w majątku Prędocin i postanowił wysłać drużynę do opuszczonego obozu w celu uratowania żywności, paszy dla koni, sprzętu gospodarczego, a także koni i taborów. Na ochotnika zgłosił się "Janusz" z naszą drużyną. Razem 15-stu partyzantów.  Na miejscu byliśmy około godz. 19. Tabory, konie i żywność były nie naruszone, Niemców tu nie było. Konie stały uwiązane za uzdy do wozów, a wyprzężone z orczyków i uprzęży. Wszystko uporządkowaliśmy, konie nakarmiono i napojono, bo woda była w konwiach. Beczki ze słoniną i mięsem obłożyliśmy pokrzywą i ułożyliśmy na jednym wozie. Na następnym paszę-owies, worki z kaszą, mąką, na trzecim sprzęt gospodarczy oraz siodła, namiot "Grota", bańki itp., na czwartym ziemniaki, warzywa, chleb i weki, a także nadmiar osobistego oporządzenia-koce, płaszcze.

 To był bardzo piękny, ciepły, lipcowy dzień, nie padało. Ustaliliśmy, że trasa na Wykus będzie wiodła duktem wschód-zachód, północnego obszaru lasów starachowickich. Jako ubezpieczenie przednie oraz przewodnicy idę ja i "Jastrząb", tylne "Janusz" i "Stryjek", pozostali przy wozach. Po godz. 20 nasza grupa złożona z 15-stu partyzantów z taborem wyrusza spod leśniczówki Klepacze pośpiesznie, aby opuścić zagrożone miejsce obozu, którego już nie ma i przekroczyć jak najszybciej szosę Iłża-Starachowice, tego dnia już po raz trzeci. Maszerujemy w kierunku północno-zachodnim i przekraczamy szosę, która na szczęście była wolna. Tu już w dużym masywie leśnym czujemy się bezpiecznie. 

Od godz.23 do 1 po północy stoję na ubezpieczeniu, zmienia mnie "Karolek. Chce mi się bardzo spać, kładę się na gołej ziemi i owijam kocem, natychmiast zasypiam. Błogi sen przerywa pobudka o godz. 4-tej.

Do domu na Wykusie

Jest poranek, 25 lipca 1943 r., niedziela. Wokół nas spokój i cisza, tylko śpiew ptactwa.  W pobliżu rosło dużo pokrzywy, którą wycinamy i okrywamy nią beczki z mięsem i słoniną. Pokrzywa chłodzi żywność i zabezpiecza przed muchami, zmieniamy ją przez całą drogę na świeżą.  Wyruszamy o godz. 5-tej, w dalszym ciągu maszerujemy duktem w tym samym ustawieniu. W czasie marszu lub krótkich postojów poszukujemy wody, strumyków lub źródeł, których w tym rejonie jak na lekarstwo. Na postojach pragnienie łagodzimy czarnymi jagodami. 

Po długim i uciążliwym marszu z uwagi na to, że jest duszno i parno zatrzymujemy się około godz. 14-tej przy drodze leśnej Mirzec-Tychów. Tu robimy rozpoznanie, obaj z "Jastrzębiem" ubezpieczamy drogę od strony Tychowa, a "Janusz" i "Stryjek" od strony Mirca. Grupa z taborem szybko przejeżdżają drogę i pośpiesznie już maszerujemy na zachód w rejon drogi leśnej Mirzec-Wąchock, którą forsujemy w ten sam sposób. Przed wieczorem dochodzimy do Grzybowej Góry. Tu"Janusz" postanawia przeczekać kilka godzin. 

Na rozpoznanie wysyła "Jastrzębia" i mnie. "Jastrząb" nawiązuje kontakt ze znajomym z przystanku i uzyskuje wiadomości, że nocą Niemcy torów nie patrolują, a przeskoku najlepiej dokonać pomiędzy 23 a 1 w nocy.  Około godz. 23 tabory i cała grupa podjechała na brzeg lasu. Dróżnik dał sygnał do przejazdu, natychmiast ubezpieczyliśmy tory, a woźnicy podcięli konie. W ciągu 5-10 minut byliśmy na drugiej stronie toru. Tu było z górki, a droga wyjeżdżona przez chłopskie furmanki, która prowadziła do brodu. Tu napojono konie, a dalej przejechaliśmy łąkami pod las parszowski. Na łące wypasano konie. "Stryjek" wyszukał drogę leśną, którą dojechaliśmy w rejon leśniczówki Parszów, gdzie w zaroślach i gęstym lesie rozłożono biwak. 

 "Janusz" wysyła mnie i "Urbana" po cywilnemu z bronią krótką i granatami do "Kanarka", łącznika "Ponurego" w celu uzyskania informacji o możliwości bezpiecznego przeskoku z taborami przez szosę i jego umożliwienie poprzez ubezpieczenie przez miejscową placówkę AK. Wychodzimy około godz. 8 rano. Znam ten teren, idziemy między zbożem, przechodzimy szosę, która biegnie w zagłębieniu terenu, a na drugiej stronie jest strome zbocze, które zakrywa szosa. 

 "Kanarek" to żołnierz 1920 roku, który brał udział w bitwie w obronie Warszawy pod Radzyminem w sierpniu 1920 roku. Przekazałem mu wszelkie postulaty "Janusza" i zobowiązał się je wykonać. Teraz jedzie do Wąchocka do magazynu, gdyż ma wyznaczony termin odbioru towarów i żywności na kartki dla ludności za oddane Niemcom kontyngenty. Jego żona sprzedaje w sklepie. On wróci koło godziny 1 i wówczas odbierze chleb od Bzinka, który piecze z mąki partyzanckiej. Obiad dostarczy nam około godz. 15-stej i wówczas ustali z "Januszem" plan przeskoku przez szosę i inne szczegóły. Zapytał, co ma nam dostarczyć z rzeczy osobistych. Odpowiedzieliśmy, że szczoteczki i proszek do zębów, mydełka do mycia i golenia, baterie do lampek elektrycznych i za to zapłacimy. W zależności, czy będzie mógł dostać i ile przywieźć oraz jakie artykuły. 

 Po godz. 15-stej przyjechał "Kanarek" furmanką, rzekomo po drzewo do lasu, przywożąc obiad, żurek w bańce od mleka z jajkiem na twardo, kiełbasą, zaprawiony śmietaną, cebulą i czosnkiem, do tego chleb i czarna kawa zbożowa. 

Około godz. 22:30 grupa i tabory podjechały na skraj lasu, na wprost drogi polnej, która biegła do szosy. Była ubezpieczona od strony wschodniej, gdzie stały zabudowania i sad, w którym zająłem stanowisko, mając dobre pole widzenia. "Jastrząb" ubezpiecza od strony zachodniej nad skarpą, a do tego ubezpieczenie członków miejscowej AK. "Janusz" podprowadził grupę od szosy, była niewidoczna od strony Wąchocka jak i Skarżyska. Była kompletna cisza. Dostaliśmy sygnał do przeskoku i w ciągu 5 minut byliśmy po drugiej stronie szosy, w zabudowaniach przyspieszyliśmy marszu i dojechaliśmy do drogi leśnej prowadzącej do Zuzelanki. Tu już był "Kanarek" konnym wozem, z którego przerzucono na nasze tabory dwa worki chleba i inną żywność, oraz nasze zamówienie.   Za nic nie chciał pieniędzy. "Janusz" podziękował i serdecznie pożegnaliśmy "Kanarka". Już własnym lasem poprzez Zuzelankę z drogi Rataje-Siekierno, przez rzekę Lubiankę dochodzimy do naszego domu na Wykusie. 

 

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do