
Wiatr w żaglach, otwarta przestrzeń, dookoła woda i powietrze, które często zapiera dech w piersiach - żeglarstwo to namiastka wolności, która pozwala nabrać dystansu do świata i ludzi. A także do samego siebie. To pasja, której od pół wieku oddaje Marek Pastuszka, prezes Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej przy parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Starachowicach...
Czynnych pasjonatów żeglarstwa w Starachowicach jest więcej, jak choćby kapitan jachtowy Krzysztof Garbacz, z którym Marek Pastuszka, rozpoczynał przygodę z żeglarstwem. Jest też grupa osób zrzeszonych pod szyldem Żeglarskiego Kręgu Starszyzny "Bajdewind" przy starachowickim Hufcu ZHP.
- W moim przypadku zaczęło się od książki Roberta Louisa Stevensona "Wyspa Skarbów", którą w dzieciństwie podarował mi tata, a która pobudziła moją wyobraźnię. Potem były kolejne książki o podobnej tematyce. Jestem też zodiakalną Rybą, która - jak wiemy - lubi pływać. Poza tym, przez pierwsze 20 lat swojego życia mieszkałem na rzeką Kamienną. Istnieje więc poważne domniemanie, że wszystko to spowodowało, iż zainteresowałem się żeglarstwem - mówi pół żartem, pół serio kapitan jachtowy Marek Pastuszka.
Pierwszy praktyczny kontakt z tą dyscypliną sportu miał w 1972 roku, tuż po rozpoczęciu nauki w Technikum Mechanicznym - wtedy im. St. Dubois przy ul. 1 Maja. Wówczas trafił do Klubu Żeglarskiego "Wodnik", działającego przy Starachowickim Oddziale PTTK.
- Tam poznawałem pierwsze tajniki żeglarstwa, przygotowywałem wraz ze starszymi kolegami żeglarzami (Rysiek Maciąg, Rysiek Wójcik, Wojtek Woźniak) jachty do wiosennego wodowania na starachowickim stawie. Instruktorami żeglarskimi byli Krzysztof Prokopowicz i Kazimierz Głąb - opowiada o początkach. - Na poważnie zacząłem się tym zajmować w 1974 roku, kiedy pracę w Technikum Mechanicznym podjął nauczyciel - wytrawny żeglarz - Krzysztof Śliwa. Z jego inicjatywy powstał Międzyszkolny Harcerski Klub Żeglarski. On zainicjował również szkolenia i pływania po zalewie w Brodach Iłżeckich, po Jeziorach Mazurskich i po Zatoce Gdańskiej.
Marek Pastuszka był jednym z pierwszych uczestników rejsów organizowanych przez harcerskie Centrum Wychowania Morskiego i Wodnego w Gdyni. W 1975 roku zdobył patent sternika jachtowego, co wymagało zarówno praktycznych jak również teoretycznych umiejętności związanych z nawigacją, locją, meteorologią i innymi. Pływał m.in. na flagowym żaglowcu ZHP "Zawisza Czarny". Od 1979 roku należy do Yacht Klubu Polski w Gdyni (założonego przez gen. Mariusza Zaruskiego w 1924 roku).
- Ten ekskluzywny klub zrzeszał wielu profesjonalistów, kapitanów pływających po morzach całego świata. Miałem to szczęście, że mogłem z nimi pływać, uczyć się od nich żeglarstwa i dobrej praktyki morskiej. Z ramienia YKP startowałem również w regatach morskich, w tym w Morskich Żeglarskich Mistrzostwach Polski - dodaje pan Marek.
- Pływałem głównie po Bałtyku - w tamtych PRL-owskich czasach, żeby pływać po morzu, trzeba było uzyskać od władz specjalną klauzulę. O innych akwenach można było jedynie pomarzyć. Potem Morze Północne, no i Morze Śródziemne. Ale to już później... W latach 90. kiedy na świat przyszły moje dzieci i chciałem poświęcić więcej czasu rodzinie, ograniczyłem czas poświęcony żeglowaniu. Ale wróciłem do tego w 1999 roku. Pływaliśmy razem żoną Anną i dziećmi głównie po Jeziorach Mazurskich. U dzieci udało mi się zaszczepić zamiłowanie do żeglarstwa; Krzysztof ma patent jachtowego sternika morskiego, a Ania jest żeglarzem jachtowym.
Obecnie jako kapitan jachtowy pływa z przyjaciółmi po ciepłych wodach, głównie po Adriatyku...
- Zakochałem się w Chorwacji. Zwiedzamy miasta i miasteczka, tawerny, kąpiemy się w krystalicznej wodzie, podziwiamy wyspy, klify, groty morskie... W tym roku podczas tygodniowego rejsu pokonaliśmy 240 mil ze Splitu do Dubrownika przez Korčulę (malownicza wyspa w Chorwacji) i z powrotem do Splitu zatrzymując się po drodze przy innych wyspach.
To był bardzo udany rejs, załoga zdyscyplinowana, stosująca się do poleceń kapitana i z dużym poczuciem humoru - dodaje nasz kapitan.
Jako świeży emeryt (niegdyś prowadził własną działalność gospodarczą - co pozwalało mu być sterem, żeglarzem, okrętem) pan Marek, nie ma problemu ze znalezieniem czasu na swoje hobby. Również zachęca do tego wszystkich, bo jak mówi za Pompejuszem - "navigare necesse est..."
- Żeglarstwo daje poczucie wolności. Poprzez kontakt z morzem, wiatrem, a więc z żywiołami, które wszystkich traktują jednakowo, zapomina się o troskach życia codziennego, o świecie pozorów - tak charakterystycznym dla życia na lądzie. A zaczyna się prawdziwa - o ile morze pozwoli - współpraca z morzem, z wiatrem. Nie walka, ale pokorna współpraca, gdzie przydaje się zdobyta wiedza i doświadczenie - szczególnie w trudnych warunkach sztormowych. Czasami zdarza się, że jak za mocno wieje, to lepiej przeczekać niebezpieczny czas w tawernie, zamiast wychodzić w morze. W rejsach prowadzonych przeze mnie bezpieczeństwo załogi i jachtu to jest bezwzględny priorytet.
Zdaniem kapitana, żeglarstwo uczy nie tylko pokory, hartu ducha, poprawia sprawność fizyczną, ale również uczy cierpliwości. Coraz częściej jest wykorzystywane jako forma terapii również dla osób niepełnosprawnych.
- Kiedy pływając po morzu tracimy ląd z oczu, to aby dopłynąć do portu docelowego korzystamy z kompasu. W życiu również powinniśmy korzystać z kompasu, kompasu moralnego. Takim kompasem moralnym jest znany i "działający" od tysiącleci system
wartości - to Dekalog, najbardziej przyjazny dla ludzi system wartości jaki znam. I tego staram się trzymać w życiu. I na lądzie i na wodzie.
Jak pan Bóg pozwoli i da zdrowie, i będą chętni aby ze mną pływać, zapraszam na szerokie wody - podsumowuje kapitan Marek Pastuszka, szef Akcji Katolickiej przy parafii pw. NSJ w Starachowicach.
Ewelina Jamka
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie