
Ukończyła fotografię na poznańskiej ASP, ale to w roli kostiumografa czuje się najlepiej. Dowodzą tego doskonale ubrane postaci z filmu "Bo we mnie jest seks". Maria Dębska, grająca Kalinę Jędrusik, tytułową bohaterkę, nosi w filmie kostiumy, które przygotowała Anna Imiela-Szcześniak. Spełniona zawodowo starachowiczanka, jest szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci. O dotychczasowych wyzwaniach, marzeniach i planach na przyszłość rozmawiała Ewelina Jamka.
- Kostiumograf, fotograf, modelka, a może jeszcze w innej roli zawodowej czuję się Pani najlepiej?
- Jestem przede wszystkim kostiumografem. To moje główne zajęcie, jemu poświęcam swój czas i swoje serce. Generalnie wszystko, co wiąże się z kreatywną pracą sprawia mi radość i przyjemność. Najbardziej pochłania mnie praca przy filmach, która czasem wyłącza mnie zupełnie nawet na kilka miesięcy. Ale reklamy, czy filmy reklamowe, czy sesje, przy których współpracuję z mężem Szymonem (jest fotografem) to coś, co nas dodatkowo łączy i scala. Ostatnio pracowaliśmy razem nad sesją Przemysława Kossakowskiego do magazynu "Wysokie obcasy", robiliśmy również sesję dla dyrygenta Antoniego Wita do czasopisma "Ruch muzyczny".
- Do tej pory współpracowała Pani przy kreacjach aktorskich, tymczasem zgrabne kiecki Kaliny Jędrusik i innych bohaterów w filmie "Bo we mnie jest seks", to wyłącznie Pani zasługa... Co stanowiło największe wyzwanie w przygotowaniu 1.480 kompletnych sylwetek?
- Największym wyzwaniem był tu na pewno czas, bo nie było go zbyt dużo. Dołączyłam do produkcji na ostatnim etapie, zresztą za sprawą starachowiczanki Renaty Czarnkowskiej-Listoś, producentki filmu, która zaproponowała mnie reżyserce filmu Katarzynie Klimkiewicz. Przy tej produkcji osadzonej w realiach lat 60. XX wieku, wyzwaniem było skompletowanie kostiumów, które swoim krojem, fakturą, tkaniną czy nawet kolorem będą odpowiadały realiom tamtych czasów.
- Trudno było ze współcześnie dostępnych kreacji czy materiałów wyłowić te odpowiadające modzie z czasów PRL-u? Jak się to udało?
- Możliwości i sposobów było wiele. W zależności dla kogo miał to by strój, czy dla statystów i osób, które grają epizody, czy też dla głównych aktorów. Filmy kostiumowe mają to do siebie, że nawet statysta nie może być ubrany przypadkowo. Dużo rzeczy wypożyczaliśmy. Ogromną pomocą była dla nas prężnie w Polsce działająca społeczność vintage. Szukałyśmy oryginalnych strojów z tamtych czasów, bo te starsze zdecydowanie różnią się jednak fakturą, grubością, składem. Inaczej były tkane, miały inną fakturę dlatego inaczej się układały. Dla Marysi Dębskiej sporo szyłyśmy. Kalina, jej bohaterka przebiera się 18 razy. Dużo rzeczy ściągałyśmy z różnych zakątków Polski i przerabiałyśmy.
- Ponoć pomocne okazało się w tym Pani pochodzenie ze Starachowic?
- Prawdziwe znaleziska pochodziły z lumpeksów i faktycznie bardzo pomocne okazało się tu moje pochodzenie. Bo w Warszawie takich perełek daremnie szukać! A w Starachowicach można było znaleźć cuda, którymi rzadko kto się interesuje. Pomagała mi w tym bardzo moja mama, odpowiednio zbriefowana, czego ma szukać, chodziła na "łowy" do secondhandów. Piękne skórzane torebki, jedwabne apaszki, skórzane rękawiczki, sukienki, płaszcze napływały do mnie busem ze Starachowic. Część kostiumów, które widzimy w filmie "Bo we mnie jest seks" pochodzi ze starachowickich szmateksów. Zresztą, osobiście bardzo lubię je odwiedzać. Zawsze kiedy przyjeżdżam do rodzinnego miasta robię sobie przynajmniej dwie godziny relaksu, grzebiąc z zakamarkach lumpeksów.
- Jaki los spotkał pieczołowicie dobrane na potrzeby filmu kostiumy? Czy mają szanse zostać jeszcze kiedyś wykorzystane?
- Wszystkie stroje przekazaliśmy producentkom filmu. Te, które były wypożyczone wróciły do macierzy, inne zostały częściowo odkupione przez aktorów lub podarowane im przez produkcję. Są też takie, które będą miały swoje drugie życie w innych filmach.
- Czy film "Bo we mnie jest seks" otworzył jakiś nowy etap w Pani życiu, czy zamknął za sobą bezpowrotnie jakieś drzwi?
- Każdy film otwiera przede mną jakieś drzwi. Po "Kalinie" pojawiły się nowe propozycje, o których na razie nie chcę mówić. Ten film szczególnie mnie ucieszył, gdyż estetyka lat 60. zakorzeniona w filmie bardzo mi odpowiada, w jakiś sposób jest mi bliska, dlatego dobrze mi się pracowało na planie i współpracowało z aktorami, co na pewno ma znaczenie na przyszłość. Z pewnością też coś się skończyło, bo zamknął się projekt, nad którym pracowałam.
- Artystyczna dusza drzemała w Pani od zawsze: I LO, 111 Artystyczna Drużyna Harcerska, kto lub co wywarło największy wpływ na Pani dotychczasową ścieżkę zawodową?
- I LO i 111 ADH były ówczesnym oknem na świat, jeśli chodzi o kształtowanie kultury. Wszystkie artystyczne dusze miały wówczas schronienie w harcówce i możliwość rozwijania swoich zdolności i pasji. Druhna Miłka Mazurkiewicz była tą osobą, która motywowała do twórczego działania.
Ważnym miejsce w moim życiu było również Ognisko Plastyczne, do którego uczęszczałam. Pani Maria Drozdowska, Ryszard Uziębło, sztalugi, zapach terpentyny - to jest to, co mnie ukształtowało, popchnęło dalej i utwierdziło w przekonaniu, że chcę się rozwijać w kierunkach artystycznych.
Konsekwentnie szłam tą drogą w czasie studiów, kiedy wykonywałam różne zawody, żeby się utrzymać, włącznie z pracą w ubezpieczeniach, czego nienawidziłam. Wtedy też pojawiła się propozycja wyjazdu na trzy tygodnie na Krym. To były wakacje, ówczesny szef nie chciał się na to zgodzić, mówiąc, że nie mam już do czego wracać. Zaryzykowałam. Po tym wyjeździe moja znajoma Simela, poznała mnie ze swoją mamą kostiumograf Barbarą Sikorską-Bouffał. Z nią współpracowałam przy serialu "Pierwsza miłość", "Świat według Kiepskich". Ta praca bardzo mnie wciągnęła, nawet pracę magisterska pisałam na planie. Wtedy pojawiło się marzenie o robieniu kostiumów do filmu fabularnego. Połknęła przysłowiowego bakcyla, to mnie wciągnęło. Bardzo dużo nauczyłam się podpatrując Basię, aktorów, pracę na planie...
- Ma Pani bogate portfolio, z czego – jak do tej pory - jest Pani najbardziej zadowolona na niwie zawodowej?
- Filmem, który był takim prawdziwym spełnieniem kostiumografa był "Ja teraz kłamię". Takich propozycji jest mało, dlatego tym bardziej cieszę, że przypadł mi w udziale. Osadzony w latach 60. wybiega jednak w przyszłość, co daje ogromne pole do popisu. Zadaniem było stworzenie retro-futurystycznego świata, w kostiumie odnoszącego się do mody space-agowej. Geometryczne kształty, monochromatyczne wzory - wszystko to, co dotychczas podziwiałam w modzie oglądając kolekcje z lat 60. takich twórców jak: Paco Raban, Pierre Cardin, Edward Mann, dom mody Lanvin. Podczas pracy trzeba było bardzo uważać, żeby nie przesadzić. Moja wyobraźnia galopowała.
Osobiście bardzo cenię sobie trwającą już 7 lat współpracę z Marcinem Dorocińskim, o którego wizerunek dbam i aktualnie pracujemy nad reklamą dla Santander Consumer Bank.
- Jest też Pani aktywna w modelingu, co przyszło dość późno, nie wypominając wieku. Gdzie możemy podziwiać dojrzałą dziś Annę Imielę-Szcześniak, której początki zawodowej kariery były zdecydowanie za obiektywem aparatu aniżeli przed?
- Modeling faktycznie pojawił się w moim życiu po 40. Jestem świadoma tego jak wyglądam, szanuję upływ czasu. Tak naprawdę nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Cztery lata temu koleżanka zaproponowała mi udział w pokazie. Zgodziłam się, pamiętam, że była zestresowana i mocno przejęta, ale pomyślałam, jakie to fajne... Potem pojawiły się kolejne propozycje. Aktualnie jestem w trzech agencjach modelek: w Polsce, Hamburgu i Sztokholmie. Biorę udział w sesjach modowych, kosmetycznych, moje zdjęcia były na łamach "Elle" czy "Twój Styl". Dla mnie to zdecydowanie bardziej relaks niż praca. Nowe, ciekawe doświadczenie...
- Po której stronie aparatu czuje się Pani bardziej komfortowo?
- Zarówno po jednej, jak i drugiej stronie czuję się dobrze. W każdej pracy staram się być maksymalnie profesjonalna. Fajnie, że mam te dwie opcje. W każdej można złapać dystans, spojrzeć na świat z innej perspektywy. Zdecydowanie najbardziej lubię być po drugiej stronie obiektywu, kiedy razem z rodziną pakujemy vana i wyjeżdżamy na wakacje w nieznane. Te chwile z rodziną cenię sobie najbardziej, ale pewnie nie byłoby to takie piękne, gdybym nie była spełniona zawodowo...
***
Anna Imiela-Szcześniak, kostiumograf, z wykształcenia fotograf, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Opracowywała kostiumy do filmów i seriali fabularnych, pracuje przy projektach komercyjnych, reklamowych, sesjach fotograficznych do magazynów. Do filmu "Bo we mnie jest seks" przygotowała ze swoim zespołem w sumie ok. 1.480 kompletnych sylwetek.
Ma na swoim koncie kostiumy do filmów fabularnych: "Ja teraz kłamię" 2019, "Zero" 2009. Współpracowała przy kostiumach do filmów i seriali fabularnych jak: "Papusza" 2005 - 2006, "Tango z aniołem" 2004 - 2022, "Pierwsza miłość" 1999 - 2020, "Świat według Kiepskich" (odcinki: 191-).
Rozmawiała Ewelina Jamka
fot. Bartosz Mrozowski
fot. Szymon Szcześniak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie