
Historia regionalnej „Solidarności” w latach 80-tych, historia opozycji antykomunistycznej, są wciąż skąpo opisane. Dlatego kiedy zobaczyłem książkę Antoniego Dąbrowskiego „Solidarność” i stan wojenny w Starachowicach. Jego społeczne i gospodarcze reperkusje w 40 rocznicę pamiętnego 13 grudnia” od razu obudziła moje zainteresowanie. Tytuł, dający wielkie nadzieje na poszerzenie wiedzy. Z właśnie takim oczekiwaniem zasiadłem do lektury...
Historia to nie plastelina
Treść książki bardzo często odwołuje się do „Budujemy Samochody”, zakładowej gazety wydawanej w PRL, przez starachowicką Fabrykę Samochodów Ciężarowych. Niewątpliwie trzeba zgodzić się z, - jakże trafną - oceną autora, opisującą to właśnie pismo. Ale nic w tym dziwnego – przecież Antoni Dąbrowski był przez kilka lat redaktorem tego tygodnika. Jego określenia „reduta komunizmu”, czy „bastion homo sovieticus” oddają rzeczywisty charakter gazety. I taka - niestety – okazała się też omawiana publikacja.
Tak właściwie nie wiadomo, jaki jest cel powstania książki. Tego możemy się jedynie domyślać po jej lekturze. Wprawdzie na ostatnich stronach autor pisze, że Bardzo dziękuję „ostatnim Mohikanom” starachowickiej „Solidarności”(…) Mam świadomość, że nie do wszystkich dotarłem. Ale garść okruchów udało mi się ocalić” (s. 358), to jednak należy sobie uzmysłowić, że część tych „okruchów”, to przedruki z innych publikacji. Wydaje się zatem, że celem publikacji jest bardziej pokazanie wspomnień i komentarzy autora, a nie „społecznych i gospodarczych reperkusji”. Zachęcająco brzmiący tytuł, kompletnie nie współgra z treścią. W tej sytuacji, jedynym pozytywnym aspektem jest fakt, że książka zawiera sporą liczbę zdjęć i skanów.
Kwalifikacje
W rozdziale „Redaktorzy i ich kwalifikacje” (dotyczy redaktorów „Budujemy Samochody”) A. Dąbrowski przedstawia się jako jeden z nielicznych, który posiadał „kwalifikacje” do pisania. Stwierdza, że legitymował się odpowiednim wykształceniem: „Magisterium z polonistyki w Krakowie, roczny kurs dziennikarski w Warszawie, studia podyplomowe w Kielcach, sukcesy i nagrody na niwie literackiej” (s. 274). I w innym miejscu: „Od trzech dekad odszedłem od pism związkowych, współpracując z czasopismami kulturalno-literackimi”(s.238). Jak się okazuje, wszystkie te umiejętności, kompletnie się jednak nie przydały. W książce występuje cała masa błędów, pomyłek dat, osób, nieprecyzyjnych określeń oraz po prostu nieprawdziwych informacji. Dochodzą do tego konfabulacje własnego życiorysu! Konfabulacje, bo inaczej trzeba by stwierdzić, że autor … go nie zna. Próba wejścia w tematykę historyczną okazała się zupełną klapą.
Koncepcja publikacji
Problemem jest niewątpliwie nie zachowanie czytelnej koncepcji publikacji. Wiele wydarzeń i faktów powtarzanych jest wielokrotnie, a wiele - po prostu w książce się nie znalazło. Trudno dopatrzyć się pracy redaktora podanych treści…
Można było mieć nadzieję, że autor oprze swoją wiedzą o dostępne, całkiem obszerne, patrząc z perspektywy całego regionu świętokrzyskiego, źródła dotyczące starachowickiej opozycji antykomunistycznej lat 80-tych. Tak się jednak nie stało.
Wszystkich błędów zawartych w publikacji, nie sposób zliczyć. Niektóre są ważne, niektóre szokujące, a niektóre nawet zabawne.
Bandyta Łupaszka!
Bezdyskusyjnym skandalem jest określenie Zygmunta Szyndzielarza „Łupaszki” , Żołnierza Niezłomnego, dowódcy m.in. Danuty Śiedzikówny „Inki”, jako „bandyty”. Fragment z tym epitetem dotyczy kuzyna A. Dąbrowskiego, który – jak pisze autor – był żołnierzem AK i chcąc uniknąć represji wstąpił do Milicji Obywatelskiej. Został komendantem posterunku gdzieś na Białostocczyźnie. ”Wkrótce zjawiła się u niego banda, prawdopodobnie Łupaszki. Wyprowadzili do lasu. Tam kazali kopać grób” (s. 26-27). Czytając ten opis możnaby wprawdzie „podciągnąć” go pod wspomnienia Zygmunta Cukierskiego, wymienionego w wcześniejszych akapitach. Możnaby, gdyby autor, polonista i dziennikarz który powinien znać zasady interpunkcji, jednoznacznie zaznaczył to w tekście np. kursywą czy cudzysłowem. Jednak w dalszej części książki, znajdujemy dobitne potwierdzenie, że nie jest to wspomnienie Z. Cukierskiego, a pogląd A. Dąbrowskiego. Na stronie 304 znajduje się bowiem skan dokumentu, w którym czytamy: „Była to pamiątka rodzinna po partyzancie – wujku Antonim Dąbrowskim, który działał w AK, a po wyzwoleniu, aby uniknąć represji podjął pracę w milicji na terenie Białostocczyzny. W roku 1946 zginął w rąk grasującej tam bandy. Gdy się rok później urodziłem nadano mi jego imię, aby było wciąż żywe w rodzinie.”
Jest to o tyle szokujące, że dokumentem tym jest... życiorys A. Dąbrowskiego pisany do Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tu nie można mieć wątpliwości kto jest autorem słów.
Uśmiercony Michał
Znacznym problemem autora publikacji jest brak znajomości tematu, o którym pisze. Niejednokrotnie ma się wrażenie, że bardziej opiera się on na swojej – okazuje się, że bardzo kruchej – pamięci, zasłyszeniach, czy po prostu plotkach, a nie na sprawdzonych źródłach. Jedno z przekłamań, które jest wielokrotnie powtarzane, dotyczy Michała Pytlarza. Autor jak mantrę powtarza, że zmarł on „wkrótce po wyjściu na wolność” czy „parę miesięcy później” (po internowaniu). Stwierdza, że „po wyjściu z zakładu jeszcze jakiś czas żył mrzonkami, urojeniami o rozkwicie „Solidarności”, a w innym miejscu: „Michał (…) nabawił się nieuleczalnej choroby psychicznej, a po opuszczeniu murów więzienia (…) nie wrócił już do normalności i wkrótce zmarł” (s. 273). Tezy te przewijają się przez znaczną część publikacji (s.12, 21, 273, 274, 303 i wiele innych). Są tak częste, jak dalekie od prawdy.
Michał Pytlarz zmarł w 2005r., czyli 23 lata po „uśmierceniu” go przez A. Dąbrowskiego. Po okresie internowania i wyjściu na wolność (kwiecień 1982r.) Michał bardzo szybko zaangażował się w działania podziemnej opozycji. Już w październiku 1982r , w pierwszym podziemnym piśmie, które ukazało się w Starachowicach po 13 grudnia, znalazł się jego artykuł. W latach następnych brał udział w działaniach środowiska, wspólnie uczestniczył w wyjazdach do Częstochowy (m.in. Pielgrzymki Świata Pracy) i Warszawy. O ile, przestrzegając konspiracyjnego BHP, nie afiszował się ze swoją działalnością, o tyle uczestniczył w wydarzeniach, które na pozór legalne, stawały się manifestacją przeciw systemowi (np. manifestacyjny pogrzeb Franciszka Cybucha).
W 1989r. bardzo mocno zaangażował się w działania Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” (chociaż nigdy do niego nie należał), będąc „lokomotywą” kampanii wyborczej przed czerwcowymi wyborami. Bez niego, z pewnością bardzo wiele inicjatyw by się nie udało. Czy zatem można tu mówić o człowieku który „po wyjściu na wolność nie wyszedł już na prostą i wkrótce zmarł” (s.12) ?
Nie tylko pokazując działalność Michała Pytlarza, można przekonać się o słabej pamięci autora publikacji. Warto jeszcze raz przytoczyć cytat z książki Dąbrowskiego dotyczący Michała, w rozszerzonej formie: „Po wyjściu z zakładu jeszcze przez jakiś czas żył mrzonkami o rozkwicie Solidarności. Zorganizował spotkanie piszących przedstawiając formułę nowego pisma związkowego, w którym też uczestniczyłem. Niestety kilka miesięcy później dowiedziałem się o jego przedwczesnej śmierci. To niewątpliwie ofiara stanu wojennego.” (s.21).
Spotkanie, o którym pisze A. Dąbrowski faktycznie miało miejsce, tyle, że w dniu 8 maja 1989 r. W spotkaniu uczestniczyli: Michał Pytlarz, Stanisław Kosior, Paweł Perchel, Krzysztof Berent oraz Antoni Dąbrowski. Spotkanie, można powiedzieć, zakończyło się zanim się zaczęło. Stanisław Kosior (wówczas przewodniczący Delegatury NSZZ”S”) oznajmił, że nie ma możliwości ani lokalowych ani sprzętowych aby rozszerzyć wydawane w tamtym okresie przez Pawła Perchela (wspólnie z Robertem Adamczykiem i Teresą Barszowską) pismo „Nasze Sprawy” do formy bardziej profesjonalnej (co było pomysłem Michała Pytlarza).
Broń autora
Jedną z „ciekawszych” informacji jest z pewnością historia posiadania przez A. Dąbrowskiego broni. Okazuje się, że jest w niej bardzo mało elementów, które nie budzą kolejnych pytań, zwłaszcza, że autor wielokrotnie sam podaje różne wersje wydarzeń. Streszczając ten wątek, można stwierdzić, że na początku 1982r posiadał on broń, która została mu zarekwirowana przez milicję, sąd wydał wyrok, a jednocześnie FSC zwolniła go w trybie artykułu 52 („karnie”, czyli z winy pracownika). Przysłowiowy „diabeł” tkwi jednak w szczegółach.
Jak wspomina A. Dąbrowski, karabin mauser z 1926r., znalazł na strychu u swojego dziadka. Broń miała być własnością jego wujka, który jako milicjant zginął na Białostocczyźnie. Jak wynika z treści książki, autor niejednokrotnie pokazywał karabin wielu osobom. Aż „któregoś marcowego dnia 1982r przyszedł do naszego mieszkania patrol milicji z nakazem rewizji. Zażądali zwrotu nielegalnie posiadanej broni” (s. 27).
Jednak na podstawie prezentowanych dalej dokumentów, okazuje się, że nie jest to marzec, a 22 lutego 1982r (skan s. 213). Dalej czytamy: „Moja sytuacja była bardzo poważna. Zostałem oskarżony o to, że z bronią automatyczną w ręku chciałem obalić ustrój i to w stanie wojennym.(s. 28). Z tak surowym zarzutem, A. Dąbrowski został przesłuchany w Prokuraturze Garnizonowej w Kielcach i… zwolniony do domu.
Karabin Mauser wz.98 jaki został zarekwirowany A. Dąbrowskiemu, jest karabinem jednostrzałowym. Aby strzelić po raz drugi trzeba go przeładować (tzw. czterotakt). Można by uznać słowa autora o „automacie” za pomyłkę, gdyby w kolejnych akapitach nie znalazły się jeszcze bardziej sensacyjne dane. „Przypomniałem sobie, że pierwszym sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR jest mój kuzyn Zygmunt Stajniak. (…). Powiedział (Zygmunt Stajniak – przyp. P.P.), że odbył rozmowę z komendantem (MO – przyp. P.P.) (był jego politycznym zwierzchnikiem). Zalecił mu, aby uszkodzili karabin tak, aby był niesprawny. Przetrącono więc iglicę i to powinno wystarczyć, aby uznać broń za niesprawną” (s. 28)
Jest tu nie tylko wzmianka o tym jakoby pierwszy sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR oraz komendant MO „zacierali” ślady przestępstwa w stosunku do „wroga systemu”, jak sam siebie określa A. Dąbrowski. Ta ważniejsza informacja dotyczy faktu, że wszyscy mieli świadomość, że broń nadawała się do strzelania (była sprawna). I dalej: „Ekspertyza wykazała, że zabieg dokonany na broni w Starachowicach nie do końca się sprawdził, bo automat (z 1926r) nie strzelał wprawdzie seriami (przetrącona iglica), ale pojedyncze strzały mógł oddawać. To jednak wystarczyło aby zmniejszyć winę na mniejszy paragraf” (s.29). Ekspertyzę wykonał Zakład Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie w marcu 1982r. Oczywiście brak jest w dokumentach choćby wzmianki o „zmianie paragrafu” - od samego początku do końca (czyli już od pierwszego przesłuchania aż do rewizji wyroku) jest to art. 286 kk. Za kuriozum jednak, należy uznać tezę, że „przetrącona iglica” daje efekt strzelania nie seriami, a pojedynczymi strzałami.
Za posiadanie broni A. Dąbrowski zostaje skazany, a bardzo łagodny, jak na warunki stanu wojennego, wyrok jest podtrzymany nawet po rewizji wniesionej przez prokuratora. Niestety nie jest tak łatwo dowiedzieć się czytelnikowi jaki był wyrok. Autor publikacji podaje wprawdzie, że skazano go na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata i dotkliwą karę grzywny (s. 12), jednak kilka stron dalej możemy przeczytać, że wyrok wynosił 9 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata, plus wysoką grzywnę (s. 30). Jest to o tyle istotne, że obie te informacje są… nieprawdziwe! Wyrok, jak możemy się dowiedzieć z dokumentu przedstawionego na stronie 216, brzmi: 7 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i 3.000 zł grzywny. (Jak podaje Zakład Ubezpieczeń społecznych przeciętne wy nagrodzenie w roku 1981 wynosiło 7.689 zł.)
Historia posiadania broni oraz wyroku jest zasadniczym argumentem w sprawie wniosku o przyznanie A. Dąbrowskiemu statusu osoby represjonowanej. Autor wielokrotnie pisze o „sfingowanym procesie” sugerując fałszywe oskarżenie. Nie wyjaśnia jednak na czym polegało „sfingowanie”, skoro posiadał sprawną broń. Jednocześnie twierdzi, że zarzucono mi, że posiadam nielegalnie broń palną. A był to niekompletny zardzewiały od wojny partyzancki „obrzyn” z przetrąconą iglicą (s. 292). Jeśli tak, to dlaczego „zlecenie” przetrącenia iglicy, o czym pisze autor, zostaje skierowane do komendanta MO (s. 28) ?
Drugim argumentem jest fakt zwolnienia A. Dąbrowskiego z pracy w trybie art. 52. Tu także pojawia się wiele niejasności i pytań. Znów posłużmy się cytatem z książki: jako jeden z powodów zwolnienia mnie z redakcji „Budujemy Samochody” podawano moje niskie morale, gdyż w artykułach (i nie tylko) łamałem rygory stanu wojennego. Niektóre artykuły konfiskowała cenzura” (s. 293)
Czy jest to możliwe? Gdzie i kiedy A. Dąbrowski pisał artykuły, które łamały „rygory stanu wojennego”, skoro w całym regionie ukazywało się tylko „Słowo Ludu”, a on sam – jak wspomina – „czyścił świetliki” (s. 12, 25)? Niejasne jest także, czy negatywna opinia „sekretariatu Komitetu Zakładowego PZPR”, o której pisze w dokumencie z dnia 1 lipca 1982r Wiesława Żyła (skan s. 219), wynika z działalności na rzecz „Solidarności”, czy może bardziej z wyroku, który zapadł ?
I jeszcze jeden „kwiatek” w potoku nieprawdziwych informacji, który zwrócił moją uwagę. We wniosku kierowanym do UdSKiOR, A. Dąbrowski jako uzasadnienie pisze: tworzenie jako dziennikarz opozycyjny prasy związkowej na terenie Starachowic w latach 1980-1991” (skan s. 307). Jest to ewidentne kłamstwo. O ile można uznać jego działalność dziennikarską w drugiej połowie 1981r, o tyle…w latach 1982 – 1989 nie prowadził żadnej (nie tylko dziennikarskiej) działalności opozycyjnej. Dopiero w wolnej Polsce, w 1991r. redaguje związkowe pismo „Belfer”.
Historyczne brednie
Zasadniczą wadą publikacji A. Dąbrowskiego jest kompletna nieznajomość historii, tak tej dotyczącej wydarzeń krajowych, nawet międzynarodowych, jak i wydarzeń lokalnych. Autor niestety nie zadał sobie żadnego trudu, aby fakty o których pisze, nawet w podstawowym zakresie, zweryfikować (choćby w Internecie).
Już na piątej stronie A. Dąbrowski wyraża swój pogląd jakoby ocalenie „indywidualnej własności chłopskiej” było zasługą Bieruta. Kto zatem przymuszał do kolektywizacji rolnictwa? Przy wzmiance dotyczącej Gomułki całkowicie myli chronologię faktów (s. 6). Pisząc o wydarzeniach roku 1968, stwierdza, że „to był ostatni na większą skalę bunt Polaków przeciwko zawłaszczaniu ich ojczyzny przez mniejszość narodową”(s. 6) Czy zwolenników Moczara lub Gomułki na pewno można nazwać Polakami troszczącymi się o swoją Ojczyznę? Innym przykładem z innego okresu jest stwierdzenie: W kraju „Solidarność” liczyła już 10 milionów członków. Sukces związkowców wydawał się oczywisty. Tym bardziej, że na Wschodzie Gorbaczow nieco poluzował i satelickie państwa mogły wybijać się na niepodległość.(s. 11). Tyle tylko, że w 1981r władzę „na Wschodzie” dzierżył Breżniew, a nie Gorbaczow. Breżniew zmarł 10 listopada 1982r., po nim był jeszcze Andropow (zm. w 1984r.), Czernienko (zm. w 1985r.) i dopiero Gorbaczow.
Równie błędna jest ocena wydarzeń lokalnych. Tu autor niejednokrotnie posiłkuje się swoją oceną, która jest często skandaliczna i haniebna.
Nie wiadomo na jakiej podstawie formułuje stwierdzenie, Starachowiccy działacze byli indywidualistami. W trudnych sytuacjach rzadko pomagali sobie wzajemnie. (s.14). Skąd takie wnioski? tarachowiccy działacze zawsze pokazywali swoją solidarność, zawsze ”trzymali się” razem, zawsze wzajemnie sobie pomagali. W wielu wspomnieniach można znaleźć opisy „czyszczenia” mieszkań (z „bibuły” i innych materiałów, które w przypadku rewizji stałyby się podstawą do oskarżeń), opieki nad dziećmi w okresie aresztowania, zbiórki pieniędzy dla internowanych i aresztowanych, a w późniejszym okresie dla ukaranych przez kolegium, działalności związkowej kasy samopomocy, wspierania i uczestnictwa w rozsprawach sądowych, wspólnych spotkaniach, wyjazdach do Częstochowy, na warszawski Żoliborz itd., itd.
Niegodziwe opinie
Bardzo dalekie od prawdy są słowa dotyczące internowanych: „…darczyńcy krajowi i zagraniczni zasypywali ich darami toteż ich nadwyżkami dzielili się ze swymi rodzinami. Ba, otrzymywali z fabryki pensję (…) . Żyli w nimbie bohaterów Narodowych. A po dłuższym czy krótszym pobycie i wyjściu na wolność , dostawali sowite odszkodowania ” (s. 24).
W innym miejscu autor odnosi się do tych którzy, po wyjściu na wolność (po internowaniu) emigrowali na Zachód: ci działacze i dziennikarze z którymi współpracowałem, a którzy wybrali emigrację (np. Jerzy Nobis, Jacek Sadowski) po latach wrócili do kraju, bo na zachodzie moda na „Solidarność” w Polsce minęła i przestali być pieszczochami massmediów” (s. 293) Są to haniebne i niegodziwe opinie.
Wymienione wyżej skandaliczne stwierdzenia są na szczęście nieprawdziwe, jak i nieprawdziwe jest wiele innych „faktów historycznych” opisanych przez A. Dąbrowskiego.
Kilka przykładów. Henryk Miernikiewicz przyjął kwotę pieniędzy nie podczas internowania, jak to zawarte jest w publikacji, tylko we wrześniu 1980r., a to całkowicie zmienia optykę tego faktu (s.12 oraz 22).
Stanisław Żak nie był internowany „kilka tygodni” bo „podpisał lojalkę” (s.12), tylko od 13.12.1981 – 30.04.1982 oraz ponownie 8.06.1982 – 11.12.1982 - łącznie prawie 10 miesięcy.
Jacek Sadowski nie był najdłużej internowanym ze Starachowic, zwolniony został w lipcu 1982r. Najdłużej internowanym był Jerzy Nobis, który zwolniony został dopiero w listopadzie 1982r.
Nieprawdą jest, że w FSC „większość Komisji Zakładowej była internowana” (s.47). Komisja Fabryczna FSC składała się z 150 osób (co zresztą potwierdza skan dokumentu na s. 157-160 publikacji).
Zafałszowaniem jest, że „Soldateska, mająca swych donosicieli, wpadała na trop ich działalności. Toteż niektórzy znowu stanęli przed sądem. Sądzeni byli m.in. Leszek Nowak, Stanisław Kosior, Zbigniew Rafalski. (s.13). Słowo „znowu” sugeruje, że już kiedyś byli sądzeni, co jest nieprawdą. Stanisław Kosior został aresztowany w maju 1982r., Zbigniew Rafalski w maju 1983r., natomiast Leszek Nowak nigdy nie był aresztowany i nigdy nie stanął przed sądem. Był natomiast w okresie 11 maja do 23 lipca 1982r. internowany w ośrodkach odosobnienia w Kielcach i Łupkowie, a następnie od 5 XI 1982r. do 5 II 1983r. w Wojskowym Obozie Specjalnym Nr 6 w Czerwonym Borze.
Drugie dno
Mając świadomość tych wszystkich błędów i przekłamań, warto ponownie zadać pytanie o cel wydania książki. Skoro nie jest to zachowanie pamięci, nie jest uzupełnienie wiedzy o starachowickiej opozycji lat 80-tych ub. wieku, nie jest pokazanie „społecznych i gospodarczych reperkusji” jak zachęcająco wybrzmiewał tytuł, to co nim jest? Myślę, że odpowiedź daje sam autor, tyle tylko, że skrzętnie próbuje ją ukryć.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że A. Dąbrowski, osoby o których wspomina w książce podzielił na dwie grupy: tych którzy w czymś mu pomogli i tych którzy nie przyczynili się do tego. Łaskawym okiem spogląda m. in na. Edwarda Imielę (napisał oświadczenie świadka w celu otrzymania przez A. Dąbrowskiego statusu osoby represjonowanej), dzięki niemu Fundacja „Radostowa” której szefuje A. Dąbrowski, na początku lat 90-tych ub. wieku otrzymała lokal, Jacka Sadowskiego (napisał oświadczenie świadka) czy Jana Seweryna (udostępnił przedruki z książek, napisał oświadczenie świadka).
Na drugim końcu są Grzegorz Walendzik (s. 355), Zbigniew Rafalski (s. 39), Stanisław Kosior (s. 38), Marek Materek (s. 357) i inni. Skrajną niegodziwością jest sugestia, że Leszek Nowak „ma coś do ukrycia”, bo odmówił napisania A. Dąbrowskiemu oświadczenia jako świadek (s. 34).
Warto zwrócić uwagę na to co autor mówi o sobie. Na stronie 38 stwierdza, że skoro na Hutę skierowano Henryka Miernikiewicza, Zbigniewa Rafalskiego oraz jego, to „Huta musiała być miejscem, na które skazują najbardziej niebezpiecznych dla reżimu działaczy „S” (s. 38)
Innym stwierdzeniem, które dalekie jest od prawdy, są słowa na temat uprawnień dla opozycjonistów: „Nikt mi dotychczas o takiej możliwości nie powiedział, choć niektórzy działacze opozycyjni (i pseudo działacze) załatwili sobie te uprawnienia już ponad 20 lat temu” (s. 288). Chodzi o potwierdzenie statusu działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych. Wielce naganne jest twierdzenie, że ktoś „załatwił” sobie uprawnienia, natomiast całkowicie nieprawdziwe są słowa „ponad 20 lat temu”. Warto wszak przypomnieć, że Ustawa o działaczach opozycji antykomunistycznej, dzięki której możliwe jest przyznanie statusu, została uchwalona w 2015r., a świadczenia z niej wynikające są przyznawane od 2017r.
Oczywiście należy mieć na uwadze wspomnienia o „szykanach” które autor opisuje na łamach publikacji. Jednak i tu pojawia się zastanawiający fakt: pomylona jest chronologia tych wydarzeń. Najpierw „wydarzyły” się „szykany”, a dopiero potem nastąpiła aktywizacja działań A. Dąbrowskiego w ramach „Solidarności”. Opierając się tylko na dokumentach z książki możemy prześledzić, że większość tych zdarzeń miała miejsce w lutym 1981r.: próba obniżenia wynagrodzenia podjęta przez A. Berlewicza, zakaz podejmowania innych prac dodatkowych „wobec zdarzających się przypadków niewywiązywania się z obowiązków służbowych oraz naruszenia dyscypliny pracy (skan s. 196). Dopiero w drugiej połowie roku 1981 pojawiają się artykuły A. Dąbrowskiego z I Zjazdu NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, a w końcowych miesiącach ukazuje się redagowana strona w „Budujemy Samochody” (początkowo jako rubryka). Pokazanie tych faktów w odwrotnej kolejności, a tak przedstawione jest w książce, sugeruje czytelnikowi jakoby represje były skutkiem aktywności w „Solidarności”. Czy jednak patrząc zgodnie z chronologią, są to szykany za działalność w Solidarności? Czy może działalność w „Solidarności” jest chęcią obrony przed „szykanami”?
Dlaczego na to zwracam uwagę? Bo uważam, że celem książki jest nieuprawniona chęć autora „zaistnienia” w środowisku działaczy opozycji antykomunistycznej w Starachowicach. Mój zaś pogląd w tym zakresie jest tożsamy z opinią A. Dąbrowskiego o Miłoszu, o którym wspomina na jednej za stron publikacji: W moim odbiorze Miłosz to dobry poeta, ale przede wszystkim cwany Litwin, który potrafił chwytać polityczny wiatr w żagle i budować swoje nazwisko na siermiężnym losie rodaków (s. 330).
Dzisiejsza motywacja A. Dąbrowskiego zawiera się w słowach: „W ubiegłym 2020r. wyczytałem, że nie usatysfakcjonowani finansowo działacze „Solidarności” mogą się ubiegać o nadanie im tytułu działacza, bądź poszkodowanego przez reżim komunistyczny, z czym wiązało się podniesienie najniższych emerytur" (s. 33). I to – moim zdaniem - jest odpowiedź na podwójnie zadane pytanie.
Co by było gdyby...
Wydaje się, że publikacja miałaby całkiem inny kształt, gdyby autor oparł się na konkretnych źródłach, pokazał te źródła oraz przeprowadził korektę historyczną przedstawianych przez siebie opisów. Braki te, a poprzez to skutkujące błędy, kłamstwa i przeinaczenia, całkowicie eliminują książkę jako publikację historyczną. Gdyby zamiast pięknie brzmiącego tytułu napisał wprost, że jest to jego widzenie tamtego okresu i jego wspomnienia, pewnie ocena byłaby całkiem inna. Przecież każdy z nas widzi świat swoimi oczami, nawet jeśli się mylimy.
Bardzo dobrze, że książka zawiera sporo zdjęć i skanów – pozwala to przynajmniej przeglądać jej zawartość, skoro tekstu nie da się przyjąć za przekaz prawdy.
8 kwietnia 2022r. miałem wątpliwą „przyjemność” uczestniczenia w promocji opisywanej książki. Na przykładach (z podaniem strony i cytatu) pokazałem tylko kilka z całej masy błędów i nieprawdziwych stwierdzeń, jakie znajdują się w publikacji. Stanowisko moje, poparło wielu działaczy obecnych na spotkaniu. Do mojej wypowiedzi odniósł się także A. Dąbrowski. Tyle, że zamiast merytorycznej odpowiedzi, usłyszałem, że… powinienem zająć się integrowaniem środowiska, a nie rozbijaniem go. Ani słowa o prawdzie, która powinna stanowić spiritus movens każdej publikacji traktującej o historii.
Paweł Perchel
Lista błędów, nieścisłości, pomyłek i konfabulacji
A oto lista tylko kilkudziesięciu przekłamań zawartych w książce. Nie jest to oczywiście wykaz wszystkich błędów, nieścisłości, pomyłek i konfabulacji, a tylko ich zasygnalizowanie. Jedne są ważne, inne mniej. Celem jest pokazanie, że dotyczą one wszystkich płaszczyzn publikacji.
Strona 5 – „udało mu się (rządowi Bieruta !) jedynie ocalić indywidualną własność chłopską, ratując tym od głodu miliony obywateli. – zasługą ocalenia „własności chłopskiej” są z pewnością mieszkańcy wsi, którzy z niechęcią i oporami, a czasami wręcz siłą opierali się kolektywizacji rolnictwa, a nie rząd Bieruta.
Strona 6 - Gomułka wniósł nadzieję na poprawę sytuacji ale jej nie spełnił. Z partyjnego opozycjonisty stał się posłusznym Kremlowi wasalem. Odwilż przyniosła dopiero śmierć Stalina” – całkowicie pomylona chronologia - Gomułka przywrócony został do władzy dopiero po śmierci Stalina – Stalin zmarł w 1953r., Gomułkę zwolniono z więzienia w 1954r., rehabilitowano w 1956r. 19.października.1956r. został dokooptowany do KC PZPR a trzy dni później wybrany na I sekretarza KC PZPR.
Strona 6 - Pisząc o 1968r autor stwierdza – to był ostatni na większą skalę bunt Polaków przeciwko zawłaszczaniu ich ojczyzny przez mniejszość narodową (chodzi o środowiska żydowskie) - wydarzenia roku 1968 to walka pomiędzy Moczarowcami („partyzantami”) a zwolennikami Gomółki („puławianami”) – nie ośmieliłbym się nazwać ich Polakami, którzy dbają o Ojczyznę, a raczej była to walka o władzę.
Strona 8 – Henryk Miernikiewicz w opisywanym okresie nie był pracownikiem Huty (Zakładów Dolnych) tylko wydziału S-7 na Zakładach Górnych
Strona 9 – wywiad z Henrykiem Miernikiewiczem ukazał się w trzecim numerze NBI a nie w Wiadomościach Związkowych
Strona 11 - Wydawali z Jackiem „Wiadomości Związkowe”. To była manufaktura. Jacek pisał odezwy, komunikaty, okólniki. Michał przy pomocy szablonu umieszczał to żmudnie na kolumnach.. Potem powielano to ileś razy na powielaczu spirytusowym. Pismo „Wiadomości Związkowe” wydawane w starachowickiej FSC nigdy nie były drukowane na powielaczu spirytusowym. Dotyczy to także innych pism wydawanych przez Komisję Fabryczną i nie tylko. Pisma fabrycznej „Solidarności” drukowane były na przemysłowym powielaczu w drukarni FSC (oprócz numeru ze stycznia 1981r, który był drukowany w drukarni Regionu Świętokrzyskiego NSZZ Solidarność w Kielcach). Jedynym pismem, które było drukowane na powielaczu ręcznym (białkowym! a nie spirytusowym ) było „Wolne Słowo” – pismo delegatury wydawane
w okresie 16 listopada – 10 grudnia 1981r. Jeśli autor wymienia rodzaj powielacza, to – wydaje się - , że powinien się na tym znać, a nie liczyć na niewiedzę czytelników.
Strona 11 – W kraju „Solidarność” liczyła już 10 milionów członków. Sukces związkowców wydawał się oczywisty. Tym bardziej, że na Wschodzie Gorbaczow nieco poluzował i satelickie państwa mogły wybijać się na niepodległość” (s.11) Gorbaczow doszedł do władzy po śmierci Andropowa (zm. 1984) i Czernienki zm. 1985r) dopiero w 1985r. W 1981r. rządził Breżniew, który zmarł w okresie trwania stanu wojennego (10.11.1982r).
Strona 12 – Wydaje się, że autor sam nie wie jaki wyrok otrzymał: na stronie 12 jest mowa o 8 miesiącach w zawieszeniu na 4 lata i wysokiej grzywnie, zaś na stronie 30-tej jest już 9 miesięcy w zawieszeniu na 4 lata i wysoka grzywna . Obie te informacje są nieprawdziwe, tak naprawdę wyrok brzmiał: 7 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata i 3.000 zł grzywny (skan s.216). A. Dąbrowski zarabiał wówczas 4.900zł. (s 217)
Strona 12 - Stanisław Żak nie był internowany „kilka tygodni” bo „podpisał lojalkę”- tylko od 13.12.1981 – 30.04.1982 oraz ponownie 8.06.1982 – 11.12.1982 - łącznie prawie 10 miesięcy
Strona 12, powtórzenie na stronie 21, 273, 274 oraz 303 i wielu innych – Michał Pytlarz zmarł w 2005r., a nie „wkrótce po wyjściu na wolność” czy „parę miesięcy później” ( po internowaniu). Nieprawdą jest także , że był załamany, że „po wyjściu z zakładu jeszcze jakiś czas żył mrzonkami, urojeniami o rozkwicie Solidarności” – Michał już w końcówce roku 1982 wrócił do solidarnościowego pisania, w gazetce z października 1982 znajduje się jego artykuł dotyczący młodzieży. W późniejszych latach cały czas brał udział w podziemnej działalności, a w 1989r. był jednym z najaktywniejszych działaczy zaangażowanych w czerwcowe wybory. Wiele uwag odnoszących się do Michała jest po prostu haniebnych.
Strona 12 oraz 22 - Henryk Miernikiewicz przyjął kwotę pieniędzy nie podczas internowania jak to zawarte jest w publikacji, tylko we wrześniu 1980r., a to całkowicie zmienia optykę tego faktu.
Strona 13 –Soldateska, mająca swych donosicieli, wpadała na trop ich działalności. Toteż niektórzy znowu stanęli przed sądem. Sądzeni byli m.in. Leszek Nowak, Stanisław Kosior, Zbigniew Rafalski. Słowo „znowu” sugeruje, że już kiedyś byli sądzeni, co jest nieprawdą. Stanisław Kosior zastał aresztowany w maju 1982r, Zbigniew Rafalski w maju 1983r. Natomiast Leszek Nowak nigdy nie był aresztowany i nigdy nie stanął przed sądem. Był natomiast w okresie 11 maja do 23 lipca 1982r. internowany w ośrodkach odosobnienia w Kielcach i Łupkowie, a następnie od 5 XI 1982r. do 5 II 1983r. w Wojskowym Obozie Specjalnym Nr 6 w Czerwonym Borze.
Strona 14 – Starachowiccy działacze byli indywidualistami. W trudnych sytuacjach rzadko pomagali sobie wzajemnie. Na jakiej podstawie autor wysunął takie wnioski? Starachowiccy działacze trzymali się razem wzajemnie sobie pomagając. Niejednokrotnie „czyścili” mieszkania osób zagrożonych aresztowaniem czy rewizją (z „bibuły” i innych materiałów które mogłyby być podstawą oskarżenia), sprawowali opiekę nad dziećmi w okresie aresztowania, organizowali zbiórki pieniędzy dla internowanych i aresztowanych oraz w późniejszym okresie dla ukaranych kolegium, należeli do związkowa kasa samopomocy, wspierali i uczestniczyli w sprawach sądowych, organizowali wspólne spotkania, wyjazdy do Częstochowy, na warszawski Żoliborz itd., itd.
Strona 16 – autor pisząc o Kazimierzu Ujazdowskim określa iż ten „wyrósł na ogólnopolskiego działacza’, oraz, że „służy PSL-owi”. Wydaje się, jednak, że A. Dąbrowski myli dwie osoby. Kazimierz Ujazdowski zmarł w 2016r, był obrońcą w procesach politycznych, a nie działaczem związkowym, więc stwierdzenie, że był „działaczem ogólnopolskiego formatu” jest dalece nieuprawnione. Autor (prawdopodobnie) pomylił go z osobą Kazimierza Ujazdowskiego syna, który współcześnie jest politykiem „ogólnopolskiego” a nawet „ogólnoeuropejskiego” formatu. Jednak w roku 1981 miał on zaledwie 17 lat.
Strona 17 oraz 53 - TW to tajny współpracownik a nie tajny wywiadowca
S 17 – wielokrotnie powtarza „sfingowany proces” – na czym polegało „sfingowanie” skoro znaleźli u niego sprawną broń?
Strona 20 – Jacek Sadowski nie był najdłużej internowanym ze Starachowic, zwolniony został w lipcu 1981r. Najdłużej internowanym był Jerzy Nobis który zwolniony został dopiero w listopadzie 1982r.
Strona 20 – nieprawdą jest stwierdzenie, że Michałowi Pytlarzowi „przestało mu wystarczać lakoniczne „Wiadomości Związkowe”. Wraz z Jackiem organizowali nowe większe pisma m.in. NBI” . Michał Pytlarz został zaproszony do redakcji NBI w pierwszych tygodniach 1981r, natomiast zatrudniony do redagowania pism wydawanych w FSC (początkowo głównie „Wiadomości Dnia”) został dopiero w lipcu 1981r i pracował tam na ½ etatu.
Strona 21-22, 273 – „Wraz z Jackiem organizowali nowe, większe pisma, m.in. niezależny biuletyn informacyjny (NBI) do którego udziału zaproszono i mnie” W żadnym z trzech numerów NBI nie ma artykułów podpisanych przez A. Dąbrowskiego. Nie ma go także w składzie redakcji. Na czym zatem polegało „zaproszenie”?
Strona 21 – A. Dąbrowski o Michale Pytlarzu pisze: „ Po wyjściu z zakładu jeszcze przez jakiś czas żył mrzonkami o rozkwicie Solidarności. Zorganizował spotkanie piszących przedstawiając formułę nowego pisma związkowego, w którym też uczestniczyłem. Niestety kilka miesięcy później dowiedziałem się o jego przedwczesnej śmierci. To niewątpliwie ofiara stanu wojennego. – Michał Pytlarz nie żył mrzonkami tylko wziął się do pracy czego efektem jest artykuł w październikowym Biuletynie „Solidarności”. Spotkanie dotyczące nowego pisma które zorganizował Michał Pytlarz nie odbyło się po jego wyjściu z internowania tylko 8 maja 1989r.
Strona 21 – nieprawdziwe jest także określenie, w stosunku do gazety NBI, że „ukazało się parę numerów i wybuchł stan wojenny”. Niezależny Biuletyn Informacyjny, bo tak brzmi pełna nazwa pisma, ukazywał się od lutego 1981r (numer pierwszy) do sierpnia 1981r (numer trzeci, ostatni). Pismem które ukazywało się na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego było „Wolne Słowo” wydawane przez Delegaturę NSZZ Solidarność w Starachowicach (wydawali go m.in. Tomasz Ofman, Jerzy Wierzbiński, Krzysztof Nowak, Jan Adamm i in.)
Strona 24 – dalekie od prawdy jest stwierdzenie, że dotyczące internowanych, jakoby „…darczyńcy krajowi i zagraniczni zasypywali ich darami toteż ich nadwyżkami dzielili się ze swymi rodzinami. Ba, otrzymywali z fabryki pensję… . Żyli w nimbie Bohaterów Narodowych. A po dłuższym czy krótszym pobycie i wyjściu na wolność , dostawali sowite odszkodowania”. Internowani odszkodowania otrzymywali dopiero w wolnej Polsce, nieliczni w końcówce lat 90-tych, a większa grupa dopiero kilka(kilkanaście) lat później.
strona 26-27 oraz 304 - Zupełnym skandalem jest określenie, jakie pada w książce, dotyczy Żołnierzy Wyklętych. Nazywanie ich „bandami” jest haniebne, tym bardziej, że pada w stosunku do Zygmunta Szyndzielarza ps. „Łupaszka” (który został zamordowany przez komunistyczne władze), oraz do Jego podkomendnych. „Łupaszka”, to dowódca Inki – Danuty Siedzikówny. – tej która „zachowała się jak trzeba”. Nie można wszak uznać, że autor miał tylko na myśli przytoczenie wspomnień Zygmunta Cukierskiego (strona 26-27), bowiem określenie to (banda) powtarza we własnym życiorysie pisanym do Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (skan strona 304).
Strona 27 - Któregoś marcowego dnia przyszedł patrol milicji – chodzi o przeprowadzoną rewizję, podczas której zarekwirowano A. Dąbrowskiemu broń. Jednak z dokumentów prezentowanych przez autora wynika jasno, że było to 22 lutego 1982r
Strona 28 - Moja sytuacja była bardzo poważna. Zostałem oskarżony o to, że z bronią automatyczną w ręku chciałem obalić ustrój i to w stanie wojennym. Z tak „poważnym” zarzutem po przesłuchaniu A. Dąbrowski zostaje zwolniony do domu. Dodatkowo na stronie 29 autor ponownie pisze „automat z 1926r” – karabin Mauzer nie jest automatem, tylko karabinem jednostrzałowych tzw „czterotaktem”. Komendant MO miał przetrącić iglicę - polecił mu to Zygmunt Stajniak, sekretarz PZPR. Na stronie 29 ponowne stwierdzenie, że po „przetrąceniu” iglicy karabin nie strzelał seriami (sic!). Niestety brak jest jakichkolwiek dokumentów w tym zakresie.
Strona 28 - Przypomniałem sobie, że pierwszym sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR jest mój kuzyn Zygmunt Stajniak. …. Powiedział (Zygmunt Stajniak – przyp. P.P.), że odbył rozmowę z komendantem (MO) (był jego politycznym zwierzchnikiem). Zalecił mu, aby uszkodzili karabin tak, aby był niesprawny. Przetrącono więc iglicę i to powinno wystarczyć, aby uznać broń za niesprawną” Czy jest możliwe aby „wrogowi systemu” pomagali – łamiąc prawo w okresie stanu wojennego – sekretarz PZPR wspólnie z Komendantem MO? Fragment ten jest jednocześnie dowodem, że wszyscy oni, łącznie z A. Dąbrowskim zdawali sobie sprawę z faktu, że broń jest sprawna!
Strona 29 - Ekspertyza wykazała, że zabieg dokonany na broni w Starachowicach nie do końca się sprawdził, bo automat (z 1926r) nie strzelał wprawdzie seriami (przetrącona iglica), ale pojedyncze strzały mógł oddawać. To jednak wystarczyło aby zmniejszyć winę na mniejszy paragraf. W „postanowieniu o zasięgnięciu opinii” z dnia 1.03.1982r (chodzi o sprawdzenie czy z karabinu można strzelać, badanie robił Zakład Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie), dokumentu prezentowanego na stronie 204, jest zarzut podejrzenia przestępstwa z art. 286 kk. Ten sam zarzut jest w rewizji wyroku , dokumentu prezentowanego na stronach 212-214. Kiedy zatem „zmniejszono paragraf” o którym pisze autor?
Strona 32 - po paru latach przeniosłem się do Dziurowa - chodzi o pracę, którą podjął po zwolnieniu z FSC – początkowo był zatrudniony w szkole w Szerzawach a następnie, od nowego roku szkolnego (czyli niespełna rok, a nie „paru latach”) w szkole w Dziurowie.
Strona 34 – sugestie, że Leszek Nowak „ma coś do ukrycia”, bo odmówił napisania A. Dąbrowskiemu oświadczenia jako świadek, jest niegodziwością
Strona 38 - „Pana Zbigniewa zesłano z Komisji Fabrycznej „S” FSC na Hutę”. Zbigniew Rafalski nie był członkiem „Komisji Fabrycznej „S” FSC” – był przewodniczącym Komisji Zakładowej Zakładu Części Samochodowych (filii FSC) w Iłży
Strona 39,40 - Rondo Zbigniewa Rafalskiego lokalizowane w publikacji, nie znajduje się przy „trakcie do Galardii” (Galardia to centrum handlowe w Starachowicach) czy „pomiędzy Galardią a Media Marktem” tylko w ciągu ulicy Iłżeckiej, ze znajdującym się kilkaset metrów dalej rondem Mariana Świderskiego „Dzika”. W Starachowicach nigdy nie było marketu o nazwie „Media Markt” (jest „Media Expert” oraz „RTV EURO AGD”)
Strona 42 - Aż przyszedł moment, gdy po wyjściu ostatnich więźniów szyderczo zaskrzypiały kraty w ośrodku odosobnienia w Borze. Byli nimi Jacek Sadowski i Jerzy Nobis. Nie za bardzo wiadomo o co chodzi. Nie było ośrodka odosobnienia w Borze. W Czerwonym Borze była jednostka, gdzie utworzono Specjalny Obóz Wojskowy, ale nie było tam ani Jacka Sadowskiego ani Jerzego Nobisa. Pierwszy został zwolniony z internowania w lipcu 1982r., a drugi w listopadzie tegoż roku.
Strona 47 - większość Komisji Zakładowej była internowana. Komisja Fabryczna FSC składała się z 150 osób. Twierdzenie, że większość była internowana daleko odbiega od prawdy. Skład Komisji Fabrycznej (Zakładowej) autor podaje na stronach 157-160.
Strona 53 - Każdy funkcyjny działacz NSZZ miał swojego opiekuna lub kilku opiekunów Na jakiej podstawie autor wysuwa taką stanowczą tezę? Poza tym należy pamiętać, że NSZZ, to określenie także związków metalowców. Czy oni także mieli „opiekunów”?
Strona 53 - rezydent Korzeniowski to nie Krzysztof Kisiała – tylko Józef Piotrowski.
Strona 163 – „zachowane artefakty (…) stanowią szczególnie cenne pamiątki dla ich właścicieli, rodzin oraz nowej „Solidarności” która zorganizowała już kilka interesujących wystaw. Niestety nie wszyscy organizatorzy tych ekspozycji zwracali depozyty właścicielom (…) Jako „kolekcjonerów” tych osobliwości wymienia się m.in. Stanisława Kosiora i Pawła Perchela.
A. Dąbrowski precyzuje bardzo poważne oskarżenia, które otacza nimbem sugestii. Tyle tylko, że Paweł Perchel nigdy nie był organizatorem wystaw, które prezentowałyby wspomniane pamiątki. Wszystkie wystawy organizowane przez Stowarzyszenie „Wolni i Solidarni 1980-1989”, w których organizację angażował się Paweł Perchel, są wystawami planszowymi, a w związku z tym nigdy nie istniała potrzeba posługiwania się oryginalnymi pamiątkami. Sugerowanie „kolekcjonowania” pamiątek jest potwarzą, zwłaszcza, że jednoznacznie widać, że autor tych słów nigdy nie oglądał żadnej wystawy zorganizowanej przez Stowarzyszenia.
Strona 221 - świadectwo pracy które autor podpisuje datą 12.07.1982r tak naprawdę jest z 12.07.1995r. Błędem jest także zakład, w którym pracował – A. Dąbrowski pracował przecież w FSC a nie w Zakładach Starachowickich.
Strona 229 - Autor opisuje, że honor nie pozwalał mu na przyjęcie propozycji FSC (chodzi o zwolnienie go z pracy). Jednak w sentencji wyroku Okręgowego Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Kielcach jest, że to A. Dąbrowski wysunął zbyt wygórowane warunki „Próba ugodowego załatwienia sporu nie dała rezultatu wobec warunków wnioskodawcy, których FSC nie mogła przyjąć.
Strona 238 – Paweł Perchel i Robert Adamczyk w swojej publikacji „Starachowickie wydawnictwa niezależne…” pokazali WSZYSTKIE niezależne pisma wydane w okresie 1980-1990 w Starachowicach, Skarżysku i Ostrowcu Św. Nic zatem nie obroni tezy, którą wyraża autor w słowach , że „Autorzy skoncentrowali się głównie na wydawanych przez siebie publikatorach”. Nie znalazł się tam opis „autonomicznej strony w Budujemy Samochody” ponieważ zamieszczenie kilku artykułów nie czyniło z tej fabrycznej gazety „wydawnictwa niezależnego”.
Strona 273 - do pisania w nowo zakładanych pismach („NBI”, „BIPS”) zapraszał również mnie. Współpracę na tym polu podejmowałem chętnie. W żadnym z trzech numerów pisma NBI nie ma artykułów A. Dąbrowskiego. Tygodnik BIPS (Biuro Informacji Prasowej Solidarności) ukazywał się w… Gdańsku, a nie w Starachowicach.
Strona 275 - „Wiadomości iłżeckie”, to inicjatywa lat 90-tych a nie 80-tych
Strona 288 - Innym stwierdzeniem które jest dalekie od prawdy są słowa: „Nikt mi dotychczas o takiej możliwości nie powiedział, choć niektórzy działacze opozycyjni (i pseudo działacze) załatwili sobie te uprawnienia już ponad 20 lat temu” – chodzi o potwierdzenie statusu działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych. Wielce naganne jest twierdzenie, że ktoś „załatwił” sobie uprawnienia, natomiast całkowicie nieprawdziwe są słowa „ponad 20 lat temu”. Warto wszak przypomnieć, że Ustawa o działaczach opozycji antykomunistycznej , dzięki której możliwe jest „uzyskanie” statusu została uchwalona w 2015r.
S 292 – zarzucono mi, że posiadam nielegalnie broń palną. A był to niekompletny zardzewiały od wojny partyzancki „obrzyn” z przetrąconą iglicą. Przecież iglica przetrącona miała być dopiero po zarekwirowaniu, przez komendanta MO.
Strona 293 – „przez wiele miesięcy pozostawałem bezrobotny, gdyż nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy w Starachowicach”. Bez pracy pozostawał w okresie od 1.07.1982r do 1.10.1982r., w czasie kiedy odwoływał się od zwolnienia z FSC.
Strona 293 ci działacze i dziennikarze, z którymi współpracowałem, a którzy wybrali emigrację (np. Jerzy Nobis, Jacek Sadowski)po latach wrócili do kraju bo na zachodzie moda na „Solidarność” w Polsce minęła i przestali być pieszczochami massmediów” Nieetyczne i pozbawione jakichkolwiek podstaw jest stwierdzenie, że emigranci tacy jak Jacek Sadowski czy Jerzy Nobis wrócili do Polski bo przestali być „pieszczochami masmediów”
Strona 293 jako jeden z powodów zwolnienia mnie z redakcji „Budujemy Samochody” podawano moje niskie morale, gdyż w artykułach (i nie tylko) łamałem rygory stanu wojennego. Niektóre artykuły konfiskowała cenzura” - gdzie i kiedy pisał artykuły które łamały „rygory stanu wojennego”?
Strona 307 - W uzasadnieniu wniosku do UdSKiOR czytamy: „tworzenie jako dziennikarz opozycyjny prasy związkowej na terenie Starachowic w latach 1980-1991”. Jest ewidentne kłamstwo. „Prasę związkową” tworzył tylko w roku 1981 (do wprowadzenia stanu wojennego) a następnie dopiero w 1991r redagując pismo „Belfer”. W latach 1982-1989 nie prowadził żadnej (także redakcyjnej) działalności.
Strona 352 - Adam Grudziński lat 36 zmarł pobity w obozie internowania w Załężu. Tam gdzie trafili nasi internowani Jerzy Nobis, Jacek Sadowski i Leszek Nowak”. Leszek Nowak nigdy nie był internowany w Załężu tylko w Kielcach i Łupkowie, podobnie jak Jacek Sadowski (Kielce, Łupków)
Strona 352 - A potem podretuszowani komuniści i twardogłowi przy okrągłym stole padli sobie w objęcia i już wiadomo było, że będzie to kokosza rewolucja, że wprawdzie nie poleje się krew (bo już się polała w „Wujku” i gdzie indziej) , ale junta nie wypuści władzy z rąk. Czy strona solidarnościowa to byli „poretuszowani komuniści” czy „twardogłowi”?
Strona 361 - „Starachowice uhonorowały ten zryw bardzo skromnie. Ot jakaś tablica pamiątkowa, pomnik z głazu narzutowego, rondo na ulicy dojazdowej do hipermarketu” . Jeśli chodzi o rondo, to odnieść można wrażenie, że autor nie zna nie tylko historii miasta ale nie zna także topografii – rondo Zbigniewa Rafalskiego ma połączenie z ulicą Kardynała Stefana Wyszyńskiego, usytuowane jest w ciągu ważnej ul. Iłżeckiej, a kilkaset metrów dalej jest rondo Mariana Świderskiego „Dzika”. Jednocześnie autor narzeka, że „gdyby nie Solidarność z Man Busa to 40-lecie stanu wojennego i inne patriotyczne rocznice przeminęłyby w naszym mieście bez echa”. Jest to dowód na to, że nigdy nie interesował się upamiętnieniem powstania i działalności „Solidarności”. To pewnie z tego powodu, „nie zauważył” uroczystych obchodów wielu rocznic, konkursów, wystaw, prelekcji, spotkań i tym podobnych inicjatyw z tym związanych.
Paweł Perchel
Autor jest przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Konsultacyjnej do spraw Działaczy Opozycji i Osób Represjonowanych w Kielcach, prezesem starachowickiego Stowarzyszenia Wolni i Solidarni 1980-1989. Współautorem historycznych prac dotyczących opozycji publikowanych w cyklu "Starachowicka antykomuna". W latach osiemdziesiątych , w podziemiu, wydawał i drukował niezależne gazety.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jeden grafoman ocenia drugiego grafomana .MITOMANI
Uczyl Marcin Marcina a sam glupi w tym temacie jak SWINIA
Dzialacz komunistycznego ZSMP wie najlepiej jak to bylo w PRL
Kim Pan jest samozwancze ?
Pan panie Perchel do piet nie dorownuje Panu Antoniemu D z wiedza o tamtych czasach
Perchel pisze bzdury! ! !
Recenzja w stylu komunistycznego cenzora ! ! !
Ja to pisze CACY ainni sa BE ! BE! !BE !
Perchel w PRLbyl wiernym uczniem KOMUNISTOW ALE teraz sie przebarwil i udaje byc demokrata
Ciekaw jakim sposobem perchel wtrynil sie w laski IPN
Panie Perchel badz pan ucziwy nie wymyslaj pan bzdur !
Nie wiedzalem ze w Starachowicach mam nasladowce w osobie niejakiego pana P P klamce i faryzeusza