Reklama

Legenda z krwi i kości. Książka o żeglarzu Władysławie Wagnerze. Rozmowa z autorem - Aleksandrem Łąckim

Władysław Wagner - nazywany „polskim Magellanem”, był pierwszym Polakiem, który opłynął świat na jachcie. Ale to tylko wierzchołek jego biografii – był budowniczym stoczni i lotnisk, emigrantem, wizjonerem, a także człowiekiem odrzuconym przez historię. Urodził się w Krzyżowej Woli obecnie dzielnicy Starachowic. O jego niezwykłym życiu i próbie zbudowania rzetelnej opowieści o tej postaci z Aleksandrem Łąckim autorem pierwszej pełnej biografii Wagnera i od niedawna laureatem prestiżowej Nagrody im. Teligi za rok 2024. Rozmawia Zuzanna Jóźwik.

- Jak to się stało, że zainteresował się Pan właśnie Władysławem Wagnerem?

- Proszę pozwolić na ważne wyjaśnienie: Wagner jako pierwszy Polak opłynął Świat w rejsie w latach 1932-39, płynąc trzema jachtami i z różnymi załogami, ale tylko on był od początku do końca tej podróży. A wracając do Pani pytania. Jest prawdopodobne, że Wagner towarzyszył mi od wczesnego dzieciństwa. Mój ojciec był żeglarzem i w domu krążyła mała broszurka z lat 60. chyba właśnie o Wagnerze i jego rejsie. Potem, pracując w Gazecie Starachowickiej, redagowałem informację o jego śmierci. Wreszcie, po wielu latach, gdy z trudem docierałem do kolejnych informacji o nim i odkrywałem jego osiągnięcia, zdecydowałem się napisać książkę. W ten sposób chciałem tę kompletnie nieznaną postać, przywrócić szerszemu gronu. Pamiętam moje zdziwienie i niedowierzanie, gdy przeglądając wagnerowskie archiwalia w Narodowym Muzeum Morskiego w Gdańsku, przekonałem się, że jestem pierwszym historykiem, który sięga po ten zbiór. A gdy okazało się, że jest jeszcze wiele innych materiałów, do których stopniowo docierałem, nie spostrzegłem się, że z niewielkiej książeczki, którą planowałem, zrodziło się opasłe tomisko- prawie 500 stron z ponad 300 zdjęciami.

- I kim finalnie okazał się dla Pana Władysław Wagner? Fascynującą postacią? Wyzwaniem?

- Na pewno wszystkim po trochu. Władek – bo tak o nim po wielu latach prac mówię—jest dla mnie bohaterem, legendą i wciąż… zagadką. Z jednej strony romantyk i patriota, z drugiej – człowiek twardy, ponoszący porażki, ale za każdym razem powstający i odradzający się. Im bardziej go poznawałem, tym mocniej czułem, że nie piszę tylko opowieści, ale poruszając się po jego śladach stopniowo odkrywałem kolejne etapy jego życia.

Jak Pan jako autor jego biografii poradził sobie z balansowaniem między faktem a legendą?

- Mój Wagner to postać z krwi i kości: wielki i nieustraszony żeglarz, wizjoner, konstruktor, ale także kochający mąż i czuły ojciec. Dzielny patriota, który mimo trudnego życia na emigracji, pozostał do końca wierny niepodległej Polsce. Żeglarz szczęśliwie pozostawił trzy książki, z których czerpałem podstawową wiedzę. Pierwsze dwie przedwojenne były relacjami z podróży „Zjawą” i „Zjawą II”, a ostatnia książka, wydana w Stanach pod koniec życia, jest kreatywnym rozwinięciem wspomnień z wielkiej podróży pisana przez schorowanego człowieka pod koniec życia. Oczywiście z czasem narosło wiele mitów, które jak przystało na historyka, starałem się weryfikować. Jednak pewne fragmenty jego życia to wciąż białe plamy, choćby okoliczności zamknięcia stoczni w Puerto Rico.

Z czego w Pana ocenie wynikała ta niesamowita determinacja młodego chłopaka, by opłynąć świat?

- Patriotyzm. Rok 1932, Niepodległa ma zaledwie 13 lat, a gdyński harcerz i gimnazjalista -chce pokazać światu, swój kraj. I biało-czerwona flaga na maszcie staje się dla niego symbolem polskości – a początkowa młodzieńcza podróż, zmienia się w nieodwołalną misją. Nie zapominajmy także, że 19-letni Władek był zafascynowany żeglarstwem, chłonął literaturę marynistyczną, i marzył o wielkiej podróży i przygodzie. Był więc romantykiem, który wierzył, że „chcieć to móc”. Przecież jego pierwszy jacht – Zjawa – był porzuconą łajbą, kupioną za 20 złotych, żagle Władek szyje sam na maszynie mamy. Wypływa tylko z harcerską busolą i ogólną mapą Bałtyku. No i z niewielkim żeglarskim doświadczeniem. Podkreślmy to, by ukazać niezwykłą determinację tego niezamożnego młodzieńca.

- Czy można dziś sobie wyobrazić podobny wyczyn?

- Tylko w świecie marzeń. Teraz żeglarze mają GPS, do dyspozycji satelity, prognozy. Sponsorów, media które śledzą każdą chwilę podroży. A Wagner miał tylko słońce, gwiazdy i własny genialny zmysł. Odwagę i... ogromne szczęście choćby wtedy, gdy przepływał Morze Północne „mordercą żeglarzy”, czy wtedy gdy jako pierwszy Polak pokonywał Atlantyk. I wreszcie gdy po 7 latach w lipcu 1939 r. z sukcesem zakończył wielką okołoziemską pętlę. Niestety wkrótce wybucha straszna wojna.

- I związana z nią emigracja. Najpierw Anglia, potem słynne Karaiby. Jak wyglądało jego życie bez Polski?

- Jak z powieści przygodowej – tylko prawdziwej. Znajduje kobietę, z którą zakłada rodzinę. A ich pływającym domem jest królewski jacht „Rubicon”, którym docierają na Karaiby. Tam nasz bohater znajduje cudowną wyspę, całkowicie bezludną. Wagner ją „kolonizuje”: buduje przystań, własny dom, stocznię, klub a nawet buduje lotnisko. Dziś jego dzieło to Port lotniczy Terrance B. Lettsome – największe aeroport Brytyjskich Wysp Dziewiczych, zlokalizowany na wyspie Beef Island. To po latach, bo wcześniej Wagnerów czekała nieprawdopodobna katorga karczowania, transportu ogromnych głazów i powolna budowa.

- I żył tam z rodziną?

- Przez 10 lat z żoną Mabel i dziećmi. Na początku bez prądu, bieżącej wody, bez pewności jutra. Bo jedynym źródłem utrzymania był czarterowany jacht. Do tego ciągła tytaniczna praca na wyspie. Jego angielska żona wychowywała dzieci i prowadziła dom. I to wszystko działo się na bezludnej i pirackiej (!) wyspie. Koszty były wysokie… ale jakoś to przetrwali. Potem Portoryko i Stany Zjednoczone.

Dlaczego Wagner nie wrócił do Polski?

- Po wojnie władze komunistyczne chciały go ściągnąć do kraju. Odmówił – wiedział, czym to grozi. I zapłacił za to wysoką cenę – stał się postacią wymazywaną z historii. Dopiero po 1956 r. ukazała się jedyna w PRL broszurka o Wagnerze. A potem pojawiły się groźne zarzuty publicystów o kradzież pierwszego jachtu. Wagner przeżywał te pomówienia właściwie w samotności, daleko od Polski. Potem przyszły nieuleczalne choroby.

Dlaczego Wagner nie jest dziś powszechnie znany?

- Miał pecha, bo gdy wracał po wielkiej podróży, wybuchła wojna. Dlatego nie został „unarodowiony”: nie został powitany przez tłumy, orkiestry, nie było hymnu, władz, odznaczeń, wywiadów. Tego zabrakło. Potem nastał wrogi mu PRL i obojętna III RP– wszystko to sprawiło, że jego nazwisko nie przebiło się do świadomości zbiorowej. Dla władz ludowych był niewygodny. Dla kolejnych pokoleń – nieznany. Nawet dziś wiele osób myśli, że chodzi o Huberta Wagnera, trenera siatkarzy lub po prostu wzrusza ramionami. Po 1989 roku, nikt się skutecznie nie zajął popularyzowaniem Wagnera. Może był zbyt skomplikowany, a poza tym jego życie wciąż jest tajemnicze, czyli wymaga od badacza trudu odkrywania. Potrzeba było nowej narracji i taką próbę podjąłem.

A przecież to nasz polski Magellan...

Tak! I dlatego marzę, by jego jacht – Zjawa III (sam go zaprojektował i niemal zbudował), który wciąż pływa, choć pod holenderską banderą – wrócił do Polski. By stanął w Gdyni, obok „Daru Pomorza” i „Błyskawicy”. Przydałby się film fabularny, może serial w jakimś Netflixie? Ktoś słusznie powiedział, że gdyby to był Amerykanin, to taki film by już dawno temu powstał, a cały świat, by o nim usłyszał. Tymczasem u nas, kilka tygodni temu, kolejny morski publicysta nie skupia się na opisie zakończonego sukcesem rejsu Władka, ale powtarza niesprawdzone argumenty, że żeglarz ukradł swój pierwszy jacht, i kto jak to potwierdza… Straszne.

Jakie cechy Wagnera najbardziej uderzyły Pana podczas pracy nad biografią?

- Wytrwałość. Konsekwencja. Patriotyzm. Ale też skromność i genialna kreatywność. Wagner był nie tylko żeglarzem. Był twórcą, wizjonerem, „inżynierem z pasji”. A przy tym pozostał wierny swoim wartościom. Do końca życia myślał o Polsce. To była jego miłość i jego tęsknota.

- Wagner był żeglarzem, ale też kimś, kto miał cechy geniuszu. Jak Pan rozumie ten jego „geniusz”?

- To nie był geniusz akademicki. To raczej była genialna intuicja, nieprawdopodobna zaradność, wytrwałość, niezwykła zdolność do improwizacji i... jakaś forma wewnętrznej wizji. On potrafił spojrzeć na bezludną, dziką wyspę i zobaczyć tam… lotnisko. Kto to potrafi? No i potem potrafił to zrealizować. On - Władysław Wagner po sześciu klasach gimnazjum.

- Czyli można powiedzieć, że Wagner był człowiekiem wyprzedzającym swoją epokę?

- Bez wątpienia. Przewidywał rozwój Karaibów jako centrum żeglugi i turystyki. Po 1989 r. proponował Polsce działania gospodarcze, które dziś nazwalibyśmy strategicznymi. Gdyby żył w XXI wieku, pewnie byłby innowatorem, startupowcem, kimś w rodzaju Elona Muska z żaglami. Ale w swoich czasach był zbyt „dziwny”, zbyt niezależny, by zostać zaakceptowany.

- A jakim człowiekiem był Wagner na co dzień? Da się go uchwycić jego osobowość?

- Trudny do zaszufladkowania. Realista, ale i wizjoner. Tytan pracy. Samotnik. Człowiek wszechstronnie uzdolniony, surowy, ale sprawiedliwy. Bardzo honorowy. Introwertyk, jak to żeglarz… Bardzo sprawny fizycznie – wspinał się na maszty na rozkołysanym pokładzie. Sam szył żagle. Zawsze miał w sobie coś z harcerza, żeglarza, pisarza (świetnie pisał), projektanta i majstra budowlanego jednocześnie. Pochodził z rodziny patriotów. W jego żyłach płynęła krew ludzi, którzy walczyli o polskość Warmii. Ale z drugiej strony Wagnerowie to ludzie kreatywni, gospodarni, odpowiedzialni i niezależni, czyli posiadający cechy tak bardzo nam potrzebne.

- Czyli Władysław Wagner miał też silny etos?

- Absolutnie. Czuł się odpowiedzialny za rodzinę, za Polskę, za załogę. Nie kolaborował z komunistami, choć to mogło mu zapewnić utrzymanie i sławę. Nie gonił za wygodami i kasą – szukał prawdy i przestrzeni. Dziś byśmy go nazwali „człowiekiem osobnym”. A jednocześnie – bardzo potrzebnym.

- A jaką rolę powinna dziś pełnić historia Wagnera?

- Myślę, że przede wszystkim powinna być znana!!! Jego życie wciąż może być inspiracją. Dla młodych ludzi – że nie trzeba mieć wszystkiego, by osiągnąć coś wielkiego. Dla patriotów – że Polska to coś więcej niż granice. Dla żeglarzy – że morze wymaga nie tylko sprzętu, ale serca. I dla marzycieli – że każda wyprawa zaczyna się od pierwszego kroku.

- Albo od jednej porzuconej łódki za 20 złotych. Zachęcamy Państwa do lektury książki Aleksandra Łąckiego

-… i wspomnień samego Władysława Wagnera.

Zdjęcia archiwalne: Narodowe Archiwum Cyfrowe


 

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 21/04/2025 11:53
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    słabe to .. - niezalogowany 2025-04-22 08:31:04

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Zuzannaj 2025-04-22 09:02:59

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    do Zuzanna - niezalogowany 2025-04-22 10:24:34

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do