
Jak każdy ekstremalny sport niesie za sobą pewne ryzyko, ale tych emocji, adrenaliny i przeżyć, które dają skoki na spadochronie nie da się porównać do niczego innego. Nie mają co do tego wątpliwości Dariusz Grunt i Piotr Kijewski, którzy od kilku lat wznoszą się na wysokość 4 tysiące metrów i wskakują z samolotu, by bezpiecznie osiąść na ziemi...
Dariusz Grunt, emerytowany policjant i radny miejski ze Starachowic, pierwszą styczność ze spadochronem miał pod koniec lat 80. będąc jeszcze w wojsku, jako dowódca plutonu w 26. Dywizji Artylerii Przeciwlotniczej 6. Dywizji Powietrzno-Desantowej w Krakowie. Potem na długie lata porzucił ekstremalną pasję na rzecz pracy i rodziny. Po odejściu na emeryturę powrócił do tego, co od zawsze mu w duszy grało.
- W 2015 roku chciałem pójść na kurs, by latać motoparalotnią, ale ze względów zdrowotnych nie mogłem tego zrobić. Za namową kolegi Piotra Kijewskiego, w 2019 roku rozpocząłem swoją przygodę ze spadochronem i zacząłem skakać pod Krakowem, gdzie uczęszczałem na kurs - opowiada D. Grunt. Dla niego skoki to czysta przyjemność, ale też terapia zdrowotna, co podbudowuje go w walce z chorobą.
- Mimo ogromnych emocji i adrenaliny, jaka temu towarzyszy, po skoku czuję się bardzo dobrze. Mam wrażenie, że tworzymy grupę wolnych ludzi, skacząc z dużych wysokości - mówi pan Dariusz, który do tej pory wykonał 98 skoków z wysokości 4.000 metrów. - Przy takiej wysokości spadochron otwiera się na wysokości 1.100-1.200 metrów. Każdy skoczek wyposażony jest w wysokościomierz, który trzeba kontrolować. Wysokość, na której trzeba otworzyć spadochron osiąga się po upływie ok. minuty. W tym czasie można robić różne konfiguracje, fikołki, latać zespołowo czy uskuteczniać tzw. free fly (wolne latanie - tłum.).
Od początku skakaliśmy lecąc samolotem z lotniska Pobiednik Wielki pod Krakowem. Najpierw z legendarnego samolotu AN2, gdzie wchodziło 11 osób, teraz z Cesny, która zabiera 16 skoczków.
Czysta przyjemność
Jak mówią nasi skoczkowie, uczucie strachu zawsze jest, bo tylko wariat niczego się nie boi. Skoki rozpoczynali od wysokości 1.200 metrów na tzw. linę, gdzie spadochron był wyciągany automatycznie. Po zdobyciu pewnych umiejętności przeszli na skoki wysokie, gdzie otwierają spadochron samodzielnie.- Nie jest to typowy strach, a raczej emocje. Jak już to się przełamie, poukłada w głowie, pozostaje czysta przyjemność. Im więcej skoków, tym człowiek bardziej oswaja się z przestrzenią - dodaje D. Grunt. - Lecimy z prędkością ok. 200 km na godzinę. To jest niesamowite uczucie, im bliżej ziemi, tym bardziej odczuwa się tę prędkość, jest to poczucie zbliżania się do ziemi. Prędkość można regulować w zależności od położenia sylwetki w locie, można przyspieszyć lub zwolnić.
- W trakcie skoku czuję, jakbym był w jakimś innym świecie, oderwanym kompletnie od rzeczywistości - mówi P. Kijewski. - Pomimo adrenaliny i strachu, to jest bardzo uspokajające, najważniejsze to wszystko odpowiednio poukładać w głowie. Przeciwwskazań do skakania, poza zdrowotnym ewentualnie, w zasadzie nie ma żadnych. Skakać może każdy bez względu na wiek, czy płeć oraz lęk wysokości, które na wysokości 4.000 metrów przełamuje się doskonale - mówi zaprawiony skoczek, który ma na swoim koniec 370 skoków i świadectwo kategorii C.
- Pierwszy kurs robiłem w 2002 roku w kieleckim klubie. Przez dług czas nie skakałem, wróciłem do tego w 2016 roku. To zawsze we mnie gdzieś siedziało. To poczucie przestrzeni, wolność i swoboda niczym nieograniczone - dodaje skoczek, który przyznaje, że najtrudniejsze w skokach paradoksalnie jest lądowanie, zwłaszcza gdy skacze się w grupie i trzeba uważać, by nikogo nie zaczepić.
Amatorska przygoda
D. Grunt skacze wyłącznie amatorsko, dla przyjemności i zdrowia. Żeby skakać trzeba ukończyć kurs i zdać egzamin teoretyczny i praktyczny, uzyskać świadectwo kwalifikacji (B - podstawowe, C - instruktorskie, D - najwyższy poziom). Świadectwo jest przyznawane na podstawie liczby skoków i czasu w locie. Trzeba mieć minimum 50 skoków i 60 sekund swobodnego spadania.
- Trzeba też wykazać się umiejętnością wykonywania figur w powietrzu, które destabilizują skoczka. Po nich trzeba wrócić do właściwej pozycji. W przypadku skoków, które należą do sportów ekstremalnych, jak we wszystkich tego typu dyscyplinach, trzeba być przygotowanym na różne ewentualności, bywają sytuacje stresowe, ale zawsze jest spadochron zapasowy, który asekuruje skoczka, np. na wypadek omdlenia czy innych nieprzewidzianych okoliczności. Są też automaty zabezpieczające, które są ustawiane w zależności od umiejętności skoczka. One liczą prędkość graniczną oraz wysokość. Wbrew pozorom do największej liczby urazów (złamanie ręki, nogi, zwichnięcie), dochodzi już na ziemi, podczas lądowania. Osobiście miałem takie zdarzenie - nie posiadając dostatecznej umiejętności stabilizacji pozycji, wpadłem w obroty, były problemy, zagrały emocje, ale dzięki chłodnej kalkulacji udało się ostatecznie wyjść z opresji, bez szwanku - dodaje były policjant, którego oprócz skoków kręci nurkowanie (do czego przekonali go koledzy z klubu Płetwonurków Kalmar ze Starachowic).
- Chciałbym też latać na paralotni, ale będzie to trudne ze względów finansowych. Pozostają wędkowanie, działka i podróże...
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dariusz Grunt to milicjant