Reklama

Lutek - Żołnierz od Gór Świętokrzyskich (IV). W zgrupowaniach partyzanckich u Ponurego i Nurta

Zostawiliśmy Lutka w obozie oddziału "Chłopcy z Lasu" pod Łysicą, po uroczystości 3 Maja. W ciągu kilka tygodni oddział wziął dział w kilku akcjach. W jednej z nich zginęli przyjaciele Lutka: strz. "Hipek" Zygmunt Fudala z Sieradowic II i strz. " Niewadziuk" Kozera z Kielc...

 Spotkanie z Nurtem i Robotem

Pod koniec pierwszej dekady czerwca 1943 r. z Kamienia Michniowskiego przybyli w odwiedziny do naszego obozu z "Albińskim" skoczkowie cichociemni por. Eugeniusz Kaszyński ps. "Nurt" i ppor. Waldemar Szwiec ps. "Robot". 

 W tym czasie oddział nasz "Chłopcy z lasu" liczył 69 partyzantów, dobrze uzbrojonych, posiadających dostateczną ilość amunicji. W pełni wyposażeni – buty, płaszcze, mundury, zapasy żywności, przeszkoleni, ostrzelani , bojowi, zaliczyliśmy już kilka udanych akcji. Niektórzy nawet zaliczyli półroczny staż partyzancki i pełniliśmy już służbę wg regulaminów wojskowych. 

Zarządzono zbiórkę oddziału na placu apelowym, gdzie przedstawiono oddział przybyłym. "Nurt" miał do nas przemówienie i m.in. powiedział, że w Okręgu Radomsko – Kieleckim w rejonie Gór Świętokrzyskich powstanie z istniejących już oddziałów partyzanckich scalona w jedną całość partyzantka, kierowana przez KG AK. Komendantem jest już od 4 czerwca 1943 roku por. "Ponury". Przedstawił nam działalność dywersyjną i bojową "Ponurego", w okresie listopada 1941 r. do marca 1943 r. w Warszawie, od tego czasu przeniesienia w Góry Świętokrzyskie jako Dowódca Kedywu Okręgu Radomsko– Kieleckiego. 

Oficerowie zrzutowi zaprezentowali nam swoje uzbrojenie, "Nurt" colta kaliber 9 mm, a "Robot" stena produkcji angielskiej kaliber 9 mm. Pokazali nam ich użycie, w każdej sytuacji przy spotkaniu z wrogiem stosując ostre strzelanie do celu. Opowiadali o swoich przeżyciach wojennych. Cieszyli się nami jak dzieci i rozczulali nas swoim widokiem. W Anglii mieli wszystko, dostali wyżywienie, rozrywki, ale rzucili to wszystko, by być z nami, by zamiast słodyczy, bananów i pomarańczy jeść polski czarny chleb i kartofle. Czule do nas przemawiali, rozmawiali z partyzantami, cieszyli się, że nareszcie widzą tych, o których cały świat opowiada, wobec których, nie można nawet porównać bohaterów spod Tobruku. 

Wy, przy skromnym uzbrojeniu zadziwiacie świat swymi czynami. Ze łzami w oczach słuchali naszych partyzanckich piosenek. "Nurt" prosi nas by wytrwać, bo niedługo nastąpi utęskniona przez nas chwila. Zaczął padać deszcz, mimo wszystko stoimy słuchając jak mówi "Nurt". Nadmienił, że obecnie ma kilkunastu ludzi na Kamieniu Michniowskim pod dowództwem "Wilka" ale nie są to wystarczające siły do prowadzenia otwartej i skutecznej walki z wrogiem. 

"Grot" na zakończenie podziękował gościom za wizytę oraz zobowiązał się udzielić odpowiedzi za kilka dni "Ponuremu" dotyczącej omawianej sprawy tj. połączenia oddziałów partyzanckich w jedno zgrupowanie. Poprosił również gości do swojego szałasu na urządzone przyjęcie w warunkach leśnych. 

Zgrupowanie 

Na apelu wieczornym 11 czerwca 1943 roku (piątek), dowództwo oddziału "Chłopcy z lasu" podjęło decyzję podporządkowania się "Ponuremu". "Grot" uzasadnił to ważnością sprawy walki z wrogiem, a także wzmocnieniem Zgrupowań Partyzanckich w Górach Świętokrzyskich i zapewnieniem bezpieczeństwa miejscowej ludności w rejonie oraz oczyszczaniem z nich band rabunkowych. W dalszej kolejności na rozkazy poszczególnych Komend Obwodu AK do Zgrupowania "Ponurego" dołączają luźno chodzące oddziały: chor. "Szort" Tomasz Waga przyprowadził oddział w sile 13 partyzantów, dobrze uzbrojonych i zajął miejsce na obozowisko w sąsiedztwie naszego obozu i strumyka płynącego od źródełka. Następnie zgrupowanie zostało zasilone przez oddział ppor. "Jurka" Władysława Czerwonki w ilości 35 partyzantów, dobrze wyposażonych w broń maszynową i amunicję, obozowisko zakładając na północno - zachodnim zboczu wzgórza 326.

Jeszcze w czerwcu przybył na Wykus z Warszawy ppor. "Mariański", Stanisław Pałac. W późniejszym czasie zakłada obozowisko z północnej strony wzgórza por. "Habdank", Jerzy Stefanowski, a później wach. "Tarzan", Tomasz Wójcik z Zawichostu ze swoim zwiadem konnym, dobrze uzbrojony (przybył dopiero w pierwszej dekadzie września ) lokuje swój zwiad od wschodniej strony wzgórza.

Z końcem czerwca "Ponury" podejmuje decyzję, aby ze scalonych oddziałów stworzyć trzy partyzanckie zgrupowania, które będą zwarte i operatywne. Dokonuje również podziału funkcji w Dowództwie Zgrupowań Partyzanckich Armii Krajowej "Ponury", które w tym czasie wyglądało następująco: dowódca Zgrupowań – por. "Ponury" Jan Piwnik, zastępca dowódcy – por. "Albiński" Hipolit Krogulec, szef sztabu – ppor. "Marian" Marian Dziubiński, oficer wywiadowczy – ppor. "Witek" Witold Waligórski, adiutant – ppor. "Antoniewicz" Leszek Popiel de Choszczak, dowódca patrolu saperskiego – ppor. "Motor" Jerzy Wojnowski, ordynans – plut. "Listek" Jan Dąbrowski

Partyzanci zostali podzieleni na trzy zgrupowania, nad którymi zostali mianowani przez "Ponurego" – "Nurt", "Robot" i "Mariański". 

W drugiej połowie września poszczególne oddziały przystąpiły do intensywnego szkolenia wg regulaminów Wojska Polskiego, gdyż większość młodych ochotników miała tylko kursy konspiracyjne, z których nie można było stworzyć leśnych oddziałów wojskowych oraz prowadzić otwartej i skutecznej walki z wrogiem. Oddział nasz już doskonale wyszkolony miał za sobą kilka akcji bojowych. Byliśmy w tym czasie poddani szkoleniu przeważnie przez "Michała", "Dzika" i "Wacława" z położeniem nacisku na dywersję. Uczyliśmy się rozbierać i składać pistolety jak sten, thompson, rkm-y, usuwać zacięcia, minerstwo – działanie, użycie gamona. Uczono nas w terenie –maskowania w lesie, czołgania, wykorzystania terenu do obrony oraz okopywania się. Ponadto "Michał" i "Wacław" organizowali nam w pełnym rynsztunku forsowne marsze lasami od Siekierna za Rzepin na wysokości Kałkowa i z powrotem. Marsze te odbywały się tak, jak w warunkach bojowych. Ćwiczenia te zakończono w pierwszej dekadzie lipca.

Mundury z Siekierna

Dla służby leśnej i robotników niemiecka administracja leśna wprowadziła przydziały w postaci ubrań, butów roboczych, nieprzemakalnych płaszczy oraz żywności: jak marmolada, margaryna, sacharyna, a także wystawiano zaświadczenia chroniące ich przed wywózką na roboty do Niemiec. Nadleśnictwo wykorzystywało to do ochrony ludzi z konspiracji. Pod koniec czerwca łącznik z Siekierna "Łoś" złożył meldunek "Grotowi", że do Nadleśnictwa dostarczono zaopatrzenie w postaci: mundurów dla gajowych, ubrań i butów roboczych dla robotników leśnych, owsa dla koni i artykułów żywnościowych. Na akcję wysłano naszą drużynę i kilku chłopców od "Jacka". "Janusz" dostał od "Grota" blankiet pokwitowania rzeczy, które zarekwirujemy w nadleśnictwie. Tu byli nasi członkowie Armii Krajowej i Cywilnego Ruchu Oporu Leśników. Akcja udała się częściowo, zabrano mundury, ubrania, owies i buty, na które zostawiono pokwitowanie. Natomiast żywności już nie zabraliśmy, ponieważ Niemcy z Bielin wkroczyli do akcji i nas ostrzelali. Było ich tylko kilku i można było ich wybić, ale nie mogliśmy narażać pracowników nadleśnictwa i miejscowej ludności na represje, wobec czego nie atakowaliśmy ich. Nasza grupa nie poniosła żadnych strat, tylko "Wieczorek" przy zdejmowaniu butów miał w nich pocisk. Następnego dnia mundury i buty przekazano, część dla chłopców "Jacka", a część dla naszego oddziału. Owies dostał "Motor" dla koni taborowych.

Akcja na pociąg pod Łączną 2/3 lipca 1943 roku

2 lipca, piątek, 6 rano pobudka, toaleta przy strumyku, modlitwa poranna, śniadanie – kluski z czarnymi jagodami i cukrem, chleb ze smalcem i kawa zbożowa. Jagody dostarczył członek AK z Siekierna za pośrednictwem łączniczki "Zuzi", która też przyniosła tytoń i papierosy. Na godzinę 9.00 zapowiedziano na placu apelowym zbiórkę Zgrupowania

 Przed szeregi wystąpił w towarzystwie por. "Nurta" Komendant "Ponury". W żołnierski i ścisły sposób wyjaśnił cel zbiórki tj. naszym zadaniem w dniu dzisiejszym jest akcja dywersyjna, którą mamy wykonać zgodnie z honorem żołnierza polskiego. Na bezpośrednich dowódców akcji wyznaczono "Robota" i "Rafała". Szczegółowe zadania otrzymamy od swoich dowódców oddziałów, którzy udają się na odprawę do Komendanta "Ponurego", a żołnierze do swoich miejsc zakwaterowania.

 Na placu apelowym czeka już drużyna od "Jacka" pod jego dowództwem, uzbrojeni w dwa rkm-y mamy stanowić jedną grupę pod dowództwem "Grota", który na placu przydzielił zadania. Zarządził, jakie należy pobrać uzbrojenie: broń maszynowa, granaty, odpowiednia ilość amunicji, wygodne obuwie. 

Idziemy w ubezpieczeniu przednim, prowadzi drużyna "Wacława". W marszu mamy zachowywać się cicho, a nocą nie palić papierosów. Wymarsz nastąpi o godz. 18.00. Za nami będą maszerowały następne oddziały Zgrupowania. 

O godz. 18-ej, drogą leśną na zachód maszeruje nasz oddział, a do nas dołączają kolejne oddziały. Następnie drogą Rataje-Siekierno dochodzimy do drogi Bronkowice-Kleszyny, gdzie skręcamy na zachód i wyciągniętym marszem docieramy do gajówki Opal. Tu zgrupowanie dzieli się na dwie grupy: pierwsza to "Ponury", "Rafał" z oddziałami "Grota", "Oseta" i ludzie oddziału "Wilka", druga to Grupa Warszawska, oddział "Szorta" z "Nurtem" i "Robotem", która udała się brzegiem lasu od strony północnej Michniowa do torów kolejowych, zatrzymując się na skraju lasu obok bloku Jędrów - Berezów. Naszą grupą skręciliśmy brzegiem lasu od strony południowej, przechodząc szosę Bodzentyn – Suchedniów, gdzie na skraju lasu zrobiliśmy mały odpoczynek. Tu "Ponury" spotkał się z członkami AK pracującymi na kolei i stacji Łączna. 

Około godz. 22-ej, oddziały wydzielone opuściły skraj lasu wychodząc na pola rozciągające się do torów i Łącznej. Okolica była pusta, żołnierze mocno przejęci zadaniem, które mieli wykonać po raz pierwszy. Nigdy dotąd nie prowadzili dywersji kolejowej. Zachowywali ostrożność i ciszę, emocje rosły z minuty na minutę. Był już późny wieczór. Dochodzimy do torów kolejowych i tu się zatrzymujemy, tu wyznaczono szczegółowe zadania. "Oset" dobierając sobie patrol bojowy ruszył do bloku Podłazie, który opanował. Podporządkował sobie służbę kolejową i nawiązał łączność z blokiem Jędrów i przy pomocy tej służby kierował ruchem pociągów. "Wilk" z marszu ubezpieczył teren akcji. "Wacław" ze swoją drużyną opanowali budynek stacyjny, sterroryzowali służbę kolejową i kierowali ruchem pociągów. Nasza drużyna "Janusza" ma za zadanie od przodu lokomotywy prowadzić ogień z broni maszynowej, rkm-ów. "Jastrząb", "Stryjek", ludzie od "Jacka", "Kruk" mają strzelać do Niemców wyskakujących z pociągu. "Filip" ze swoimi ludźmi ma opanować lokomotywę i stąd zdobywać wagony i likwidować Niemców. Pozostałe oddziały zajęły stanowiska po jednej stronie nasypu kolejowego. 

Choć było ciemno wypatrywaliśmy pociągu, a podniecenie rozgrzewało nas.  Jest sygnalizacja, pociąg od strony Kielc z transportem wojskowym dojeżdża w naszym kierunku wyrzucając z komina snopy iskier i stalowo czarnego dymu. Lokomotywa oświetlona jest od przodu lampami pozycyjnymi. Wyglądają one jak księżyc w pełni i robią na nas duże wrażenie. Maszynista oczywiście nie widzi zasadzki. Jest zatem spokojny o los pociągu. Zbliża się nieustannie nie zważając na światła sygnalizacyjne, ani semafor "Oseta". W końcu wpadł na pociąg towarowy, który stał na wygaszonych światłach, zatrzymany uprzednio na tym samym torze. Nastąpiło zderzenia i pociąg się zatrzymał. 

Wyznaczona sekcja "Filipa" opanowała obsługę lokomotywy, partyzanci rozstawieni wzdłuż nasypu kolejowego, ogniem maszynowym mierząc w ogień niemieckich empików z okien wagonów. Jednak Niemcy zostali zmuszeni do zaprzestania obrony, gdyż partyzanci opanowali już wagony i tu trwała walka. Niemcy nie wytrzymali gęstej strzelaniny partyzantów, gdyż pociski uderzają o ściany wagonów dziurawiąc je i siejąc śmierć. Brzęczą rozpryskujące się szyby wagonów, słychać krzyki Niemców. 

Nasza drużyna ustawiona od czoła lokomotywy, po lewej stronie pociągu z bronią maszynową. Strzelano seriami do Niemców lub z kb do uciekających z wagonów na lewą stronę toru. W tym czasie "Ponury" wzywa Niemców do opuszczenia wagonów, a partyzantów do oczyszczenia pola walki, zabrania Niemcom broni, zniszczenia urządzeń na stacji Łączna, a także specjalistycznego taboru kolejowego.

W tym samym czasie pod blokiem Jędrów, atak na pociąg urlopowy wiozący Niemców z frontu wschodniego relacji Radom-Kraków. Tam "Robot" z "Nurtem" i swoimi partyzantami prostym sposobem poprzez rozkręcenie szyn spowodowali jego wykolejenie. Po huraganowej strzelaninie do rozbitego pociągu i ocalałych Niemców szukających schronienia w zbożu i zaroślach oddział "Nurta" i "Robota" bezzwłocznie wycofał się na punkt zbiórki koło gajówki Opal. Tu około godz. 3-ej dołączyły oddziały "Ponurego", które pod Łączną miały jednego zabitego oraz jednego rannego.

Obie akcje zostały przeprowadzone sprawnie. Zadano Niemcom poważne straty, zniszczony został tabor kolejowy, trwała przerwa w ruchu kolejowym przez kilkanaście godzin, zostało zabitych i rannych kilkudziesięciu Niemców, zdobyto broń i amunicję. "Ponury" miał pogląd na wykazaną bojowość i inicjatywę, tak partyzantów jak i dowódców. 

Do bazy na Wykusie doszliśmy około godz. 8 rano. W czasie marszu w rozmowach i wymianie zdań o udanej akcji, koledzy od "Jacka" byli zadowoleni ze zdobycia nadawczo-odbiorczej stacji radiowej, benzynowej prądnicy do wytwarzania prądu na potrzeby radia, a także dynama ręcznego na wypadek braku benzyny. Stację tę później obsługiwał plutonowy "Boryna", Stanisław Matla z Siekierna – radiotelegrafista. 

4 lipca 1943 roku po śniadaniu zostałem wezwany do namiotu komendanta "Grota". O godz. 9-ej zgłosiłem swoje przybycie, meldując się po wojskowemu w pełnym uzbrojeniu. Tu zastałem ppor."Motora" Jerzego Wojnowskiego, którego przedstawił mi "Grot". Zwrócił się do mnie, że na dzień dzisiejszy zostaje oddelegowany do dyspozycji ppor. "Motora" w celu umożliwienia zakupu od rolników siana dla koni. Odmeldowałem się przyjmując rozkaz do wykonania i z "Motorem" udałem się do jego miejsca postoju, które było już po prawej stronie rzeki Lubianki, na wprost wzgórza o podobnej nazwie - Lubienia. "Motor" był mianowany szefem taborów, miał swoich ludzi, dbał o tabor, żeby konie miały obrok, siano, owies. Tu całymi dniami naprawiał sprzęt, a także usprawniał swój tabor. Ponadto budował ze swoimi ludźmi namioty dla oddziałów. W tym celu posiadał też wszystkie narzędzia rekwirowane w majątkach niemieckich.

"Motor" Jerzy Wojnowski, uczestnik akcji rozbicia i uwolnienia więźniów w dn. 18.01.1943 roku w Pińsku przybył na teren Okręgu Radomsko-Kielckiego w Góry Świętokrzyskie razem z grupą konspiratorów warszawskich w połowie czerwca 1943 r. 

Około godz. 11-ej, w dwa wozy taborowe wyjechaliśmy z Wykusu w kierunku łąk rolników z Bronkowic i Radkowic. Siano zostało załadowane na dwa wozy, przymocowane drążkiem i powrozami z pomocą rolników. "Motor" rolnikom zapłacił wg podanych cen miejscowych. W drodze powrotnej do obozu "Motor" zadawał mi pytania: gdzie Niemcy robią zasadzki na patrole partyzanckie, aprowizacyjno-bojowe, którymi trasami leśnymi i polnymi wychodzą i przychodzą te patrole z obozu. Odpowiedziałem, że nie wiem, gdzie Niemcy robią zasadzki, a patrole wychodzą i przychodzą za każdym razem innymi trasami, nigdy tą samą. Chciał też wiedzieć za co został zabity mój Ojciec, czy należał do organizacji niepodległościowej, wiadomości te miał od "Ponurego", a ten od "Polka". Odpowiedziałem mu, że bezpodstawnie, za to że był Polakiem. "Motor" zaprosił mnie do spania na świeżym sianie, nie skorzystałem. "Grotowi" zameldowałem o wykonaniu zadania.

W czasie dłuższego biwakowania oddziałów na Wykusie, obóz często odwiedzała łączniczka "Zuzia". Załatwiała ona różne sprawy aprowizacyjne i usługowe. Przynosiła czosnek, cebulę, kiełbasę, tytoń, który jako liście przywozili kolejarze do Siekierna, a ona paczkami przemycała partyzantom na Wykus.  "Zuzia" pobierała z oddziału do prania i reperacji bieliznę i mundury, przy praniu, cerowaniu i prasowaniu pomogły jej dziewczyny z Bronkowic-Jaźwiny, a przy reperacji i prasowaniu mundurów krawiec Mikołaj Kowalski, członek AK- Bronkowice Górki. Wszystkie te wyżej wymienione sprawy jak szycie mundurów, buty pomiędzy szewcem, a krawcem z partyzantami załatwiała "Zuzia" narażając swoje młode życie w służbie Bogu i Ojczyźnie.

Na placówce

10 lipca 1943 roku , godzina 4 rano pobudka, nasza czyli pierwsza drużyna złożona z 11-tu chłopa idzie na placówkę. Krótka toaleta, ubiór, pobranie pożywienia na 24 godziny, które wydaje kucharz. Pobieramy broń i amunicję, a także koce. Prowadzi nas kapral podchorąży "Janusz". Maszerujemy około 5 km od obozu, do skrzyżowania dróg leśnych, Siekierno-Rataje, Bronkowice-Kleszczyny. Zajmujemy stanowiska w północno-wschodniej części skrzyżowania, zmieniając drużynę od "Jacka" plutonem "Kruka". 

 Idę jako pierwszy około 450 m od placówki na kierunek Siekierno, zaszywam się w podszyciu leśnym i uważnie obserwuję drogę i teren wokół niej. Pogoda ciepła, żniwa za pasem, świeci słońce, ale tu w gęstym lesie cienia nie brakuje. Służbę swą wypełniam rzetelnie, świadomy odpowiedzialności za bezpieczeństwo moich kolegów na placówce z tyłu, a także całego obozu na Wykusie. Placówka trwa 24 godziny i przez cały czas bez względu na deszcz czy burzę, na powietrzu należy czuwać przezwyciężając ciężkie zmęczenie. To wszystko należy przeżyć, żeby zrozumieć. 

 Na placówce można było się zajadać smacznymi poziomkami i czarnymi jagodami, które obficie rosły w pobliżu.

Około godz. 16-ej, na skrzyżowanie dojechał Maksymilian z bratem dostarczając nam żywność: pół kopy ugotowanych na twardo jaj, dwa duże chleby, około 2 kg boczku wędzonego, duży garnek makaronu ze śmietaną i jagodami, bez cukru, bańkę kawy z mlekiem, około 10 litrów, oraz koszyk pełen gruszek "Małgorzatek", wczesnych. Wóz skręcił w zarośla, gdzie wszystko zostało rozładowane, naczynia mamy oddać w drodze powrotnej. Odmówili zapłaty za prowiant i nawet byli zdziwieni, że im proponujemy.

Serdecznie podziękowałem kolegom za okazaną życzliwość. Dostarczyli nam bezinteresownie żywność na dwa dni. Resztę służby spędzono na podmianie czujek i czuwaniu na placówce. Nocą prowadziliśmy rozmowy, aktywni byli "Urban", "Karolek" i "Jastrząb", którzy po zwycięskiej wojnie planowali służyć w wojsku lub policji, a "Sęp" i "Stryjek" pracować we własnym gospodarstwie rolnym. "Janusz" chciałby i my wszyscy, aby Polska była niepodległa, suwerenna i rzeczywista – takiej Polski, w której naprawdę żyjemy – tej która jest naszym życiem i naszym losem. Taki widzieliśmy sens naszej walki. 

O godz. 6-tej na zmianę przychodzi na placówkę drużyna "Filipa". "Janusz" przekazuje służbę i wracamy do obozu. Po przybyciu korzystamy z wody naszego strumyka, aby się wymyć, zjadamy dobrze przyrządzone śniadanie korzystając z naszych zapasów, po czym niezwłocznie kładziemy się spać. Spanie w dzień nie jest tym, czym być powinno, tak że nie daje ono należytego wypoczynku.

Przysięga

11 lipca 1943 roku –  "Janusz" daje rozkaz do przygotowania się do przysięgi żołnierskiej, która odbędzie się na placu apelowym w obozie, nad rzeczką Lubianką, obok wzgórza o podobnej nazwie. O godz. 11-ej stajemy na zbiórce, a następnie na plac apelowy, gdzie do godz. 12-ej żołnierze ustawili się w podkowę. Na placu apelowym na podwyższeniu stały dwa rkm-y przykryte biało-czerwonymi flagami jako godło Państwa Polskiego, na które żołnierze naszego zgrupowania składali przysięgę żołnierską. Naciągnięta na maszt flaga biało – czerwona okazale prezentowała się na tle wysokich jodeł i buczyny w sercu Wykusu.  Przy składaniu przysięgi otrzymaliśmy również orzełki. W uroczystości brał udział szef Okręgu Kielce ppłk. "Jan", Jan Stencel, który wygłosił krótkie żołnierskie przemówienie po zakończonej przysiędze. Mówił, że od dnia dzisiejszego jesteśmy prawnymi żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego. Nadmienił o naszych trudach, niewygodach, o poświęceniu wszystkiego, wielokrotnie osobistego szczęścia, kochanej dziewczyny, rodziny, najbliższych. Wszystko to porzuciliśmy dla Wielkiej Sprawy – Wolnej, Rzeczywistej, Niepodległej Ojczyzny. Mówił do nas: "Wy jesteście śmietanką narodu, na Was powstaną i oprą się podwaliny naszej Ojczyzny". Następnie podziękował nam za dotychczasową służbę i za sprawne przeprowadzenie akcji na pociągi niemieckie. 

 Po tym wzruszającym momencie, na wyznaczonej polanie nad rzeką Lubianką podano nam obiad. Wokół stały stoły z desek otoczone ławami, na wbitych palach, przy których podejmowano żołnierzy i zaproszonych gości żołnierskim obiadem składającym się z grochówki wojskowej z kiełbasą i chlebem oraz czarną zbożową kawą. 

Spośród zaproszonych gości z miejscowej konspiracji zauważyłem siedzących przy stole: służbę leśną z Siekierna jak Nadleśniczy Smoliński, łączników "Kanarka", "Cietrzewia", "Mrówkę", "Olszynę", władze z okręgu. Plutonowy "Listek" zauważył wśród gości czterech ochotników – przestępców. Podchor. "Stefanowski" Albin Hop, dowódca plutonu ochronnego "Ponurego", przeprowadza dochodzenie. Komendant "Ponury" rozkazuje ich rozstrzelać. Wiadomość o tym dociera do ich rodzin. Przyprowadza je na Wykus strz. "Żelazny", Jan Pawelski. Komendant osądza ten przypadek jako zdradę tajemnicy wojskowej. Na "Żelaznym" również zostaje wykonany wyrok śmierci.

Na zakończenie tej uroczystości zasiedliśmy przy ognisku, wokół którego skupieni żołnierze śpiewali nasze partyzanckie piosenki, które zostały zwieńczone pieśnią "Boże coś Polskę..."

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do