
Znana jako Inka, starachowiczanka, choć nie z urodzenia, była prezes UTW, prezes Alternatywnego Klubu Seniora, który działa przy galerii Skałka, socjolog pracy i pedagog szkolny, wyróżniona tytułem "Lekarz duszy"... Jak mówi o sobie - towarzyszka życia. O nieocenionej roli społecznika i o tym, jak być aktywnym - niezależnie od wieku, z Wandą Kołodziejczyk rozmawiała Ewelina Jamka.
- Początki Pani pracy zawodowej to doskonale znana Fabryka Samochodów Ciężarowych i ciekawe stanowisko - socjolog pracy. Co należało do pani obowiązków?
- W latach 60. były zupełnie nowe stanowiska w zakładach pracy. To był czas, kiedy zaczęto dostrzegać to, co się działo między ludźmi, wagę zaangażowania pracownika w końcowe efekty pracy. I to nie pod względem wykonania normy, ale też zaangażowania i widzenia siebie w całym procesie produkcji.
Do naszych obowiązków należało rozwiązywanie różnych trudnych sytuacji między ludźmi na poszczególnych wydziałach, ale także dbanie o to, żeby nowo przyjęci pracownicy do zakładu czuli się w nim dobrze i chcieli związać swoją przyszłość z zakładem, akurat z FSC.
Oprócz tego prowadziliśmy różne szkolenia dla średniej kadry zarządzającej, m.in. dla brygadzistów, mistrzów. Takie, w których pokazywaliśmy wagę tego, jak ludzie się czują w zakładzie pracy.
- Byliście niejako w centrum relacji międzyludzkich. Jak one wtedy wyglądały?
- Z jednej strony, jak jest dużo ludzi w jednym miejscu i skoncentrowanych na wspólnym celu, to są różne napięcia. I te napięcia próbowaliśmy rozwiązywać, próbowaliśmy je niwelować, zmniejszać...
- Pewna nerwowość, to znak tamtych czasów?
- Tak, nerwowość była odczuwana, dlatego poszczególne zakłady pracy dostrzegały wagę wyciszania negatywnych emocji. To było jak gdyby nowe spojrzenie na ludzi, nowe wyzwanie narzucone na zakłady pracy. Taka była potrzeba, specyfika.
- W FSC spędziła Pani 18 lat. Do stanu wojennego. Potem nastąpiła diametralna zmiana pracy, ale cały czas pozostająca w przestrzeni Pani wykształcenia i zawodu...
- Przede wszystkim zainteresowań, bo zawsze pracowałam z ludźmi. Zmieniłam pracę na pedagoga w szkole. Musiałam się dokształcić, bo socjolog pracy, to co innego niż pedagog szkolny. To było liceum medyczne na Radomskiej, które bardzo mile wspominam. Tam przepracowałam kolejne 18 lat, do emerytury. Najpierw było liceum, ale w drodze zarządzeń okazało się, że osoby niepełnoletnie nie mogą mieć kontaktu bezpośrednio z chorymi i z wydzielinami ciała, co uniemożliwiało im odbywanie praktyk w szpitalu. Liceum medyczne przekształciło się w liceum ogólnokształcące (IV LO), nieistniejące już dzisiaj i powstała policealna szkoła medyczna.
- Pani czas na emeryturze do spokojnych nie należy - Inka jest wciąż bardzo aktywna na wielu polach...
- Moja emerytura zbiegła się w czasie z inicjatywą zorganizowania Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Pamiętam, że na spotkanie do biblioteki na Kochanowskiego przyszło bardzo dużo osób, które chciały wyjść z domu i w czymś uczestniczyć. Takie było ich wewnętrzne pragnienie kontynuacji kontaktów społecznych. I wtedy właśnie zawiązała się grupa inicjatywna. Od początku byłam w Zarządzie w trzech kolejnych kadencjach, przez jedną pełniłam funkcję prezesa, ale to nie było ważne. Ważne, że cały czas miałam kontakt z ludźmi, ale również przyglądałam się jak bardzo to jest ludziom potrzebne, żeby wyjść z domu, żeby mieć z kim porozmawiać, komu powierzyć swoje doświadczenia życiowe, różne troski.
- Bo czasem łatwiej wygadać się obcemu niż bliskim?
- Na początku obcemu, z czasem to byli swoi. Dzięki takiej atmosferze bezpiecznego ujawniania siebie była możliwość mówienia o swoich trudnych doświadczeniach, a czasem o miłych, czasem trudnych. Bo często nie chcemy obarczać swoimi zmartwieniami i troskami osób nam najbliższych, bo to dla nich jest pewne obciążenie, z czym niełatwo sobie radzić. Jak to się mówi - łatwiej jest opowiedzieć swoje życie komuś w pociągu.
- Trudno oprzeć się wrażeniu, że zarówno praca w fabryce, potem w szkole z młodymi ludźmi, w końcu seniorami, to cały czas bycie blisko drugiego człowieka?
- Dzięki temu patrzę, jak układają losy ludzkie, jak bardzo doświadczenia życiowe wpływają na to, co myślimy teraz i co robimy. Czerpiemy z tego, co robiliśmy całe życie. Nasze życie, które jest za nami, jest z jednej strony budulcem tego, co się dzieje teraz i co się będzie działo jutro, ale czasem jest możliwością zmiany. To, co jest za nami to owszem jest ważne, ale to daje nam możliwość zobaczenia czegoś jeszcze innego - jest ważniejsze.
Z perspektywy seniorów widzę, że możemy się teraz skupić się na sobie, na tym, co chcemy robić, o czym zawsze marzyliśmy, na naszych pasjach. Realizować siebie. Teoretycznie mogliśmy to robić zawsze, ale możliwości były ograniczone, bo były zobowiązania zawodowe, rodzinne, codzienne obowiązki. To powodowało, że nie mogliśmy tego ognia, który w nas jest - uwolnić, pokazać innym. Jak patrzę jak moje koleżanki i koledzy, realizują swoje pasje, jakie są w nich umiejętności, serce roście.
- Być może dlatego w 2022 roku otrzymała pani tytuł "Lekarz dusz" podczas jubileusz 15-lecia Uniwersytetu Trzeciego Wieku...
- To nie jest tak. Moim zdaniem to wyróżnienie na wyrost. Bardziej wolę określenie towarzyszka życia. Widzę siebie jako kogoś, kto towarzyszy ludziom. Towarzyszy ich troskom, ale towarzyszy również ich nadziejom. Widzę siebie jako kogoś, komu mogą powierzyć swoje przemyślenia. Albo mogą powierzyć swoje jakieś obawy, swoje trudne jakieś uczucia, które w nich są... bez oceniania.
- Skoro towarzyszka życia, to znaczy czyjego?
- Wszystkich, zarówno młodszych, jak i starszych. Do tej pory mam kontakt z młodymi - teraz już z dorosłymi ludźmi, aktywnymi zawodowo. Mającymi osiągnięcia w tym, co robią a z którymi kontaktowałam się i byłam blisko 20, 30, 35 lat temu. Ostatnio jedna z tych koleżanek obchodziła 60 urodziny. Przyglądałam się jej od momentu, jak była nastolatką i jak jej było trudno. Jak ona realizowała siebie, jak rozkwitała, jak znalazła swoją drogę. Jak szukała tej drogi, jak ją w końcu znalazła. Z podziwem patrzę na to, jak ci moi młodzi przyjaciele się rozwinęli.
- Pałacyk, w którym się spotykamy, niegdyś był miejscem, gdzie spędzała pani dużo czasu...
- To był niemalże drugi dom dla mnie i wielu młodych ludzi, którzy tu spędzali dużo czasu. To było centrum życia społecznego, kulturalnego, miejsce, gdzie młodzi się garnęli. Ale nie tylko młodzi, także starsi, którzy tu znajdowali impulsy do rozwoju, zbierania nowych doświadczeń i umiejętności i oddziaływania na innych. Pałacyk oddziaływał na dzieci i młodzież oraz nauczycieli, którzy wpływali na to, co się działo z dziećmi i młodzieżą. To na ich rzecz podejmowano różnorodne inicjatywy.
- Ze swoim mężem Andrzejem podawaliście niejednokrotnie rękę słabszym, w trudnych sytuacjach. Wasz dom, choć mieliście trójkę dzieci, był azylem dla wielu osób...
- Tak było. I to był piękny czas, kiedy nasz dom był również... świetlicą. Był miejscem, gdzie wszyscy młodzi ludzie mogli przyjść. Obserwowaliśmy, jak losy ich życia się potoczyły później. Jednym udało się pokonać trudności i pokonać swoje słabości, ale byli również tacy, którym się nie udało wybrnąć z różnych pętli życiowych. Ale to był piękny czas i dla nas, i dla nich - mam nadzieję.
- Ma Pani z tego powodu poczucie satysfakcji?
- Satysfakcję mam z całego życia. I z tamtego czasu, bo to był czas aktywny, ale również z tego, co się teraz dzieje w moim życiu. Tylu dorosłych osób, ile poznałam będąc na emeryturze, nie poznałam pracując ani w szkole, ani przedtem w FSC.
- Z czego jest Pani najbardziej dumna, jeśli chodzi o działalność UTW i Alternatywnego Klubu Seniora, który pani stworzyła?
- Przede wszystkim z tego, że daje możliwość wyjścia z domu, zachęca ludzi do utrzymywania kontaktów społecznych, do spotkania w miejscu, gdzie można czasem pogadać o głupstwach, a czasem o rzeczach ważnych. To jest o jedno wyjście do lekarza mniej.
- Obserwując relacje międzyludzkie, co łączyło nas kiedyś, a co łączy teraz? Żyjemy ze sobą czy raczej osobno?
- Kiedyś łączyło życie zawodowe. Dziś oprócz tego, łączy nas przyjaźń i szacunek do siebie. Niezależnie od tego, jakie mamy doświadczenia życiowe, jakie mamy poglądy, jakie mamy przemyślenia, to, że nie krytykujemy się, nie oceniamy się, nie wartościujemy. Jeżeli się lubimy, jeżeli dobrze jest nam ze sobą, to poglądy nie są istotne. Najważniejsze jest to, co jest bezpośrednio między ludźmi, a poglądy to jest odrębna zupełnie sprawa.
- Jakie wartości dziś warto przekazać młodym pokoleniom?
- Żeby byli sobą, nawet w czasach dla nich niełatwych. Kiedy byłam młoda, tych perspektyw życiowych było zupełnie mniej i wydawało się, że to, co nam życie oferuje, nas jakoś niesłychanie zamyka. I że te ścieżki życiowe są już tak utarte, tak wyprofilowane, że wyskoczenie poza schemat nie wchodzi w grę.
W tej chwili tych ścieżek i możliwości jest tak dużo, że dla młodych bywa to przytłaczające. To nie jest dla nich łatwy czas. Z naszego punktu widzenia przecież mają wszystko. Pozornie. Jak mamy dwa dżemy w sklepie, to wybór jest prosty. Ale jak mamy ich 20, to podjęcie decyzji jest trudne. To jest drobiazg. Ale młodzi ludzie mają tak dużo możliwości, że trudno jest im zorientować się, która z tych możliwości dla nich będzie najlepsza. Życzę wszystkim, by znaleźli swoją drogę i żeby umieli się trzymać tej drogi.
- Pochodzi Pani z Łodzi. Jak postrzega Pani Starachowice z lat 60. a jak teraz?
- Widzę, jak bardzo się zmieniły, jeżeli chodzi o budynki, ulice, miejsca atrakcyjne i ważne dla ludzi. Widzę również, jak bardzo pięknieją, jak są coraz bardziej przyjazne dla mieszkańców. Jak komunikacja dobrze działa. Ile jest możliwości realizacji spędzania wolnego czasu. To wszystko jest niesłychanie ważne. Pamiętam, jak wyglądała obecnie Konstytucji 3 Maja, a przedtem dr Anki, jak budowały się bloki na tej ulicy. Jak to się wszystko zmieniało i jak bardzo przyciągało ludzi z okolic, dając im szansę nie tylko pracy, ale również rozwoju intelektualnego poprzez szkolnictwo oraz udziału w życiu miejskim.
Równocześnie zwiększa się świadomość potrzeb ludzi i to, co miasto oferuje. Być może jest o krok za nowo uświadomionymi sobie potrzebami, ale fakt, że miasto chce te potrzeby zaspokoić, to jest bardzo duża zasługa włodarzy miasta. Nie tylko obecnych, ale również i poprzedników. Pamiętajmy, że życie to jest kumulacja, a nie poszczególne wycinki.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.