Reklama

Charytatywny projekt starachowiczanina, czyli historia wyśpiewana sercem

Na co dzień twardo stąpający po ziemi mężczyzna, zajmujący się ochroną prawną firm i osób. W duszy - wrażliwy artysta, który dał wyraz drzemiącym w nim emocjom na płycie pt. "LOVE". Debiutancki krążek autorstwa starachowiczanina Ernesta Jedd, to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia, dla opowiedzenia której autor przynajmniej trzykrotnie ryzykował życie. Ale jak mówi było warto, bo nic nigdy wcześniej nie było tak samo trudne jak i ważne do wykonania.


- Wykształcenie prawnicze i poważne sprawy, którym zajmujesz się na co dzień i płyta, która ukazała się na rynku muzycznym. Jak udało się pogodzić te dwie zupełnie odległe dziedziny?


Zanim zostałem prawnikiem, byłem przecież muzykiem. Skończyłem w Starachowicach Szkołę Muzyczną w klasie gitary u prof. Swata. Wtedy jeszcze mi nie przyszło do głowy, że będę robił coś podobnego. Ale kiedy człowiek dorasta, poznaje otaczający świat zaczyna się do niego odnosić różnymi metodami. W tym konkretnym miejscu i konkretnym czasie chciałem opowiedzieć pewną historię, która się wydarzyła naprawdę.


- Gdzie i kiedy to było?


W Londynie, Los Angeles, Wiedniu pod koniec 2016 roku. Jedną odpowiedzią na tą historię mogła być tylko płyta.


- O czym jest ta historia?


Wszystko jest na płycie. Zachęcam do posłuchania.


- To historia miłości, o miłości?


Można się tego spodziewać, bo płyta nosi tytuł LOVE. Myślę, że udało mi się podsumować wszystko to, czego przez lata nauczyłem się o prawdziwej, bezwarunkowej miłości. Płyta inspirowana jest wydarzeniami prawdziwymi, ale warto, by każdy poszukał siebie w tej historii. By znalazł tam siebie i odkrył prawdę o sobie.


- Na płycie są nostalgiczne, skłaniające do refleksji kawałki. Dlaczego taki rodzaj muzyki?


Na płycie znajdują się moje trzy autorskie piosenki, do których napisałem tekst oraz pięć kowerów, to m.in. piosenki Boba Dylana ((Make You Feel My Love) czy Joni Michell (Both Sides Now). Cztery kawałki nagrane z orkiestrą symfoniczną, cztery akustyczne, jedna piosenka z symfonicznych jest nagrana z towarzyszeniem samego fortepianu. Do płyty wyszedł póki co jeden singiel pt.  "Old kye", do którego teledysk został zrealizowany na Teneryfie, gdzie swój udział miał mój brat cioteczny Kuba Jędrzejewski, który mieszka i pracuje w Anglii (m.in. był asystentem Agnieszki Holland przy produkcji filmu "W Ciemności"). Ten utwór jest niekoniecznie reprezentatywny dla całej reszty. Ale kompozytor tego utworu jest Szkotem i tworzy w Nashville w  Tennessee. Doszedłem do wniosku, że jeśli mam do dyspozycji takiego muzyka, to nie mogę inaczej, by chociaż w jednej piosence nie odnieść do tego rodzaju muzyki. Pozostałe utwory nie mają charakteru folkowego. Zależało mi jednak na tym, by stworzyć taki materiał, który będzie miał jedną spójną całość.


- Patrząc na przekrój artystyczny, w Twój projekt zaangażowało się mnóstwo osób z całego świata, muzyków z tzw. górnej półki?


To mój projekt autorski, ale rzeczywiście miałem okazję pracować przy tym z samymi znakomitymi osobami. Producentem płyty jest Haydan Bendall, który pracował m.in. z Tiną Turner czy Paulem McCartneym. On był dla mnie taką latarnią pod względem artystycznym. Olbrzymi wpływ miało troje dyrektorów muzycznych tego przedsięwzięcia, to Anna Serafińska, wokalny instruktor, Magdalena Kaleta ze Skarżyska-Kam. (mezzosopran), Peter Svensson austriacki tenor, profesor śpiewu. To oni pomagali mi od strony wokalnej ułożyć tą historie przy zachowaniu estetyki muzycznej. Aranżacje symfoniczne robił prof. Evan Fein z Julliard School of Music. Ogromny udział miał Simon Reid, szkocki kompozytor, kompozytor, który stworzył muzykę do moich tekstów. Nad całym projektem pracowało ok. 50 osób z całego świata.


- Skąd tylu profesjonalistów wzięło się wokół Ciebie?


Część osób znałem i wiedziałem, że chce z nimi współpracować. Wiele nazwisk wybierał H. Bendall, dużą rolę mieli dyrektorzy muzyczni i producent. To był bardzo emocjonalny proces, żeby najpierw to napisać, a potem znaleźć osoby, które będą w stanie wiernie przełożyć to na język muzyki.


- Miałeś chwile zwątpienia, że nie sprostasz temu wyzwaniu?


Ta historia była dla mnie głównym drogowskazem. Wiedziałem, co chcę opowiedzieć. Choć nie ukrywam, było parę trudnych momentów. Materiał był produkowany w dwóch seriach, najpierw w wersji instrumentalnej, ale potem mój wokal. Nagrania odbywały się w legendarnym Abbey Road Studios w Londynie, gdzie swoje kawałki nagrywali m.in. The Beatles, Pink Floyd, Adele czy Amy Winehouse. Jak człowiek staje przed londyńską orkiestrą symfoniczną, która jest absolutnie Top of the top, to budzi respekt. Miałem wrażenie, że nie wydobędę z siebie głosu. Wówczas A. Serafińska poradziła bym nie śpiewał - tylko opowiedział tę historię. Nigdy wcześniej się tak nie czułem, żadnego egzaminu tak nie przeżywałem. Byłem zmiażdżony autorytetem tej muzyki i tego, co się wokół tego dzieje. Zderzenie się z talentem tych wszystkich ludzi, było dla mnie niesamowitym doświadczeniem.


- To pierwsza płyta, ale szczególna również z innego powodu... 


Tak, ta płyta dedykowana jest pamięci mojego zmarłego taty Andrzej. To projekt charytatywny, w formie CD wydano limitowaną wersję 100 egzemplarzy, natomiast album dostępny jest na całym świecie w formie cyfrowej. Cały zysk będzie przeznaczony na wsparcie programów profilaktyki nowotworowej, bo mój tata zmarł na raka. To jest działalność, którą chciałbym wesprzeć, bo na tym polu jest sporo do zrobienia.


- Czujesz się dzięki tej płycie spełniony?


To pierwsza płyta, ale raczej nie ostatnia, bo powstaje materiał na kolejną. Nagranie płyty nie było moim marzeniem, a moja osobista odpowiedź na pewne ważne wydarzenia w moim życiu. Ja raczej nie mam marzeń, tylko plany, chciałbym się skupić na profilaktyce onkologicznej, bo to dla mnie ważne osobiście i zawodowo. To jest taka sfera, o której się nie mówi dopóki nie jest za późno...


- Podsumowaniem płyty ma być film, który lada dzień będzie można zobaczyć...


14 lutego wyjdzie film dokumentalny, który na pewno więcej opowie o tym przedsięwzięciu. Na jego potrzeby przynajmniej trzy razy ryzykowałem życiem. Film jest kręcony w górach wysokich, m.in. w Alpach Francuskich (Mont Blanc), na Elbrusie, gdzie gdzie byłem częścią wyprawy wybitnego himalaisty Ryszarda Pawłowskiego. Film opowie o tym, jak nam się udało nagrać tą płytę, ale również spróbuje odpowiedzieć na pytanie co wspólnego mają miłość oraz wysokie górskie szczyty.





Hayden Bendall, producent płyty


Pierwszym impulsem dla zaangażowania się w projekt było po prostu spotkanie z Ernestem. 45 lat pracy z artystami pozwala na szybką ocenę i wyczucie szczerości artysty. Ernest od razu okazał się zaangażowanym i wrażliwym muzykiem. Bardzo podobało mi się brak ego i to, że chciał stworzyć album, który zawierał oryginalne kompozycje obok utworów innych artystów, aby opowiedzieć swoją piękną historię.


Poza tym, bardzo podobała mi się muzyka i koncepcja oraz absolutne zaangażowanie Ernesta, aby stworzyć najlepszy możliwie album.

To jest zawsze ekscytujące pracować z ludźmi, którzy zrobią absolutnie wszystko dla osiągnięcia doskonałej jakości.

Cały proces był inspirujący, wymagający ciężkiej pracy, czasami nawet bolesny i wyczerpujący dla Ernesta, ale cały czas wspaniały i pełen radości.

Rozmawiała Ewelina Jamka

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do