Reklama

Zamiana noworodków w szpitalu: odkrycie po 30 latach

Życie potrafi pisać niesamowite a czasem wręcz niewiarygodne scenariusze. Przykładem tego jest historia państwa Elżbiety i Januarego Zielińskich, którzy przez ponad 30 lat nie wiedzieli, że wychowywali syna, który nie był ich biologicznym dzieckiem...

Tragedia odkryła tajemnicę...

38 lata temu w szpitalu w Radomiu doszło do tragicznej pomyłki, która na zawsze odmieniła życie dwóch rodzin. Elżbieta i January Zielińscy przez lata wychowywali syna, który - jak się okazało po latach - nie był ich biologicznym dzieckiem. Prawda wyszła na jaw w dramatycznych okolicznościach.

Młody mężczyzna, wychowywany przez państwa Zielińskich, zginął tragicznie w pożarze. W trakcie prowadzonych badań genetycznych, które miały pomóc w identyfikacji, ujawniono wstrząsający fakt – mężczyzna nie był spokrewniony z Elżbietą i Januarym Zielińskimi.

Historia ta porusza głęboko i skłania do refleksji nad skutkami błędów medycznych, które - choć rzadkie - mogą mieć niewyobrażalnie bolesne konsekwencje.

Łzy, szok i radość

25 maja 1986 roku w szpitalu w Radomiu wydarzyło się coś, co na zawsze odmieniło losy rodziny państwa Zielińskich. Pani Elżbieta, poddana cesarskiemu cięciu w pełnej narkozie, urodziła dziecko. Zaraz po wybudzeniu widziała maleństwo, ale nie była w stanie nic zapamiętać. Dopiero po kilkunastu godzinach pielęgniarka przyniosła noworodka do karmienia. Wtedy dowiedziała się, że to chłopiec o wadze 3200 g, długości 50 cm i grupie krwi A Rh(+).

Już od pierwszych chwil działo się coś niepokojącego. Chłopiec, któremu nadano imię Maciej, nie chciał pić mleka matki, płakał niemal nieustannie. Karmiono go butelką, ale to również nie przynosiło uspokojenia. Płacz i niespokojne zachowanie trwały tygodniami, a nawet latami. Znajomi, odwiedzający państwa Zielińskich, czasem żartowali, że Maciej nie jest podobny do rodziców – był o śniadej karnacji – ale wszyscy obracali to w żart.

Lata mijały, a Maciej różnił się coraz bardziej od rodzeństwa. Problemy nasiliły się w okresie dorastania. W wieku 30 lat opuścił dom.

W listopadzie 2016 roku Radom obiegła wiadomość o pożarze pustostanu, w którym zginęło dwóch mężczyzn. Policja zapukała do drzwi państwa Zielińskich. Jedno ciało zidentyfikowano od razu, ale drugie było tak zwęglone, że niemożliwe było rozpoznanie. Przeprowadzono testy DNA. Materiał genetyczny pobrano od pana Januarego, ojca Macieja. Wynik zszokował rodzinę – DNA nie zgadzało się z DNA zwłok. Kolejne badania, tym razem z udziałem pani Elżbiety, potwierdziły to samo – państwo Zielińscy nie byli biologicznymi rodzicami Macieja.

Dla upewnienia się, że denat to faktycznie Maciej, przeprowadzono dodatkowe badania z jego osobistych rzeczy. Wynik był pozytywny. Wśród żalu i szoku pojawiło się jedno pytanie – gdzie jest ich biologiczne dziecko?

 "Już jestem". Wzruszające spotkanie po 30 latach rozłąki

Sprawą zainteresował się portal "Zaginieni przed laty", który nagłośnił historię Zielińskich.  Historia była również opisywana w mediach, nagrano kilka programów telewizyjnych.

Pani Sylwia, zaangażowana w poszukiwania, ustaliła, że w tym dniu w szpitalu w Radomiu urodziło się trzech chłopców. Kobieta przysłała pani Elżbiecie zdjęcie, które obejrzała i stwierdziła, że to chyba nie on, bo nie było żadnego podobieństwa i nic nie poczuła. Jak mówiła w jednym z programów telewizyjnych, pani Elżbieta wyobrażała sobie, że jak go zobaczy, to będę wiedziała. Gdy pani Sylwia pokazała drugie zdjęcie, jak mówiła pani Elżbieta to... był po prostu jej mąż.

By mieć stuprocentową pewność co do pokrewieństwa, państwo Zielińscy i odnaleziony mężczyzna zdecydowali się na badania genetyczne, które tylko potwierdziły pokrewieństwo.

Do pierwszego spotkania rodziców z synem doszło w parku. Państwo Zielińscy siedzieli na ławce. Zobaczyli, że idzie wysoki i szczupły mężczyzna. Rzucił papierosa i prawie biegiem doleciał do kobiety i mężczyzny. Bez pytania, jak się nazywają. Był pewny, że to oni są rodzicami. Rzucił się panu Januaremu na szyję. Przytulali się i klepali bez słów. Pani Elżbieta rozpłakała się, a on doszedł do niej, mocno przytulił. I powiedział: "Już jestem". Od tego momentu minęły 4 lata...

 

 "Nie mogłam nie szukać"

Tak po kilku latach komentuje całą historię pani Elżbieta:

25 maja 1986 r. w radomskim szpitalu urodziłam jedno z moich trojga dzieci. Po 30 latach w tragicznych okolicznościach okazało się, że mój syn nie jest moim biologicznym dzieckiem... Historia niewiarygodna, niczym z filmu lub powieści graniczącej z fikcją. Jednak to wszystko prawda, szokująca prawda. Gdzie zatem jest dziecko, które urodziłam? Czy żyje? Co się z nim dzieje? Może potrzebuje pomocy? Te i wiele innych pytań kłębiło się w mojej głowie, powracając natrętnie każdej nieprzespanej nocy. Co robić? Gdzie szukać? Po wielu latach poszukiwań, pukania do wszystkich możliwych drzwi, wobec obojętności, a wręcz utrudnianiem ze strony urzędów, prawników, łącznie z Ministerstwem Sprawiedliwości. Powoli zaczynało brakować mi sił i pomysłów. Co dalej? Wiele osób mnie krytykowało, nawet najbliżsi. Radzili aby dać sobie spokój i starać się żyć "normalnie", ale ja przecież nie mogłam nie szukać swojego dziecka. Jestem Matką!

I stał się cud! Moje modlitwy, starania, stanowczość i nieustępliwość zostały nagrodzone. Dzięki trzem nieznanym osobom, które zupełnie bezinteresownie  zechciały pochylić się nad moim problemem, odnalazłam swojego biologicznego syna. Pani Sylwio, Beato i Emilko! Za każdym razem brakuje mi słów, aby wyrazić swoją wdzięczność.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Po raz kolejny zasiądziemy przy świątecznym stole, w całym rodzinnym gronie, z moim odnalezionym synem, dwoma pozostałymi i wnukami. Dla nas będzie to prawdziwe odrodzenie naszej rodziny i kolejny poziom budowania relacji, wzajemnego poznawania się i rozumienia.

Drodzy Czytelnicy w przeddzień tych pięknych, nastrojowych, rodzinnych świąt pragnę życzyć Wam wszystkim, abyśmy nie pozostawali obojętnymi na problemy innych ludzi. Jeśli tylko możemy nieśmy pomoc bezinteresownie, z serca. Niech pierwsza gwiazdka, która zabłyśnie na niebie przyniesie nam nadzieję i wiarę, że to co zupełnie niemożliwe może się spełnić, właśnie dzięki empatii i zrozumieniu drugiego człowieka. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Wesołych Świąt! - napisała nam pani Elżbieta.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do