
- Nadzieje i oczekiwania, zwłaszcza po losowaniu grup finałów piłkarskich mistrzostw Europy były zdecydowanie większe. Skończyło się porażką już pierwszym spotkaniu, która postawiła nas pod ścianą – podkreśla w rozmowie z TYGODNIK-iem Michał Gębura. Były piłkarz Staru Starachowice, mistrz Polski w barwach poznańskiego Lecha i były reprezentant kraju (3A) ocenia pierwszy mecz Polaków na Euro 2020. W miniony poniedziałek przegraliśmy 1:2 ze Słowacją.
- Z pewnością biorąc od uwagę potencjał polskiej kadry, a także umiejętności i możliwości biało-czerwonych oczekiwania były zdecydowanie większe. Jak to zwykle bywa, życie a przede wszystkim boisko wszystko zweryfikowało. Przegraliśmy spotkanie, którego nie mieliśmy prawa przegrać. Zbyt łatwo oddaliśmy bowiem przeciwnikowi pole gry. To się zemściło. Fakty są takie, że nie wszyscy nasi reprezentanci zagrali na miarę swoich możliwości i umiejętności. Na papierze, jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Euro 2020 wyglądało to inaczej. To my mieliśmy być stroną dyktującą warunki. W praktyce wyglądało to co najmniej średnio.
- Po meczu wielu futbolowych ekspertów niemal na każdym kroku podkreślało, iż kluczowym momentem w spotkaniu była sytuacja z drugiej połowy, kiedy nasz pomocnik Grzegorz Krychowiak ukarany został drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Szybko strzelona na początku drugiej części bramka dała nam nadzieję, na to że uda się osiągnąć korzystny rezultat. Gol autorstwa Karola Linettego dodał skrzydeł i dodatkowej wiary. Wobec tego co wydarzyło się na stadionie w Sankt Petersburgu, należałoby zapytać dlaczego nie mogliśmy tak zagrać od początku. Dwa głupie faule sprawiły, że musieliśmy radzić sobie w 10, co skrupulatnie wykorzystali Słowacy. Doskonale wiedzieliśmy jak groźnym są zespołem zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Jeden błąd i straty trzeba było odrabiać. Przegraliśmy w sposób frajerski.
- Pewnie jak wielu sympatyków polskiej kadry nie ukrywałem zaskoczenia wyborem na jaki zdecydował się selekcjoner Paulo Sousa. Zaskoczeniem największym była oczywiście obecność w podstawowym składzie Karola Linettego. Spodziewałem się, że trener postawi w środku pola na Jakuba Modera. Stało się jednak inaczej. To była niespodzianka.
- Chyba każdy z nas, który oglądał mecz na żywo był tego samego zdania, że Robert Lewandowski w reprezentacji Polski, a w Bayernie Monachium to dwaj zupełnie inni gracze. Po raz kolejny mogliśmy przekonać się, że odcinając naszego kapitana od podań, jest bezradny. To potwierdził poniedziałkowy pojedynek. Od dawna wiadomo, że Robert potrzebuje piłek dośrodkowanych z bocznych sektorów boiska. Jeśli tego nie ma, nie mamy o czym myśleć w kontekście bramki zdobytej przez naszego wybitnego napastnika. W starciach ze słowackimi obrońcami był osamotniony. Teraz widzimy jak istotne znacznie dla kadry miały urazy dwóch napastników: Arkadiusza Milika oraz Krzysztofa Piątka. Obaj zapewne bardzo by się przydali. Robert nie miał zbyt wiele w tym spotkaniu do zaoferowania. Tym bardziej przykre jest, iż nadal nie potrafmy w pełni wykorzystać jego potencjału.
- W przeszłości występowałem jako defensor, więc wiem jakim ryzykiem obarczona jest postawa obrońców. Dziś przychyliłbym się do słów wypowiedzianych po meczu przez Jana Bednarka. Obie bramki straciliśmy jak juniorzy. Taka jest okrutna prawda. Tak doświadczony i ograny w ligach zagranicznych blok obronny, nie może i nie powinien nawet pozwolić sobie na to, by dać się oszukać przez rywala. Kuriozalny jest zwłaszcza pierwszy gol, przy którym winę ponosi również golkiper Wojciech Szczęsny. Jestem przekonany, że całą akcję można było przerwać wcześniej, na 20 czy 30 metrze przed bramką. Stało się jednak zupełnie inaczej. Gol zdobyty przez reprezentację Słowacji ustawił zespół w uprzywilejowanej sytuacji. Bartosz Bereszyński dał się ograć zbyt łatwo. Tak naprawdę był to dopiero drugi czy trzeci strzał oddany przez przeciwników. Musieliśmy się szybko obudzić i podnieść. Reakcja tuż po przerwie była dobra. Wyrównaliśmy, ale i tak było to za mało do tego, by osiągnąć korzystny rezultat. Po czerwonej kartce Krychowiaka trzeba było układać spotkanie od nowa.
- Jestem optymistą i chciałbym wierzyć w drużynę, że jeszcze nie wszystko stracone. Porażką 1:2 ze Słowacją straciliśmy duże szanse na to by wyjść z grupy i zagrać w 1/8 finału turnieju. Klasa grupowych przeciwników nie budzi żadnych wątpliwości.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie