Reklama

Trzy punkty, które rodziły się w bólach. Patryk Nowak zapewnił wygraną Kamiennej

Wielkie emocje, nagłe zwroty akcji, a przede wszystkim 7 bramek. O tym spotkaniu, mówiło się długo. Jesienią w Bodzentynie, lepsza okazała się Łysica, która pokonała Kamienną Brody (IV liga świętokrzyska) 4:3. W środę, mocno osłabiona kadrowa ekipa Marcina Wróbla wzięła rewanż, wygrywając 2:1. Cichym bohaterem meczu był doświadczony golkiper gospodarzy Tomasz Dymanowski, który w pierwszej połowie miał sporo pracy.


Dymanowski jak na ligowego rutyniarza przystało przed zmianą stron nie dał się zaskoczyć. W końcówce sposób na jego pokonanie znalazł Mirosław Kalista, który obok Mariusza Jarosa otwiera klasyfikację strzelców IV ligi świętokrzyskiej. Kamienna prowadziła wówczas 2:1 i do końca musiała pilnować, korzystnego dla siebie rezultatu.


Było to dla nas bardzo ważne, a zarazem trudne spotkania, w kontekście walki o utrzymanie. Z kilku powodów – zauważył Marcin Wróbel, szkoleniowiec Kamiennej. – W ciągu 2 tygodni rozegraliśmy czwarte spotkanie. Oczywiście nie powinno i nie jest to żadne usprawiedliwienie. Jednak ostatnie dni kosztowały nas sporo sił. Ze Staszowa i Połańca przywieźliśmy dwa punkty. W międzyczasie przybyło nam w zespole kontuzji. Filar bloku defensywnego Radosław Kardas, nie mógł wystąpić. Podobnie jak Grzegorz Zięba – dodał trener, dla którego było to pierwsze spotkanie w podwójnej roli. Z konieczności Wróbel, obok Krzysztofa Świątka, musiał wystąpić na środku obrony.

Musieliśmy radzić sobie bez Kamila Dziadowicza, jednego z motorów napędowych w ofensywie. Z gry wyeliminował go uraz. W takich sytuacjach poznaje się charakter zespołu. Wygrana narodziła się w bólach – przyznał szkoleniowiec ekipy z Brodów. – Byliśmy mocno zmotywowani. Spisaliśmy się na medal. Na odprawie zwracałem uwagę na to, że nie możemy grać z Łysicą otwartego futbolu. Tym bardziej, iż w swoich szeregach mają bardzo dobrych zawodników, z wielką jakością. Musieliśmy skoncentrować się na defensywie i wyprowadzaniu kontrataków. To się powiodło. Plan wypalił w 100 procentach. W ostatnich fragmentach, zabrakło nam sił. Byliśmy zmęczeni – mówił Wróbel.




Ze zmienników na murawie pojawił się jedynie Dawid Soboń. – Trzeci, kolejny mecz gramy krótką kadrą. Chwała chłopakom za to, że walczyli do końca. Postawili się rutynowanemu przeciwnikowi – podkreślił szkoleniowiec Kamiennej, która 3 punkty zawdzięcza w dużej mierze dobrze spisującemu się między słupkami Tomaszowi Dymanowskiemu. – Stanął na wysokości zadania. Nie po to trafił do Kamiennej, by robić atmosferę w drużynie i zarobić pieniądze. Daje nam jakość. W drużynie jest kilku doświadczonych zawodników, którzy górują na murawie mądrością. Kilka ogniw wypadło ze składu, ale szansę otrzymali inni, jak Patryk Nowak. W pierwszych spotkaniach dawał z siebie maxa. Dziś dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, grając pierwsze skrzypce – wyjaśnił trener Kamiennej.

Przyjezdnym nadzieje dał król strzelców z poprzedniego sezonu, a obecnie wicelider klasyfikacji strzelców IV ligi. - Po 11 minutach byliśmy w szoku, kiedy okazało się, że przegrywamy 0:2. Do przerwy chcieliśmy zdobyć choć jednego gola. W szatni padło wiele mocnych słów – stwierdził Krzysztof Trela, grający szkoleniowiec Łysicy, który tym razem nie mógł wystąpić z powodu żółtych kartek. – Po przerwie nasza gra wyglądała lepiej. Z pewnością bramka Mirosława Kalisty dała nam bodziec, dodała skrzydeł. Dobrze bronił Tomek Dymanowski. Kamienna skutecznie się broniła. Co z tego, że w kolejnym meczu jesteśmy chwaleni za fajną dla oka piłkę, jeśli nie mamy z tego punktów. Taka sytuacja może wywoływać mieszane uczucia – dodał.

Łysica większość swoich ofensywnych akcji przeprowadzała skrzydłami. – Mamy dobrych wykonawców. Mieliśmy świadomość tego, że nie będzie łatwo przedrzeć się środkiem. Po zmianie stron, wiele podań nie trafiało do adresata. Byliśmy o ułamek sekundy spóźnieni. Szkoda zwłaszcza niewykorzystanych sytuacji, ale taka jest piłka – powiedział trener Trela. – Nie da się ukryć, że przychodząc do Łysicy mówiłem otwarcie o tym, że ten zespół stać na więcej niż tylko 7. miejsce. Czwarta lokata jest w naszym zasięgu. Potencjał w Łysicy jest spory. Po pierwszych, trzech wygranych chyba za szybko uwierzyliśmy w siebie. Potrzeba nam odpoczynku. Zmęczenie w ostatnich meczach daje o sobie znać – zakończył trener bodzentyńskiej 11.

IV liga świętokrzyska
25. kolejka (25 kwietnia)
KAMIENNA BRODY – ŁYSICA BODZENTYN 2:1 (2:0)
1:0 Patryk Nowak (8), 2:0 Patryk Nowak (11), 2:1 Mirosław Kalista (81)
Sędziował: Albert Bińkowski (Skarżysko)
KAMIENNA: Dymanowski – Praga, Świątek, Wróbel, Gajewski Ż, Kidoń, Dziewięcki, Maciejczak, Jedlikowski, Nowak (58. Soboń), Tymoszuk Ż. Trener: Marcin Wróbel.
ŁYSICA: P. Chrzanowski – Pietrzyk, Kołodziejski, Cielibała Ż, D. Kowalski Ż, Kalista, Gryz, D. Chrzanowski (56. Garbacz), Taler, Kaczmarek Ż, Jaros. Trener: Krzysztof Trela.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do