
Musieliśmy radzić sobie bez Kamila Dziadowicza, jednego z motorów napędowych w ofensywie. Z gry wyeliminował go uraz. W takich sytuacjach poznaje się charakter zespołu. Wygrana narodziła się w bólach – przyznał szkoleniowiec ekipy z Brodów. – Byliśmy mocno zmotywowani. Spisaliśmy się na medal. Na odprawie zwracałem uwagę na to, że nie możemy grać z Łysicą otwartego futbolu. Tym bardziej, iż w swoich szeregach mają bardzo dobrych zawodników, z wielką jakością. Musieliśmy skoncentrować się na defensywie i wyprowadzaniu kontrataków. To się powiodło. Plan wypalił w 100 procentach. W ostatnich fragmentach, zabrakło nam sił. Byliśmy zmęczeni – mówił Wróbel.
Ze zmienników na murawie pojawił się jedynie Dawid Soboń. – Trzeci, kolejny mecz gramy krótką kadrą. Chwała chłopakom za to, że walczyli do końca. Postawili się rutynowanemu przeciwnikowi – podkreślił szkoleniowiec Kamiennej, która 3 punkty zawdzięcza w dużej mierze dobrze spisującemu się między słupkami Tomaszowi Dymanowskiemu. – Stanął na wysokości zadania. Nie po to trafił do Kamiennej, by robić atmosferę w drużynie i zarobić pieniądze. Daje nam jakość. W drużynie jest kilku doświadczonych zawodników, którzy górują na murawie mądrością. Kilka ogniw wypadło ze składu, ale szansę otrzymali inni, jak Patryk Nowak. W pierwszych spotkaniach dawał z siebie maxa. Dziś dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, grając pierwsze skrzypce – wyjaśnił trener Kamiennej.
Przyjezdnym nadzieje dał król strzelców z poprzedniego sezonu, a obecnie wicelider klasyfikacji strzelców IV ligi. - Po 11 minutach byliśmy w szoku, kiedy okazało się, że przegrywamy 0:2. Do przerwy chcieliśmy zdobyć choć jednego gola. W szatni padło wiele mocnych słów – stwierdził Krzysztof Trela, grający szkoleniowiec Łysicy, który tym razem nie mógł wystąpić z powodu żółtych kartek. – Po przerwie nasza gra wyglądała lepiej. Z pewnością bramka Mirosława Kalisty dała nam bodziec, dodała skrzydeł. Dobrze bronił Tomek Dymanowski. Kamienna skutecznie się broniła. Co z tego, że w kolejnym meczu jesteśmy chwaleni za fajną dla oka piłkę, jeśli nie mamy z tego punktów. Taka sytuacja może wywoływać mieszane uczucia – dodał.
Łysica większość swoich ofensywnych akcji przeprowadzała skrzydłami. – Mamy dobrych wykonawców. Mieliśmy świadomość tego, że nie będzie łatwo przedrzeć się środkiem. Po zmianie stron, wiele podań nie trafiało do adresata. Byliśmy o ułamek sekundy spóźnieni. Szkoda zwłaszcza niewykorzystanych sytuacji, ale taka jest piłka – powiedział trener Trela. – Nie da się ukryć, że przychodząc do Łysicy mówiłem otwarcie o tym, że ten zespół stać na więcej niż tylko 7. miejsce. Czwarta lokata jest w naszym zasięgu. Potencjał w Łysicy jest spory. Po pierwszych, trzech wygranych chyba za szybko uwierzyliśmy w siebie. Potrzeba nam odpoczynku. Zmęczenie w ostatnich meczach daje o sobie znać – zakończył trener bodzentyńskiej 11.
IV liga świętokrzyska
25. kolejka (25 kwietnia)
KAMIENNA BRODY – ŁYSICA BODZENTYN 2:1 (2:0)
1:0 Patryk Nowak (8), 2:0 Patryk Nowak (11), 2:1 Mirosław Kalista (81)
Sędziował: Albert Bińkowski (Skarżysko)
KAMIENNA: Dymanowski – Praga, Świątek, Wróbel, Gajewski Ż, Kidoń, Dziewięcki, Maciejczak, Jedlikowski, Nowak (58. Soboń), Tymoszuk Ż. Trener: Marcin Wróbel.
ŁYSICA: P. Chrzanowski – Pietrzyk, Kołodziejski, Cielibała Ż, D. Kowalski Ż, Kalista, Gryz, D. Chrzanowski (56. Garbacz), Taler, Kaczmarek Ż, Jaros. Trener: Krzysztof Trela.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie