Sum - olimpijczyk

30 minut walki, a w konsekwencji 180 cm długości oraz 42 kg wagi – takiego suma złowił Marek Kisiel ze Starachowic.


To był zwyczajny weekend. Gdy pan Marek wraz ze swoimi kolegami wybrał się nad Wisłę, nie spodziewał się, że tego dnia złowi swoją "rybę życia".


Jak już zaciąłem mówię do kolegi: - To będzie niezły okaz. Miałem wrażanie jakbym zahaczył o drzewo. To tak jakbym ciągnął wielki stół albo żywego człowieka -tłumaczy młodszej córce. Mówię sobie, jak pójdzie wzdłuż w Wisłę, to nie będę w stanie jej dociągnąć na brzeg. Dlatego powoli, podciągam ją bliżej i bliżej. 50 metrów od brzegu widzę, jak wynurza się łeb. Z wyczuciem, stopniowo, wyciągam dalej. Ręce bolą. Tak już pół godziny. Siadłem ze zmęczenia. Ciemno, wędka wygięta w pałąk, a mało tego, odpadł hamulec od kołowrotka. Nie poddaję się. Zobaczymy kto wygra ten pojedynek.


– Mietek, podaj podbierak, wyciągamy. Podnoszę wędkę a tam monstrum, ogromna paszcza. Podbierak nie zda tu egzaminu. Nur do wody, ja za skrzela, kolega za ogon i jest!

Tak z ekscytacją opowiada historię w rodzinnym gronie pan Marek, zajadając się polędwicą z suma. Dla ciekawskich, tak, mimo swoich okazałych rozmiarów ryba była bardzo, bardzo smaczna, "jedna z lepszych jakie jadłam i kompletnie bez ości" – dodaje starsza córka.

bp