Reklama

W powiecie starachowickim. Śluby odwołane, wesel nie będzie...

Zarówno dla przyszłych nowożeńców, jak również branży ślubnej pandemia koronawirusa spowodowała niemałą rewolucję w życiu. Jak się odnaleźć w zaistniałej sytuacji? Zarówno dla jednej, jak i drugiej strony nawet optymistyczny scenariusz na przyszły sezon sprawia, że "lizanie ran" trochę potrwa...

Kiedy po wiosennym tąpnięciu próbowali się podnieść, przyszły kolejne obostrzenia, które spowodowały całkowity lockdown dla branży ślubnej. O tym, że zawieranych jest zdecydowanie mniej związków małżeńskich świadczą choćby statystyki, zwłaszcza ze  Starachowic, gdzie w tym roku zawarto o 1/4 związków mniej niż przed rokiem. A w porównaniu do 2018 roku to 75 małżeństw mniej. Mniej małżeństw jest w gm. Brody, Pawłów i Wąchock. Jedynie w gm. Mirzec odnotowano tendencję wzrostową. Mniejsza liczbę zawieranych związków małżeńskich potwierdzają to księża mówiąc, że wiele młodych par odwołuje lub przekłada zaplanowane wcześniej śluby. Niektórzy prosili, by udzielić im ślubu nie w weekend, lecz w zwykły dzień tygodnia przy ograniczonej liczbie osób.

Gigantyczne problemy

To spowodowało gigantyczne problemy dla właścicieli sal weselnych i restauracji.

- Obecnie obowiązuje całkowity zakaz organizacji wesel i innych przyjęć okolicznościowych. Zresztą nikt w obecnej sytuacji nie zdecydowałby się na to - Łukasz Bera, manager Domu Weselnego Młoda Para w Starachowicach. - To był trudny dla wszystkich rok. Nasze obroty spadły, o ok. 74 proc. jeśli chodzi o miesiące tzw. w sezonie ślubnym. Martwe miesiące to brak jakichkolwiek obrotów, bo tych wesel po prostu nie ma i nie było. Nie szacowaliśmy strat, na pewno są one ogromne, ale jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że nasi klienci nie odchodzą, tylko przekładają na późniejsze terminy.

Ze względu na pandemię koronawirusa odbyło się od. 25-30 proc. planowanych przyjęć. Ich liczba to jedno, ale liczebność jeśli chodzi o gości, to drugie. Najbardziej drastyczny przypadek to przyjęcie planowane na 230 gości, które odbyło się gronie 36 osób. To pokazuje obraz sytuacji. I nie wynikało to z tego, że młodzi ograniczali liczbę gości, ale oni sami się wykruszali z różnych powodów. Względy zdrowotne odgrywały tu istotną rolę, bo ktoś nie chciał się narażać. Inna kwestia to przepisy, które ograniczały, ale zdarzają się też takie przypadki, że to wygodna wymówka, by po prostu nie uczestniczyć w weselu. Być może względy finansowe biorą tu górę. Trudno na to oceniać, zresztą nie do nas ta ocena należy - dodaje Ł. Bera.

Walka o przetrwanie?

Manager Młodej Pary nie ma wiedzy, by po przyjęciu w ich lokalu doszło do zakażenia. - Zresztą, nawet gdyby coś takiego się wydarzyło, jaką mamy pewność, że to u nas goście się zarazili. Ogniska koronawirusa w każdym razie nie było. Wiemy to, bo mamy kontakt ze swoimi klientami. Środki reżimu sanitarnego utrzymane są na najwyższym możliwym poziomie. Nie tylko dlatego, że podlegamy ciągłym kontrolą, ale chodzi tu przecież o bezpieczeństwo naszych gości - mówi. - Przyszłość widzimy marnie. W tej chwili walczymy o przetrwanie, o to, by się utrzymać do przyszłego sezonu. Jaki on będzie? tego nie wie nikt. Zważywszy na obostrzenia i liczbę zakażeń, ciężko cokolwiek przewidzieć. Nawet, jeśli w jakiś cudowny sposób pandemia minie i nie wpłynie negatywnie na najbliższy sezon, lizanie ran jeszcze długo potrwa, bo straty ze ten rok są ogromne.   

Rozczarowanie...

Magdalena Tarnopolska, dyrektor Hotelu Europa w Starachowicach zna pary, które przełożyły swój ślub na termin, w którym znowu nałożono obostrzenia.

- To jest bardzo duży zawód dla młodych, którzy nie mogą się doczekać tego najpiękniejszego dnia w życiu. Idzie za tym wielkie rozczarowanie a także wielka strata materialna. Nie zawsze uda się zgrać nowy termin z opłaconym już zespołem czy fotografem.

Przed jeszcze trudniejszym wyborem stają osoby, które muszą odwoływać część gości ze wzgledu na wprowadzone ograniczenia w liczbie gości. Wesel w ciągu roku jest ok. 30 - w tym roku odbyło raptem 7. Z czego tylko trzy na dużą liczbę gości. Przyjęć okolicznościowych było także zdecydowanie mniej. Są to duże straty dla miejsc, w których są organizowane tego typu przyjęcia, a także utrata pracy dla pracowników obsługujących tego typu bankiety. To straty nie do odrobienia, bo na terminy, na które zostały poprzekładane przyjęcia uniemożliwiają przyjęcie nowych rezerwacji.

Cios z szerokim łukiem

Cierpią nie tylko właściciele lokali, ale i wszyscy, których firmy działały w oparciu o branżę ślubną, a więc m.in. kwiaciarnie, fotografowie, czy filmowcy. Na brak pracy zaczynają narzekać kucharki czy kelnerki a także branża cukiernicza.

- Generalnie w naszej branży nie dzieje się najlepiej - mówi Edyta Sieroń, właściciel Cukierni HEKA w Starachowicach. - Wprawdzie sklepy z wyrobami cukierniczymi mogą być otwarte, ale przychodzi znaczniej mniej klientów. Do naszej kawiarni, która teraz nie funkcjonuje na kawę i ciasteczko przychodzili stali klienci, niektórzy nawet codziennie. Proponujemy wprawdzie napoje na wynos, ale to nie to samo, co spotkanie z przyjaciółmi. W obecnej sytuacji skróciliśmy godziny otwarcia cukierni. Razem z naszymi pracownikami tworzymy jedną rodzinę i liczymy, że uda nam się wspólnie przetrzymać trudne chwile. Jak wiadomo w cukierni nie da się wyprodukować tortów, drożdżówek i innych słodkości na zapas, bo stracą swoją świeżość. Koszty są wysokie: zakup surowców, energia elektryczna i oczywiście pensje, a obroty spadają. Wiele osób spędza czas w domu, więc sami pieką ciasta. Z drugiej strony, kupując ciasta, torty w cukierni nasi Klienci wspierają nas w trudnych chwilach. Liczymy, że sytuacja szybko się zmieni i wszystko wróci do normy. Najważniejsze, abyśmy wszyscy byli zdrowi i bezpieczni.- Ten rok jest już spisany na straty - mówi starachowicki fotograf. - Szukamy różnych innych zleceń, ale wiele wesel w naszym powiecie zostało odwołanych. Porażką totalną okazały się komunie - na tych, które odbyły się grupowo można było zarobić, ale do tych indywidualnie trzeba było dołożyć, bo umowa była podpisana wcześniej i trzeba było się z niej wywiązać. Tylko to wymagało pracy przez kolejne niedziele pod rząd. Jest wiele osób, które przekłada imprezy na później. Najgorsze jest to, że niewiele jest rezerwacji na przyszły rok. Ludzie obawiają się kolejnego lockdownu, boją się cokolwiek planować, bo nie wiadomo na kiedy. Są tacy, co już po kilka razy odkładali i nie mogą się wstrzelić w termin.

Same znaki zapytania

Przykładem jest 26-latnia Aleksandra, która zaplanowała swój wymarzony ślub już dawno.

- Miało być jak w bajce, a wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sala weselna była zarezerwowana już trzy lata temu. Ślub miał być na wiosnę. Na początku roku dogrywaliśmy szczegóły: fotograf, zaproszenia. Wszystko skomplikowała pandemia koronawirusa, ślub trzeba było odwołać. Już wtedy mieliśmy straty na ok. 10 tys. zł, ale udało się przełożyć termin na 28 listopada. I co? Kolejna porażka. Już się zastanawiam, czy jakieś fatum nad nami zawisło. Narzeczony mnie pociesza, szuka w tym pozytywów. Że będziemy bardziej pewni, w 100 proc. przekonani. Ale ile można czekać? W tej sytuacji to wszystko nie ma sensu, bo nawet gdyby nie było zakazu w obliczu takiej liczby zachorowań, nikt nie będzie narażał siebie i innych. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja za kilka miesięcy... - dodaje niedoszła panna młoda.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do