Reklama

Nie wiem kiedy nasz koszmar się skończy

Nie wiesz, co robić kiedy znajdziesz policyjne dokumenty w swoim mieszkaniu? Najlepiej je zniszcz lub spal. O taki, absurdalny wniosek można pokusić, w oparciu o sprawę mieszkanki powiatu starachowickiego. Była żona funkcjonariusza Komisariatu Policji w Brodach, kiedy w czerwcu 2016 r. w domu odnalazła kilkaset stron akt, postanowiła je przekazać do jednostki nadrzędnej. Dziś wraz z 21-letnim synem z tego tytułu mają kłopoty.

TYGODNIK: - Dla osób, które nigdy w życiu nie miały do czynienia z prokuraturą, pani sprawa wydaje się absurdalna. Kobieta, która z synem znajduje w mieszkaniu setki pochodzących z Komisariatu Policji w Brodach dokumentów ma dziś problemy.

KOBIETA, KTÓRA ZNALEZIONE DOKUMENTY PRZEKAZAŁA DO KWP KIELCE: - I to bardzo duże problemy. Mąż z którym od jakiegoś czasu jesteśmy w separacji, jest funkcjonariuszem policji. Nie trudno domyśleć się, że policyjne dokumenty znalazły się w naszym domu tylko w jeden z możliwych sposobów. Mąż wynosił je z jednostki i gromadził w mieszkaniu. Dokumenty znaleźliśmy dwukrotnie. Za pierwszym razem wysłałam do małżonka sms-a z informacją, by przyszedł po nie i odebrał. Byliśmy w szoku, kiedy pod domem zamiast niego pojawili się jego koledzy z pracy. W niedzielę nieoznakowanym samochodem przyjechało dwóch policjantów, którzy zażądali wydania dokumentów. Zapytałam na jakiej podstawie prawnej i czy mają nakaz. Wylegitymowali się i odjechali. Jak się okazało, sprawą zainteresowała się Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu, która wszczęła postępowanie.

Pani i syn jesteście w gronie podejrzanych?

- Obserwując dotychczasowe działania śledczych wiele na to wskazuje. Skontaktowałam się z moim pełnomocnikiem i poprosiłam o poradę. Stwierdził, bym dokumenty dostarczyła do Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. Tak zrobiłam. Za drugim razem, na strychu znaleźliśmy ponad 600 dokumentów. Wśród nich m.in. dowód osobisty, karta bankomatowa, płyta z nagraniem z monitoringu. Dokumenty były oryginalne, z pieczątkami Sądu, Prokuratury. Dziś z tego tytułu, nie mąż a ja i syn mamy kłopoty.

Prokuratura twierdzi, że nie postawiono pani ani synowi zarzutów?

- Takie stwierdzenie nie jest prawdą. Z pisemnej informacji jaką otrzymaliśmy wynika, iż nielegalnie przechowywaliśmy dokumenty od 10 kwietnia ubiegłego roku. Mąż mieszkał wtedy z nami. Nie mieliśmy pojęcia o tym, że takowe dokumenty istnieją i są w mieszkaniu. Zarzutów nie rozumiemy. Najgorsze jest to, co działo się później, kiedy zdecydowaliśmy się na przekazanie materiałów do KWP Kielce. Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu wszczęła postępowanie w tej sprawie. Znaleźliśmy się w gronie podejrzanych.

W lipcu 2016 r. do redakcji jednej z lokalnych gazet dotarły anonimową drogą dokumenty pochodzące z Komisariatu Policji w Brodach, a zatem miejsca w którym pracował i pracuje do dziś pani mąż. Pani zdaniem śledczy mogli powiązać obie sprawy?

- To absurd jeśli ktoś myśli, że ja lub syn mogliśmy wysłać te dokumenty do redakcji. Szczytem okazało się działanie Prokuratury, która jako jedną z procesowych czynności zaplanowała pobranie ode mnie i syna materiału DNA. Pytanie po co? Ile wylaliśmy już łez przez tą sprawę, tylko my wiemy. Byliśmy zastraszani. Policja zatrzymywała mnie do kontroli. Do końca nie rozumiem tej sytuacji. Każdy z kim rozmawiam na ten temat mówi: gdybyś spaliła dokumenty, nie miałabyś problemów.

Żałuje pani, że tego nie zrobiła, tylko zawiozła je do Komendy Wojewódzkiej?

- Być może spalenie dokumentów byłoby najlepszym rozwiązaniem. Z pewnością nie myślałam takimi kategoriami. Byłam pewna, że mąż przyjedzie po dokumenty i odbierze je osobiście. Stało się inaczej. Dokumenty nie należały do mnie, męża czy syna. To materiały jednostki, w jakiej pracuje.

Po co komuś dokumenty w domu, nie w komisariacie?

- To pytanie nie do mnie. Nie umiem odpowiedzieć na nie. Mąż nie wtajemniczał nas, że dokumenty są pozostawione w mieszkaniu. Kiedy wyprowadził się z domu, mogliśmy spodziewać się problemów. W policji wszyscy się znają. Dla nas smutne jest to, że wyciąga się nas niejako siłą i poddaje czynnościom, które nie mają racjonalnego uzasadnienia.

W momencie kiedy przekazała pani dokumenty do KWP Kielce, spodziewała się, że lawina przykrych wydarzeń dopiero ruszy?

- Nie. Już w lipcu ub. roku byliśmy przesłuchiwani w Prokuraturze Rejonowej w Sandomierzu. Później byłam przesłuchiwana w Komendzie w Starachowicach, a także w Kielcach. W listopadzie 2016 r. dowiedzieliśmy się, iż mamy złożyć materiał DNA. Zapytałam dlaczego mamy poddać się temu badaniu? Zabiliśmy kogoś, trzeba ustalać ojcostwo? Do tej pory śmieję się, że w domu mamy 3 psy i 3 koty, od których również potrzebne są próbki DNA. Być może na znalezionych materiałach, aktach jest sierść kota. Mam nadzieję, że koszmar zakończy się jak najszybciej, choć nie wiem kiedy to nastąpi.



Czy wiesz, że...
Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu w ub. roku umorzyła postępowanie, które miało wyjaśnić skąd i dlaczego policyjne dokumenty znalazły się w prywatnym domu. - Postępowanie toczyło się w kierunku art. 231 par. 1 Kodeksu Karnego (przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego - przyp.red.) – powiedziała Jolanta Religa, pełniąca funkcję prokuratura rejonowego w Sandomierzu. - Z naszych ustaleń wynika, iż funkcjonariusz wobec którego toczyło się postępowanie wyjaśniające pracował na dokumentach, które miały zostać zarchiwizowane – dodaje. Śledczy nie znaleźli dowodów, pozwalających na postawienie policjantowi zarzutów.
Drugi wątek śledztwa (prowadzone w kierunku art. 276 KK) ma związek z przechowywaniem dokumentów. Jak stwierdziła prok. Religa, dotyczy trzeciej transzy materiałów (dwie pierwsze przekazano do KWP oraz Prokuratury Okręgowej). Prokuratura zwróciła się o przeprowadzenie badań DNA w następującym celu: - Materiały jakie wysłano pocztą do jednej z gazet. Chcemy porównać materiał biologiczny w postaci śliny pozostawiony na kopercie, z materiałem trzech osób: funkcjonariusza policji, jego syna i żony. Jeśli po badaniach w Instytucie Ekspertyz Sądowych okaże się, że nie należy do żadnej z wymienionych, wówczas postępowanie najprawdopodobniej trzeba będzie umorzyć. Na chwilę obecną nikt nie ma przedstawionych zarzutów – dodaje nasza rozmówczyni.



 



Mówią dla TYGODNIK-a
MEC. MICHAŁ KLIMCZAK, PEŁNOMOCNIK KOBIETY: - Moja klientka działała zgodnie z literą prawa. Zastanawiający jest fakt, dlaczego Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu podjęła takie czynności. Zlecono zbadanie czy na dokumentach, jakie trafiły do lokalnej redakcji są ślady mojej klientki i jej syna. Nie wiem w jakim celu kobieta i jej syn mieli zostać poddani badaniu DNA. Nie można inaczej tego nazwać niż stosowanie wobec kobiety środków przymusu. Postanowienie dowodowe o przeprowadzeniu badań DNA, ma określone znaczenie procesowe.
ASP. MARIUSZ BEDNARSKI, ZESPÓŁ PRASOWY KWP KIELCE: - W stosunku do policjanta, Komenda Powiatowa w Starachowicach prowadziła postępowanie dyscyplinarne. Zakończyło się w październiku 2016 r. Na funkcjonariusza w związku ze sposobem przechowywania dokumentów nałożona została kara nagany. Obniżono mu dodatek służbowy, a także odebrano nagrodę roczną, czyli tzw. trzynastkę.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do