Reklama

Podążam śladami Adama Kszczota

O tym, że małymi krokami, a przede wszystkim systematyczną pracą można wiele osiągnąć przekonuje się na własnej skórze. Przygoda Mateusza Borkowskiego z królową sportu przebiega niemal wzorowo. Podopieczny Sylwestra Dudka, który przed świętami Bożego Narodzenia "ładował akumulatory" na zgrupowaniu polskiej kadry w Portugalii, znalazł się w gronie młodych sportowców województwa świętokrzyskiego, uznanych za nadzieje olimpijskie minionego roku. Jak podkreśla, o sporym wyróżnieniu dowiedział się... od TYGODNIK-a.

TYGODNIK: 8 stycznia w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach odbędzie się uroczysta gala, podczas której spotkają się najlepsi i najpopularniejsi młodzi sportowcy naszego regionu. Twoje nazwisko znalazło się w gronie olimpijskich nadziei roku. Zaskoczony?

M. BORKOWSKI, LEKKOATLETA LUDOWEGO KLUBU BIEGACZA RUDNIK: - Naprawdę (śmiech – przyp.red.)? Przyznam szczerze, iż nawet o tym nie wiedziałem. Ostatnie tygodnie były dla mnie dość intensywne, więc nie interesowałem się tym, co dzieje się wokół mojej osoby. Starałem się skupiać na treningach i na tym, by jak najlepiej przygotować się do kolejnych występów. Jeśli to prawda, to rzeczywiście nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podziękować kapitule konkursu za zainteresowanie i dostrzeżenie tego, co udało mi się osiągnąć. Chętnie przeczytam o wyróżnieniu w internecie. W poprzednich latach z konkursem bywało różnie. Nie przywiązywałem do niego wielkiej roli. Plebiscyty to bardziej zabawa dla kibiców, dziennikarzy, mediów. Ja staram się skupić na swojej pracy i wykonać ją jak najlepiej.

Brązowy medal, po jaki sięgnąłeś podczas mistrzostw Europy juniorów w Szwecji był tym sukcesem, po którym mogłeś spijać śmietankę.

- Na pewno dał mi przepustkę do lepszego startu. Już na miejscu, w Skandynawii byłem przekonany, że na bieżni będzie dobrze. Super, że sprawdził się optymistyczny scenariusz. Nutka niepewności musiała się pojawić. Jednak najważniejszy był finał. Dziś już wiem, że można było rozegrać lepiej taktycznie bieg. Czasu się jednak nie cofnie. Ale nie ma czego żałować. Nie jeden lekkoatleta, chciałby pewnie zamienić się ze mną miejscami. W ciągu minionego roku wiele zmieniło się w moim, sportowym życiu. Jeszcze do niedawna nie przypuszczałem, że biegać będę na dystansie 800 metrów. Docelowymi miały być 1500 m i 3 km. Wyszło inaczej. Może tak to miało wyglądać? Nie byłbym sobą, gdybym nie liczył w nowym roku na jeszcze lepsze wyniki.

Pół żartem, pół serio można powiedzieć, iż do świątecznego stołu zasiadłeś prosto z podróży. Przez ponad dwa tygodnie trenowałeś w Portugalii z czołowymi, polskimi lekkoatletami.

- Czasu na odpoczynek rzeczywiście za wiele nie było. Święta Bożego Narodzenia spędziłem w rodzinnym gronie. Jak się okazuje nie na długo. 4 stycznia lecę na kolejny obóz, tym razem do Hiszpanii. Najważniejsza impreza sezonu – mistrzostwa świata juniorów, jakie odbędą się najprawdopodobniej w Bydgoszczy dopiero przede mną. Medal wywalczony w czempionacie Starego Kontynentu do czegoś zobowiązuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje nazwisko pojawi się zapewne w gronie kandydatów do podium MŚ. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Ba, nawet trudniejsze. Z pewnością znalezienie się w finale koronnej konkurencji, już byłoby sporym osiągnięciem. Nie chcę zapeszyć. Dlatego przygotowania do mistrzostw świata muszą iść pełna parą. Krążek przywieziony z MŚ to moje marzenie.

W Portugalii mieliście praktycznie wszystko do tego by w spokoju przygotowywać się.

- Najważniejsza była pogoda, która była wyśmienita. Wiem, że w tym samym czasie w Polsce było zimno. Warunków, w jakich przebywaliśmy śmiało inni mogli nam pozazdrościć. Mnie akurat spotkało to szczęście, iż miałem przyjemność trenować z gwiazdami polskiej lekkiej atletyki. Bo za takowe bez wątpienia uchodzą nasi 800-metrowcy: Adam Kszczot i Marcin Lewandowski. Można powiedzieć, że wybrałem podobną ścieżkę do sukcesu, jak pierwszy z wymienionych sportowców. Idę jego śladami. To wielki plus.

Co udało się podpatrzeć od medalisty mistrzostw Europy, halowego mistrza Europy oraz świata?

- Marcina Lewandowskiego miałem tak naprawdę okazję dokładniej poznać teraz. Z Kszczotem znałem się wcześniej. To super ludzie, nie tylko sportowcy. Służyli dobrym słowem i pomocą. Wskazywali nam co robimy dobrze, a co źle. Adam oraz Marcin są bardzo kontaktowi. Nie było widać różnicy między tym, kto jest w kadrze od lat, a tymi którzy dopiero się adaptują. Po raz pierwszy miałem przyjemność wziąć udział w dłuższym, bo 17-dniowym obozie dla seniorów. Juniorskie są krótsze i liczą zwykle 14 dni. Treningi dały mi jednak mocno w kość, ale nie ma na co narzekać. Na szczęście obyło się bez kontuzji czy mikrourazów. Po powrocie z Półwyspu Iberyjskiego wystartuję w zawodach halowych, na mitingu za granicą.

Czego życzyć przyszłemu medaliście mistrzostw świata?

- Zdrowia bo jest ono najważniejsze. Przy okazji, za pośrednictwem TYGODNIK-a chciałbym pozdrowić swoich sympatyków.



Czy wiesz, że...
Mateusz Borkowski ma 18 lat. Reprezentant Polski juniorów. Brązowy medalista mistrzostw Europy juniorów w Szwecji w biegu na 800 metrów, mistrz Polski w swojej kategorii wiekowej. Jeden z większych talentów królowej sportu w naszym kraju na średnich dystansach.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do