Reklama

Łowca talentów, czyli Rekin na mnie wołają

Do pierwszego gwizdka arbitra została godzina. W klubowym budynku w Rudkach, pojawiają się kolejni zawodnicy. - Dzień dobry trenerze. Zdrówko dopisuje? - zwracają się na wstępie do Andrzeja Reczki, młodzi wychowankowie GKS-u Rudki. Ludzie związani ze środowiskiem piłkarskim w gminie Nowa Słupia, kojarzą go jako łowcę talentów. Sam o sobie mówi, że jest trenerskim samoukiem. Kim jest człowiek, pod skrzydłami którego przygodę z futbolem zaczynali tacy gracze jak Marcin Wojciechowski czy Łukasz Kowalski?


Z klubem z Rudek związany jest od blisko 30 lat, będąc najpierw jego zawodnikiem, a później pracując w roli szkoleniowca młodzieży. - Za Gieksę, mógłbym się nawet dać pokroić - mówi. Wszystko zaczęło się na początku lat 70-tych. - W juniorach grywałem najczęściej jako napastnik. Wygrywaliśmy wysoko, nawet różnicą 20 bramek. W jednym meczu aż 11-krotnie wpisywałem się na listę strzelców. Nie było na nas silnych – wspomina Andrzej Reczko. W 1979 r., kiedy był w ostatniej klasie technikum, zgłosili się po niego Błękitni Kielce. - W styczniu pojechałem z drużyną na obóz zimowy do Pionek. Wiadomo, kto w tamtym czasie zarządzał klubem z Kielc. Mnie zależało na tym, by uregulować służbę wojskową. W przypadku kłopotów z tym, miałem zgłosić się na milicję – dodaje.

Pajączek, a później Rekin


Błękitnym z Reczko w składzie, udało się wywalczyć awans z III do II ligi (w rundzie wiosennej strzelił 8 bramek). Za zwinność i spryt w polu karnym przeciwnika, nadano mu pseudonim "pajączek". - Takim mianem określał mnie trener Bogumił Gozdur, postać doskonale znana w świętokrzyskim futbolu. Zawdzięczam mu wiele, bo dzięki niemu na własne oczy mogłem przekonać się jak wygląda piłka przez duże P – twierdzi Reczko. Minęło kilka lat, a Reczko z "pajączka", stał się "rekinem". Za każdym razem, kiedy ktoś mówi tak na niego, uśmiech nie schodzi z twarzy. Skąd wzięła się ta ksywka?

- Sam nie wiem. Może od pierwszych liter nazwiska. Pracując w klubie, miałem świetny kontakt z młodymi zawodnikami, a jak wiadomo u ludzi z temperamentem, kreatywność stoi na wysokim poziomie. Zaczęli mówić na mnie "rekin" i...tak już zostało – dodaje szkoleniowiec. Osoby z klubu, które znają go doskonale, twierdzą, iż pseudonim wziął się od... zdolności do wyławiania talentów. - Pewnie coś w tym jest. Nie każdy to ma, a z dobrym okiem do piłkarskich talentów trzeba się po prostu urodzić – podkreśla, do dziś wspominając z sentymentem spotkanie derbowe z Koroną Kielce. Mecz na stadionie Błękitnych obserwowało ok. 7 tys. widzów.

- Strzeliłem dwa gole, ale później było już coraz trudniej z miejscem w składzie. W letniej przerwie, na pierwszym treningu pojawiło się blisko 40 piłkarzy. Rozgrywki stały na wyższym poziomie niż obecnie. Trzeba było walczyć o to, by załapać się do meczowej kadry – twierdzi Reczko. W kolejnym sezonie, ekipa z Kielc zakończyła rozgrywki na 4. miejscu, za Cracovią, Polonią Bytom i Hutnikiem Kraków. - Na wyjeździe graliśmy świetnie, zdobywając 14 punktów. Później do klubu trafili tacy zawodnicy jak Jurek Fotfolc – dodał.

O trenerce nie myślał


Jako czynny zawodnik, nie wiedział wówczas, że jego przygoda z piłką potoczy się w kierunku pracy z młodymi adeptami. Dziś śmiało może się pochwalić rekordową, jak na lokalne warunki ilością wychowanków. - Tych, którzy kopią do dziś piłkę naliczyłbym ok. setki. Nie każdy z wychowanków został w piłce – mówi Reczko. Co zadecydowało o tym, że został trenerem? - Potrzeba czasu i chwili. Losy tych chłopaków, którzy grali razem ze mną w Rudkach potoczyły się różnie. W 1988 r. z Avii Świdnik wróciłem na stare śmieci. Trzeba było pomóc zespołowi nie tylko fizyczną walką na murawie, ale także taktyką – dodaje.

Biorąc pod uwagę obecną kadrę GKS-u (IV liga świętokrzyska), większość z nich zaczynała pod okiem Reczki. - Nie ma zbyt wielu klubów w naszym regionie, z którymi pewnie tak duża ilość miejscowych graczy utożsamiałaby się. Dobrze, że klub nie stawia na armię zaciężną – przyznaje szkoleniowiec, który jako pierwszy poznał się na talencie Sławka Kosmali. - Niektórzy z działaczy zaczęli już mówić, że nic z niego nie będzie. Powiedziałem: hola, hola. Zobaczycie, że jeszcze zaskoczy nie raz. Wyszło na moje. Przez lata Sławek, należy do zawodników od których śmiało można rozpoczynać ustalanie wyjściowej 11 – sięga pamięcią wstecz.

Z którym z roczników pracowało mu się najlepiej? - 1988, 1989, 1990 i 1991. Aż miło było ich prowadzić. Serce radowało się, kiedy na treningu miałem ponad 20 chłopaków - dodaje.

Komputer, konsola, smartfon


Czasy się zmieniły, a młodych ludzi coraz trudniej zachęcić do uprawiania sportu. - Komputery, konsole, tablety, smartfony robią swoje. W życiu trzeba się na coś zdecydować. Zawsze wychodziłem z założenia, iż z każdej grupy można wyłowić sreberko. Co z tego, że młodzież ma lepsze niż kiedyś warunki do treningów. Przyjdzie, zagra jeden mecz, a później nie ma go 3 tygodnie. Niestety, ale z takim podejściem, zbyt wiele w futbolu się nie osiągnie. Dużo zależy od trenerów i rynku pracy, który jest czynnikiem decydującym – opowiada.

I za przykład podaje Marcina Wojciechowskiego, który przed laty próbował swoich sił w Starze Starachowice. – Idąc do Staru, Marcin miał świadomość, że zawsze będzie miał do czego wracać. Od pracodawcy otrzymał bezpłatny urlop. Dziś właściciel firmy, nie pozwoliłby sobie na coś takiego. Klub nie zamknął mu furtki. – kończy Reczko.

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do