
- Co prawda szkoda, że nie było nam dane dopingować z trybun biało-czerwonych, ale najważniejsze, że wypad do kraju południowych sąsiadów udał się w pełni. Jest co wspominać – podkreśla starachowiczanin Krzysztof Karkocha, współpracownik TYGODNIK-a, który kilka dni temu był świadkiem jednej z największych niespodzianek podczas finałów piłkarskich mistrzostw Europy. Na stadionie w węgierskim Budapeszcie, obserwował na żywo poczynania reprezentacji Holandii i Czech. Ostatecznie z turniejem pożegnali się gracze Oranje.
Słowacja, reprezentacja Hiszpanii, a na końcu Szwedzi – to trzy zespoły, którego w trakcie tegorocznego Euro 2020 mierzyły się z kadrą portugalskiego selekcjonera Paulo Sousy. Po remisie z teoretycznie najsilniejszą ekipą, a także dwóch porażkach biało-czerwoni kibice musieli przełknąć gorzką pigułkę. Polacy odpadli z dalszej rywalizacji, nie awansując tym samym do 1/8 finału.
Ten fakt nie przeszkodził jednak fanom futbolu z kraju nad Wisłą, by przekroczyć granicę i wyruszyć w kierunku Budapesztu. W ten sposób do stolicy Węgier dostali się dwaj starachowiczanie: Krzysztof Karkocha oraz Dominik Osowski, którzy postanowili przyjrzeć się bliżej postawie reprezentacji Czech i Holandii. To na stadionie imieniem legendarnego Ferenca Pusaksa, doszło do arcyciekawie zapowiadającej się konfrontacji dwóch odmiennych stylów gry.
Zanim kibice ze Starachowic, pojawili się na obiekcie mogącym pomieścić ponad 60 tys. widzów, odwiedzili budapesztańską strefę kibica, w której obejrzeli m.in. sobotnie spotkania Walia - Dania oraz Włochy - Austria.
- Czuć było, że cały Budapeszt żyje Euro. Po koronawirusowym roku wszyscy byli spragnieni festiwalowej atmosfery, którą w 100% zapewnił europejski czempionat – relacjonował Karkocha. - Dzień przed meczem, który był celem naszej wyprawy odwiedziliśmy przepięknie położoną, przy samym zamku Vajdahunyad strefę kibica. W 10. minucie meczu z udziałem Duńczyków, kibice brawami oddali hołd Christianowi Eriksenowi. Duńscy piłkarze nie pozostawili Walijczykom nawet cienia nadziei na awans pewnie wygrywając czterema bramkami, nie tracąc żadnego. W przerwie pomiędzy meczami mogliśmy skorzystać z atrakcji strefy i spróbować pokonać bramkarza-robota lub zagrać w Teqball - dodał.
Podczas drugiego meczu, austriaccy kibice głośno protestowali po niemal każdej decyzji sędziego. Po wyrównanym meczu ostatecznie szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść Squadra Azzurra.
Następnego dnia starachowiczanie zameldowali się na Puskas Arenie, zatem miejscu w którym kilka dni wcześniej odbyły się trzy starcia fazy grupowej (oprócz gospodarzy Euro 2020 zagrali tam: Francuzi i Portugalczycy). Faworytem spotkania pomiędzy Czachami a Holandią byli "pomarańczowi".
- W dniu meczu na każdym kroku można było zauważyć holenderskich kibiców, którzy rzucali się w oczy dzięki swoim pomarańczowym strojom. Czescy fani byli jednak zdecydowanie głośniejsi. Również nam udzieliła się atmosfera wykreowana przez nich podczas przemarszu na stadion. Dzięki podobieństwu języków: czeskiego oraz polskiego, przyłączyliśmy się do głośno śpiewającej grupy wspierających drużynę Czeskich Lwów. Na samej Puskas Arenie słychać było już tylko naszych południowych sąsiadów – zaznaczył Karkocha.
Podopieczni Jaroslava Silhavego pokonali rywali 2:0 po golach Tomasa Holesa oraz niesamowitego Patrika Schicka. Pierwsza niespodzianka na etapie 1/8 turnieju stała się faktem.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie