Problemy z instalacją pomp ciepła w Starachowicach - mieszkańcy czują się oszukani, czy skończy się to w sądzie?

- Miało być pięknie i ekologicznie a wyszło jak zwykle. To jest oszustwo, bo to nie działa - takie wnioski wyciągnęli po spotkaniu w Urzędzie Miejskim w Starachowicach mieszkańcy, którym zamontowano wadliwe pompy ciepła. Niewykluczone, że będą zmuszeni dochodzić swoich praw w sądzie.

Wracamy do tematu instalacji pomp ciepła w ramach projektu "Budowa mikroinstalacji odnawialnych źródeł energii w gminie Starachowice". Z dofinansowania instalacji skorzystało 36 osób. Wśród nich są mieszkańcy Starachowic, którzy czują się oszukani z powodu wadliwych urządzeń. W ub. tygodniu o swoich doświadczeniach opowiadał Adam Poniewierski - jak mówił miało być ogrzewanie, ciepła woda i niższe rachunki. Tymczasem kominek ogrzewa dom. 

W podobnej sytuacji znalazło się kilka innych osób, które problemem wadliwych instalacji podzieliły się podczas spotkania w Urzędzie Miejskim. 

- Mieszkańcy czują się zaniepokojeni, jest szereg nieścisłości i brak porozumienia - mówił radny Konrad Rączka, który zorganizował spotkanie mieszkańców z włodarzami miasta oraz wykonawcą instalacji. Obecni byli: Elżbieta Gralec, zastępca prezydenta miasta, Mateusz Bidziński, kierownik Referatu Inwestycji Miejskich oraz prawnicy mec. Hubert Michalski i Piotr Capała. 

Jak mówił szef miejskich inwestycji w ramach projektu było 36 instalacji pomp ciepła, w sumie ok. 150 beneficjentów z fotowoltaiką. W 5-6 przypadkach stwierdzono problemy.

Przez trzy lata mieszkańcy indywidualnie rozmawiali z Urzędem Miejskim. Jednym wymieniono wadliwą pompę, ale inni są bez ogrzewania na zimę i nie mogą się doprosić o wymianę. 

- To jest oszustwo, bo to nie działa. Ta instalacja od początku była wadliwa - mówił Andrzej Kusiak. - Zgłaszałem problem, co kwartał się spotkaliśmy, były komisje, ale pompa nie spełniała wymogów. Polecono mi wyłączyć pompę, przez rok byłem bez ogrzewania. To rury ciekły, to sterowniki nie działał, płynu jakiegoś brakowało. W ub. roku wymieniono pompę, napisałem pismo o zwrot kosztów za zużyty prąd - 14 tys. zł z powodu wadliwej instalacji. Od roku czekam na odpowiedź i nie wiem, na czym stoję, bo gmina przesyła pisma do wykonawcy. Nie mam nowej gwarancji ani umowy na nowe urządzenie. Co będzie ze mną i z pompą, jak skończy się gwarancja? - będzie na złom, bo nikt tego wynalazku nie naprawi. Miało być pięknie i ekologicznie a wyszło jak zwykle - dodał pan Andrzej, że w drugim domu zainstalował pompę na własną rękę - jest serwis i wszystko działa bez zarzutu z możliwością sterowania w telefonie. - Ta umowa z gminą to bubel, dziś wiem, że zostałem oszukany. Właścicielem pompy jest gmina a ja jestem użytkownikiem, na którego gmina przerzuciła całą odpowiedzialność bez żadnych możliwości dochodzenia praw. Pozwę gminę, jak skończy się umowa.

Jak wyjaśniła Elżbieta Gralec, zastępca prezydenta miasta, gmina jest pośrednikiem, który realizował projekt.

- Wahaliśmy się czy to robić w ogóle, wykonawcy pomp wskazać nie mogliśmy. Opisaliśmy parametry, jakie ma spełniać pompa, przecież gmina nie mamy fachowców z zakresu montażu, wybieraliśmy z ofert dostępnych na rynku - wyjaśniała. - Inspektor nadzoru zatwierdził wybór wykonawcy pomp i firmę realizującą. My możemy jedynie interweniować u wykonawcy w sprawie usuwania usterek, które państwo zgłaszacie. W jednym przypadku firma została pociągnięta do odpowiedzialności na drodze sądowej. Ubolewam z powodu tej sytuacji. Roszczeń nie możemy wypłacić, bo to nie jest przedmiotem umowy. Nie ma takiego zapisu. Tych roszczeń można dochodzić na drodze sądowej. Jeśli będą nieprawidłowości gmina nie zawaha się iść do sądu - dodała E. Gralec.