Reklama

Ciężki kawałek chleba polskiego kierowcy ciężarówki

Godziny za kółkiem, przemierzone setki kilometrów, ogromna odpowiedzialność, zmęczenie, kontrole na granicach, do tego brak dostępu do łazienki i sanitariatów - to rzeczywistość, z którą przyszło się zmierzyć kierowcom obsługującym transport międzynarodowy. W obliczu pandemii koronawirusa nie to jest jednak najgorsze...


Tomasz Bańcerowski (39 lat) zamiłowanie do samochodów przejawiał od dziecka. Z biegiem czasu przerodziło się to w pasję, która stała się sposobem na życie. Im większe gabaryty pojazdu, tym większe dla niego wyzwanie.

Jak mówi, trzy lata temu otrzymał od szefa w prezencie na urodziny propozycję nie do odrzucenia - transport międzynarodowy za kółkiem ciężarówki, która ciągnie lohrę załadowaną samochodami

 - Praca marzenie - nie ma wątpliwości nasz kierowca, który większość czasu spędza w kabinie auta.
Wymarzone zajęcie stało się jednak trudne do wykonania z chwilą wprowadzenia w kraju i Europie pandemii koronawirusa. Nagle z dnia na dzień kierowca znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości, zresztą jak większość z nas...
- Jeszcze miesiąc temu, kiedy byłem w trasie nic nie zapowiadało takiej sytuacji. Kiedy wróciłem w ostatni weekend do kraju uświadomiłem sobie, że jestem traktowany jak trędowaty. Mogłem na kilka godzin zjechać do domu, ale zrezygnowałem z tego, gdyż okazało się, że jestem w grupie ryzyka i stanowię potencjalne zagrożenie dla bliskich. Ludziom się wydaje, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo zarażenia się ode mnie koronawirusem (choć tak naprawdę nikt z nas nie wie, czy jest zakażony). Ja uważam, że wręcz przeciwnie. Moja praca polega głównie na kierowaniu ciężarówką. 95 proc. moich załadunków i rozładunków wygląda tak, że dostaję kartkę z numerem zlecenia, podjeżdżam we wskazane miejsce, gdzie czekają na mnie pojazdy, sam je ładuję i rozładowuję. W ciągu kilku dni mam styczność najwyżej z pięciom osobami, m.in. w urzędzie celnym, na granicy, czy stacji benzynowej, gdzie są określone restrykcje - mówi.
Aktualnie przebywa na Słowacji, gdzie czeka na rozładunek samochodów używanych, tu ładuje auta nowe, z którymi jedzie następnego dnia do Niemiec. W między czasie był w Szwajcarii, Francji, na Węgrzech, w Czechach - i głównie do tych państw ma zlecenia. Nie bywa we Włoszech i Hiszpanii, gdzie obecnie jest najtrudniejsza sytuacja.
- Obserwując świat z okna ciężarówki i porównując sytuację do warunków panujących w innych krajach, najogólniej mówią bagatelizujemy sprawę. Np. w Czechach ludzi na ulicach nie widać, w samochodach jeżdżą pojedyncze osoby w maseczkach na buzi i rękawiczkach. We Francji są skrajne postawy, od takich którzy mają wytyczne gdzieś, po nadmierne i kompleksowe zabezpieczenia np. w kombinezony. Bardzo restrykcyjnie pochodzą do tego Szwajcarzy, którzy pilnują odległości między osobami, obowiązkowo rękawiczki, maseczki. Ludzie zachowują dystans, brak jest kontaktów bezpośrednich, typowych dla nich wylewnych powitań itp. Zalecenia wzięli sobie bardzo do siebie. Na wjeździe ze Szwajcarii do Francji po raz pierwszy miałem mierzoną temperaturę - dodaje nasz kierowca.
Obawy o pracę
Wszelkie restrykcje i obostrzenia przekładają się na pracę, która z dnia na dzień stała się bardzo niepewna.
- Martwię się o pracę, bo bardzo lubię to co robię. Mimo ryzyka i ogromnej odpowiedzialności, nadal chciałbym się tym zajmować. Wiem też, że nie wszyscy by się do tego nadawali i potrafiliby to robić. Przez trzy lata miałem tylko trzy przypadki uszkodzeń auta, których transportowałem już setki. I nie chodzi tu o uszkodzenia skutkujące autem do kasacji, ale drobne ryski na lakierze. Jeden przypadek zdarzył się w niewiedzy a dwa z lenistwa, gdyż nie chciało mi się wyjść i sprawdzić. Mógłbym oczywiście wozić, co innego, bo zapotrzebowanie na kierowców jest, transport musi istnieć, bo nie miałby kto robić zaopatrzenia, ale ja uwielbiam właśnie tą pracę - mówi Tomasz dodając, że bardzo realne jest widmo i zagrożenie utraty pracy. - 3-4 tygodnie takiej sytuacji i gospodarka siada na lata. Odbudowa będzie bardzo bolesna i długotrwała. Konkurencja jest duża, przyjdzie czas, że nie będę miał co wozić, bo stanie się to nieopłacalne. Samochód to towar luksusowy, zwłaszcza nowy. Salony samochodowe są już nasycone, bo nikt w ostatnim czasie nie kupuje aut. Jest problem nawet z rozładunkiem, bo fizycznie nie ma miejsca, gdzie je zostawić.
Jako kierowca, który często zmienia klimat, środowisko i otoczenie, pan Tomasz czuje się odporny, ale obawia się powrotu do kraju, z powodu kwarantanny, którą musi odbyć. Gdzie przede wszystkim, skoro w domu czeka żona, małe dzieci i teściowa w starszym wieku.
- Jak zobaczyłem wyjeżdżając z kraju puste ulice, przeraziłem się. Totalna pustka, jakby była wojna, stan wojenny, godzina policyjna. Z jednej strony super się jeździ w takich warunkach, pusto na parkingach, stacjach benzynowych. Ale są inne problemy. Ze względów bezpieczeństwa pozbawiono nas kierowców dostępu do sanitariatów i łazienek. Są one nieczynne na stacjach benzynowych w wielu krajach. Nie ma się gdzie umyć, załatwić, to jest ogromny dyskomfort. Nawet wody do baniaka, który wozimy ze sobą nie ma gdzie nabrać. Każdy próbuje sobie radzić na swój sposób, ale sytuacja jest trudna z każdej strony - mówi o swoich bolączkach.










 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do