Reklama

Była podporą, otuchą, powiernicą...

Matka, Mama, Mamusia, Mateńka... Może zastąpić każdego, ale nikt nie zastąpi nam Jej... W Niej ciepło, bezpieczeństwo i miłość. Czym różnią się matki współczesne od tych sprzed lat? Wspomnieniami o swojej mamie śp. Helenie Sikorze z d. Dziekońskiej podzielił się z nami ksiądz prałat Aleksander Sikora, emerytowany proboszcz i twórca parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Starachowicach.

Aleksander Michał

Helena Sikora, z d. Dziekońska urodziła się w 1911 r. Wyszła za mąż za Jana Sikorę. Mieli sześcioro dzieci. Pięcioro z nich zmarło w niemowlęctwie. Ostał się jedynie Aleksander...

- Urodziłem się 2 grudnia 1941 r.  w Radomiu. Byłem najmłodszy z rodzeństwa. Nie poznałem jednak nikogo z nich, bo umarli nie dożywając nawet pół roku. Gdy Mamusia była ze mną w ciąży kumoszki radziły, by na chrzcie nadać mi imiona po moich dwóch dziadkach. Tak oto otrzymałem imiona Aleksander Michał - opowiada ksiądz prałat Aleksander Sikora.

Jak Syn uratował Matkę...

Matki w tamtych czasach nie miały łatwego życia. W 1941 r. była II wojna światowa. - Zaraz po moim urodzeniu ojca, który był rzemieślnikiem, zatrzymano w łapance i wywieziono na roboty do Niemiec. Mama została sama ze mną i moją babcią - mamą taty. Trzeba było z czego żyć. Mama znalazła sposób na zarobienie pieniędzy na życie: kupowała skórę, wywoziła na wschodnie tereny i tam sprzedawała. Pewnego razu, gdy jechała pociągiem do Dęblina, by tam sprzedać towar, Niemcy zrobili rewizję. Mama trzymała te skóry na sobie. Po zrewidowaniu Niemcy rozdzielili ludzi na tych, których mieli puścić wolno oraz tych, których za karę - tak jak w przypadku Mamy - mieli wywieźć do Oświęcimia. Mamie groziła wywózka do obozu koncentracyjnego. Widząc co się dzieje postanowiła dać znać mojej babci, która wtedy się mną zajmowała, by jak najszybciej przywiozła mnie do Mamy. Gdy tam dotarłem Mama czuła się bezpieczniej, inaczej bowiem traktowali samotną kobietę, a inaczej matkę z dzieckiem. Tak czy inaczej, gdy Niemcy zorientowali się, że wśród osób wyznaczonych do przewiezienia do obozu znajduje się kobieta z malutkim dzieckiem, przysłali do niej niemieckiego lekarza. Medyk  podczas segregacji ludzi pytał Mamę czy karmi piersią. Opowiedziała, że tak. Kazał pokazać. Gdy okazało się, że z piersi Mamy tryska mleko, orzekł że puszczają nas wolno. Tak dzięki mnie Mamusia nie trafiła do obozu koncentracyjnego - opowiada wzruszającą historię.

Dawała spokój i otuchę

Śp. Helena Sikora w latach 50. pracowała w Fabryce Fajansu i Ceramiki w Radomiu, zajmowała się domem. - Mama była prostą kobietą, bezpretensjonalną. Urodziła mnie w czasach okupacji. Później nastały niemniej trudne czasy stalinizmu. Żyliśmy ubogo w drewnianym domu przy ul. Polnej w Radomiu. Tata po powrocie z niemieckiego obozu, do którego go wywieziono, był w połowie inwalidą. W domu się nie przelewało. Mama była pracowita i tak jak inne kobiety w tamtych czasach radziła sobie bez lodówki, bez innych sprzętów, które teraz są w użytku codziennym.

 Jak przyznaje ks. Sikora, Mama nie miała wpływu na wybór kapłańskiej drogi życiowej. Tą decyzję podjął sam. - Po zdanej maturze w 1960 r.  powiedziałem Mamie, że chcę wstąpić do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Mama powiedziała wtedy, że jeżeli mam takie życzenie żebym robił wg własnego sumienia, ale żebym Jej wstydu nie przyniósł. Starałem się Jej nie zawieść - przyznaje.

Pani Helena mieszkała u swojego syna w Starachowicach dziesięć lat. - Mama była już na emeryturze więc nie było przeszkód żeby ze mną zamieszkała. To były czasy powstawania parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego na Majówce, budowy kościoła. Pojawiały się różne trudności. Mama była dla mnie wtedy wielką podporą duchową, moją powiernicą. Mogłem do Niej przyjść z każdym problemem, zawsze wysłuchała, uspokoiła, obiecała modlitwę i dawała otuchę. Pamiętam, że lubiła siadać w kaplicy, która stała tu na placu kościelnym zanim jeszcze wybudowano murowany kościół, modliła się. Helena Sikora zmarła 20 stycznia 1996 r. Została pochowana w rodzinnym grobowcu w Radomiu.

By dzieci miały Boga w sercu

Czy dzisiejsze matki różnią się czymś od tych sprzed kilkudziesięciu lat? Jakie cechy powinna mieć współczesna dobra matka? - Uważam że pewne podobieństwa można dostrzec we wszystkich matkach. Kiedyś matki również pracowały, ale ten pęd był mniejszy niż teraz. Żyło się na pewno biedniej. Matki były bardzo związane ze swoimi rodzinami, skupiały się na wychowywaniu dzieci. One je naprawdę wychowywały. Dobrej matce powinno zależeć nie tylko na tym, by jej dzieci miały wysokie kwalifikacje i intratne stanowisko pracy, ale przede wszystkim, by miały Boga w sercu - mówi.

Małgorzata Śpiewak

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do