
"Brzydko pachną" - to jeden z najbardziej zaskakujących komplementów, jakie padły z ust papieża Franciszka. Określił tak misjonarzy z Azji, podczas jednego ze spotkań z nimi. Tych, którzy żyją tak, jak ludzie, do których zostali posłani. I rzeczywiście – takich spotkać można i w Azji.
Papież Franciszek się nie patyczkował. Podobno jako dziecko był urwisem. Tak wspominają go argentyńscy rówieśnicy. Jako przełożony jezuitów - surowy. Wobec polityków - bezwzględny. Poprosił na przykład panią prezydent Argentyny - Cristinę Fernández de Kirchner - by nie przyjeżdżała do Rzymu na jego inaugurację. Mieli "na pieńku", bo ta pani popierała aborcję.
Jeśli więc szukać misjonarzy wedle wzorca, jaki nam papież Franciszek ukazał słowami i przykładem, trzymajmy się tego klucza: "Brzydko pachną".
Kardynał z Mongolii
W samym sercu Azji mieszka jeden z najmłodszych kardynałów świata. Ledwo po pięćdziesiątce. Giorgio Marengo IMC pracuje w Ułan Bator, stolicy Mongolii. Misjonarz Matki Bożej Pocieszenia - to młode zgromadzenie zakonne. Jego sukcesy duszpasterskie sprawiły, że papież Franciszek odwiedził ten buddyjski kraj.
Zapach kardynała i jego ekipy okazał się dla Mongołów na tyle przyciągający, że dziś mają kilku rodzimych księży i parę tysięcy wiernych. I on, i chrześcijanie w tym kraju żyją Ewangelią. Tyle i aż tyle. Niektórzy żartują, że ten "młody kardynał" mógłby być nawet następcą Franciszka.
Papież w Kazachstanie
Inny kraj, również w sercu Azji - Kazachstan. I tu papież był. Kościół rośnie w tym miejscu dynamicznie, są powołania wśród rdzennych Kazachów. Pachną jak reszta wiernych. Wizyty papieskie, nawet w tak egzotycznych miejscach, promują Kościół i - kto wie - może to dzięki nim pojawiają się nowe powołania.
Na Filipinach i w Uzbekistanie
Filipiny - najdalszy z azjatyckich krajów - entuzjastycznie przyjęły papieża Franciszka. Byłem wtedy na szkoleniu w EAPI (East Asiatic Pastoral Institute) na przedmieściach Manili, w Quezon City. Instytut prowadzony przez jezuitów. Na zajęciach profesor rzucił temat: "Co pozytywnego wniósł papież Franciszek do życia Kościoła?".
Każdy z księży z mojej grupy widział coś innego. Ja napisałem szczerze: "Lubię w nim to, co sam robię i jak żyję. Jeżdżę zwykłymi autobusami, tramwajami. Gdy mam wybór – biorę obszczij wagon, czyli trzecią klasę.
Mam podarte buty, nieprasowane spodnie. Latem – boso na podwórku. Jem to, co moi parafianie, co sami przyniosą. Leczę się u miejscowych lekarzy. Uczę się piekielnie trudnego dialektu tureckiego, którym mówią Uzbecy.
Moja plebania zrobiona jest z bitej gliny i słomy – samanu. Na podwórku chodzą razem koty i gołębie. Jest też mały piesek – znajda przygarnięta z drogi. Jak na uzbecką daczkę - całkiem sielankowo. Mój zapach jest więc dokładnie taki, jak reszty Uzbeków, z którymi spędziłem wiele lat". Najprawdopodobniej – żyję wedle wzorca, jaki pozostawił nam Franciszek. Choć żyłem tak, zanim jeszcze został papieżem. Byłem – niech mi będzie wolno to powiedzieć - misjonarzem Franciszka, zanim on się w ogóle pojawił w Rzymie. Przepraszam za nieskromność.
Na bawełnie
Prostota, jaką propagował Franciszek, nie jest nowością. Kościół tę drogę proponował już dawno. Papież nie odkrył Ameryki. Księży o prostym sercu znajdziesz i w Polsce. Polecam film "U Pana Boga za piecem" (reż. Jacek Bromski, 1998) – to komedia, ale prorocza.
Jan Maria Vianney pachniał jak wieśniacy. Maksymilian Kolbe OFM - oberwaniec. Wojtyła pachniał jak jego studenci. Blachnicki tym bardziej. Internowany Wyszyński, biskup Baraniak... Jak pachniał Popiełuszko na strajku w Hucie Warszawa?
Ale wracajmy do Azji. Franciszkanin Andrzej Kulczycki, gdy objął parafię w uzbekistańskim Urgenczu, poszedł na zbiórkę bawełny. Poharatał sobie dłonie ostrymi kolcami. I robił to kilka lat przed tym, jak Franciszek został papieżem.
"Stuknięty" misjonarz
Papież był urwisem – to już wiemy. Ale mamy w Azji misjonarza, do którego to słowo pasuje jak ulał. Ojciec Piotr Kawa OFMConv – mimo siwych włosów – zawsze wśród młodych. Zawsze miał pomysł. Brał młodzież z Fergany na ferie – do Kirgistanu albo do mojej parafii w Angrenie, w górach Tienszan.
Wymyślał im niesamowite zabawy i sam w nich wiódł prym. Sasza, mój stróż parafii, patrząc na niego, powiedział: "Ten ksiądz jest tak samo stuknięty jak jego młodzież z Fergany". To miała być krytyka, ale ja to usłyszałem jak największy komplement.
Piotr wyszkolił też grupę świeckich katechistów – konkret w synodalności. Niestety, w zeszłym roku wrócił do Polski po 30 latach pracy. Mam jednak przeczucie: z Azji nie da się odejść na zawsze. Wróci.
Brat Fiedia
Jest studentem we Włoszech. Złożył śluby wieczyste u franciszkanów konwentualnych. Wkrótce wróci do Azji Środkowej. Brat Fiedia, czyli Fakhriddin – tak ma w paszporcie. Jego ojciec to Ujgur – to lud tureckiego pochodzenia, zamieszkujący głównie region Sinciang (Xinjiang) w północno-zachodnich Chinach, mama jest Kazaszką.
Pięć lat rósł pod moim okiem – więc jakieś nawyki misyjnej prostoty w nim są. Reszty dopełnił opisany wyżej "urwis" – o. Piotr. Kiedy skończy studia, będzie misjonarzem o tym samym DNA, co jego uzbeccy proboszczowie i owce, pośród których dorastał.
Męczennicy w dyplomacji
Franciszek nie uprawiał polityki. Polityków nie lubił. Jak musiał – to ich przyjmował, ale bez entuzjazmu. Trzy razy spotkał się z Władimirem Putinem. Nie dlatego, że go lubił. Dlatego, że chciał pomóc garstce rosyjskich katolików. Z tego samego powodu, bez rozgłosu, kontaktował się z dyplomacją chińską.
Takie właśnie zadania mają misjonarze w Uzbekistanie czy Turkmenistanie. Biskup Jerzy Maculewicz OFMConv z Taszkientu, Andrzej Madej OMI z Aszchabadu – część ich życia to dyplomacja. Nie dlatego, że to lubią. Tylko po to, by ocalić swoje "małe trzódki" – inaczej by nie było tam Kościoła, który spotyka się w ich "misjach-nuncjaturach", bo inaczej nie może. Oni też są "misjonarzami Franciszka", choć powołał ich jeszcze Jan Paweł II. Tak samo wygląda życie przełożonych Kościoła z Kirgizji czy Tadżykistanu.
Nie będę się rozpisywać – by im nie zaszkodzić. Ale przemilczeć to – byłoby brakiem wdzięczności. Azja to kontynent zagadkowy. Bez dyplomacji ewangelizacja tu po prostu nie odbędzie się. Ci pasterze, którzy czasem pachną jak ambasadorzy, jak tylko mogą – to wracają do swoich małych wspólnot. I – w przeciwieństwie do niejednego proboszcza w Polsce – znają z twarzy i z imienia wszystkich katolików w swoim kraju.
Ktoś jeszcze wątpi, że pachną tak jak ich owce?
Marzenia misjonarzy
Jest ksiądz Krzysztof Kowal. Pojechał na misje w najdalszy zakątek Syberii. Bez "porządnej wizy" – dlatego z Irkucka do Mongolii... pojechał rowerem. Zajęło mu to 50 dni. Potem spędził sześć lat na Kamczatce. Teraz planuje przyjazd z Polski do Taszkientu. Na motocyklu. Chociaż Franciszek nie był tak ekstremalny w swoich wymogach, to jednak ufam, że dałby medal temu księdzu rodem spod Ustki za jego misyjną prostotę i upór. Pomódlmy się, by jego marzenie się spełniło. Niech wraca do Azji.
A wynalazek papieża Franciszka?
Nie polega na tym, że odkrył coś nowego. On tylko przypomniał, że Ewangelia ma sens. Że święci – jak Biedaczyna z Asyżu, jak Franciszek Salezy, jak Eugeniusz de Mazenod – inspirują bardziej niż wypudrowani celebryci.
Mazenod, gdy biskup z Kanady prosił go o kilku misjonarzy, odpowiedział: "Mam tylko siedmiu... ale daję wszystkich". Takich bezkompromisowych ludzi Franciszek chciał promować. Czy mu się udało? Wstań z kanapy, spójrz w lustro i sam siebie zapytaj.
ks. Jarosław Wiśniewski misjonarz fidei donum, wcześniej m.in. na Papui-Nowej Gwinei, teraz Uzbekistan
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.