
Bartosz Styczyński ma 30 lat, mieszka w Starachowicach. Jest strażakiem w Powiatowej Komendzie Państwowej Straży Pożarnej w Skarżysku-Kamiennej. Jest też piłkarzem czwartoligowego Granatu Skarżysko. Popularny "Styku" był jednym z uczestników popularnego programu Love Island. Wyspa miłości.
Bartek swoją piłkarską karierę rozpoczął w juniorach KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, później trafił do klubu Juventa Starachowice, następnie uczestnik Love Island. Wyspa miłości. Grał w takich zespołach jak Granat Skarżysko-Kamienna, Zdrój Busko Zdrój czy ŁKS Łagów. W sezonie 2023/24 ponownie gra dla ekipy Granatu, jednak w rundzie jesiennej nie występuje z powodu kontuzji. "Strażak, pasjonat sportu, romantyk, ceniący szczerość, zaufanie i punktualność, gotowy na nową miłość i założenie rodziny" - tak pisano o Bartku Styczyńskim na oficjalnym profilu programu. Bartek podzielił się z Czytelnikami portalu skarżyski.eu wrażeniami z programu. Opowiedział nam jak wygląda jego życie po programie.
- Ja w ogóle tego programu nie oglądałem. Nie sądziłem, że wezmę udział w takim programie. Zostałem zaproszony na casting. Długo się zastanawiałem czy iść, czy ja się nadaję do takiego programu, z takim formatem. Brat mnie namówił, żebym spróbował, tak naprawdę nic nie straciłbym. Zacząłem dopiero oglądać ten program jak już wiedziałem, że wystartuję. Chciałem się upewnić czy dobrze zrobiłem, czy się nadaję. Zacząłem go oglądać i mówię - będzie ciekawie. Nigdy nie myślałem, że wezmę udział w takim programie, ale jak się trafiała okazja, dostałem zaproszenie, to wtedy dało mi do myślenia, że chyba mnie chcą. Nie żałuję tej decyzji - mówi Bartosz Styczyński.
- Podczas castingu, który odbył się w Warszawie było kilka etapów, rozmowa o całym moim życiu, wszystkich relacjach, badania, rozmowa z psychologiem... Weryfikacja była spora, wszystko po to, żeby poznać moją osobę. Chętnych do udziału w programie było bardzo dużo - zaznacza Bartek.
- Do programu dostałem jako jeden z pierwszych. Gdy dotarła do mnie ta wiadomość cieszyłem się, ta ekscytacja była duża. Później gdy zacząłem oglądać poprzednie edycje programu zacząłem rozmyślać czy ja nadaję się do tego programu w takim formacie, ale pomyślałem, że jeśli nie będą pasował tam, po prostu odejdę. Taka okazja nie zdarza się często. Jeśli już się dostałem, to warto to wykorzystać i tak się potoczyło, że byłem jednym z pierwszych uczestników, którzy się dostali do programu. Później się okazało, że byłem pierwszym uczestnikiem wśród facetów, który wchodził do programu - dla mnie to był duży stres - zaznacza Bartosz Styczyński.
- Wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się z uczestnikami programu. Do Malagi, gdzie był nagrywany program, każdy z nas leciał osobno. Nawet przed samym wejściem do programu nikogo nie widziałem. Tak nas porozdzielali po pokojach, że zobaczyliśmy się dopiero wchodząc do programu. Nie mieliśmy możliwości wcześniej się poznać, byliśmy odcięci od świata, zabrano nam telefony. Nikt się nie znał, jedynie ci uczestnicy, którzy dochodzili do programu później znali nas już z programu - wspomina Bartek.
- Na wyspie byłem ponad miesiąc. Ciężko było tam przetrwać z tego względu, że byliśmy zamknięci z grupą ludzi, którzy mają różne charaktery, każdy z nich był inny. Z jedną osobą człowiek się lepiej dogadywał, z inną gorzej...
Jak odpadałem z programu, to mówiąc szczerze , cieszyłem się, bo już byłem tak zmęczony programem i ludźmi poniekąd. Fajnie było z nimi spędzać czas, ale nie przez miesiąc i 24 godziny na dobę. To było bardzo męczące - podkreśla.
- Kamery były z nami wszędzie, w willi nie było miejsca gdzie moglibyśmy się przed nimi ukryć, żeby nas nie było widać, cały czas byliśmy nagrywani. Chociaż tego nie było czuć, przez pierwsze dwa dni czułem, że te kamery nas obserwują. Później już zapomnieliśmy o nich - zaznacza Bartek.
- W programie cały czas coś się działo, każdego dnia poznawaliśmy się coraz bardziej, ktoś się bardziej lubił, ktoś mniej, to było widać, po jakimś czasie męczyliśmy się już sobą - mówi popularny Styku.
- Musieliśmy się otworzyć. Facet ma ciężko otworzyć się przed kobietą tak prywatnie, a tu trochę z tyłu głowy było też, że pół Polski cię ogląda, pokazujesz własne wnętrze i swoje słabości, a to nie jest łatwe. Trzeciego dnia miałem kryzys troszkę, że otworzyłem się przed Laurą, a to okazało się nie to. Ciężko było się pozbierać, ale to taki program, że jak się nie pozbierasz, to odpadasz, albo się męczysz. Mówiliśmy to co czujemy, może niektórzy udawali, ale ja byłem sobą, mówiłem to co czułem i pokazałem siebie takiego jakim jestem na co dzień. Moja osoba była bardzo dobrze odebrana, do dziś dostaję wiadomości, że jestem super osobą. Zastanawiam się co takiego zrobiłem, a tak naprawdę byłem sobą. Pokazałem się z dobrej strony, nie chciałem niczego robić na pokaz, robiłem to, co uważałem za słuszne. Może dlatego był taki dobry odbiór - podkreśla Bartek.
- Nie żałuję udziału w programie. Dużo osób pytało mnie gdy program jeszcze trwał, czy chciałbym wrócić do programu, czy jakby była szansa mnie przywrócić czy bym chciał wrócić? Mówiłem "nie". Ten miesiąc, który tam spędziłem to było moje maksimum. Mama mówiła, że po wyrazie mojej twarzy było już widać, że jestem zmęczony tym miejscem, tymi ludźmi.
Fajnie będę tę przygodę wspominał, ale to już za mną. Ten program chyba nie był dla mnie. Tam szukają showmanów, ja jestem spokojnym człowiekiem, byłem sobą - dodaje.
- W pracy, na czas udziału w programie, wziąłem sobie urlop. W tym czasie byłem kontuzjowany więc też zrobiłem sobie przerwę od piłki. Musiałem się liczyć z tym, że mogę wrócić z programu po trzech dniach, albo po miesiącu. Nikt nie wiedział, że będę w programie, ja nie mogłem tego powiedzieć nikomu, tylko najbliższa rodzina wiedziała. Rodzice trochę się martwili, że telewizja mi zaszkodzi, zmieni, ale powiedziałem im, że nie dam się złamać, będę sobą, pokażę się jakim jestem. Bardzo mnie wspierał brat, pomagał mi w przygotowaniach - podkreśla Bartek Styczyński.
- Koledze z pracy jak to koledzy, było troszkę szyderki, śmiechu, ale w tym pozytywnym sensie. Chłopaki oglądali program, kibicowali mi, odbiór był fajny. Szefostwo nie miało nic przeciwko, komendant mi mówił, że pokazałem się z dobrej strony, że dobrze reprezentowałem straż. Fajnie, że mogłem pokazać, że strażaki to fajne chłopaki - dodaje.
- Koledzy z drużyny Granatu, też mi kibicowali, oczywiście był też śmiech, ale ogólnie też pozytywnie odebrali mój udział w programie. Ogólnie można powiedzieć, że nie spotkałem się z hejtem. Ja jeszcze nie miałem okazji obejrzeć tych odcinków, w których byłem, ale wszyscy mówią, że dobrze wypadłem. Wszyscy mówią pozytywnie o mnie - podkreśla Bartek.
- To była z pewnością przygoda życia. Jakbym miał jeszcze raz wziąć udział, to na pewno bym wziął. Każdemu może się wydawać, że to są fajne wakacje, ale to nie jest tak jak wygląda w telewizji. Ja wróciłem z tych wakacji bardzo zmęczony, całe szczęście, że miałem jeszcze tydzień wolnego na odpoczynek. Powrót do normalności nie był łatwy, przez miesiąc nie mieliśmy kontaktu z nikim na zewnątrz, bez telewizji, telefonu i internetu - mówi Bartek.
- Dla mnie to była fajna przygoda. Ja lubię próbować nowych rzeczy, ryzykować, lubię nowe wyzwania. Ciężko jest poznać drugą połówkę w normalnym świecie, a tym bardziej w takim programie. Każdy próbował na swój sposób, ja pokazałem, że przyjechałem do programu poznać kogoś bliskiego. Będę to wspominał do końca życia. Nie ma też co się oszukiwać, teraz moje życie całkiem się zmieniło. Nie uważam się za celebrytę, jestem takim samym człowiekiem jak przed programem, ale da się odczuć, że ludzie mnie rozpoznają na ulicy. Wiele osób mnie zaczepia, pyta się jak było w programie. Widzę też wiele dziewczyn, że pokazują mnie palcami, wiedzą kim jestem, ale wstydzą się podejść do mnie. Jest to bardzo miłe, że ktoś cię rozpoznaje. Ale ja nadal pozostaję tym samym Bartkiem co przed programem - zaznacza.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten program to taki dom publiczny na kółkach. Z czego tu się cieszyć... Jak można brać udział w czymś takim ...