Reklama

Starachowickie Smoki zionęły gorącym ogniem

Podopieczni Marka Jasińskiego czwartą siłą w kraju. Podczas rozegranych w Legnicy na Dolnym Śląsku mistrzostwach Polski seniorów i juniorów w jednej z najbardziej widowiskowych formuł kickboxingu K-1, reprezentanci Dragona sięgnęli po 5 medali, w tym trzy krążki z najcenniejszego kruszcu. Dorobek uzupełniają srebrny i brązowy. Jaki spisali się poszczególni zawodnicy? M.in. o tym i nie tylko w mistrzowskim alfabecie.


C jak Cieśla Piotr (-81 kg, junior młodszy). Kolejny z grona złotych medalistów Dragona. Do tego, by uplasować się w turnieju na najwyższym stopniu podium nie miał trudnego zadania. Stoczył jedną, ale jakże skuteczną i przede wszystkim zwycięską walkę. – To miła niespodzianka – ocenił szkoleniowiec klubu.

Cz jak Czernikiewicz Dominika (+60 kg, juniorka młodsza). Zmagania zakończyła na 3. miejscu. – Obserwując jej pojedynki, liczyłem na to, iż znajdzie się w finale. Tam poradziłaby sobie z powodzeniem – powiedział trener klubu z miasta nad Kamienną. – W dwóch rundach walki półfinałowej prowadziła na punkty. W trzecim starciu zabrakło odrobiny koncentracji, co wykorzystała rywalka – dodał.

G jak Gunia Adrian (-60 kg, junior młodszy). Po ubiegłorocznym, okraszonym złotym medalem występie w mistrzostwach Polski w formule K-1, Gunia miał nadzieję na powtórzenie sukcesu. Sztuka, co pokazały zawody w Legnicy, powiodła się. – Ponad 12 miesięcy temu Adrian walczył o prymat w kat. 57 kg. Tym razem zdecydował się na start w wyższej. Był dobrze przygotowany. Kluczem okazała się walka półfinałowa. Spotkał się z zawodnikiem, z którym dwa lata temu miał okazję się mierzyć. Wówczas dla Adriana tamten start był debiutem w zawodach Polish Open. Nie wspominał go najlepiej, bowiem doznał kontuzji kolana. Na ringu nie widzieliśmy go przez pół roku. Zrobił wiele, by tym razem wziąć rewanż. Tak się stało – mówił trener Dragona.

K jak Kisiel Ernest (-63,5 kg, junior starszy). Dla tak doświadczonego fightera krajowy czempionat w K-1 miał być pierwszą w tym roku próbą sił. W drodze do wielkiego finału wygrał dwie walki. W pojedynku, którego stawką był złoty medal nie wszedł do ringu. Powód? – Nie zrobił limitu wagowego. Regulamin MP mówi wyraźnie o tym, iż zawodnicy, którzy w pierwszym dniu turnieju rejestrują się, są ważeni. Ci natomiast, którzy awansują do finału, w tym samym dniu na wadze stają ponownie – stwierdził popularny "Samuraj". Ernestowi do zbicia wagi (pomimo iż wieczorem odwiedził saunę) zabrakło ok. 900 gr. – Przez to, że nie udało mu się zrobić limitu, nie został dopuszczony do ostatniego swojego pojedynku. Jestem przekonany, iż jeśli doszłoby do tego starcia, poradziłby sobie z finałowym rywalem. Już raz z nim walczył i wygrał. Teraz byłoby pewnie podobnie – podkreślił M. Jasiński.

M jak miejsce. W klasyfikacji klubowej Dragon zajął wysoką, 4. lokatę. Tuż za krajowymi tuzami sportów walki: Legionem Głogów, warszawską Palestrą oraz Puncherem Wrocław. – Wymieniona trójka klubów to ścisła czołówka. Świetnie, że nam udało się doskoczyć do tego grona. Z grona 7 zawodników, którzy wzięli udział w mistrzostwach, aż 5 przywiozło medale. Ekipy z Głogowa nie byliśmy w stanie przeskoczyć. Tak naprawdę zabrakło niewiele do tego, by być o jedną pozycję wyżej – stwierdził.

N jak niespodzianka. Zdaniem twórcy sukcesów Dragona, największą niespodzianką in plus, była postawa Kazimierza Pery (kat. +91 kg, senior – przyp.red.) dla którego był to debiut w MP w formule K-1. Ostatecznie uplasował się na 5. pozycji. – Kaziu próbkę swoich umiejętności dał w Starachowicach, podczas grudniowych mistrzostw Polski w formule oriental rules. Mimo, iż przegrał pojedynek pokazał się z dobrej strony. Walka dostarczyła wielu emocji. Ma spore doświadczenie jeśli chodzi o boks. W Legnicy już na dzień dobry spotkał się z Michałem Bławdziewiczem (Palestra Warszawa), utytułowanym zawodnikiem, niezwykle trudnym i wymagającym. Walczył dobrze. Przegrywając na punkty, jednak zaskarbił sobie sympatię publiczności. Walkę oglądało się super. Sprostał wymaganiom. Miałem obawy, co do rozstrzygnięcia pojedynku i tego, iż może się zakończyć przed czasem. K-1 to trudna formuła. Wykazał się odpornością i wytrzymałością na ciosy – ocenił doświadczony szkoleniowiec.

Z jak Zawłocki Filip (+81 kg, junior młodszy). Nie ujmując nic nikomu, w tym momencie postać numer jeden w starachowickim klubie. Ubiegłoroczny mistrz świata juniorów z Irlandii, był niemal murowanym faworytem kategorii juniorów młodszych powyżej 81 kg. Nie bez kozery nadano mu pseudonim KO. Na Dolnym Śląsku rozprawił się w widowiskowym stylu z poszczególnymi rywalami, zmagania kończąc, na najwyższym stopniu podium. – Prawda jest taka, że rywale kiedy wiedzą, że w danej kategorii ma startować Filip przenoszą się do innej. W Polsce wśród juniorów nie ma sobie równych – powiedział klubowy szkoleniowiec. – W Legnicy Filip dwa ze swoich pojedynków zakończył przed czasem. W pierwszym, przeciwnik był liczony trzy razy. W ostatniej odsłonie, Zawłocki dokończył dzieła, wygrywając przez RSC. W finale zmierzył się z reprezentantem Legionu Głogów. Na zwycięstwo potrzebował zaledwie 30 sekund. Trener zmuszony był do rzucenia ręcznikiem. Filip był w bardzo dobrej formie, świetnie zmotywowany – dodał. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe osiągnięcia, złoto mistrzostw Polski nie jest niespodzianką. – Mierzy wysoko. Ma sportowe ambicje. Wszystko ułożyło się po jego myśli. Wrócił domu w kapitalnym nastroju – zaznaczył trener Jasiński.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do