Reklama

Ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałem

Jacek Spychała, reprezentant Klubu Sportów Siłowych i Kulturystyki Wiking Starachowice był o krok od wywalczenia brązowego medalu, podczas mistrzostw świata w trójboju siłowym. W Teksasie w Stanach Zjednoczonych, doświadczony siłacz zakończył rywalizację na 4. miejscu w kategorii 83 kg. Jak ocenia rywalizację na pomoście?


TYGODNIK: Walka o medal w kategorii 83 kg z pewnością nie należała do najłatwiejszych. W pana przypadku niemal idealnie potwierdziło się, że zwycięstwa odnosi się nie tylko siłą, ale także doświadczeniem. Niemal, bo otarł się pan o miejsce na najniższym stopniu podium.

J. SPYCHAŁA, REPREZENTANT WIKINGA STARACHOWICE: - Jadąc do Stanów Zjednoczonych miałem świadomość tego, kto będzie dla mnie najgroźniejszym konkurentem. Pół żartem można stwierdzić, iż końcowa kolejność była ustalona jeszcze przed wyjściem na pomost. Wiedziałem, że reprezentant Wielkiej Brytanii postawi twarde warunki, ale oczywiście miałem nadzieję, że to mnie przypadnie w udziale miejsce na najniższym stopniu. Ci, którzy śledzą moje poczynania pamiętają, że kilkukrotnie próbowałem go pokonać. Niemal za każdym razem był lepszy. Za oceanem było podobnie. Mimo braku medalu, cieszę się, iż poprawiłem się w przysiadzie, ustanawiając rekord Polski. Liczyłem, że uda się zbliżyć na bezpieczną odległość. Ograć Anglika się nie dało.

Zapewne inaczej wyglądałby powrót do kraju, gdyby krążek wisiał na szyi. Pozostał niedosyt czy rozczarowanie?

- Na pewno medal, nawet brązowy inaczej by smakował. Niedosyt rzeczywiście jest. Każdy sportowiec, który udaje się na zawody, ma nadzieję. Z porażką też trzeba umieć się pogodzić. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko szykować optymalną formę na mistrzostwa Europy. Było blisko, ale jedziemy dalej.

Czego zabrakło by wpisać się na listę medalistów najważniejszej w tym sezonie imprezy?

- Cel jaki przed sobą postawiłem to wynik oscylujący w granicach 260 kg w przysiadzie. W drugim podejściu zadecydowała głębokość przysiadu. Sędziowie spalili tę próbę. Musiałem powtarzać podejście. Jestem pewien, że przy wyniku 260 kg miejsce na podium byłoby na 100 procent. Oceniając start w USA warto mieć na uwadze, że przeciwnik był lżejszy ode mnie. Chcąc go pokonać, musiałem dźwignąć ciężar o 2,5 kg większy od niego. W zgłoszeniach, przed MŚ zajmowałem czwartą lokatę. Tak zostało. Na pierwszej pozycji znalazł się reprezentant gospodarzy, sprawiając tym samym niespodziankę dużego kalibru. Ograł zawodnika z Nowej Zelandii.

W mistrzostwach Europy zakończył pan rywalizację na 3. miejscu. Powtórzenie tamtego wyniku było w zasięgu Jacka Spychały?

- Jak najbardziej, aczkolwiek po długiej przerwie związanej z barkiem startów, widzę, że wszystko powoli zmierza do tego, by forma przyszła w najważniejszych momentach. Pod koniec ub. roku, kiedy trafiłem do Wikinga wierzyłem, że będzie dobrze. Nowy klub dawał mi stabilizację. Przede mną październikowe mistrzostwa Polski, które odbędą się w Warszawie. Nie ukrywam, iż chciałbym poprawić rekordy kraju. A to pozwoli realnie myśleć o przyszłym roku i walce w ME i MŚ. Konkurencja nie śpi. Idzie w dobrym kierunku. Należy także pamiętać, że sędziowanie na wspomnianych zawodach jest inne niż w Polsce, bardziej restrykcyjne.

Czuje się pan na siłach by walczyć o 1. miejsce?

- Do tego brakuje sporo. W kolejnych zawodach biorą udział coraz młodsi siłacze, którzy nie mają skrupułów by ścigać się ze starymi czempionami. Różnica wieku jest widoczna. Przykład? W mistrzostwach globu wygrał zawodnik, który jest młodszy ode mnie o 15 lat. Czasu, biologii i organizmu nie da się niestety oszukać. Za mną przemawia doświadczenie. Najlepszy na świecie być może już nie będę, ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. W sporcie wszystko jest możliwe. Nikomu nie życzę źle, ale może okaże się tak, iż młodzież "posypie" się. Historia trójboju siłowego czy podnoszenia ciężarów zna przypadki, gdzie anonimowi zawodnicy pojawiali się, zdobywali złote krążki po czym znikali. A dziś ich nie ma. Królików z kapelusza było pełno. Przede mną lekkie roztrenowanie i zasłużony odpoczynek.



Czy wiesz, że...
- Jechałem z wielkimi nadziejami, ale z drugiej strony wiedziałem czego mogę się po sobie spodziewać. Było dobrze, choć na pewno mogło jeszcze lepiej – mówił pod koniec ub. roku Jacek Spychła. Były zawodnik Narwi Pułtusk, po zmianie barw klubowych i przeniesieniu się do starachowickiego Wiking wywalczył tytuł mistrza Polski w trójboju siłowym. - Przejście do Wikinga okazało się strzałem w dziesiątkę – dodawał utytułowany 37-latek.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do