Reklama

Do końca wierzyłem, że uda nam się utrzymać

- W futbolu i pracy w roli szkoleniowca nie ma dla mnie miejsca na półśrodki. Nie należę do osób, którym zależy tylko na tym by skasować pieniądze. To nie jest najważniejsze – mówi w szczerej rozmowie z TYGODNIK-iem Dariusz Świetlik, który po 4 latach opuszcza GKS Rudki. Jak twierdzi, ma zamiar odpocząć od piłki. Przynajmniej przez najbliższe pół roku.


TYGODNIK: "Wprowadziłem zespół do IV ligi, ale niestety zanotowałem także z nim spadek" – to tylko fragment pana wypowiedzi po zwycięstwie, w ostatniej kolejce z Neptunem Końskie. To spotkanie było ostatnim w roli szkoleniowca GKS-u Rudki. Przygoda ze sportową wizytówką gminy Nowa Słupia trwała 4 lata. Nie żal było odchodzić?

D. ŚWIETLIK, BYŁY TRENER GKS RUDKI: - W Rudkach spędziłem łącznie 8 lat. Zaczynałem jeszcze jako zawodnik, ściągnięty do klubu przez Jarka Binkowskiego, jednego z ówczesnych sponsorów drużyny. Trenerem był Jan Lipiński, a sezon kończyliśmy w dobrych nastrojach, dzięki wygranej w rozgrywkach Pucharu Polski na szczeblu okręgu. Ograliśmy takie ekipy jak Granat Skarżysko-Kam. czy Błękitnych Kielce. Po sezonie odszedł trener, a włodarze klubu mnie powierzyli misję prowadzenia zespołu. W kadrze była plejada młodych graczy, na czele z wchodzącym wychowankiem Łukaszem Kowalskim. Po latach przerwy Maciej Aplas zwrócił się z prośbą o to by ponownie w Rudkach pojawić się w roli szkoleniowca. Zespół bronił się przed spadkiem, w pierwszych 5 meczach zdobył zaledwie jedno "oczko". Podjąłem się zadania, bo do tamtejszego środowiska żywiłem wielką sympatię. Traktowano mnie życzliwie. Z działaczami i co najważniejsze, z zawodnikami miałem świetny kontakt. Atmosfera w drużynie była dobra, więc nie zastanawiałem się długo nad decyzją o powrocie. W pierwszym sezonie, po ciężkiej walce utrzymaliśmy się w okręgówce. Później jak równy z równym rywalizowaliśmy z Moravią Morawica.

W minionym sezonie do utrzymania zabrakło tylko czy aż jednego punktu?

- Ciężko w to uwierzyć, ale takie są fakty. Po tym jak awansowaliśmy do IV ligi, pojawiły się problemy m.in. z miejscem gdzie mogliśmy rozgrywać mecze. Stadion w Rudkach był modernizowany. Złośliwi negatywnie wypowiadali się o warunkach. Dziś życzyłbym każdemu klubowi, aby dysponował taką infrastrukturą. Jest budynek, kilkanaście szatni z natryskami. Kłopoty dotyczyły boiska. Firma, która je wykonywała najwyraźniej zaoszczędziła na materiałach. Trawa powoli się odbudowuje. Porozmawiamy za 2 lata i przekonamy się, jak sceptycy wypowiadać się będą na temat murawy w Rudkach. Nie ma się co oszukiwać: Rudki są specyficznym miejscem z dużym bezrobociem. Wielu zawodników przygodę z piłką traktuje czysto amatorsko. Niektórzy pracują, inni uczą się, studiują. Na treningach pojawiało się mało zawodników, stąd brały się problemy kadrowe. Do tego doszły kontuzje kluczowych graczy.

Wiosną ubiegłego roku składał pan rezygnację. Tym razem definitywnie.

- Na pewne sprawy, jako trener nie miałem wpływu, a sezon uciekał. Powiedziałem o tym chłopakom, zarządowi. Przewidziałem, że kolejny będzie o wiele trudniejszy. To potwierdziło się. W wielu spotkaniach nie mogłem skorzystać ze wszystkich zawodników, m.in. z naszego najlepszego strzelca Mariusza Jarosa. W przypadku Marcina Wojciechowskiego pojawiły się poważne problemy ze zdrowiem. Pomógł nam dopiero w rundzie rewanżowej, za co jestem mu szalenie wdzięczny. Odeszli Paweł Jaworek, Szymon Gryz czy jeszcze wcześniej Grzegorz Łapot. Szukałem takich rozwiązań by dać jak najwięcej szans gry wychowankom, którzy są przyszłością klubu. Niewiele jest klubów, takich jak GKS Rudki, gdzie mocno stawia się na młodzież. Trener w Rudkach musi być jednak elastyczny. Może co prawda powiedzieć: wymagam, oczekuję, nie zgadzam się na to, że ktoś będzie trenował rzadziej niż 4 razy w miesiącu. Potem okazuje się, że są to tylko puste słowa. Powstaje dylemat: zrezygnować z doświadczonego zawodnika czy godzić się by był tylko raz na treningu w ciągu tygodnia. Często szedłem na ustępstwa, jak w przypadku Michała Gawlika, jednego z najciekawszych graczy młodego pokolenia, który studiuje w Krakowie, a na miejscu pojawia się jedynie w weekendy.

Taka sytuacja dla pana nie powinna być jednak czymś nowym.

- Oczywiście. Ciekaw jestem, jak w tej roli poradzi siebie nowy trener Marcin Kośmicki. Życzę mu jak najlepiej. Jestem przekonany, iż stanie przed podobnym dylematem jak ja. Swojej pracy nie mam zamiaru oceniać. Niech zrobi to ktoś inny. Starałem się być elastyczny i skupiać zawodników wokół siebie. Zdawałem sobie sprawę, że ligi nie da się grać 12 ludźmi. Zobaczymy jak nowy opiekun poradzi sobie z drużyną i możliwościami. Rodzi się pytanie: czy ściągnąć zawodników z zewnątrz czy postawić jeszcze bardziej na swoich.

Po odejściu Dariusza Świetlika kilku graczy stanie się pewnie łakomym kąskiem dla ościennych klubów?

- Nie ma co się oszukiwać, że będzie inaczej. Wiem, że zainteresowanie zawodnikami z którymi miałem do niedawna okazję pracować jest spore. Jestem ciekaw jak ta sytuacja się rozwinie. Czy i jaka grupa zawodników odejdzie? Jeśli zostanie zachowana równowaga mogę być spokojny. Jeśli odejdzie np. 4 graczy mogą pojawić się kłopoty z ich zastąpieniem. Nich przykładem będzie Marcin Wojciechowski, który mimo wieku dla innych jest wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o postawę na boisku, zaangażowanie, podejście do obowiązków. To serce i płuca zespołu. Każda drużyna musi mieć szkielet. O obsadę bramki bym się nie martwił. Tomasz Wróblewski i Dawid Rafalski to dwaj fachowcy. Łukasza Kowalskiego czy wspomnianego Wojciechowskiego nie będzie łatwo zastąpić. Kontuzjowani są Dawid Dawidowicz i Sławomir Kosmala. Jeśli z tej grupy ktoś odejdzie, może się okazać, że młodzi nie dadzą rady.

Pamiętam pana zdanie na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek, że nie łudzi się iż punkty stracą najgroźniejsi rywale: Partyzant Radoszyce i Naprzód Jędrzejów. Jak reaguje pan na komentarze typu: spółdzielnia, piłkarski poker w IV lidze?

- Laikiem nie jestem, doskonale znam realia. Wypowiadać mogę się jedynie za swój zespół. Nie mogę mieć pretensji do innych drużyn, że zdobyły od nas więcej punktów. Życzę każdemu trenerowi, który prowadzić będzie GKS Rudki by w każdym sezonie wywalczył 38 punktów. Przypomnę tylko, że w poprzednim sezonie do utrzymania wystarczyło 28 oczek. Dla mnie to kuriozum, że gdybyśmy mieli na koncie o 7 punktów więcej, ligowe zmagania kończylibyśmy nawet na podium. Różnica od miejsca medalowego, do spadkowego była niewielka. Duże znaczenie miały bezpośrednie mecze. W starciach z Partyzantem oraz Naprzodem bilans dla Rudek nie był korzystny. Mówiłem o tym zawodnikom. W Brodach stało się coś, co nie miało prawa. Do momentu kiedy straciliśmy gola na 1:2 graliśmy dobrze, mogąc nawet pokusić się o podwyższenie prowadzenia. Cel jaki sobie postawiliśmy był blisko. Wszystko było na dobrej drodze. Dwa rzuty karne i niewykorzystana przez nas 11 okazały się kluczowe dla losów pozostania w IV lidze. W drużynie coś pękło. Uleciała pewność siebie, solidność i skuteczność. Wygrana była na wyciągnięcie ręki. Stało się inaczej. Złamano nam kręgosłup.

Wiele komentarzy – niezbyt pochlebnych – dotyczyło także waszej wygranej w Staszowie. Bramka decydująca o zwycięstwie padła w doliczonym czasie drugiej połowy...

- Takie opinie bolą. Gdyby rzeczywiście oba zespoły doszły do porozumienia, kto pokusiłby się o to by decydującego gola strzelać w doliczonym czasie. Bramkarzem kolejki wybrano Tomka Wróblewskiego. Przypadkowo? Wydaje mi się, iż nie. Oglądałem mecz Neptuna Końskie z Naprzodem. Nikogo o nic nie podejrzewam, ale wiem jak Neptun zagrał z tym przeciwnikiem, a jak podszedł zmotywowany do starcia z nami. Rywale nie mieli nic dopowiedzenia. Byliśmy ekipą lepszą. Śmieszą mnie takie komentarze, bo obniża to tylko wartość moich zawodników. Wierzyłem jednak do końca, choć z drugiej strony nie miałem złudzeń. To tylko sport.

Pana zdaniem rzeczywiście przy zielonym stoliku, a nie na murawie zapadła decyzja by z klasą okręgową pożegnała się m.in. wasza drużyna?

- Nikogo nie mam zamiaru oskarżać, ani podejrzewać. Na finiszu sezonu były jednak dziwne mecze. Nieetyczne jest, że drużynę Alitu Ożarów w dwóch kolejkach prowadził pan Paweł Rybus, który jest jednocześnie wiceprezesem ŚZPN i szefem wydziału wyszkolenia tej organizacji. Jak się ma to do bezstronności. Nie chcę skupiać się nad innymi zespołami. Cieszę się, że do końca staraliśmy się napsuć krwi przeciwnikom. Żałuję, że walka o utrzymanie zakończyła się fiaskiem.

Jak wyglądać będzie przyszłość trenerska Dariusza Świetlika? Chce pan definitywnie odpocząć od futbolu?

- Priorytetem było dla mnie dotrzymanie słowa i poprowadzenie drużyny do końca. Dwukrotnie chciałem rezygnować i tak też się stało. Za każdym razem, po rozmowach z zarządem i zawodnikami zostałem. Miałem nadzieję, że przyjście nowego człowieka będzie impulsem. Przekonano mnie jednak do tego bym pozostał. Jako drużyna nie przynieśliśmy wstydu. Zawsze cechowały nas ambicja i zaangażowanie. Dwie wartości, które są dla mnie mega istotne. Zawodnicy i zarząd wiedzieli o tym, że nasze drogi po tym sezonie się rozejdą. Ten klub darzę dużym sentymentem. Nikt z Rudek mnie nie wypędzał i zdymisjonował. Odejście z klubu było moją, suwerenną decyzją. Chcę odpocząć, skupić się na sobie. W rundzie jesiennej Dariusz Świetlik nie poprowadzi żadnego zespołu. Miałem jednak to szczęście, że nie ja dzwoniłem i szukałem pracy tylko ktoś do mnie dzwonił. Z piłką jestem związany od lat. Robię to co lubię i kocham. Stres miał również na to wpływ. Nigdy nie mówię "nigdy". Jeśli w przerwie zimowej lub za rok ktoś dojdzie jednak do wniosku, że moja osoba może w czymś pomóc to każdą propozycję rozważę.



Czy wiesz, że...
Dariusz Świetlik (ur. 31 października 1964 r.) jest wychowankiem Łysicy Bodzentyn. W wieku juniora przeszedł do Błękitnych Kielce. Przez 7 lat był piłkarzem kieleckiego klubu. Z Błękitnymi dotarł dwukrotnie do ćwierćfinału Mistrzostw Polski. Później wrócił do Łysicy, z którą awansował kolejno do V, IV i III ligi. Jako trener: Łysica (przy awansie z IV do III ligi był grającym trenerem zespołu), Orlicz Suchedniów (przy awansie z V do IV ligi był grającym trenerem zespołu), GKS Rudki, Orlicz (ponowny awans z V do IV ligi), Czarni Połaniec (dwuletni okres pracy), GKS Rudki (awans z klasy okręgowej do IV ligi), ponownie Łysica.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do