Reklama

Do wojny o złoty medal był przygotowany

- Polska kadra dzięki chłopakom z Dragona może liczyć na medalowy dorobek – mówi klubowy szkoleniowiec Marek Jasiński. Jeden z wielu jego podopiecznych – Ernest Kisiel – sięgnął po brązowy krążek w odbywających się w hiszpańskim San Sebastian mistrzostwach Europy juniorów.

TYGODNIK: Niespodzianka czy osiągnięcie, którego można było się spodziewać? Jak traktować brązowy medal pana podopiecznego?

M. JASIŃSKI, SZKOLENIOWIEC DRAGONA: - Przed wyjazdem do Hiszpanii mówiłem, że znalezienie się w strefie medalowej już będzie sukcesem samym w sobie. Tym bardziej, że w przypadku Ernesta był to pierwszy start w kategorii juniorów, na tak poważnej i prestiżowej kick boxerskiej imprezie. Dotychczasowe doświadczenie, jakie udało mu się zebrać tyczyło się zawodów w kategorii juniorów młodszych. Zadanie, z którym musiał sobie poradzić nie należało zatem do najłatwiejszych. Ale trzeba przyznać, że wejście do juniorów starszych miał mocne. Swoje zrobił stres.

W pierwszym pojedynku Ernest rozprawił się z reprezentantem Grecji Dimitriosem Grigoriadisem. Wygrana w tym starciu dawała przepustkę do walki o medal. Każdy kto oglądał ten pojedynek powie zapewne, że po Erneście stresu nie było widać.

- Szkoda, że inny przebieg miał pojedynek półfinałowy. Rywal - Rosjanin Maksim Czernenko – już w poprzedniej rundzie stał na lepszej pozycji. Trafił na wolny los, dzięki czemu nie musiał wchodzić do ringu wcześniej. Ernest odpuścił 1. rundę, w kolejnych przeciwnik unikał starć z Polakiem. Nasz zawodnik na tyle, na ile oczywiście mógł próbował dopaść Rosjanina i zbombardować go ciosami. Stało się inaczej. W ostatecznym rozrachunku, Ernest przegrał decyzją sędziów 1:2. Do finału jak widać, zabrakło niewiele.

Czego zabrakło by tam się znaleźć?

- O braku wiary czy determinacji w jego przypadku nie może być mowy. Ernest był przygotowany do wojny. Niepotrzebnie odpuścił premierową rundę, w której miał przekonać się w jakiej dyspozycji jest rywal. Przez ciosy zadawane nogami stracił wiele punktów, które w dwóch późniejszych rundach nie udało mu się odrobić. Rosjanin okazał się na tyle przebiegły i sprytny, że w ostatnich odsłonach unikał wymiany. Ernest dominował. Zabrakło odrobiny szczęścia i doświadczenia w konfrontacji, z co by nie powiedzieć, bardziej utytułowanym przeciwnikiem. Być może gdyby trzy z ciosów doszły do celu, dziś nie rozmawialibyśmy o brązowym medaliście ME, lecz o triumfatorze turnieju.

Walka miała wyrównany przebieg. Zwracali na to uwagę nawet trenerzy kadry narodowej.

- Ernest był przekonany, że może ją wygrać. Pracował ciężko by móc jechać na mistrzostwa Europy. Jeździł na zgrupowania kadry, do Warszawy i Wrocławia na sparingi. W tej chwili pozostanie mu przygotowanie się do imprezy, której w grudniu będziemy organizatorami.

Rosjanin był jednym z faworytów tej kategorii wagowej. Sztab kadry mógł lepiej przygotować Polaka do walki lub przyjąć inną taktykę?

- Błędów w przygotowaniu czy taktyce bym się nie dopatrywał. Ernest, jak na debiutanta przystało zachwycił. Nie było widać, że walczy ze świadomością debiutanta. Wierzę w to, że w kolejnych zawodach spisze się równie dobrze. Błąd popełnił sam. Na imprezie tak wysokiej rangi, na coś takiego nie można sobie pozwolić. Nie można czekać, na to co zrobi rywal w ringu. Od pierwszego gongu powinien zaakcentować to, że jemu bardziej należy się wygrana, a co za tym idzie awans do finału. Nie ma co się czarować: lekki niedosyt pozostał. Nawet gdyby Ernest wrócił do Polski bez medalu, nikt w klubie nie miałby mu tego za złe. Byłem zadowolony, że znalazł się w kadrze narodowej juniorów. Bronił biało-czerwonych barw, a to już był spory sukces.

Progres w jego przypadku widoczny jest gołym okiem. Osiągnięcia Ernesta, już dziś pozwalają porównywać do wyników osiąganych przez Dawida Kasperskiego w tym samym wieku?

- Trudno o takie zestawienie, bo obaj zawodnicy, którzy pierwsze kroki w przygodzie ze sportami walki stawiali w Dragonie, rywalizowali w innych kategoriach wagowych. Co nie zmienia faktu, że Ernest rokuje duże nadzieje. Nie tylko on. W kadrze narodowej juniorów jest przecież Robert Siebyła, który w tym roku zagraniczne starty postanowił odpuścić, kosztem odpoczynku i regeneracji. Fajnie, że w naszym klubie oprócz Dawida, który trenuje we Wrocławiu są zawodnicy, którzy wytyczają ścieżki innym, młodszym od siebie. Polska kadra dzięki chłopakom z Dragona może liczyć na medalowy dorobek.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do