Reklama

Tak przechodzi się do historii lokalnego sportu

Jeszcze na miejscu, w Skandynawii nie mógł uwierzyć w to, czego dokonał na bieżni. O sukcesie uświadomił sobie, w momencie kiedy na telefon komórkowy zaczęły przychodzić pierwsze smsy z gratulacjami. Mateusz Borkowski – skromny, ambitny, pracowity i przede wszystkim z wielkim talentem, dziś porównywanym nawet do takich tuzów jak Adam Kszczot oraz Marcin Lewandowski sięgnął po brąz mistrzostw Europy juniorów. Jak reprezentant LKB Rudnik wspomina walkę w wielkim finale?



O wybuchu radości...


- Już na kilka tygodni przed występem w Szwecji byłem przekonany, że forma idzie w górę i nie zawiodę w najważniejszym momencie sezonu. Kiedy dotarło do mnie, że pobiegnę w finale nie mogłem w to uwierzyć. Zwłaszcza taki skromny zawodnik jak ja (śmiech). W biegu, który decydował o końcowej kolejności postawiłem wszystko na jedną kartę. Jak widać opłaciło się. Byłem szalenie szczęśliwy, ale z drugiej strony kiedy siedliśmy z trenerem kadry narodowej i przeanalizowaliśmy bieg, doszedłem do wniosku, iż mogło być jeszcze lepiej. Złoty medal był w moim zasięgu. Nie ma czego jednak żałować. Najniższy stopień podium mistrzostw Starego Kontynentu to również wielki sukces. Jak na razie największy w mojej przygodzie z bieganiem.

O eliminacjach...


- By znaleźć się w ścisłym gronie najlepszych zawodników w biegu na 800 metrów, musiałem z dobrej strony zaprezentować się w eliminacjach. Nie było łatwo, tym bardziej, że po raz pierwszy startowałem na zawodach tej rangi. Występ w dwóch przedbiegach dawał przepustkę do finału. W pierwszym z nich zająłem 2. lokatę, w drugim byłem już najlepszy. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Kontrolowałem to, co działo się na bieżni. Najważniejsze było zachowanie sił na bieg o złoto. Eliminacje nie mogły się zatem lepiej ułożyć dla mnie. Musiałem odpowiednio gospodarować siłami, by być jak najmniej zmęczonym. Nie pomagał nam wiatr.

O taktyce...


- Czy okazała się kluczem do sukcesu w Szwecji? Na pewno była jednym z istotnych elementów. Założenie było takie, by trzymać się jak najlepszej pozycji, a na ostatnich metrach przed metą zaatakować. Udało się to w pełni. W finale, przez większą część biegu byłem na pierwszym miejscu. W końcówce zabrakło sił. Dwaj najgroźniejsi rywale wyprzedzili mnie i to oni cieszyli się ze złotego i srebrnego krążka (Borkowski ukończył zmagania z czasem 1:49.21; złoto przypadło w udziale Kylowi Langfordowi z Wielkiej Brytanii z wynikiem 1:48.99 – przyp.red.). Do złotego medalu zabrakło niewiele.

O niedosycie...


- Dziś wiem, że stać było mnie na bycie najlepszym na Starym Kontynencie. Czego zabrakło? Może odrobiny jakże potrzebnego w sporcie szczęścia. Nie mnie to oceniać. Cieszę się z brązu, bo nie każdy z młodych sportowców dostąpił zaszczytu by reprezentować biało-czerwone barwy. W kategorii juniora trzecie miejsce w Europie można śmiało porównać do najlepszych wyników na świecie. To wielkie osiągnięcie. W mojej prywatnej hierarchii stawiam je na zaszczytnym miejscu. Jako młodzik przed laty wygrałem festiwal młodzieży w Holandii. W Beneluksie rywalizowałem jednak na 3 km, sięgając wówczas po złoto.

O kolegach z kadry...


- Nie szczędzili miłych słów pod moim adresem. Podobnie zresztą jak klubowi koledzy i koleżanki. Mam świadomość tego, że jako młody człowiek już przeszedłem do historii lokalnego sportu. Zaczynam podobnie jak Adam Kszczot, czołowy biegacz na dystansie 800 m nie tylko w Polsce, ale także w Europie. Przez niektóre osoby jestem do niego porównywany. To wypada jednak na moją korzyść, bo Adam w wieku w jakim obecnie jestem nie notował takich czasów. Idę jego śladami. Śladami najlepszych. Na razie wszystko jest na dobrej drodze. Przede mną odpoczynek, a później wchodzę w drugą część sezonu. Oby było podobnie.



W nagrodę pobiegnie z Kszczotem
Wiele wskazuje na to, że wkrótce Mateusza Borkowskiego zobaczymy w jednym z głównych mitingów w Europie. – Trener kadry narodowej juniorów wspominał o tym, że najprawdopodobniej wystąpię razem z Adama Kszczotem. Jeśli będzie zdrowie o formę jestem spokojny – podkreśla utalentowany sportowiec, który od kilkunastu miesięcy może liczyć na wsparcie ze strony sponsora – firmy New Balance. – Podpisałem kontrakt na rok. Umowa kończy się wiosną 2016 r. – dodaje podopieczny Sylwestra Dudka.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do