Reklama

Słowa "Tak. Ona nie żyje." słyszę do dziś...

Rodzina zmarłej w tragicznych okolicznościach mieszkanki Starachowic, w miniony wtorek (3 października), w kieleckim Sądzie Okręgowym, na nowo musiała przeżyć horror wspomnień.

Do bulwersującego zdarzenia, o czym kilkukrotnie informowaliśmy na łamach TYGODNIK-a doszło w długi, majowy weekend w 2014 r. W mieszkaniu w bloku na starachowickim osiedlu Południe, odnaleziono zwłoki młodej kobiety. Z pierwszych ustaleń policji miało wynikać, iż mieszkanka Starachowic popełniła samobójstwo. Miejscowa Prokuratura, kilka tygodni później umorzyła postępowanie. Po dwóch latach, w połowie grudnia 2016 roku, zatrzymano męża kobiety, a Prokuratura Rejonowa w Skarżysku-Kam., która przejęła sprawę, postawiła mężczyźnie zarzut zabójstwa. Przyznał się i złożył wyjaśnienia.

Mama


Na początku minionego tygodnia, przed Sądem Okręgowym w Kielcach, gdzie toczy się proces oskarżonego, zeznawali członkowie rodziny zamordowanej.

Mówi matka kobiety, która miała z nią świetny kontakt: - To, co przeżyłam w tamtym okresie i później nie jest łatwo opisać. Na początku maja, a zatem na kilka dni przed tragedią byłam u teścia na imieninach. Jechałyśmy z córką autobusem. Zaczęła rozmawiać o zajściu, do którego doszło około tydzień wcześniej. Powiedziała, że zięć przyszedł do domu pijany. Miał ją uderzyć, po czym wyszedł z mieszkania. Córka nie opowie o tym, co się działo. Jest z Bogiem - powiedziała 55-letnia matka..

Co działo się później? - Wyszła za nim z bloku. Chciała wiedzieć, gdzie poszedł. Było późno w nocy. Na osiedlu spotkała męża z inną, znaną mu kobietą. Chciała od niego pieniędzy. Zaczęła krzyczeć. Tamta kobieta wzięła butelkę z piwem, wyzywała córkę.Wybuchła awantura. Już wtedy córka mogła zginąć – stwierdziła. - Opowiadała mi, że zięć zerwał się do niej. Powiedział: mam broń od ojca, gaz. O broni i o tym, że może spotkać ją krzywda rozmawiałyśmy w domu – dodała.

 

- Przy obiedzie córka płakała. Mówiła, że zięć jej grozi, że ją zabije. I że jest coraz gorzej. 3 maja rozpaczała przy nas. Zięć miał stwierdzić: wiem, że masz kochanka. Dowiem się o nim. 4 maja miałam urodziny. Wieczorem rozmawiałyśmy. Chciałam, by przyszła do mnie. Powiedziała, że nie przyjdzie, bo idzie do pracy na pierwszą zmianę. Zięć zabrał wnuczka z mieszkania. Córka została sama. Ok. godz. 20 rozmawiałyśmy jeszcze raz. Później nie odbierała już telefonu. Pomyślałam, że poszła spać, dopiero później się zaniepokoiłam – zeznała.

Wieczorem kobieta miała rozmawiać przez komórkę z koleżanką. - Kiedy dowiedziałam się, że córka nie żyje, nie byłam w stanie w to uwierzyć. Policja poinformowała nas, że doszło do samobójstwa przez powieszenie. Skontaktowałam się z zięciem, powiedziałam mu: zabiłeś mi córkę. Był zdenerwowany. Odpowiedział: "Tak. Ona nie żyje." Słowa jakie padły z jego ust słyszę codziennie. Kiedy pojawiłam się w mieszkaniu, było już pogotowie i policjanci – dodała.

Ofiara i jej oprawca byli od ponad 10 lat małżeństwem. Od 6, jak wspomniała matka zamordowanej, w ich związku zaczęło się psuć.

Z podbitymi oczami i śladami na brzuchu


- Córka nie raz opowiadała, że zięć wielokrotnie jej groził, wyzywał ją. Miała obrażenia na ciele, w postaci podbitych oczu, sińców na brzuchu. Zgłosiła to na policję. Rodzina miała założoną niebieską kartę - zeznała w sądzie matka tragicznie zmarłej. - Dwa lata przed śmiercią zięć kopnął ją, miała złamane żebro. Zięć został zwolniony z pracy. Zaczęły się kłopoty finansowe. Ich mieszkanie było zadłużone na ok. 7 tys. zł. W końcu, na kilka dni przed śmiercią córki wyprowadził się. W czerwcu 2014 r. miała odbyć się rozprawa rozwodowa. Niestety nie doczekała jej – zaznaczyła.

Osobą, która z zamordowaną miała kontakt po raz ostatni, była jej koleżanka. - Wieczorem rozmawiały przez telefon, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Koleżanka powiedziała córce, by nie otwierała. Zawsze klucz był w drzwiach od wewnątrz tak, by nikt z drugiej strony nie mógł wejść do środka. Wtedy to musiało się stać – przypuszcza matka, która z zasiadającym dziś na ławie oskarżonych zięciem, nie miała od tamtego czasu kontaktu. - Czekałam na to 3 lata... Córka była dobrą matką – powiedziała łamiącym się głosem.

Ojciec zmarłej w tragicznym okolicznościach, o śmierci dowiedział się będąc w pracy.

- Byłem zatrudniony jako ochroniarz. Żona zadzwoniła do mnie i krzyczała, że córka nie żyje. Nie wiedziałem co mówić, nie wierzyłem w to, co się stało, będąc przekonany, że to nieprawda. Bałem się wyjść z pracy, jednak dokończyłem ją, dopiero później uświadamiając sobie, że doszło do tragedii. Wtedy przyjęto wersję, iż doszło do samobójstwa, w co nie mogłem uwierzyć. Nigdy nie podejrzewałbym, że córka targnie się na życie – mówił.

- 3 maja na imieninach o mojego ojca, była zadowolona. Poinformowała mnie, że zięć się wyprowadził. Żaliła się, że wydzwania do niej, nęka ja telefonami. Z jakiego powodu? Nie wiem. Wiem, że w jej życiu układało się źle. W ciągu ostatnich miesięcy przed śmiercią nie byłem świadkiem awantur między nimi. Wcześniej przesłała mi zdjęcie na komórkę, jak jej mąż leżał na podłodze pijany, w ubraniu. Mówiła, że ją bił. Żaliła się na przemoc fizyczną i wyzwiska. Od kiedy stracił pracę stał się agresywny. Wyganiał ją z mieszkania. Kilka miesięcy przed śmiercią widziałem na jej ciele zasinienia  – dodał.

W Sądzie Okręgowym w Kielcach ojciec zeznał, że córka w 2012 r. dzwoniła do niego z płaczem. - Powiedziała, że mąż ją bije. Poszedłem tam. Wiem, że nie chciała nam mówić o wszystkim. Miała dosyć tej sytuacji. 3 maja 2014 r. oskarżony wydzwaniał do niej non stop. Do rozmowy miał również przyłączyć się również teść córki. Wyzywał ją – opowiadał.

Ojciec dziewczyny: powiedział, że zrobił porządek


Jak stwierdził ojciec ofiary, po tragedii dowiedział się o tajemniczych telefonach.

- Oskarżony miał dzwonić do kolegi z os. Południe, twierdząc, że zrobił porządek. Chciałem dotrzeć do tego człowieka. Nagrałem na telefon rozmowę, która przekazałem policji. Chciałem dociec prawdy. Na osiedlu, na którym mieszkali, każdy się znał. Dochodziły do mnie sygnały, że w ich małżeństwie nie dzieje się dobrze. To były ogólne opinie. Po śmierci zięć nie kontaktował się ze mną. Z rodziną oskarżonego widzieliśmy się przy grobie, ale nie było jakiekolwiek rozmowy – stwierdził.

Sąd dopytywał również o wątek romansu kobiety. - Słyszałem, że zięć zarzucał jej, że ma kogoś. Pytałem ją kiedyś czy to prawda i o co w tym wszystkim chodzi. Nie potwierdziła, by był to romans. Po tym jak zięć się od niej wyprowadził, stała się innym człowiekiem. Była zadowolona, poprawił jej się nastrój.

- Idę z Panem Bogiem i wiem, że jak będę szedł obraną drogą, to wszystko się wyjaśni – dodał 54-latek.

 

Siostry


 

O tragedii szybko poinformowana została również, 22-letnia dziś siostra. - Zadzwoniła do mnie mama, kiedy wracałam z egzaminu maturalnego z języka polskiego. Powiedziała, że siostra może nie żyć. Dzwoniłam do niej, ale telefon milczał. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam z nią świetny kontakt. Przychodziłam do niej często. Przed maturą miałam pożyczyć bluzkę. Kiedy dotarłam na miejsce, w mieszkaniu była policja i ojciec oskarżonego. Jego obecnością byłam zdziwiona, bo nie odwiedzał ich. Nie chciałam wchodzić do łazienki, gdzie była siostra. Zaczęłam płakać, nie wiedząc co się ze mną dzieje – relacjonowała.

Między lutym a majem 2014 r., dziewczyna miała być świadkiem awantur małżonków.

- Oskarżony był pod wpływem alkoholu. Wyglądało to tak, jakby chciał podejść do niej i się przytulić. W pewnym momencie zauważyłam, że zacisnął pięści. Podszedł do niej, zaciskając ręce na jej szyi. Stanęłam w jej obronie. Opluł mnie, a siostrę uderzył w głowę. Zadzwoniłam na policję. Panowie z Komendy, którzy przyjechali powiedzieli mi: przecież ten pan jest teraz spokojny. Zapytałam: to, może na oczach policji ma ją uderzyć? Nie zabrali go. Zostałam u niej na noc – zeznała.

22-letnia siostra zeznała: - Według mnie, siostra nie miała innego mężczyzny.  Mąż groził jej psychicznie i fizycznie. Według mnie znęcał się nad nią. Próbowała bronić się słowami. Nie odzywała się do niego, co również prowokowało złe sytuacje. Siostra nie popełniłaby samobójstwa -  uzupełniała.

Przed tragedią, z mieszkanką Starachowic chciała skontaktować się druga z jej sióstr, przebywająca poza granicami kraju, a przyjeżdżająca do Starachowic kilka razy w roku.

- Często rozmawiałyśmy ze sobą przez internet. Po raz ostatni widziałam ją, kiedy była duszona przez męża. Żaliła się, że była bita. Miała sińce na twarzy i ciele. Kiedyś stwierdziłam nawet, że dojdzie do tragedii. Niestety, to stało się faktem - powiedziała 29-latka.

- Pod koniec kwietnia 2014 r., a zatem kilka dni przed śmiercią, była zadowolona z życia. Nie chciała już z nim być. Tego dnia miałyśmy rozmawiać. Nie była dostępna na FB i na skypie. Zadzwoniłam do niej. Bezskutecznie. Później dotarło do mnie, że siostra nie żyje. Wiem, że nie miała romansu – zakończyła siostra.



Jawne rozprawy

Przed rozpoczęciem wtorkowej rozprawy, pełnomocnik rodziny tragicznie zmarłej starachowiczanki złożył wniosek o wyłącznie jawności zeznań, jakie tego dnia miały być składane przez członków rodziny, w tym matkę, ojca, a także siostry. Podobnie jak obrońca oskarżonego o zabójstwo mężczyzny, który wnosił o zakaz filmowania i nagrywania rozprawy.
Jak argumentował, do osadzonych, którzy czytają gazety, śledzą doniesienia mediów, dotarły informacje, że jest synem byłego funkcjonariusza Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach. Z tego tytułu ma jakoby nieprzyjemności w Areszcie Śledczym, gdzie czeka na wyrok. - Obawia się o własne bezpieczeństwo – stwierdził adwokat.

Co do obu wniosków, Sąd nie wyraził gody. - Nie zachodzą przesłanki ku temu, by wyłączyć jawność. Tą sprawą społeczeństwo interesowało się już wcześniej – powiedział sędzia Grzegorz Iwoła.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do