Reklama

Przywrócone do pracy

W ub. wtorek przed starachowickim sądem odbyły się ostatnie sprawy z powództwa zwolnionych z pracy położnych. Przypomnijmy, po incydencie z 2 listopada 2016 roku, pracę straciło dwóch lekarzy i sześć położonych. Trzy z nich sąd przywrócił do pracy. Za zasadne sąd uznał zwolnienie z pracy położnej, która miała wówczas dyżur na odcinku patologii ciąży.

Sprawa położnej oddziałowej oraz zwolnionej szefowej związku pielęgniarek i położnej stanęła na wokandzie w ub. wtorek (29 sierpnia). Sąd jeszcze raz przesłuchał w charakterze strony położną (wcześniej zeznawała jako świadek) z 32-letnim stażem pracy, która od 2002 roku pełniła funkcję oddziałowej. Do jej obowiązków należała organizacja pracy średniego personelu medycznego na oddziale, jak również zaopatrzenie w środki medyczne.

- Do 25 każdego miesiąca sporządzałam grafiki na następny miesiąc. One szły do wglądu przełożonych. Gdyby ktoś miał jakieś uwagi, grafik można było korygować - mówiła położna, która 2 listopada skończyła pracę o godz. 14.35 a do porodu doszło ok. godz. 17.00. - Kiedy opuszczałam miejsce pracy nic nie wskazywało na zbliżający się poród. Na patologii było pięć pacjentek. Oceniłam, że koleżanka, która ma dyżur poradzi sobie. Choć nie ukrywam, że jednoosobowy dyżur - a taki wtedy pełniła koleżanka na patologii ciąży - jest niepożądany. Zgłaszałam to wielokrotnie dyrekcji szpitala. Ale nikt z tym nic nie robił.

Oddziałowa uznała wypowiedzenie z pracy za nieetyczne i nierzeczywiste.

- Czuję się upokorzona. W życiu nie zostałam tak potraktowana. Nikt ze mną nie rozmawiał o przyczynach rozwiązania umowy. Dowiedziałam się o tym z mediów. Czuję się pokrzywdzona decyzją dyrekcji - mówiła.

Podobnego zdania była szefowa związków zawodowych, która otrzymała dyscyplinarne zwolnienie po 39 latach pracy.

- Wypowiedzenie było pokłosiem nagonki medialnej i nie ma żadnych faktów, które uzasadniają podjętą decyzję. Położone w żaden sposób nie naruszyły obowiązków służbowych, co potwierdziła kontrola NFZ. Postępowanie zgodne ze standardami potwierdzają konsultanci ds ginekologii i położnictwa - argumentował Michał Jędrzejczyk, pełnomocnik położnych.

- Jak położna z ginekologii miała naruszyć obowiązki służbowe skoro pracowała na IV piętrze, a do zdarzenia doszło na drugim. Zarzut, że powinna się domyślić, że potrzebna jest pomoc, jest kuriozalny - mówił w odniesieniu do szefowej związków. - Ta położna znana jest z tego, że broni pracowników całego szpitala. Jest osobą odważną. To jest powód, dla którego dyrektor chciał się pozbyć niewygodnego pracownika.

Zdaniem Maksymiliana Szydłowskiego, pełnomocnika szpitala, ta laurka dla szefowej związku jest słuszna, ale zgubiły ją rutyna i instrumentalne traktowanie obowiązków.

- Zasłanianie się funkcją związkową jest niedopuszczalne - dodał.

Wyrok nieprawomocny

Sąd był jednak innego zdania i zdecydował o przywróceniu obu położonych do pracy. Jak mówił uzasadniając swoje postanowienie sędzia Grzegorz Pniak, niespiesznie należy podejmować decyzję przy zwolnieniach dyscyplinarnych. Po pierwsze dlatego, że dana osoba traci pracę i środki do życia z dnia na dzień, przez co przekreśla się wieloletnią karierę. Po drugie dlatego, że ta procedura to świadectwo, że tak nas podsumował pracodawca, że do tego się nie nadajemy.

- Zwolnienie dyscyplinarne można zastosować w razie rażącego naruszenia przepisów i rażącego niedbalstwa. Żaden protokół pokontrolny na to nie wskazuje. To na pracodawcy spoczywała rola wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia. Decyzja dyrekcji wobec oddziałowej była krzywdząca i niesprawiedliwa. Nie zasługiwała na takie potraktowanie. Że ten poród miał taki, a nie inny przebieg, oddziałowa nie miała na to wpływu - argumentował sędzia Panik dodając, że fakt zatrudnienia na stanowisko oddziałowej innej osoby nie stanowi przeszkód do przywrócenia do pracy.

- Sąd nie rozumie decyzji pracodawcy. Ta decyzja położyła na szali 39 lat służby - mówił w odniesieniu do decyzji w sprawie szefowej związków. - Tak się nie robi. To budzi dezaprobatę i sprzeciw. To, co przeszła ta kobieta (szefowa związku) po utracie pracy, możemy sobie tylko wyobrazić - dodał sędzia Pniak zastanawiając się, jak wyglądało zabezpieczenie kadrowe na oddziale po zwolnieniu sześciu osób.

Oprócz przywrócenia do pracy, wobec obu położnych sąd zasądził odszkodowanie za czas pozostawania bez pracy w wysokości 3-miesięcznego wynagrodzenia. Kosztami sądowymi w całości sąd obciążył Powiatowy Zakład Opieki Zdrowotnej w Starachowicach (ponad 6 tys. zł). Szpital ma również wypłacić na rzecz obu pań po 2880 zł tytułem kosztów procesu.

Wyrok nie jest prawomocny. Pełnomocnik szpitala rozważa wniesienie apelacji po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do