Reklama

Pożar zniszczył dorobek życia. Potrzebna pomoc

Ciężka, codzienna praca zniweczona w jednej chwili. Z dymem poszła nie tylko drewniana stodoła, ale również sprzęt niezbędny do pracy w polu. Życie w płomieniach straciły zwierzęta. Pożar w obejściu poczynił ogromne straty w gospodarstwie w Lubieni (gm. Brody). Potrzeba owsa i siana dla zwierząt.




Jak mówi Bonifacy Brzoza z Lubieni  pozostał tylko on sam jeden na wsi, gdzie jeszcze cokolwiek uprawia i hoduje zwierzęta. Pozostali mieszkańcy już dawno odeszli z pracy na roli, bo raz, że to ciężki kawałek chleba, dwa - że nie bardzo się opłaca. Z przywiązania do ziemi i rodzinnych tradycji nasz gospodarz nie rezygnuje z tego, czym przez lata zajmował się on i jego przodkowie. Mimo że lata już ma, w dalszym ciągu uprawia pole i hoduje zwierzęta.

Choć wiosna za oknem, a lato przed nami 71-letni rolnik już teraz szykował się do następnej zimy. Z myślą o chłodzie przygotowywał drewno na opał. Od rana rżnął i ładował na przyczepkę. Nim się obejrzał było przed godz. 10.00, kiedy zostawił robotę i pojechał na pocztę do Brodów.


Chciałem wykorzystać ten czas dla seniorów między 10-12, to zostawiłem wszystko i pojechałem. Ciągnikiem wjechałem między szopę, a stodołę, ale wszystko odłączyłem, jak zawsze - wspomina piątkowe przedpołudnie (3 kwietnia), którego na pewno nie szybko zapomni. - Było po 11.00 jak wracałem. Patrzę - dymi się jak nie wiem - zaraz przyszło mi do głowy, że trawy wypalają. Zły, przekląłem pod nosem. Do głowy mi nie przyszło, że to u mnie na podwórku się pali.


Kiedy podjechał po dom stodoła stała w płomieniach, ile sił ruszył na ratunek zwierzętom. W boksach stało 12 koni. Jeden z nich stracił życie...


Byłbym dwie minuty później, to sześć koni by się spaliło żywcem - mówi ze łzami w oczach, bo te konie i pole to całe jego życie. Na potrzeby zwierząt m.in. uprawia 4,5 hektary ziemi, gdzie ma owies, pszenżyto, jęczmień.

Wypuszczaliśmy z wnukiem zwierzęta z boksów, klacz z 1,5-tygodniowym źrebięciem ma cały bok poparzony, ale żyje. Niestety jeden koń nie przeżył, do tego gołębie, kury, pies, kot i kucyk. Poza tym ucierpiały ule, gdzie były pszczoły - wylicza ofiary groźnego żywiołu. - Ze stodoły, gdzie była słoma i siano, nic nie zostało. Nawet nie było, co gasić, jak straż przyjechała, bo się wszystko spaliło. Nic nie zostało - pokazuje pustą przestrzeń po stodole.




***     

Jak się okazuje to już drugi pożar, którego rolnik doświadczył w swoim życiu. W 1974 roku też pojawił się ogień w obejściu. Wtedy straty były o wiele większe, bo palił się dom...


Ale wtedy znowu nie było tyle sprzętu, a teraz jeden traktor, drugi, kosiarka, prasa do wiązania, siewnik, pług - wszystko straciłem. To się już nie odzyska - mówi gospodarz dodając, że straty na pewno sięgają ok. 80 tys. zł. - Co się stało, nie wiem. Może przez instalację, ale wszystko było odłączone - zachodzi w głowę.


Oprócz strat materialnych są ogromne straty rzeczowe. Gospodarz stracił pasze dla koni, jak również siano, które jest niezbędne w stajni. Z pomocą przyszli już ludzie dobrej woli, którzy pomagali również uprzątnąć zgliszcza, ale na pewno każda pomoc się przyda.


Najbardziej to owies i siano - mówi pan Bonifacy, dodając, że słomy ma już na tyle, bo młodzi rolnicy z okolic przyszli z pomocą.


Wszyscy, którzy mogą jeszcze pomóc, maja owies i siano, które mogliby oddać, mogą je dostarczyć bezpośrednio do Lubieni, ul. Zachodnia 46.

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do