
Mnóstwo pytań, obaw i niepewności towarzyszyło uczniom, rodzicom i nauczycielom przed pierwszym dzwonkiem. Czy dzieci w naszych szkołach i przedszkolach są bezpieczne w dobie pandemii koronawirusa? Jak się ma teoria do rzeczywistości po pierwszych dniach stacjonarnej nauki?
1 września 2020 roku był niewątpliwie sporym wyzwaniem dla całej społeczności szkolnej. Po półrocznej przerwie placówki edukacyjne znowu zaczęły tętnić życiem. Mimo obaw i niepokojów wszyscy z chęcią wrócili do stacjonarnej nauki. Jak wygląda w praktyce rok szkolny 2020/21? Co rodzice sądzą o przygotowaniu szkół na przyjęcie uczniów? Czy nasze dzieci są bezpieczne? Co ewentualnie można zrobić, by dopiero rozpoczęta nauka w szkole nie skończyła się zdalnym nauczaniem?
- Moja placówka jako jedyna w mieście podeszła najmądrzej do tematu. Nie ma "chorych" zasad, które i tak nie uchroniłyby mojego dziecka przed ewentualnym zachorowaniem - uważa pani Katarzyna, której córki uczęszczają do niepublicznego przedszkola. - U nas każdy rodzic wchodzi z dzieckiem do szatni, musi mieć maseczkę przy wejściu, zdezynfekować ręce i na tym koniec. Nie ma zakazów, jak w innych placówkach, że np. do szatni może wejść troje dzieci bez rodziców i a zapłakane maluchy są wręcz wyrywane z ręki rodziców - to jest chora sytuacja.
Tak niestety wygląda rzeczywistości w przedszkolach miejskich, gdzie wprowadzono ograniczenia dotyczące przebywania rodziców na terenie placówki. W szatni mogą przebywać pojedyncze osoby dorosłe lub w ogóle. Dzieci są odbierane przez pracowników obsługi i odprowadzane po przebraniu do sal. To rodzi frustracje i stres zarówno dla maluchów, jak również rodziców. - Nie wydaje mi się to dobre rozwiązanie, chyba, że chce się zniechęcić jak największą liczbę dzieci do przedszkola. 1 września była fatalna pogoda - deszcz i zapłakane dzieci przed przedszkolem - to był koszmar. Każdy z nas potrzebuje czasu, by odnaleźć się w nowej sytuacji a co dopiero 3-latek. Chronimy przed koronawirusem i fundujemy dzieciom traumę na całe życie - uważa mama przedszkolaka.
W podobnym tonie wypowiadają się rodzice klas młodszych z podstawówek.
- Sama nie czuję się bezpiecznie w obecnej sytuacji, dlatego nie wydaje mi się, by moje dziecko było bezpieczne w szkole. Przed rozpoczęciem roku uczulaliśmy dziecko, jak ma się zachowywać w szkole, wskazówek też na początku roku udzieliła wychowawczyni. Ale co to da, jak rodzice nie stosują się do zasad. jedni stoją w maseczkach pod szkołą a inni wchodzą do szatni, jakby rządzili się innymi prawami. Chcąc uniknąć tłoku, można było wprowadzić różne godziny rozpoczęcia lekcji dla różnych klas - sugeruje mama 8-latka.
- Myślę, że szkoła jest dobrze przygotowana. Dzieci i nauczyciele chodzą po korytarzach w maseczkach, odkażają przy wejściu ręce. Wychowawcy szczególnie tych młodszych klas dbają także by myli regularnie myli. Co więcej można zrobić? Nie możemy dać się zwariować- uważa pani Małgorzata, mama pierwszoklasisty z SP nr 11.
- Nie mam obaw przed pandemią, ale szkoła jest nieprzygotowana. Miał być pomiar temperatury przy wejściu do szkoły a nie ma. Dlaczego w gminie Pawłów można było zamontować kamery termowizyjne a w Starachowicach nie? Poza tym większość rodziców wchodzi mimo zakazu do szatni z dziećmi, co uważam za chore. Trzymajmy się wyznaczonych zasad i nie dajmy się zwariować - dodaje pani Monika.
- Dostali płyny dezynfekcyjne, mają nosić maseczki na przerwie - to tyle. Ponoć zalecane jest wietrzenie klas po każdej przerwie. Zobaczymy jak długo to wystarczy - mówi mama uczennicy z SP nr 9.
Uczniowie klas starszych uważają, że wszelkie wytyczne to jedna, wielka fikcja, bo o ile przydzielenie sali do każdej klasy jest słuszne, o tyle tłok na korytarzu uniemożliwia zachowanie dystansu.
- Zamiast lepiej, jest gorzej. Mamy w końcu szafki zamykane na klucz, na które tak czekaliśmy, ale zostały one rozstawione na korytarzach, przez co ciężko przejść. Tłok jest taki, ze zachowanie dystansu to fikcja - mówi ósmoklasista.
Tymczasem w szkołach średnich, gdzie planowano pierwotnie nauczanie hybrydowe (część uczniów w szkole, część zdalnie - i odwrotnie po tygodniu) odstąpiono od tego pomysłu. Po interwencji rodziców maturzystów z I LO, dyrekcja przystała na stacjonarną naukę dla wszystkich.
- Jesteśmy w trzeciej klasie, przed nami matura, już straciliśmy pół roku. Nie możemy sobie pozwolić na więcej. Nauka musi być w szkole, tylko kontakt z nauczycielem zapewnia odpowiednie przygotowanie - uważa tegoroczna maturzystka.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Prawda jest taka , że dyrektorzy placówek boja się jak ognia ewentualnych zarażeń ale nie zdają sobie sprawy, że wprowadzane ograniczenia niczego nie zmieniają a tylko stresują dzieci. Oglądam zdjęcia z różnych masowych imprez gdzie nikt nie zakłada maseczki a organizatorom włos z głowy nie spadł. Ograniczenia mają sens jeżeli stosują je wszyscy. W tej sytuacji decyzje w szkołach i przedszkolach są irracjonalne bo niczego nie dają.. Tak się dziej bo cała odpowiedzialność została zrzucona na bezradnych dyrektorów...
Dlaczego bezradnych dyrektorów? Dyrektor powinien posiadać predyspoxycje do kierowania placówką; powinien mieć zdolność przewidywania, także skutków swoich decyzji. Jesli jest inaczej, nie powinien btć dyrektorem Władza nadrzędna może tylko monitorować, wydawać zarządzenia, ale to dyrektor ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo dzieci oraz za sprawne funkcjonowanie placówki oświatowej