Reklama

Starachowiczanie pomagają przy granicy

Polacy po raz kolejny udowadniają, że potrafią skutecznie mobilizować siły i pomagać w sytuacjach kryzysowych. Spontanicznie, własnymi samochodami, busami, a nawet autokarami ruszają w kierunku wschodniej granicy, by pomagać tym, którzy w Polsce szukają schronienia przed wojną.

Raport z granicy

Niedziela. Czwarty dzień niewypowiedzianej wojny... W sobotni poranek (26 lutego) Ireneusz Gwóźdź rusza spontanicznie swoim samochodem pod ukraińską granicę. Chce pomóc tym, którzy uciekają przed wojną...

- Docelowo chciałem jechać na granicę w Medyce. Po drodze zajechałem na dworzec PKP w Przemyślu. Było tam mnóstwo ludzi, ale połowa, to reporterzy z Polski i zagranicy, druga połowa to tacy, jak ja, którzy przybyli tam z chęcią pomocy dla mieszkańców Ukrainy - opowiada pan Irek.

 - Ponieważ były ogromne opóźnienia pociągów pojechałem na parking koło Tesco (ok. 10 km na wylocie z Przemyśla), gdzie powstał tzw. punkt przesiadkowy dla uchodźców - mini miasteczko z ogrzewanymi namiotami, pomocą medyczną. To tam przyjeżdżają autokary i busy, którzy przywożą ludzi spod granicy. Większość uchodźców jedzie w konkretne miejsca, do rodzin, do znajomych lub do dużych miast, również dalej do Niemiec. Proponowałem niektórym przyjazd w nasze strony, ale oni najczęściej chcą do dużych miast, do Warszawy, gdzie czekałaby na nich praca, większe możliwości zakwaterowania. To są głównie kobiety z małymi dziećmi, starsi mężczyźni. Ci ludzie są przestraszeni, często bezradni, ale w pełni świadomi, co się dzieje. Tu, w Polsce, są bardzo dobrze zaopiekowani, moim zdaniem. Przy granicy jest pospolite ruszenie, są ogromne rzesze wolontariuszy, strażaków, ochotników, harcerzy, jest wojsko, które koordynuje akcje pomocy. Nikt nikogo nie przegania, jest pełna życzliwość i zrozumienie, autentyczna chęć bezinteresownej pomocy. 

Po południu z parkingu wróciłem znowu na dworzec, gdzie przyjechał pociąg z Odessy, ok. 1.000 osób. W mgnieniu oka rozeszli i rozjechali w konkretnych kierunkach, po Polsce i dalej. Potem był pociąg ze Lwowa. Ciężko doświadczeni wojną i wielogodzinną podróżą po 400-500 osób w wagonie, głównie kobiety z małymi dziećmi. Tam była dramatyczna sytuacja, jakiś koszmar. Widziałem dwie dziewczyny jak z zawiniątkiem szły do karetki, prawdopodobnie jedna z nich urodziła dziecko w pociągu.                   

Długo wyczekiwany pociąg ze Lwowa odjechał po kolejnych uchodźców, a my pomagaliśmy w przyjmowaniu uchodźców z Ukrainy, wielu potrzebowało pomocy w dotarciu z dziećmi, z tobołami z peronu czwartego na dworzec.

Ostatecznie do granicy nie dotarłem, bo nie było takiej potrzeby. Pomoc była potrzebna, tam, gdzie byłem, ale jeszcze większa pomoc jest potrzeba po drugiej stronie granicy, gdzie na przejście ludzie czekają kilkanaście godzin, czasem całą dobą. Wymarznięci, wygłodniali, często brakuje im paliwa. Jeśli ktoś chciałby pomóc, to na pewno tam pomoc jest bardzo potrzebna. Następne swoje kroki, skieruję właśnie tam.  

Urzeka polska pomoc humanitarna

Tomasz Szczykutowicz w niedzielę, 27 lutego pojechał na granicę w Dorohusku. Zainspirowały go organizowane zbiórki i chęć konfrontacji bieżącej sytuacji na granicy z Ukrainą z tym, co kilka miesięcy temu działało się na granicy z Białorusią, gdzie siłą "uchodźcy" próbowali się wedrzeć się na terytorium Rzeczpospolitej.   

- Chciałem dać jasny przekaz, co się tam faktycznie dzieje. Wokół organizowane są liczne zbiórki, czy ta pomoc jest faktycznie potrzebna. Ale ci ludzi tam są, rzeczywiście przyjeżdżają i potrzebują naszej pomocy. W odróżnieniu od tych, którzy z Białorusi chcieli wtargnąć siłą do Polski, oni grzecznie czekają na swoją kolej na przejściu granicznym. Nikt nie forsuje granicy, nie ma siłowych rozwiązań. To co urzeka, to polska pomoc humanitarna, która jest dobrze zorganizowana. Osobiście zgłosiłem się do grona wolontariuszy, chcąc przewieźć uchodźców we wskazane miejsce. Ale nie było takiej potrzeby. Większość z nich ma już umówiony transport i wiedzą, gdzie z kim i dokąd mają jechać dalej. Nie brakuje jednak osób zdezorientowanych całą sytuacją. Przerażone oczy małych dzieci, u których pojawia się lekki uśmiech, kiedy ktoś wręcza im zabawkę. To naprawdę jest potrzebne. Ciepłe posiłki, kanapki, ciasta - ci ludzie są autentycznie wdzięczni za każdą pomoc - mówi pan Tomasz, który ma firmę transportową z możliwością przewozu osób niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. 

Wielkie potrzeby na granicy

Piotr Waksmundzki już dwukrotnie był na granicy polsko-ukraińskiej. Po raz pierwszy zaraz w sobotę, 26 lutego po wybuchu wojny. Pojechał prywatnym autem do Medyki. Miał plan, by przywieźć do nas kilka osób. Zabrał ze sobą dużo rzeczy pierwszej potrzeby, głównie jedzenie, art. higieniczne oraz środki medyczne z apteki.

- Tam był ogromny ruch, pełno ludzi, samochodów, ogólny chaos, ale pomoc bardzo potrzebna była. Nikogo wtedy nie zabrałem, bo nie było takiej potrzeby, ale ok. 20 osobom pomogłem znaleźć transport w określonym kierunku. Ludzie są tam mocno zdezorientowani - mówi P. Waksmundzki. - Na granicy było pełno aut czekających na znajomych, do których dochodzą pieszo. W Przemyślu podobnie, tylko ludzie są zwożeni z granicy autokarami. Dużo ludzi wysiada z autobusu z małą walizką. To wszystko, co mają. Więc każda pomoc potrzebna.

W czwartek, 3 marca starachowiczanin z pomocą znajomych z facebooka zorganizował pomoc medyczną, która została przekazana do szpitala w Iwanofrankowsku.

- Była konkretne lista leków, niektórych nie udało się kupić, ale to co mogliśmy, przekazaliśmy dla szpitala. Kiedy byłem na granicy, była ogromna pokusa, by przejść na drugą stronę, bo w czwartek ruch był już mniejszy, ale mam żonę i małe dziecko, nie chciałbym ich zostawiać - mówi pan Piotr, który bardzo chce pomagać w obecnej sytuacji. Trzeba pomagać, to nasi sąsiedzi. Ludzie są tam bardzo zdezorientowani i bardzo wdzięczni za każda pomoc. Przewoziłem z Przemyśla do Krakowa kobietę z dziećmi, bo to oni w dużej mierze przekraczają granicę, bardzo dziękowali za tą pomoc. Na razie sytuacja wdaje się względnie opanowana, ale sytuacja tam jest bardzo dynamiczna i zmienia się z każdą chwilą. Nie wiadomo co się wydarzy za godzinę, czy dwie - dodaje pan Piotr.   

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do