
Szczęść Boże, większość z nas zapewne oglądała, nagrodzony "Oscarem" film "Pianista", opowiadający losy życia wybitnego muzyka i kompozytora Władysława Szpilmana. Pojawia się tam postać kapitana Wermachtu Wilhelma Hosenfeld, który pomagał Szpilmanowi przetrwać najtrudniejsze chwile w okupowanej Warszawie...
Jakież to bolesna dla nas Polaków, że tak niewielu Niemców, pozostało "ludźmi" w tak nieludzkich czasach. Ale przejdźmy do naszej "Opowieści Wigilijnej".
Kopalnia w Rudkach tuż po wojnie, przez kilka lat podlegała Dyrekcji Kopalni Rud Żelaza w Starachowicach. Było to możliwe dzięki temu, że pozostało tu kilka osób z wyższego dozoru górniczego, które natychmiast po wyzwoleniu przystąpiły do reaktywacji górnictwa staropolskiego. Natomiast w czasie wojennym sama Kopalnia "Staszic" w Rudkach, pozostawała w bezpośredniej zwierzchności ministerstwa przemysłu III rzeszy. I tu zaczyna się nasza opowieść...
Oddajmy głos Ryszardowi Pawełczykowi wnuczkowi bohatera opowieści:
- Mój Dziadek Stefan Majewski urodził się 19 sierpnia 1905 roku w Pińczowie i pracował tam jako maszynistą kolejki wąskotorowej. Po wybuchu wojny został przeniesiony nakazem pracy przez Niemców do Rudek i tu przydzielono mu mieszkania dla rodziny całej. Warunkiem jednak było to, że jeden pokój w mieszkaniu zajmować będzie oficera niemiecki nadzorujący prace Kopalni "Staszic". I tak też się stało. Rodzina Majewskich zamieszkała pod jednym dachem z oficerem. Z początku wspomniany oficer w ogóle nie odzywał do swoich sąsiadów i na szczęście Majewscy nie musieli także utrzymywać bliższych z nim relacji.
Przyszło Boże Narodzenie i moja babcia przygotowała kolację wigilijna dla całej rodziny.
- Idź zaprosić tego tego Niemca tutaj do stołu, bo jest wigilia.
- Ja, Niemca!? - zbulwersował się dziadek.
- Słuchaj Stefan, on ma medalik i wieczorami widziałam jak się modli. Idź po niego - odpowiedziała babcia.
Po mimo niechęci dziadek poszedł po niemieckiego sąsiada. Na szczęście dziadek mówił trochę po niemiecku. Oficer przyszedł, nie odzywał nic i siadł przy stole wigilijnym. Kiedy przyszło do składania życzeń, babcia także jemu chciała je złożyć. Niemiec nie wytrzymał emocjonalnie i się rozpłakał. Poszedł szybko do swojego pokoju i przyniósł zdjęcia żony i dziecka oraz to, co miał do jedzenia na stół wigilijny.
- Jak to jest możliwe że ja okupant jestem zaproszony do stołu.
- Przecież nosi pan Medalik, modli się pan i jest pan katolikiem to tak jakby rodzina.
Oficer niemiecki powiedział, że jak się dowiedział, że nie dostanie urlopu i musi zostać w Rudkach, to napisał list do żony. Ona mu odpisała, że się pomodli, żeby nie spędził Bożego Narodzenia sam...
Dziadek w okupację współpracował z partyzantami i woził lokomotywą, w której był Maszynista, przesyłki dla oddziałów leśnych. Kiedy otrzymywał przesyłkę w umówionych miejscach wyrzucał ją na trasie.
Pewnego razu kiedy rzucił pakunek, zauważyli to niemieccy konwojenci. Rozkazali zatrzymać skład, rozpytując co wyrzucił za pakunek? Jeden z Niemców poszedł szukać wrzuconego pakunku. Dziadek Stefan bał się przeraźliwie, bo wiedział co grozi za taka współpracę. Na szczęście drugi z konwojentów, który poszedł szukać paczki nic nie znalazł. Ale wtedy z jednego z wagonów wyszedł oficer z krzykiem i pretensjami zaczął pytać konwojentów, dlaczego zatrzymują wagon? On jest oficerem i nie może się spóźnić. Konwojent zaczął tłumaczyć co się wydarzyło...
- A sprawdziłeś lokomotywę? - zapytał.
- No nie - odpowiedział Niemiec.
- No to ja pójdę i sprawdzę.
Oficer zaczął szukać czegoś rozgrzebywać węgiel, przerzucać leżący na rozpałkę papier.
- Zobacz, coś ci się musiało przewidzieć, może jakiś papier może gazeta wyleciały z lokomotywy - zwrócił się do konwojenta, który był totalnie zdezorientowany tym, że oficer na niego krzyczy i że ten nic nie znalazł.
Machnął ręką i kazał dziadkowi wsiadać i jechać. Był to ten sam oficer, który mieszkał razem z rodziną pana Stefana.
Gdy dziadek wrócił do domu każdemu z dzieci kazał iść do innych znajomych, żeby tam spędzili noc. Miał przeczucie, że mogą w nocy zjawić się po niego Niemcy.
Wieczorem z dyżuru w wrócił do mieszkania oficer niemiecki i natychmiast zawołał dziadka.
- Stefan chodź! Czy ty wiesz, że ci strażnicy chcieć się zastrzelić!? Że nic nie znaleziono nieważne, oni się chcieli zastrzelić. Masz zawiadomić swoich, że przez minimum trzy miesiące mają ci nie dawać żadnych przesyłek ani nikomu innemu z górniczych kolejarzy. Gestapo ma was obserwować. Stefan ja wiem, co ty robisz, ja cię rozumiem. Ja w twoim przypadku robiłby tak samo. Niech partyzanci zmieniam trasę tych przesyłek...
Każdy człowiek to inna historia, każdy z nas na pewno zna ciekawe opowieści zasłyszane od naszych rodziców czy dziadków. Ważne, żeby te historie nie zanikły w odmętach czasu. Dlatego nieustannie prosimy o przekazywanie wszelkich możliwych wspomnień związanych z górnictwem staropolskim do Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. Twórzmy naszą historię, historię wspaniałego górniczego miasta - Starachowic.
Serdecznie dziękuję Panu Ryszardowi Pawełczykowi za przybliżenie mi tej historii.
Pan Zdzisław sam pracował w Kopalni Machów w dziale mechanicznym a jego tata Lucjan Pawełczak był kierownikiem oddziału w naszej kopalni Henryk-Sztolnia i zięciem naszego bohatera.
Oskar Gruszczyński
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie