Reklama

Kałmuckie zbrodnie w Starachowicach i okolicach

Było upalne lato, gdy u bram naszego miasta stanął Kałmucki Korpus Kawalerii. Wkraczał brutalnie, końskie kopyta ciągnęły za sobą krwawy ślad z gościńców kieleckiej ziemi. Sierpień 1944 przyniósł ból.

Dzisiejsza Kałmucja to stepy ciągnące się po horyzont, stada owiec, buddyjskie świątynie, piękne krajobrazy - o których ci, którzy tam byli mówią, że zapierają dech. Zasiedlają ją w XVII wieku przybysze z Chin i Mongolii, wiek później skolonizowani i upchnięci w kołchozy. Gdy w 1942 roku do Kałmuckiej Autonomicznej  Socjalistycznej Republiki Radzieckiej wejdzie Wehrmacht będzie to dla ludności powiew wolności. Niemcy przywrócą kałmucką administrację i zezwolą na formowanie policji i wojska. Powstanie między innymi kałmucki oddział Abwehrtruppe 103, podlegający niemieckiej 6. Armii, rozpocznie się również formowanie szwadronów kawalerii kałmuckiej. I tak, z połączenia kilku szwadronów powstaje Kałmucki Korpus Kawalerii, który zapisze się tragiczną kartą na świętokrzyskiej ziemi, w tym także starachowickiej.  Była to jednostka sprzymierzona z III Rzeszą, na jej czele stał zawsze niemiecki oficer.

                                           Kałmucki Korpus Kawalerii 

Zasłynął z wyjątkowego okrucieństwa wobec partyzantów i ludności cywilnej. Krew, gwałt i pożoga - taki los czekał świętokrzyską ziemię. Po wojnie, w latach 60, na wniosek organów ścigania ZSRR, które zajmowały się zbrodniami wojennymi popełnionymi przez KKK w Polsce śledztwo będą prowadzić funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. W materiałach dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej zachowały się zeznania świadków tamtych wydarzeń.

Na apel  apel Słowa Ludu z dnia 5 listopada 1965 roku o zgłaszanie się świadków odpowiedzieli ci, którym dane było przeżyć. 

Sierpień 1944 był katastrofą. Między rozgrzaną słońcem ziemię a niebieskie niebo wkraczało zło. Brutalnie. Niezbyt rośli, raczej szczupli, o kruczych włosach, skośnych oczach i płaskich nosach. Przynieśli łzy i ból.

                                            Pozostały po niej druty parasolki 

13 sierpnia w niedzielę spodziewając się łapanki wspólnie z żoną Stanisławą udałem się do lasu, gdzie nocowaliśmy do rana w poniedziałek. Razem z nami ukrywał się mężczyzna o imieniu Antoni, także mieszkaniec Starachowic. W poniedziałek rano, tj. 14 sierpnia, dołączyło do nas dwóch nieznanych mężczyzn, od strony północnej /Jasieniec/ usłyszałem strzały karabinowe. Ja udałem się w głąb lasu, natomiast moja żona i Antoni, a także dwóch nieznanych mężczyzn pozostali na miejscu z myślą przedostania się do Starachowic. Ukryty w głębi lasu widziałem, jak Kałmucy na koniach przejeżdżali w stronę Lipia. Udałem się w stronę tzw. Dębowej Góry, gdzie przebywało kilka lub kilkanaście osób. Do Starachowic wróciłem we wtorek 15 sierpnia, od chłopców wracających z lasu dowiedziałem się, że w lesie leży zabita kobieta. Domyślałem się, że może to być moja żona i udałem się, żeby ją odnaleźć. Po drodze natknąłem się na zwłoki Antoniego, widziałem, że miał opuszczone do kolan spodnie. Około 50 metrów dalej znajdowały się zwłoki mojej żony. Była w samej koszuli. W czasie oględzin stwierdziłem, że palce obu rąk miała poszarpane od pocisków, ponadto na głowie stwierdziłem osiem dziur po pociskach. Wyglądało na to, że została zabita strzałami oddanymi w tył głowy, ponieważ wyloty znajdowały się na twarzy. Przestrzelone zostały także palce u rąk. Niedaleko leżały spopielone ubrania i druty po parasolce. Wiedziałem, że ona, bo tego dnia zabrała ze sobą parasolkę - zeznawał jeden z mieszkańców Starachowic, pan Kazimierz.

                                          Straciłam córkę i siostrę

Kolejnym świadkiem będzie pani Stefania, która w starachowickim lesie znajdzie zwłoki córki i siostry. Miały one uciec ze Starachowic do Lubieni. W lesie obok Starachowic przy drodze wiodącej do Lubieni znalazłam ciała trzech kobiet, Kobietami tymi były moja córka, siostra i nieznana mi dziewczyna. W czasie oględzin stwierdziłam, że głowa mojej córki była tak rozbita, że mózg znajdował się na zewnątrz. Wszystkie trzy ciała posiadały dziury, jakby były zadane bagnetami. Nogi mojej córki były prawie czarne, jakby od ran zadanych twardym narzędziem. Ręce miała związane do tyłu. Niedaleko znalazłam zwłoki członka rodziny i sąsiada, którzy byli związani ze sobą za ręce. U obu mężczyzn na prawych ramionach widoczne były dziury - zeznawała podczas przesłuchania.

...

Ciąg dalszy w następnym numerze. 

Aneta Marciniak

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do