Reklama

Kałmuckie zbrodnie okiem Anety Marciniak

Historia kałmuckich zbrodni jest długa. Pojawiła się także w gazecie parafialnej kościoła Najświętszego Serca Jezusowego - Głos z serca (nr 15) - 22 lipca 1997 r. Zainteresowanych słowem Jana Wierzbickiego odsyłam tamże. My natomiast wróćmy do dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej.

Widziałem mnóstwo trupów

Mieszkaniec Majówki, któremu udało się nie dostać w ręce Kałmuków zezna, że kiedy 17 czerwca wracał z lasu do Starachowic na swojej drodze widział dziesiątki zamordowanych osób. Na Dębowej Górze znalazł zwłoki około 15. osób, miały się wśród nich znajdować także kobiety. Zapamiętał, ze jedna z nich miała rozpruty brzuch i wnętrzności na zewnątrz. Ciała miały być rozrzucone w znacznej od siebie odległości. Kolejne znajdował także w pobliżu wsi Lipie, w lesie przy szosie Lubienia Starachowice. Natknął się na ciała swojego ojca i nieznanego mu mężczyzny, jego uwagę zwrócił fakt, że że obaj nie mieli prawych oczu. Niewiele dalej rozpoznał trzy nieżyjące kobiety. U jednej z nich widział w klatce piersiowej pięć dziur, a na nogach i udach sińce i otarcia. 

Strzelano do ludzi jak do kaczek

Echa tamtych wydarzeń wybrzmiewają także pamiętniku Mieczysława Frycza. Spójrzcie na to, co zachowało się na kartach jego wspomnień (pisownia oryginalna).

15 sierpnia 1944. Wczoraj cały dzień trwały w lasach strzały. Jak mówią, w lasy spędzili coś 800. Azjatów będących w służbie niemieckiej. Ci zeszli z koni i poszli w las. Kogo chcieli zabili, kogo chcieli brali w niewolę. Do chat wchodzili, zabierali, kradli, nawet i palili. Część tej dziczy, coś ze 200, przejechało przez naszą kolonię (Robotnicza). Wszyscy jak bracia, śniadzi o oczkach czarnych, nosach pociągłych, słaby zarost. Jechali dwójkami, uzbrojeni. Na jednym wozie skuci byli jakaś młoda para. on w koszuli a`la Słowacki, ona w różowej sukience. Na innym wozie dwóch młodzieńców, na kolejnym sześciu lekko ubranych. Za nimi i w koło tłumy dzikich kałmuków. W lesie strzelano do ludzi jak do kaczek. Pełno trupów (...)

18 sierpnia 1944. Kałmuki w mundurach niemieckich po lasach i wsiach dopuszczali się nieludzkich bestialstw. Kradli wszystko, co można było wymienić na wódkę, wódka przez tych Mongołów jest nader poszukiwana. Wódką wykupić się można. 

20 sierpnia 1944. Obławy są codzienne, tak w poszczególnych częściach Starachowic, jak i w okolicach. Po wsiach łapanki robią Kałmuki, tu gonią zwłaszcza za dziewczętami.

...

Pracownik Państwowych Zakładów Drzewnych w Starachowicach wspominał tamten czas następująco: 

13 sierpnia chłopcy z oddziału "Ośki" przyszli do mojego brata i uprzedzili o obławie Kałmuków, w związku tym obydwaj powiadomiliśmy mieszkańców Lipia o tym fakcie. Cześć z nich uciekła i schroniła się w lesie. Kałmucy nadjechali w poniedziałek 14 sierpnia. Tętent końskich kopyt słychać było ze wszystkich stron, w każdym domu przeprowadzili rewizję szukając partyzantów. U mnie znaleźli karabin, ale ponieważ nie przyznawałem się do niego przywiązali mi go do ramion i kazali uklęknąć tyłem. Jeden z dowódców strzelał do mnie z odległości półtora metra, ale kule mnie omijały. Doszedłem do wniosku, że chciał mnie nastraszyć. Potem zaprowadzono mnie do stodoły, było tam zatrzymanych czternastu mężczyzn i jedna dziewczyna w wieku 17 lat. Znów rozpoczęło się przesłuchanie, jeden z nich ustawił mi lufę karabinu koło ucha i strzelał seriami. Potem mnie i  kilkunastu mężczyzn przetransportowano na koniec wsi, widziałem po drodze grupę 50. mężczyzn  ustawionych na kolanach w okrąg i przechadzających się wokół nich Kałmuków — opowiadał. — W czasie prowadzenia mnie widziałem, jak Kałmucy na podwórkach gwałcili kobiety. Inni rabowali wszystko, co mogłoby się im przydać, pościel, odzież, żywność, konie, drób.

Kałmucy opuścili Lipie w godzinach popołudniowych i puścili się w stronę Starachowic. 50 zatrzymanych przez nich osób została wywieziona do Pińczowa, do kopania okopów. Większość z nich wróciła potem do rodzinnych domów. Grupę 16 osób, w której był mężczyzna opowiadający tę historię prowadzono do Skarżyska. W okolicach Wąchocka przesadzono ich na furmanki  i wywieziono do jakiejś wioski obok, której nazwy świadek nie pamięta.

Z całej szesnastki 12 osób wypuszczono po przesłuchaniach, część rozstrzelano na strzelnicy w Skarżysku.

Te historie można mnożyć. Brody, Śniadka, Bodzentyn, Wzdół Rządowy, Górno, Wilków, Święta Katarzyna, Masłów, Kielce... Kałmucy byli niemal wszędzie, ze świętokrzyskiej ziemi przenieśli się na lubelską. Tam do dziś się o tym pamięta. Na jednej z wycieczek miałam turystów właśnie z Lubelszczyzny i ta kałmucka historia dość mocno nam wybrzmiała.  

W kartach akt dostępnych w instytucie Pamięci Narodowej zamknięta jest przeszłość, która boli, którą łatwo wyprzeć, o której łatwo zapomnieć. A akta te są tak bogate, że musiałabym kolejne numery tylko temu tematowi poświęcić.

Żaden ze świadków zeznających przed Służbą Bezpieczeństwa nie podał nazwisk i nie był w stanie określić stopni żołnierzy Kałmuckiego Korpusu Kawalerii.

...

Korzystałam z teczek akt jawnych dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej w Kielcach. 

Wykorzystałam także fragment pamiętnika Mieczysława Frycza. 

Aneta Marciniak

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do