Reklama

Cudu nad Wisłą nie było. Krychowiak i Kolumbijczyk Bacca bohaterami finału Ligi Europy

- Wygramy 2:1, a puchar pojedzie do Hiszpanii – mówił łamaną angielszczyzną nastoletni Fran, ubrany w biało-czerwone barwy Sevilli, którego spotkaliśmy kilkadziesiąt metrów od Stadionu Narodowego. W środowy wieczór, młody kibic klubu ze stolicy Andaluzji po ostatnim gwizdku sędziego nie ukrywał łez wzruszenia. Grzegorz Krychowiak i spółka w finale drugich, co do ważności europejskich rozgrywek klubowych rozprawili się z ukraińskim Dnipro Dniepropietrowsk. A wszystko to przed obiektywem TYGODNIK-a.

Atmosfera jaką stworzyli kibice dowiodła jednego: nie było przypadku w tym, że UEFA na miejsce rozegrania finału Ligi Europy wskazała polską stolicę. Po pamiętnych meczach Euro 2012 z Grecją i Rosją, a także październikowym, historycznym zwycięstwie nad aktualnymi przecież mistrzami świata z Niemiec, Stadion Narodowy wypełnił się niemal po brzegi. Nic dziwnego. Na murawie zameldowały się dwie najlepsze ekipy, które w drodze do meczu o cenne trofeom nie miały wcale z górki.

Nie wszyscy mogli jednak obejrzeć środowy spektakl. Ceny wejściówek na czarnym rynku przekraczały nawet... 4 tys. euro. Spora pula biletów trafiła do internetowej sprzedaży, jeszcze w ubiegłym tygodniu, kiedy wielu, głównie włoskich kibiców zrezygnowało z przyjazdu do kraju nad Wisłą. Ci, którzy zasiedli na trybunach czy przed telewizorami nie żałowali. Tak jak drugi z sympatyków Sevilli Marco, który czas do pierwszego gwizdka sędziego postanowił spędzić na spacerze wokół Narodowego.

- Przylecieliśmy już w poniedziałek. Chcieliśmy przekonać się jak Warszawa przyjmie zagranicznych kibiców. Polska nie ma się czego wstydzić – twierdził w krótkiej rozmowie z TYGODNIK-iem, nie zapominając o walorach turystycznych naszej ojczyzny.

Nagrodzeni za ambicję

- Na Ukrainie potrzebowaliśmy takiego zwycięstwa. Graliśmy dla ludzi żyjących w rejonach ogarniętych wojną, w szczególności dla chłopców walczących z terrorystami na wschodzie. Każdego dnia nasi chłopcy umierają – to słowa trenera Markiewicza po wygranej z SSC Napoli, dającej awans do finału. Szkoleniowiec Dnipro lepszej motywacji dla swoich podopiecznych nie mógł znaleźć. W świadomości każdego z ukraińskich piłkarzy była walka i nieustępliwość. I za to, Dnipro szybko otrzymało nagrodę w postaci bramki otwierającej widowisko.

To co działo się później przejdzie do historii klubowej piłki. W pamięci kibiców pozostaną zapewne obrazki przeskakującego przez bandy reklamowe kolumbijskiego snajpera Carlosa Bacci po golu na 3:2, jego łzy wzruszenia, kiedy pod koniec spotkania siedział już na ławce rezerwowych, trafienie Grzegorza Krychowiaka, przywracające nadzieję ekipie z Półwyspu Iberyjskiego, czy wreszcie uśmiechniętego od ucha do ucha trenera Unaia Emerego. Sevilla zasłużenie sięgnęła po ważące 15 kg trofeum. W poprzednich edycjach poznała już smak wygranej.

 

DNIPRO DNIEPROPIETROWSK - SEVILLA FC 2:3 (2:2)

1:0 Nikola Kalinić (7), 1:1 Grzegorz Krychowiak (28), 1:2 Carlos Bacca (31), 2:2 Rusłan Rotań (44), 2:3 Carlos Bacca (73)

Sędziował: Martin Atkinson (Anglia)

DNIPRO: Bojko - Czeberjaczko, Douglas, Fedeckij, Leo Matos Ż - Kankawa Ż (86. Szakow), Fedorczuk (68. Biezus Ż) - Matheus Nascimento, Rotań Ż, Konoplanka – Kalinić Ż (78. Sełezniow).

SEVILLA: Rico - Aleix Vidal, Carrico Ż, Kolodziejczak, Tremoulinas - M"Bia, Krychowiak Ż - Reyes (59. Coke), Banega (89. Iborra), Vitolo - Bacca Ż (83. Gameiro).

Tekst i Foto Rafał Roman

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do