Reklama

20. rocznica śmierci Jana Pawła II. Co pisał Tygodnik Starachowicki 20 lat temu. Galeria zdjęć

2 kwietnia 2005 roku, pożegnaliśmy Jana Pawła II, ukochanego papieża-Polaka. Zachwycił świat swoją otwartością, miłością, wielką wiarą. Kilka pokoleń Polaków miało szczęście osobiście spotkać się z Ojcem Świętym, który dziewięć razy przybywał do Ojczyzny. Dziś przypominamy nasze publikacje z okolicznościowego wydania po śmierci Jana Pawła II. Polecamy Świętemu naszych Czytelników, nasze miasta i wioski.

By świat był dobry

W kwietniu 1978 roku, pięć miesięcy przed pamiętnym konklawe, ks. kardynał Karol Wojtyła był w Starachowicach. W drewnianym kościółku przy ul. Radomskiej odprawił Mszę św. w 25 rocznicę zaślubin Jadwigi i Stanisława Kozłowskich. Potem był gościem w ich mieszkaniu.

Stanisław Kozłowski zmarł w następnym roku, tuż po pierwszej pielgrzymce Ojca Świętego do Polski. Jadwiga Kozłowska, emerytowana nauczycielka gry na fortepianie, odeszła do Pana w ubiegłym roku. W 1997 roku TYGODNIK gościł w domu państwa Kozłowskich, w którym wielokrotnie bywał późniejszy Papież.

- Po maturze rozpoczęłam studia muzyczne w Krakowie. Mieszkałam w żeńskim internacie prowadzonym przez Siostry Nazaretanki. Niedaleko był kościół Św. Floriana, gdzie wikarym był Karol Wojtyła. W pobliżu była Politechnika, Akademia Sztuk Pięknych – słowem, mocne studencki środowisko, któremu duszpasterzował ks. Karol – wspominała pani Jadwiga.

Był najlepszym przyjacielem

Przy parafii spotykała się grupa przyjaciół, których łączyło zamiłowanie do muzyki, śpiewu, turystyki i wspólna modlitwa. Ks. Wojtyła, od marca 1949 roku do sierpnia 1951 wikary u Św. Floriana, był dla młodych ludzi spowiednikiem, przewodnikiem duchowym, ale też partnerem w dyskusjach, towarzyszem zabaw, wędrówek turystycznych, animatorem aktorskich przedsięwzięć. Lubiany przez wszystkich. Był ich najlepszym przyjacielem, "starszym bratem", "wujkiem".

- To był piękny okres młodzieńczych poszukiwań, przyjaźni, które przetrwały dziesiątki lat. Z naszej grupy pięknie nazywającej siebie "Rodzinka" wyszło wiele małżeństw. Ja też wtedy poznałam swojego męża. Karol Wojtyła miał często dobroczynny wpływ na nasze decyzje. Wszystkim udzielał potem ślubów, chrzcił dzieci. Jeździł po całej Polsce. Miewał pretensje do członków "Rodzinki" jeśli ktoś nie powiadomił go na czas o chrzcie swojego dziecka – mówiła pani Jadwiga.

"By ludzie byli dobrzy"

W 1952 roku inż. Stanisław Kozłowski dostał nakaz pracy w Starachowicach. Tu, w 1953 r. zamieszkało młode małżeństwo, tu urodziło się ich troje dzieci.

- Wszystkie chrzcił "Wujek". Córkę w 1959 roku już jako biskup. Po tej wizycie mąż, choć całe życie bezpartyjny, był przesłuchiwany przez cały komitet PZPR. Mieli mu za złe kontakty z biskupem, grozili, pokrzykiwali. Bardzo ciężko to przeżywał.

Ks. Wojtyła bywał w Starachowicach wielokrotnie. Często wpadał "po drodze". Np. jadąc pociągiem z Lublina przez Skarżysko Kamienną odbijał nieco i odwiedzał Kozłowskich. Choćby na kilka godzin. W 1958 roku został biskupem pomocniczym w Krakowie. Wtedy odwiedziny stały się rzadsze, ale przyjacielskie kontakty nie ustawały.

- Jakim był człowiekiem? Przyjaznym dla wszystkich, wesołym. Nie stwarzał dystansu między sobą a nami. W naszych czasach studenckich był jednym z nas. Przede wszystkim chciał, by ludzie wokół niego byli dobrzy. By świat wokół był dobry.

Wujek

Pani Jadwiga z rozrzewnieniem wspomina turystyczne wędrówki "Rodzinki".

- Nasze wyprawy były inne niż dzisiejsze. Szliśmy w Bieszczady niosąc cały ekwipunek na plecach. Namioty, jedzenie, cały sprzęt. A Wujek? On też dźwigał wszystko co jego, plus wszystkie liturgiczne "przyrządy". Pamiętam Msze odprawiane w lesie, na łąkach. Niezapomniane chwile przeżywaliśmy podczas modlitwy w opuszczonych cerkwiach – wspominała pani Jadwiga.

- Starachowice zawsze mu się podobały. Lubił je, przede wszystkim ich pagórkowaty krajobraz.

Początki znajomości państwa Kozłowskich z przyszłym Papieżem przypadły na mroczny okres stalinizmu. Prześladowanie Kościoła w Polsce wkraczało w epicentrum. Wkrótce miał być uwięziony ks. prymas Stefan Wyszyński. Przyjaźń, publiczne pokazywanie się z księdzem nie było przepustką do kariery. Dlatego zwracanie się do Karola Wojtyły per "Wujek" (poza familiarnym) miało również znaczenie "konspiracyjne".

- Został "Wujkiem". Przylgnęło to do Niego tak, że nawet jak dziś pisze do nas, to podpisuje się "wujek".

"Przypominam św. Jadwidze..."

Pani Jadwiga pieczołowicie przechowuje listy od Ojca Św., wspólne fotografie. Czytam niektóre listy od Jana Pawła II do Jadwigi Kozłowskiej. Pisane są na maszynie, odręcznie podpisywane. Ciepłe, rodzinne, bardzo osobiste słowa od Człowieka, który mimo pełnienia największej kościelnej godności, mimo oddalenia, mimo wieku i stanu zdrowia zawsze pamięta o swojej "Rodzince". Jeden z listów Papież kończy np. takim dopiskiem: "Zbliża się dzień 16 października więc przypominam Św. Jadwidze, by pamiętała o tej, która jej imię nosi".

- Wszyscy z naszej grupy, którzy jeszcze żyją, pisują listy do Papieża. Do wszystkich odpisuje. Ci, którym zdrowie i sytuacja materialna pozwalają, jeżdżą do Watykanu na wigilię. Ja spotkałam się z Ojcem Św. kilka razy podczas Jego pielgrzymek do Polski. Zwykle miał dla nas czas w Krakowie późnym wieczorem, w Pałacu Arcybiskupim. W kontakcie nic się nie zmienił. Zawsze szczery, serdeczny, zawsze ciekawy wszystkiego. Prosi byśmy przysyłali mu nasze zdjęcia i wiadomości o naszych dzieciach, wnuczkach, ich rodzinne fotografie. Ze wzruszeniem ogląda je zawsze, czasami w listach coś dowcipnie skomentuje. Zapewnia o modlitwach, błogosławi – mówiła Jadwiga Kozłowska w 1997 roku.

"Muszę być posłuszny"

Ostatni raz ks. kardynał Karol Wojtyła był w Starachowicach w kwietniu 1978 r. W kościele pw. Wszystkich Świętych odprawił Mszę św. w intencji rodziny Kozłowskich, w 25 rocznicę ślubu Jadwigi i Stanisława. Potem w domu Jubilatów Karol Wojtyła zjadł kolację. Kardynałowi towarzyszył ks. Stanisław Dziwisz, potem osobisty sekretarz Papieża.

- O godzinie 23.00 ks. Stanisław zapukał w zegarek. Wujek powiedział: Widzicie, już puka. Muszę być posłuszny. Wstał, pożegnaliśmy się i odjechał. Pół roku później był już papieżem – wspominała Jadwiga Kozłowska.

- Jak się dowiedziałam o tym? Wróciłam ze szkoły muzycznej, a tu mąż wyskakuje z pokoju i woła do mnie: Wujek został papieżem! A ja na to: No to nie mamy już Wujka... Myśleliśmy, że nasze kontakty już się skończyły. A tu gdzieś po miesiącu wszyscy z "Rodzinki" dostali listy od "Wujka". Pisał, że nie wyobraża sobie, by między Nim a nami coś się zmieniło. No i pozostał "Wujkiem".

Czy Jan Paweł II jest świętym człowiekiem? Myślę, że świętość nie zawsze musi być widoczna dla oczu. On jest człowiekiem bardzo dobrym i bardzo mądrym. Pan Bóg zdecyduje co dalej... - powiedziała Jadwiga Kozłowska. 

Jarosław Babicki

 

 

Papież powrócił do domu Ojca

 Tak bardzo, szczególnie w ostatnich tygodniach i dniach chcieliśmy, szczególnie my ludzie wierzący - by ten Wielki Święty był chociaż przez jakiś czas jeszcze razem z nami. Bo bardzo potrzebujemy ludzi świętych na te zupełnie nieświęte czasy... Bo bardzo potrzebujemy dzisiaj przewodnika na bezdrożach i autorytetu wśród szukania po omacku.

Kiedy zatem dopadła nas ta porażająca wiadomość  – padamy na kolana a do naszych uszu dobiegają Jego słowa wypowiedziane w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie prosił – "Módlcie się za mnie teraz i po śmierci!"

Modlitwa za naszego papieża, to nasz obowiązek. Ten sam wczoraj, dziś, jutro i zawsze. Nic się nie zmieniło nawet ze śmiercią Papieża. On ma być ciągle tak samo żarliwie wpisany w naszą modlitewną pamięć.

Przyzwyczailiśmy się do tego że On jest zawsze z nami. I dla ludzi trzydziestoletnich ta prawda nabiera aptekarskiej miary. I każdy z nas ma do Niego bardzo osobisty stosunek.

Na prośbę redakcji, spośród wielu swoich spotkań, przywołam z pamięci dwa spotkania bezpośrednie z Ojcem. Najpierw to, które było w 1991 r. w Radomiu. Jednym ze znaczących punktów było poświęcenie nowozbudowanego Wyższego Seminarium Duchownego. Na ów czas byłem Dyrektorem Budowy Seminarium jak również koordynatorem wszystkich działań związanych z papieską wizytą w Radomiu. Stąd niejako w sposób naturalny, dołączyłem do Księży Biskupów Materskiego, Zimałka i Odzimka – na płycie radomskiego lotniska witając w imieniu całego Prezbiterium Radomskiego przybywającego Ojca św. I wtedy to po przedstawieniu mnie przez Biskupa Ordynariusza Ojcu św. – usłyszałem słowa: " Dziękuję Ci za zbudowanie Seminarium".

A ostatnie spotkanie było niedawno, w listopadzie 2004 r . Ojciec św. był już bardzo wyraźnie osłabiony. Spotkanie było krótkie. Widać było na twarzy ból cierpiącego człowieka. Oprócz kilku słów - błogosławieństwo i uścisk dłoni pozostawiły w mej pamięci niezatarte wrażenie.

A kolejne miało być w najbliższy wtorek lub w środę. Wybierałem się do Rzymu razem z Ks. Biskupem Ordynariuszem. Wyjazd został zaplanowany przed 3 miesiącami. Bilety zostały wykupione. Pojedziemy –ale dzisiaj wiem, żę to spotkanie będzie odmienne od wszystkich poprzednich – już tylko z serdeczną modlitwą za duszę Papieża u grobu Apostołów.

Kiedy będą czytane te słowa będzie już pewnie znany testament Papieża. Ale myślę, że swój testament przekazał nam, kiedy jako Papież - po raz pierwszy przybył z pielgrzymką do Ojczyzny. Tam w Krakowie, w dniu 9 czerwca 1979 r. powiedział takie słowa:

"I dlatego pozwólcie – że zanim odejdę – popatrzę jeszcze raz na Kraków, na ten Kraków, w którym każdy kamień i każda cegła jest mi droga.... zanim stąd odejdę, popatrzę stąd na Polskę... i dlatego zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście to dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością... abyście nigdy nie zwątpili, nie znużyli się i nie zniechęcili, - abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy... abyście od Boga nigdy nie odstąpili.

Proszę Was o to przez pamięć i wstawiennictwo Bogarodzicy z Jasnej Góry i wszystkich Jej sanktuariów na ziemi polskiej, przez pamięć św. Wojciecha, który zginął dla Chrystusa nad Bałtykiem, przez pamięć św. Stanisława, który legł pod mieczem królewskim na Skałce. PROSZĘ WAS O TO!!!"

Ks. Stanisław Pindera

 

Módlmy się

Mam wielką prośbę do wszystkich czytających te słowa: módlmy się koronką do Bożego Miłosierdzia, ulubioną modlitwą Ojca Świętego! To nic trudnego.

Na zwykłym różańcu na początku odmawiamy Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Wierzę. Potem tak jak normalny różaniec, ale zamiast Ojcze nasz wezwanie "Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego syna Twego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. A zamiast "Zdrowasiek": Dla Jego bolesnej męki - miej miłosierdzie dla nas i całego świata". Kończymy koronkę powtarzanym trzykrotnie Święty Boże, Święty mocny, Święty a nieśmiertelny zmiłuj się nad nami i nad całym światem. Można dodać JEZU UFAM TOBIE.

To bardzo ważna, jeśli nie jedna z najważniejszych modlitw.

Powinniśmy ją odmawiać w godzinę śmierci Pana Jezusa czyli o 15. Bezwzględnie odmawiajmy ją zawsze przy osobach lub za osoby konające.

Może Polska stanie się jak Filipiny, gdzie o 15 zamiera życie, bo prawie wszyscy odmawiają koronkę?

Aleksander Łącki

Pierwszy redaktor naczelny Tygodnika Starachowickiego

 

Papamobile ze Starachowic

Na pierwszą pielgrzymkę Ojca Świętego do Ojczyzny w 1979 r, starachowicka FSC skonstruowała podwozie samochodu, którym papież podróżował po kraju. Papamobile – samochód papieża robiony był w Fabryce Samochodów Ciężarowych wiosną 1979 roku. Odpowiedzialnym za całość konstrukcji był nieżyjący Stanisław Kozłowski, bliski przyjaciel Karola Wojtyły jeszcze z czasów młodzieńczych. Zmarł tuż po pierwszej wizycie papieża w Polsce.

- W sumie przy adaptacji podwozia do "papa mobile" pracowało około dziesięciu osób – wspomina Ryszard Bolewski, który był wtedy głównym konstruktorem w zakładzie doświadczalno-konstrukcyjnym FSC.

- Była to nadzwyczajna robota zlecona przez Zjednoczenie Przemysłu Maszynowego, czy ZPMot. Trochę zatarło się to w pamięci, bo upłynęło już kilkanaście lat od tego wydarzenia. Zaczęliśmy prace na kilka miesięcy przed wizytą papieża i trwały one ze dwa miesiące. Konstrukcja podwozia pochodziła od stara 266, nadwozie trzeba było przystosować do potrzeb, czyli podwyższyć, żeby papież był widoczny, żeby mógł pozdrawiać wiernych. Cała "góra" samochodu wykończona była w Warszawie. My oddaliśmy umalowany "dół". Z tego co wiem to do nas nie wrócił. Oczywiście rok 1979 to był czas oczekiwania na zmiany. Każdy żył nadzieją, że przyjazd Jana Pawła II wpłynie jakoś na całą sytuację. To był czas powszechnego entuzjazmu – mówi R. Bolewski.

Podobnie okres ten wspomina Augustyn Czarnkowski ze Starachowic. Był przy malowaniu "papamobile". Oczywiście samochód był koloru białego dokładnie i elegancko wykończony.

- Wszyscy byli ogromnie zaangażowani w te prace, gdyż był to samochód specjalnie dla Papieża. Jednak okres był wtedy ciężki. Pamiętam, że Kozłowskiego, który odpowiadał za całość pilnowali dzień i noc. Interesowali się z kim się kontaktuje, co robi. Ja byłem odpowiedzialny za technologię malowania. To był wyjątkowy samochód – jeden. Nie była to produkcja seryjna. Kierownik Kozłowski był bardzo uczciwym, zacnym człowiekiem. Odpowiedzialnie podchodził do tego zadania, dobrał odpowiednią załogę, a później sumiennie wszystko nadzorował. Radość wszystkich była wielka. Ludzie wierzący, patrioci cieszyli się bardzo, że uczestniczą w pracach przy konstrukcji "papamobile". Każdy wewnętrznie bardzo to przeżywał – mówi A. Czarnkowski.

Antoni Chmielnicki z Kielc pracował w tym czasie jako dyrektor Ośrodka Badawczo-Rozwojowego FSC. Przedstawiciel episkopatu zgłosił się do niego z zadaniem zrobienia "papamobile". Jak wspomina A. Chmielnicki, Starachowice miały wykonać dwa samochody dla papieża. Jeden rzeczywiście służył Ojcu Świętemu podczas wizyty w Polsce, drugi nie został wykorzystany.

- Przez dwa lata stał na placu na terenie zakładów, aż w końcu został przekazany do pegeeru w Bytowie w województwie słupskim. Ten, tak zwany dubler, miał jeździć razem z "papamobile" i stanowić dodatkową ochronę. Wygląda na to, że w końcu zrezygnowano z niego – opowiada A. Chmielnicki. – Pamiętam, że każdy chciał się przysłużyć przy konstrukcji tego wyjątkowego samochodu.

Samochód papieża wykonany na podwoziu "stara" został w tajemnicy zdemontowany na polecenie najwyższych władz partyjnych w 1980 roku w Warszawie.

A.J. (1997)

 

 

 

p

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 04/04/2025 11:43
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do