Reklama

Wspominamy...

Dlaczego wybory 4 czerwca 1989 r. były takie ważne? Jakie nastroje panowały wówczas wśród mieszkańców - lokalnych działaczy "Solidarności"? Jak wspominają czas przed wyborami? Rozmawiamy z lokalnymi działaczami Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" aktywnymi podczas przełomowych wyborów.


Komuna była jak dzikie zwierzę...

Edward Dudek, przewodniczący Komitetu Obywatelskiego "Solidarność"(KO "S")

- Na pewno było to dla nas ludzi Solidarności ogromne przeżycie, ogromna sprawa. Był koniec lat 80-tych, pojawiła się fala strajków, sklepowe półki świeciły pustkami. Baliśmy się, żeby przez te wydarzenia nie było kolejnego stanu wojennego. W 1988 r. reaktywowaliśmy "Solidarność" w starachowickiej Fabryce Samochodów Ciężarowych. Przyszedł czas na Okrągły Stół. Pojawiały się głosy, żeby nie brać w tym udziału. Takiego zdania byli szczególnie AK-owcy. Nie wierzyli, że z Okrągłego Stołu mogłoby wyniknąć co dobrego. My jednak patrzyliśmy na to w inny sposób. Wiedzieliśmy że jest to jakaś "furtka do wolności", że jeśli jej nie wykorzystamy, nadal nic się nie zmieni, a skutki wydarzeń jakie miały wówczas miejsce będą tragiczne. Ja i inni moi koledzy jak np. Zbigniew Rafalski czy Adam Krupa, mieliśmy wyroki. Baliśmy się o siebie i swoje rodziny. Ja miałem na wychowaniu piątkę dzieci. Chcieliśmy z tego skorzystać, z nadzieją że coś się zmieni. Chcieliśmy także pokazać innym, że nie możemy się bać.

Jak wspominam wybory 4 czerwca? To była niesamowita sprawa. Nie pamiętam, żeby wcześniej odbyło się takie pospolite ruszenie jak wówczas. Nie mieliśmy nic: ani doświadczenia ani pieniędzy ani mediów. Jedynie wydawnictwa podziemne. Mimo to wygraliśmy! Pamiętam nasze spotkania w salce katechetycznej przy parafii pw. Wszystkich Świętych, u księdza Tadeusza Jędry. Pamiętam co mi kiedyś powiedział: "Panie Edwardzie, nie boicie się?" Odpowiedziałem, że owszem boimy się, ale nie widzimy innego wyjścia. On wówczas powiedział mi: "Pamiętaj, komuna jest jak dzikie zwierzę , które nawet gdy kona potrafi jeszcze zrobić człowiekowi krzywdę" Zapamiętałem na długo te słowa.



Nikt się tego nie spodziewał

Marek Pawłowski, komisja łączności i organizacji spotkań w  KO "S"



- Najbardziej w pamięci utkwiły mi wydarzenie sprzed samych wyborów. Ta cała bieganina, załatwianie różnych spraw, brak snu. Wtedy jeszcze nie do końca wierzyliśmy, że nam się powiedzie, że możemy liczyć na wygrane wybory. Nikt nie spodziewał się takiego wyniku! Gdy zaczęły spływać pierwsze dane o wynikach nie dowierzaliśmy. To była prawdziwa euforia Potem pojawiło się pytanie: co dalej? Wynik wyborów to jedno, ale jaka czeka nas przyszłość?Cieszyliśmy się jednak z tego, co udało się osiągnąć. Czas pokazał jak w rzeczywistości wyglądało owo przejęcie władzy.Wielki entuzjazm



Stanisław Kosior, komisja propagandowa w  KO "S"

- W 1989 r. stanęliśmy przed wielkimi zadaniami. Po pierwsze organizowaliśmy odtworzenie związku zawodowego "Solidarność". Po drugie mieliśmy przed sobą wybory 4 czerwca. Nie byliśmy do końca przygotowani do tych zadań, nie mieliśmy odpowiedniego doświadczenia. Mieliśmy niesamowicie trudno, nie mieliśmy nic: lokali, telefonów, papieru, dostępu do drukarni, bo wszystko było blokowane przez komunistyczne władze. Był jednak w nas wielki entuzjazm. Pracowaliśmy z oddaniem po całych dniach, żeby wygrać.  Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jedynie wygrana może coś odmienić. Udało się.





Pospolite ruszenie
Ewa Markowska, sekretarz KO "S"
- Po raz pierwszy mogliśmy decydować na kogo głosujemy i po raz pierwszy mieliśmy możliwość wyboru - jakiegokolwiek. Społeczeństwo pokazało wtedy dokładnie  jak ocenia ówczesną władzę. To była prawdziwa euforia. Pamiętam, że całymi rodzinami braliśmy udział w kampanii i wiecach wyborczych. Wspominam jeden z takich wyjazdów do Kałkowa, gdzie pojechałam razem z mężem i moimi dwoma synami: 15 i 12-letnim. Oni również uczestniczyli w wiecu, roznosili ulotki, na których było wyjaśnione jak głosować. Samochodów było niewiele. Auta mieli Krzysiek Daniszewski i Marian Siedlak. Tymi samochodami jeździliśmy na wiece po całym powiecie.
Pamiętam również co opowiadała moja koleżanka, która podczas tych wyborów była mężem zaufania. Ludzie którzy po kościele wchodzili do lokalów wyborczych, najpierw zwracali uwagę czy w komisji siedzą osoby mające znaczek Solidarności. Wiedzieli że jeśli tacy są, mogą spokojnie głosować, bez obawy że wybory zostaną sfałszowane.







Pierwsza stłuczka i śmiertelne zmęczenie


Grzegorz Walendzik, komisja organizacyjno-prawna w Komitecie Obywatelskim
- Wspomnień z tamtego okresu jest tyle, że można by książkę napisać! Przede wszystkim wspominam wielkie zaangażowanie i pracę przed samymi wyborami. Z racji tego, że pracowałem w Kielcach, byłem pewnego rodzaju łącznikiem jeśli chodzi o załatwianie spraw komitetu. Pamiętam, że jadąc kiedyś do Kielc po odbiór blach (służących do wydrukowania plakatów wyborczych) już w samych Kielcach miałem stłuczkę. Była to pierwsza moja stłuczka w życiu. Pamiętam jednak, że nie tak bardzo przejął mnie sam wypadek, ale fakt czy zdążę odebrać blachy i dostarczyć je na czas do drukarni! Miały to być plakaty wyborcze Michała Chałońskiego i Adama Mitury. Wszystko udało się załatwić na czas.


Druga sprawa, która utkwiła mi w pamięci to ogromne zmęczenie, jakie mnie dopadło już po nocy wyborczej. Działaliśmy w Komitecie Obywatelskim i 4 czerwca - dzień wyborów rozpoczął się dla mnie o 5 rano. Naszą siedzibą był wąski i mały pokoik w Domu Nauczyciela. Patrząc na wybory z dzisiejszej perspektywy, nie wszystko jak np. rozklejanie plakatów w ranek wyborczy na wszystkich słupach w pobliżu szkoły podstawowej nr 1, było zgodne z dzisiejszymi standardami. Nie było jednak ciszy wyborczej.


W komisjach wyborczych mieliśmy swoich ludzi. Nasi przedstawiciele mieli do nas dzwonić, gdyby działo się coś niepokojącego. Przed południem zrobiliśmy objazdy po komisjach w powiecie, co też by dziś nie mieściło się w głowie! Pamiętam, że przedstawiciele ówczesnych władz, którzy zasiadali też w komisjach patrzyli na nas ze zdziwieniem, gdy weszliśmy, przedstawiliśmy się i zapytaliśmy o przebieg wyborów. Jednak wszystko odbyło się w grzecznej atmosferze.
Telefony od naszych członków komisji rozdzwoniły się ok. 23.00-24.00. Okazało się, że pojawił się problem z głosami na listę krajową. Nie wszyscy wyborcy właściwie oddali głos (chodziło o konieczność wykreślania każdego nazwiska osobno zamiast dokonywania jednego skreślenia znakiem "X", kwestia dopuszczalności skreślenia całej listy jednym przekreśleniem budziła wątpliwości). W razie jakichkolwiek problemów mieliśmy kontaktować się z prof. Andrzejem Zollą. Nie mogliśmy dać się ograć. Przez całą noc zbieraliśmy informacje z lokali wyborczych. Po pewnym czasie okazało się, że jest dobrze.











 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do