
27 października 1942 roku Niemcy zlikwidowali getto w Wierzbniku. Horror i uliczne mordy, krzyki. Młodzi, silni, kontra za starzy, za młodzi, zbyt słabi. Świat zdaje się być oszalałym z nienawiści. Ludzie zapomnieli o ludzkich odruchach. Dzieje się groza. Właśnie tak zapamiętali ten dzień żydowscy mieszkańcy Wierzbnika.
Świt. Policja żydowska wkracza do domów wierzbnickich Żydów i ogłasza, że na mocy niemieckiego dekretu wszyscy mają opuścić domy i stawić się na rynku. Mieszkańcy getta wiedzą, co ich czeka, zabierają ze sobą małe paczuszki z osobistymi rzeczami, które są pod ręką od jakiegoś czasu.
- Byłem jednym z pierwszych którzy udali się na rynek. Czekały na nas oddziały SS, pierwszy raz zobaczyłem tam oddziały Łotyszy. Odwróciłem się i stanąłem twarzą do ulicy Krótkiej. Łotysze przechodzili przechodzili między nami i żądali wydania wszystkiego, co cenniejsze. Siłą, której towarzyszyły obelgi, rabowali co tylko można było. Mając pozwolenie na pracę zostałem w grupie, która miała odmaszerować do obozu Strzelnica. Pilnowali nas Ukraińcy, którzy tworzyli straż. Szliśmy kilka kilometrów, a za nami strażnik, który co jakiś strzelał. Kula minęła mnie o włos, trafiając mojego przyjaciela Josefa Cohena. Potem dopiero się dowiedziałem, że osoby, które były chore, które nie mogły wyjść z domu na rynek, zostały w tych domach zamordowane. Wśród tych osób był dziadek mojej żony Josef Lichtenstein i jego żona Gitel - opowiada Jerahmiel Singer.
...
Jedną z dziewcząt na rynku była Hela. Ładna, mądra, delikatna, oddana bardzo rodzinie. Czekała spokojnie na wynik selekcji. Stała tuż obok mnie i na rękach trzymała najmłodszego brata. Pozostałe rodzeństwo drżało uczepione jej sukienki. Niemiec dowodzący selekcją przyjrzał się jej przelotnie i od razu zaliczył do zdolnych, co oznaczało, że dziewczyna ma szansę przeżyć. Próbowano ją wyciągnąć z kolejki śmierci, ale Hela ani drgnęła. W końcu podeszli do niej litewscy żołnierze i namawiali, by dołączyła do żywych. Otaczający ją ludzie także kazali jej ratować przede wszystkim siebie, ale Hela nie ustąpiła. Tylko raz podniosła głowę, gdy stanął przed nią jeden z litewskich żołnierzy. Miał okrągłą twarz, różowe policzki i okrucieństwo w oczach. Spojrzał na nią z zaciekawieniem i ni stąd ni zowąd uderzył ją w twarz lufą karabinu. Karabin złamał jej szczękę i przeciął podbródek. Nachylił się nad nią i szepnął do ucha, żeby zostawiła dziecko i dołączyła do tych, którzy mogą pracować. Ale Hela stała tam z Lubą i jednym z braci u boku, z drugim bratem na rękach - była skąpana we krwi. Nie uroniła ani jednej łzy, twarz jej nie wyrażała żadnych uczuć. Zdecydowana, uparta i odważna. Do końca nie opuściła swojego rodzeństwa. Przez całą wojnę towarzyszył mi jej obraz, to ona dała mi nadzieję i siłę do walki - wspomina Faiga Lustman.
...
Ci, którzy trafili do obozów codziennie byli odzierani z godności, upokarzani,
- W środku nocy, w samą wigilię Bożego Narodzenia, przed wjazdem do obozu Strzelnica przyjechała ciężarówka.
- Eine minute, alles raus (Wszyscy wychodzą za minutę). - rozlega się potworny krzyk.
Zrobił się straszny rwetes, wszyscy - nawet chorzy z 40-stopniową gorączką - dziko i na oślep biegną do jedynej obozowej bramy, gdy nagle dowódca obozu krzyczy: Eine minute alles schlaft (Za minutę wszyscy śpią). Taką to sztukę bożonarodzeniową sobie wystawili naszym kosztem - wspomina Symcha Mincberg, który wojnę przeżył.
...
To zło miało twarze. Jedną z nich był szef Gestapo - Becker.
- Razu jednego Becker poszedł do obozu i tych, którzy byli chorzy i leżeli na izbie chorych wystrzelał, a było ich 12 osób. Przy pracy też często bił i szczuł psem.
- Becker miał dużego psa, którego szczuł na Żydów w getcie i ludzi idących ulicą. Widziałem bezpośrednio dwa razy jak Becker przyszedł na stołówkę do zakładów i pobił dwóch Żydów do utraty przytomności, następnie szczuł na nich psa, by na koniec ich kopać.
- Zastrzelił żydowską dziewczynkę, która przekroczyła granicę dzielnicy żydowskiej. W czasie wysiedlania Żydów razem z innymi gestapowcami strzelali do nich, a potem jeździli po ich ciałach samochodami. Rozjeżdżali także rannych.
Kolejna twarz nazywana była "Noskiem".
- Widziałem, jak "Nosek" zatrzymuje na ulicy Kolejowej czterech Żydów. Szedłem za nimi aż do rzeki. Kazał im stanąć na moście i zastrzelił całą czwórkę - opowiada jeden z żydowskich mieszkańców Wierzbnika.
...
Tak właśnie cichły żydowskie głosy tłumione przez otaczającą ich nienawiść. Tak właśnie ginął żydowski Wierzbnik.
...
Informacje zaczerpnięte z Księgi Pamięci i archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Kielcach.
Aneta Marciniak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie