Reklama

SZUKAJMY ŚLADÓW "WUJKA" W STARACHOWICACH

W latach 60. XX wieku mieszkałem przy Krzosa. Niemalże przez płot, był ogród i dom rodziny Jadwigi i Stanisława Kozłowskich, których przez ćwierć wieku (1954-1978) Karol Wojtyła odwiedzał kilkanaście razy! Czy Go wtedy spotkałem? Wątpię, ale... z dworca wędrował przez park, pewno odmawiając różaniec, może w naszych intencjach, i może przechodził koło mojego domu. Był zapalonym turystą i potrafił docenić walory miasta nad Kamienną. Czuł się tu dobrze. Mówił o tym przyjaciołom. Dziś, sto lat po Jego urodzinach i 42 lata po Jego ostatniej wizycie w Starachowicach, może powinniśmy zdobyć się na refleksję nad tym, co nam zostawił w swoim nauczaniu i odpowiedzieć na pytanie, czy z tego w ogóle chcemy skorzystać.

Chyba nie ma wiele takich miast, do których tak często przyjeżdżał Karol Wojtyła, by odwiedzić starych znajomych, udzielić Im sakramentów i po prostu z nimi pobyć, choćby przez kilka godzin. Byli pierwszym małżeństwem, z kilkunastoosobowej wspólnoty studentów, którą animował, gdy był u św. Floriana w Krakowie, tuż po studiach w Rzymie. To przecież On im ślubnie pobłogosławił w podczęstochowskim Poraju, a potem w 1954 roku, w drewnianym kościółku przy Radomskiej ochrzcił Andrzeja, ich pierworodnego. Ostatni raz był w Starachowicach w maju 1978 r., zaledwie na pięć miesięcy przed pamiętnym konklawe. Wydaje się, że była jakaś nadzwyczajna więź, między Kozłowskimi, a młodym księdzem, potem biskupem Krakowa i Rzymu.

Jadwiga. To ona, w pociągu do Zakopanego, jeszcze w czasach stalinowskich, wymyśliła słynne "Wujek", by go chronić i odciągnąć uwagę od młodego księdza z plecakiem, w pumpach, kangurce i traperkach. Był jej za to wdzięczny, a każdy list, nawet z herbem papieskim, podpisywał skromnym "wujek". Przez kilkadziesiąt lat pani Kozłowska, absolwentka krakowskiego konserwatorium, cierpliwie i z dużą kulturą, uczyła gry na fortepianie i wychowywała kolejne pokolenia starachowiczan. Dbała o ogródek, w którym On bywał. Skromna, pracowita i dyskretna. Na łożu śmierci w 2004 roku prosiła syna, by spalił tę, już wtedy bardzo słynną, korespondencję.

Stanisław. Chyba nawet dzieci nie znają o Nim całej prawdy. Dopiero po jego, tak przedwczesnej śmierci, dowiedziały się, że miał dwa miejsca urodzin. Był repatriantem, a jego okupacyjne losy, także na kresach Rzeczypospolitej, chyba na zawsze pozostaną tajemnicą. Solidny inżynier, konstruktor. Gdy FSC otrzymało zlecenie na wykonanie pojazdu dla papieża, koordynował i troszczył się o to, by wszystko było jak trzeba. Podobno sugerował, by zrobić drugi pojazd, na wszelki wypadek. Nie słuchali go, a gdy było już "za pięć dwunasta", kazali robić dublera. I pojawił star papieski nr 2! I była ofiara. Najwyższa. Gdy Jan Paweł II peregrynował po Warszawie, w Starachowicach, w szpitaliku fabrycznym przy Radomskiej, kilkaset metrów od tak ważnej dla rodziny Kozłowskich świątyni, tego zdrowego, niespełna sześćdziesięcioletniego mężczyznę, dopadł kolejny zawał i zakończył jego normalne i prawe życie.

Andrzej. Pierwszy z dziatwy rodzinki studenckiej, którego ks. Karol ochrzcił w 1954 roku, co potwierdza wpis - z cennym autografem - znajdujący się w księgach parafii Omnium Sanctorum. Andrzej Kozłowski do dziś pamięta, przejażdżkę arcybiskupim mercedesem ulicami Starachowic, w dniu swojej Pierwszej Komunii Świętej w maju 1963 roku. Pytany o szczegóły rozmów rodziców z dostojnym gościem przyznaje, że ich nie poznał. Mama i tata byli powściągliwi i dyskretni. Oczywiście, był w domu na ostatnim jubileuszowym, a jak się okazało także pożegnalnym, spotkaniu w maju 1978 r. Pamięta, że w pewnym momencie wszyscy usłyszeli huk, jakby coś ciężkiego runęło na drewnianą podłogę... To miejscowy proboszcz, ks. Tadeusz Jędra pokornie, i dynamicznie, rzucił się do stóp hierarchy z Krakowa i oddał Mu należny hołd. "Trwało to może sekundę, bo już kardynał, swoimi mocnymi rękami, uniósł kapłana". Może ksiądz wyczuwał, co się wkrótce wydarzy i antycypował homagium Prymasa Wyszyńskiego?! Po latach, Andrzej Kozłowski, już jako wicewojewoda witał papieża we Włocławku "Widzę, że poszedłeś w politykę... Pamiętaj żebyś nikogo nie skrzywdził!"- usłyszał od Ojca Chrzestnego.

Przed domem Kozłowskich, przy dzisiejszej Konstytucji 3 Maja, a wtedy Doktor Anki, jest stosowna tablica informacyjna, a na frontonie kościoła Wszystkich Świętych jest płaskorzeźba ze słynnym pojazdem. W w muzeum od lat stoi replika papastara. No, może nie ma jeszcze izby papieskiej, za którą tak chodzili emeryci starachowickiej "Solidarności", przede wszystkim śp.  Maria Lipiec, śp. Andrzej Garbacz, których akcję hojnie wsparł Krzysztof Chaja. Wspominajmy Ich z wdzięcznością...

A 18 maja 2014 było zawierzenie Starachowic świętemu i związana z tym uroczystość, gdy "Lolek z Wadowic" był z nami. I co? Gdzie jesteśmy, my, którzy przyklaskiwaliśmy Jego słowom, a potem płakaliśmy, gdy odszedł? Co z tymi, co nazwani zostali szumnie "Pokoleniem JP II"? Gdzie jesteście? Może po prostu potrzebowaliśmy więcej czasu. Może to już, teraz. Czy On, rzucał słowa na wiatr? Czy gdzieś się zapodziały... To niemożliwe, przecież Starachowice to miasto na skale.

Aleksander Łącki

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-06-24 06:50:39

    "ale... z dworca wędrował przez park, pewno odmawiając różaniec"

    Tak, tak, na pewno tak było :-D

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do