
Zaczęłam współpracę ze "Świerszczykiem" w roli autorki. Duża część z pisanych wtedy tekstów ukazała się kilka lat temu w trylogii magiczno-detektywistycznej "Żółty Smok i Żółty Smok".
Od ilu lat trwa ta przygoda?
To już 10 lat! Zostałam redaktor naczelną "Świerszczyka" w marcu 2008 r. Lista moich obowiązków jest dosyć długa: wymyślam tematy numerów, zamawiam teksty i ilustracje, redaguję, piszę... Może zamiast wymieniać wszystkie te rzeczy, powiem tylko, że praca z ludźmi, którzy tworzą dla dzieci, to najwspanialsza praca pod słońcem!
Udaje się jeszcze znajdować czas na przyjemności?
Kocham kino, a jeszcze bardziej – książki. Uwielbiam czytać, a czasem – także pisać. To ogromna radość. Zwłaszcza kiedy potem okazuje się, że książka "Masz prawa, człowieku", którą współpisałam, ukazała się w Tajpej w języku starochińskim!
Pochodzi Pani ze Starachowic. Do jakich szkół Pani uczęszczała?
Zaczęłam naukę w piątce, w której moja mama, Barbara Sławek, przez wiele lat była nauczycielką. Potem chodziłam do dwunastki, a potem – do klasy humanistycznej w Liceum nr 2.
Wspomnienia związane z latami szkolnymi, nauczycielami?
Szczególnie miło wspominam panią Jolantę Winiarską – uczyła nas języka polskiego w "dwunastce". Myślę, że dzięki niej zdecydowałam się na filologię polską. Mieliśmy też w tej szkole inną wyjątkową Jolantę – Warzechę. Panią matematyczkę. Zgłosiła kiedyś całą naszą klasę do konkursu matematycznego. Oczywiście dalej przeszli chyba tylko Jacek Królik i Robert Grzelka. Ale do dzisiaj pamiętam to zdziwienie – Ja?! W konkursie matematycznym?! Po latach zrozumiałam, co chciała tym osiągnąć i zachwyciłam się jej metodami. No i chyba nie muszę dodawać, że nie miałam w liceum problemów z matematyką. Nie miałam też oczywiście kłopotów z językiem polskim, chociaż przed lekcjami z panią Felicją Korpanty wszyscy byliśmy sztywni ze strachu. Bałam się też trochę surowej i wymagającej pani od historii – pani Barbary Tkaczyk. Niemniej, nigdy potem nie spotkałam tak charyzmatycznej nauczycielki i pedagożki. Ach, i do dzisiaj pamiętam deklinacje z lekcji z naszym wychowawcą panem Władysławem Pokrywką – exercitus, exercirus, exercitui... Nie lubiłam łaciny, ale gdybym wiedziała, ile razy potem będę potem korzystała z tej wiedzy, nie kręciłabym nosem na nominativus, genetivus i resztę przypadków.
A koledzy i koleżanki ze szkolnej ławy?
Po wyjeździe na studia większość kontaktów rozpłynęła się w czasie. Do dzisiaj spotykam się z moją przyjaciółką z ławki – Małgosią Pietrzak (de domo: Szewczyk). Przetrwałyśmy razem podstawówkę, liceum i szkołę muzyczną – ona w klasie skrzypiec, ja – wiolonczeli. Lubiłam ją rozśmieszać, kiedy grałyśmy w orkiestrze. Pani dyrygent i Małgosia lubiły to o wiele mniej... Teraz Małgosia uczy muzyki i języka polskiego w jednej ze szkół na warszawskiej Białołęce. W Warszawie mieszka też moja miłość z siódmej klasy – Jacek Królik – wcześniej jeden z założycieli i wiceprezes dużej informatycznej spółki giełdowej, a teraz mentor, doradca, inwestor i... student teologii. I jeszcze jeden starachowiczanin – Sławek Grzesiak, teraz szef zespołu w dużym koncernie telekomunikacyjnym. Poznaliśmy się w Warszawie i po pewnym czasie oboje ze zdziwieniem skonstatowaliśmy, że pochodzimy z tego samego miasta.
Często odwiedza Pani Starachowice?
Chciałbym przyjeżdżać częściej, niestety, czas tak szybko biegnie, że trudno pogodzić życie w Warszawie z częstymi odwiedzinami w rodzinnym mieście. Nasza rodzina jest duża i nie sposób za każdym razem wszystkich odwiedzić. Odwiedzam więc kilka razy w roku rodziców i wtedy też czasem udaje mi się spotkać z kimś rodziny, na przykład z moją ciocią – Elą Sławek – kobietą o niespożytej energii, dla której nie ma rzeczy niemożliwych.
Czy w rodzinnych Starachowicach ma Pani miejsca, do których czuje wyjątkowy sentyment? Może są to miejsca zabaw, spotkań z przyjaciółmi?
Kocham kino. Odziedziczyłam tę miłość po tacie – Zygmuncie Sławku. Najmilej więc wspominam wizyty w kinach "Robotnik" i "Star", których dzisiaj już nie ma. Ale ciągle jest park, po którym czasem z tatą spacerowaliśmy.
Świerszczyk to najstarsze czasopismo dla dzieci w Europie. Wychodzi nieprzerwanie od 1 maja 1945 roku! Taka tradycja zobowiązuje, dlatego Świerszczyk stara się wypełniać swoją wyjątkową misję – jest mecenasem najlepszej polskiej literatury i ilustracji dla małych czytelników. - Podejmujemy w piśmie ważne i trudne tematy, dotyczące budowania hierarchii wartości czy też radzenia sobie z nieprzyjemnymi emocjami. Ale oczywiście nie stronimy też od baśniowych i czarodziejskich klimatów. A każdy z nich jest przedstawiony w poruszający lub mocno okraszony humorem sposób. Motto pisma: Czytanie dobrze działa na rozum i chroni od kataru, autor – Świerszczyk, Bajetan Hops.
Świerszczyk jest przeznaczony dla dzieci w wieku 6-9 lat. Ale oczywiście kupują go także rodzice młodszych dzieci, a czytelniczkom i czytelnikom, którzy wyrastają ze Świerszczyka, trudno się z nami rozstać.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Zdecydowanie najlepsze czasopismo dla dzieci,inspirujące ,w b.dobrej szacie graficznej.Ta marka towarzyszy mojej rodzinie od pierwszych numerów.Pozdrawiam Całą redakcję !