
Znany wielu mieszkańcom jako prezes Zarządu Starachowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, z którą rozstał się w 2011 roku. Od blisko ćwierć wieku udziela się społecznie najpierw jako radny powiatowy, ostatnio radny miejski. Bronisław Paluch, bo o nim mowa, u progu 80. urodzin odchodzi z pracy na rzecz samorządu. Troska o naszą małą Ojczyznę wypełniała całe jego dotychczasowe życie. Kończy kadencję z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, choć ma świadomość wielu potrzeb mieszkańców. O latach minionych i tym, co jeszcze ważne dla miasta rozmawiała Ewelina Jamka.
- Kiedy reaktywowano samorząd powiatowy w 1999 roku zasiadał Pan na stanowisku prezesa SSM. Z racji pełnionej funkcji Pana kandydatura do Rady była czymś naturalnym?
- Faktycznie zachęcony przez kolegów, pracując w starym powiecie starachowickim miałem ten teren w małym palcu. Nie było wsi, czy przysiółka, w którym bym nie był, nie znał jego potrzeb. Doskonale rozeznawałem się w problemach ludzi. Jeżdżąc w sprawach zawodowych wiedziałem, gdzie, co i komu trzeba. Założyłem wtedy, że jeśli uda mi się dostać do Rady Powiatu, będę starał się pomóc swoją wiedzą i doświadczeniem tym małym społecznościom lokalnym. Z racji pracy było też łatwiej rozmawiać i reagować na pewne sprawy.
W Radzie Powiatu zasiadałem przez trzy kadencje do 2010 roku. Startowałem w wyborach z ramienia PSL. Barwy ludowców były mi od zawsze bliskie, za sprawą mojego dziadka - PSL-owca z czasów Witosa.
Po trzech kadencjach miałem czteroletnią przerwę, do zdobycia mandatu zabrakło 28 głosów, by lista z której startowałem uzyskała mandat. Potem kandydowałem do Rady Miejskiej, w której zasiadam nieprzerwanie do dziś.
- Od początku w Radzie Miejskiej reprezentował Pan głos spółdzielców i wspólnot mieszkaniowych, które Pan tworzył. Dlaczego o tę grupę społeczną szczególnie Pan zabiegał?
- Pełniąc funkcję prezesa SSM miałem poczucie ignorowania ważnych dla spółdzielców spraw, np. cen wody, ścieków, śmieci czy ogrzewania. Kolejni włodarze traktowali spółdzielnię jako odrębny samorząd, umniejszając prawa części mieszkańców miasta. Był to czas uwłaszczania mieszkańców zasobów komunalnych. zmieniały się też zasady gospodarowania mieniem spółdzielców.
- Ale nie tylko spółdzielczość i wspólnoty mieszkaniowe zaprzątały Pana głowę...
- Byłem dość aktywnym radnym. Nie było w zasadzie sesji, na której bym nie składał interpelacji, czego pokłosiem są przepastne teczki z dokumentami. Jako radny powiatowy zabiegałem głównie o sprawy dróg na terenie poszczególnych miejscowości, opierając się na mojej wiedzy, jak ta komunikacja powinna funkcjonować.
W pierwszej kadencji powiatu ważnym wydarzeniem było przejęcie zespołu wielkopiecowego, do czego mnie i całą Radę przekonał Dariusz Dąbrowski, orędownik przejęcia przez powiat Muzeum Przyrody i Techniki. Mam satysfakcję, że podnosiłem za tym rękę, co doceniła m.in. żona Honorowego Obywatela Starachowic Wiesława Myśliwskiego. Podczas wizyty na Wielkim Piecu, stwierdziła, że na jego przykładzie widać potrzebę istnienia powiatu.
- Nie da się ukryć, że to Pan był pomysłodawcą i w zasadzie zadbał o przeprowadzenie procedury nadania Honorowego Obywatelstwa dla W. Myśliwskiego. Ale to nie jedyna Pana zasługa dla miasta...?
- Od początku pełnienia funkcji radnego miejskiego za cel postawiłem sobie m.in. zmiany wizerunkowe. Priorytetem była m.in. zmiana otoczenia Dworca Wschodniego. Nie było dojścia do peronów, a na dodatek przerwano prace podczas modernizacji. Dbałem o dobry finał.
Kolejna sprawa to zbiornik Pasternik - jako pierwszy wnioskowałem o jego modernizację. Na uwadze była ul. Krańcowa, gdzie przyjeżdżali dostawcy i odbiorcy z całego kraju, a nie było uczciwej drogi i parkingu. Pasaż Pietrasińskiego nieopodal ul. Kopalnianej to również mój pomysł.
- Co trzeba pilnie zrobić, a co nie będzie już Pana bezpośrednim udziałem?
- W zakresie inwestycyjnym, kluczowa jest przebudowa Al. Armii Krajowej, to już dawno powinno było zostać zrobione, bo to główna oś komunikacyjna miasta, a daleko jej do miana alei.
Historycznie, moim zdaniem, uregulowania wymaga nazewnictwo przystanków kolejowych związane z Wierzbnikiem. Powinny się nazywać: Starachowice Zachodnie, Starachowice - Wierzbnik i Starachowice Michałów. Trzeba z szacunkiem traktować cały dorobek Wierzbnika i ludzi, którzy dali początek miastu.
Błędem jest określanie mianem Młynówki rzeczki płynącej przez Starachowice, bo ona historycznie nazywa się Wierzbnik. Wyprostowania wymaga też nazewnictwo ul. Radoszewskiego, właściwie powinna być to ul. ks. Bogusława Boksy Radoszowskiego.
Generalnie, Starachowice trzeba porządnie posprzątać, zaangażować w to społeczność lokalną - zaniedbania są ogromne. Trzeba przyjrzeć terenom sąsiadującym z PKP, bo zaległości są niesamowite.
Na niwie sportowej, zależałoby mi na tym, by modernizowany stadion uzyskał imię najlepszego piłkarza urodzonego w Starachowicach Mariana Wysockiego. Chciałbym upamiętnienia starego stadionu, który znajdował się w okolicy ulicy Rogowskiego.
- Czy są osoby, które szczególnie Pan ceni , z którymi miał Pan okazję współpracować?
- Kiedy jako radny udawałem się z różnym sprawami do różnych osób w Urzędzie Miejskim, zawsze byłem traktowany w sposób rzetelny i fachowy. Chciałbym jednak wyróżnić panie z Biura Rady Miejskiej. Z czym bym nie przyszedł, zawsze służyły pomocą i wsparciem. Ogromny szacunek mam dla służb inwestycyjnych z Małgorzatą Galas-Bąba, która wykonuje kawał dobrej roboty. Kiedyś pracowałem w inwestycjach i wiem, że kiedyś było łatwiej. Dziś, biorąc pod uwagę ogrom projektów, które należy dopilnować, to jest tytaniczna praca, z którą pani Małgosia radzi sobie doskonale.
- Jakie uczucia ma Pan w dniach zakończenia pracy samorządowej? Czy można je nazwać poczuciem dobrze spełnionego obowiązku?
- Wydaje mi się, że zostało zrobione to, co było ważne, lepiej lub gorzej, ale zrobione. Cieszę się ze zmian, jakie zaszły w Starachowicach w ostatnim czasie, bo doskonale pamiętam Starachowice, kiedy tu przyjechałem w latach 60-tych. Przez długie lata progres był minimalny. W ostatnim czasie za sprawą możliwości i wsparcia z zewnątrz, dużo się zmieniło. Do określenia "zastaliśmy drewniane a zostawiamy murowane" jest jeszcze daleko, ale zmiany, które zaszły oceniam pozytywnie. Choć zadań i problemów jest jeszcze całe mnóstwo.
***
Bronisław Paluch
Urodził się 18 stycznia 1945 roku we Tęgobórz koło Szczkocina. Po ukończeniu w 1959 roku SP w Szczekocinach kontynuował naukę w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym, gdzie zdał maturę w 1963 roku. Podjął studia na Wydziale Melioracji Wodnych w Wyższej Szkole Rolniczej w Krakowie. Od najmłodszych lat fascynowało go zagadnienie wody, szczególnie tej płynącej. W programie studiów oprócz wykładów z klasycznych przedmiotów miał zajęcia z budownictwa ogólnego, żelbetowego, a także z wodociągów i kanalizacji.
Po ukończeniu studiów otrzymał propozycję podjęcia pracy w ówczesnym Powiatowym Zarządzie Gospodarki Wodnej i Melioracji, którą przyjął w 1968 roku.
W 1987 roku władze Starachowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej zaproponowały mu pracę na stanowisku zastępcy prezesa, które objął 1 stycznia 1988 roku. Wkrótce rozpoczął studia podyplomowe na kierunku \"Gospodarka miejska\" w SGPiS w Warszawie. W SSM pracował do 1990 roku, w którym to, w kwietniu wyjechał do Kłajpedy na Litwę, do pracy przy budowie oczyszczalni ścieków. Pracował tam ponad dwa lata.
Po powrocie do Polski zarejestrował własną działalność w zakresie \"usługi budowlane\" głównie montaż nowoczesnej stolarki budowlanej.
W 1993 roku w w drodze konkursu został wybrany na prezesa Zarządu SSM, której sytuacja - jak ocenia - pod każdym względem była katastrofalna. Pod jego zarządem spółdzielnia wykonała plan naprawczy i rozwojowy. Na emeryturę odszedł 1 lutego 2011 roku.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nareszcie.
Miły człowiek ale jako radny lekko oderwany od rzeczywistości ... Myślę, że powinien być limit wiekowy do zasiadania w Radzie aby dać ludziom młodym możliwość decydowania o losach miasta. Tymczasem na listach wyborczych wciąż wielu emerytów , którzy chyba z nudów walczą o kolejną kadencję..