Reklama

Echa nocnego horroru

Prokuratura Rejonowa w Starachowicach, a także Komenda Powiatowa Policji prowadzą postępowanie, w sprawie wyjaśnienia okoliczności siejącego spustoszenie pożaru, jaki wybuchł w nocy z 27 na 28 stycznia przy ul. Mickiewicza. Wstępnie przypuszcza się, iż przyczyną mogło być zaprószenie ognia, wynikające z nieostrożności domowników.


Niemal za każdym razem, kiedy rozmawia się z doświadczonymi strażakami, którzy byli na miejscu zdarzenia i widzieli na własne oczy, jak wielkie nieszczęście spotkało mieszkańców budynku przy ul. Mickiewicza, podkreślają jeden fakt. Skutki pożaru mogły być bardziej opłakane, gdyby nie czujny sąsiad, który jako pierwszy zwrócił uwagę na palącą się dachówkę oraz godzina wybuchu pożaru. Nie był to środek nocy, kiedy faza snu domowników, byłaby jeszcze bardziej zaawansowana. Wówczas trudniej byłoby o jakąkolwiek reakcję.

- Pytania o przyczyny wybuchu ognia są jednymi z najważniejszych w tej sprawie – mówi w rozmowie z TYGODNIK-iem bryg. Wiesław Ungier, komendant Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Starachowicach. W meldunkach i dokumentach sporządzonych przez strażaków, widnieje wpis, iż wstępną przyczyną było zaprószenie ognia. Jak było naprawdę? - To przede wszystkim pytanie do policji, prokuratury i zapewne biegłego z zakresu pożarnictwa, który wypowie się w tej sprawie – zaznaczył nasz rozmówca.

Bo wyszedł po alkohol...


Od wielu tygodni w mieszkaniu nie było prądu. Energię elektryczną, domownikom miała zastąpić świeczka bądź świeczki. Od iskry pochodzącej z niej – jak wiele na to wskazuje – pojawił się pożar. Co działo się później, nie trudno się domyśleć. W mieszkaniu nie było materiałów łatwopalnych.

Życiowy partner 44-latki, kiedy wrócił do mieszkania zwrócił uwagę na zadymienie. Próbował ratować kobietę, ale sam doznał obrażeń ciała, które nie pozwalały mu na zbyt wiele. Dopiero strażakom ta sztuka się udała. Starachowiczankę przewieziono do szpitala specjalistycznego w Siemianowicach Śląskich. W placówce medycznej życia kobiety niestety nie udało się uratować. - Kiedy weszliśmy do środka, w mieszkaniu była ograniczona widoczność. Można przypuszczać, że 40-latek miał kłopot z odnalezieniem kobiety – stwierdził Marcin Nyga, oficer prasowy starachowickiej KP PSP. Mężczyzna trafił do szpitala w Starachowicach. Na szczęście w jego przypadku obrażenia nie okazały się na tyle poważne, by zagrażały życiu.

Budynek, po tym jak strażakom udało się opanować zagrożenie i ugasić płomienie sprawdzono kamerą termowizyjną. - Na szczęście nie wykazała kolejnych ognisk ognia, które mogłyby rozprzestrzenić się na cały obiekt – podkreślił komendant Ungier. Komenda Powiatowa Policji w ciągu kilku dni, od kiedy teren opuścili strażacy zakończyła czynności.

- Przesłuchani zostali m.in. poszkodowani, a także osoby mieszkające w bliskim sąsiedztwie. Materiały zostały przekazane Prokuraturze Rejonowej, która podejmie stosowną decyzję. M.in. to w jakim kierunku prowadzone będzie postępowanie – powiedziała w minioną środę asp. Monika Kalinowska, oficer prasowy KPP.

Co dalej z budynkiem?


Starachowicka Prokuratura – jak dowiedział się TYGODNIK – prowadzi powstępowanie w związku z art. 163 par. 1 pkt 1 i par. 3 Kodeksu Karnego (kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru, a jego następstwem jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12). - Wykonano już m.in. oględziny miejsca zdarzenia – stwierdziła Eliza Juda, pełniąca funkcję prokuratora rejonowego. Zwłoki 44-latki zabezpieczono do badań.

- Czekamy na wyniki sekcji zwłok, która miała być przeprowadzona w Siemianowicach Śląskich – dodaje prok. Juda. W miniony wtorek na miejscu dramatu byli pracownicy Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. - Ustalenia z kontroli będą podstawą do dalszych czynności administracyjnych. Opinia zostanie także skonsultowana z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków w Kielcach, gdyż obiekt znajduje się pod ochroną konserwatorską – zapowiadała Elżbieta Szafarczyk, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

Dzień później PINB wydał opinię. - Przeprowadzona kontrola dała podstawy do wszczęcia postępowania w trybie katastrofy budowlanej. Z naszych ustaleń wynika, iż duża część więźby dachowej została uszkodzona. Szacujemy, że może to być nawet ok. 75 proc. - mówiła powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Powołana komisja, w skład której weszli m.in. administrator oraz przedstawiciel Urzędu Miasta swoje wnioski przekazała Powiatowemu Inspektoratowi, a ten Głównemu Inspektoratowi Nadzoru Budowlanego.

- Oczywiście, w momencie kiedy prowadzona była akcja gaśnicza został wyłączony z użytkowania. Decyzja wydana na podstawie art. 78 ustawy prawo budowlane ma rygor natychmiastowej wykonalności. Na wspólnotę mieszkaniową przy ul. Mickiewicza (80 proc. tamtejszych mieszkań należy do gminy, trzy lokale to mieszkania prywatne – przyp.red.) nałożono ściśle określone obowiązki – dodaje Szafarczyk.

Zgodnie z wytycznymi PINB, wspólnota zobligowana została do demontażu zniszczonych, elementów drewnianego dachu, stropu oraz poddasza. Ponadto musi zabezpieczyć pozostałe elementy konstrukcji budynku, a także uporządkować teren po powstałej katastrofie budowlanej. Istnieje bowiem ryzyko, iż uszkodzona konstrukcja dachu grozi zawaleniem.

- Jest niestabilna. Ściany poddane zostały wysokiej temperaturze. Na szczęście stropy nie ugięły się w niższych kondygnacjach – wylicza Szafarczyk. PINB nie określił dokładnego terminu, w ciągu, jakiego zalecenia muszą zostać spełnione. - Nad postępem prac sprawować będziemy pieczę. Budynek w takim jak obecnie stanie, bez remontu nie nadaje się do zamieszkania. O tym czy zostanie przebudowany czy wyremontowany, decyzję podejmą właściciele – dodaje.



Czy wiesz, że...
Kilkadziesiąt minut przed północą w piątek 27 stycznia wybuchł pożar w budynku wielorodzinnym przy ul. Mickiewicza w Starachowicach. Dramat rozgrywał się w najwyżej położonym mieszkaniu, gdzie dym i płomienie odcięły drogę ucieczki matce z trojgiem dzieci. Rodzinę szybko ewakuowano z okna drugiego piętra przy pomocy drabiny mechanicznej. Pozostali mieszkańcy samodzielnie opuścili obiekt. W budynku znajdowało się 12 lokali. Ogień niemal w całości strawił konstrukcję dachu. Działania gaśnicze były utrudnione z uwagi na 10-stopniowy mróz powodujący natychmiastowe zamarzanie wody. Teren w sąsiedztwie budynku był pokryty grubą warstwą lodu powstałego z wody gaśniczej. Na miejscu zdarzenia był zastępca prezydenta Starachowic Jerzy Miśkiewicz. Osobom, które straciły dach nad głową zorganizowano lokale zastępcze. W akcji łącznie udział wzięło 19 zastępów Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczych Straży Pożarnych - ponad 80 strażaków.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do